Quantcast
Channel: Paranormalne.pl - Forum
Viewing all articles
Browse latest Browse all 3197

Po tej i po tamtej stronie

$
0
0

Wyjaśnienia przyczyn aktywności widm ujawniających swą obecność poprzez różne dźwięki, sygnały akustyczne należy szukać nie po tamtej, lecz po tej stronie.
Tak uważają parapsycholodzy, a ich poglądy wynikają z wieloletnich badań nad zjawiskiem zwanym poltergeistem. Odgłosy stukania, pukania, kroków, przesuwania mebli systematyzują oni w dwie zasadnicze grupy. W pierwszej widmo najczęściej powiązane jest z określoną osobą; identyfikuje się także z grupą ludzi. Ci jak soczewka skupiają w sobie jego aktywność. Czasami zdarza się, że widmo jest tak silnie złączone z kimś, że „wędruje” razem z nim. Drugą grupę stanowią duchy związane na stałe z miejscem, w którym uaktywniają się co pewien czas. Stąd mówi się o nawiedzonych domach i innych obiektach, gdzie od setek lat „straszy”. W obu przypadkach widmo najpierw uaktywnia się poprzez dawanie sygnałów o swoim istnieniu. Są to najczęściej wszelkiego rodzaju anomalie akustyczne: szmery, szuranie, stukanie, pukanie. Do tego dochodzi przemieszczanie się przedmiotów. Tę działalność parapsycholodzy oceniają jako niezwykle przemyślaną i inteligentną, mającą na celu „sterowanie” zachowaniem obserwatora. A dopiero po dłuższym czasie widmo ukazuje się, ale na krótko, i nie nawiązuje kontaktu.

 

Osobliwe zjawiska

 

Melchior Joller (1818–1865) był szwajcarskim politykiem i publicystą. W roku 1844 wraz z żoną i siedmiorgiem dzieci zamieszkał w rodzinnym domu. Wydarzenia, jakie miały tu miejsce, uczyniły go bardziej sławnym niż prowadzona przez niego działalność polityczna. Drzwi, szafy i okna same otwierały się i zamykały. Kamienie uderzały w dzieci, w meble. Te ostatnie i inne przedmioty przemieszczały się. Do tego dochodziły szmery, skrzypienia. Początkowo Joller bagatelizował te niezwykłe zjawiska, ale z czasem przekonał się, że wraz z rodziną znalazł się w bardzo skomplikowanej sytuacji.

 

Joller Melchior i jego rodzina.jpg

fot/4wymiar

 

Któregoś dnia na podłodze zobaczył leżącego nieprzytomnego syna. Po odzyskaniu świadomości chłopiec powiedział, że kiedy tylko wszedł do tego pokoju, usłyszał trzykrotne pukanie do drzwi, które po chwili wyskoczyły z zawiasów. Następnie na moment pokazała się ledwo widoczna nieforemna biała postać.

 

Na kolejne równie osobliwe zjawisko nie czekano długo. Wieczorem żona zawołała Jollera, żeby przyszedł na piętro. Przyczyną jej zaniepokojenia były dziwne szmery. Po chwili obydwoje usłyszeli kilkanaście zdecydowanych i głośnych uderzeń w drzwi. Mieli wrażenie, że do środka dobija się ktoś bardzo przerażony. Nastąpiła krótka przerwa, po czym stukanie rozległo się ponownie. Tym razem wydawało im się, że dźwięki pochodzą z kilku różnych miejsc jednocześnie. W końcu Joller pokonał strach i otworzył drzwi, lecz za nimi nikogo nie było.

 

Joller w pierwszej kolejności, chcąc zrozumieć zachodzące zjawiska, sięgnął po podręczniki fizyki. Później przeszukał cały dom, włącznie z piwnicą i strychem. Nie znalazł jednak niczego, co tłumaczyłoby nękające rodzinę dziwne odgłosy. Razem z żoną doszli do wniosku, że mają halucynacje. Jednak nie mogli przekonać samych siebie. Kilkanaście dni później ich córka Melanie wraz ze służącą usłyszały na korytarzu odgłosy ciężkich kroków, wyraźnie zmierzających ku głównemu wyjściu. Następnie z hukiem odskoczyła drewniana zasuwa, a drzwi same się otworzyły. Przerażone, w panice rzuciły się do drzwi kuchennych i uciekły do ogrodu.

 

Wkrótce wieści o dziwnych zdarzeniach w domu Jollera rozeszły się po całej okolicy. Pisała o nich również lokalna gazeta. Z dnia na dzień tracił wiarygodność wśród miejscowej społeczności. Tymczasem dziwne zjawiska przybierały na sile. Odgłosy uderzeń dobiegały ze ścian, podłóg i drzwi. Kiedy zdesperowany gospodarz opukał młotkiem cały dom, w odpowiedzi na to duży dębowy stół w jadalni uniósł się kilka centymetrów nad podłogę i spadły z niego wszystkie przedmioty. Od tej chwili rodzina Jollera zaczęła bać się własnego mieszkania. Zaciekawieni sąsiedzi stali się z czasem świadkami tych nieziemskich zdarzeń, ale woleli trzymać się z dala od „nawiedzonego domu”.

 

Dotknięcie „zimnych ostrych pazurów”

 

Kilka tygodni później Jollerowie i ich goście byli już narażeni nie tylko na niespodziewany hałas, ale i na „dotykanie” przez niewidzialne istoty. Wtedy zawiadomiono policję. Opisywano ten kontakt jako „zimne dotknięcie ostrych psich pazurów”. Którejś nocy Joller podczas snu poczuł, że ktoś „drapie” go po twarzy. Otworzył oczy i odruchowo chciał złapać sprawcę. Odniósł wtedy wrażenie, że trzyma „zimną, pozbawioną życia rękę”. Na oczach wszystkich domowników znikały przedmioty, które później odnajdywano w zaskakujących miejscach. Cała rodzina stała się niespokojna, nocami czuwali na zmianę, u dzieci narastał lęk, a Joller nie mógł skupić się na swojej pracy zawodowej. Nic zatem dziwnego, że ponownie zawiadomił policję, ta z kolei powołała komisję do zbadania całej tej nieprawdopodobnej historii. Jollerowie przez trzy dni, kiedy trwało sprawdzanie domu, mieszkali w hotelu. Wszyscy mieli nadzieję, że poszukiwania przyniosą jakieś wyjaśnienie. Niestety, niczego nie znaleziono, rodzina wróciła do domu, a akta powędrowały do archiwum. Kilkanaście dni później, po obiedzie, Jollerowie usłyszeli dziwne dźwięki. Przypominały odgłosy, jakie wydaje kilka osób zamaszyście tańczących bez obuwia. Po otworzeniu drzwi jadalni wszystko ucichło. A kiedy po chwili stół, krzesła i sofa uniosły się do góry, wszyscy uciekli.

 

Melchior Joller.jpg

fot/4wymiar

 

Dwa miesiące później nieoczekiwanie pojawiło się wirujące jabłko. Uniosło się nad podłogą, obróciło się z impetem, spadało ze schodów i wpadło do jadalni. Stamtąd, wirując, przemieściło się do kuchni. Później, na oczach służącej, wyleciało przez okno na zewnątrz, znikło, następnie powróciło i spadło na stół. Gdy tylko Joller pojawił się w kuchni, z ogrodu przez okno na stół wpadła gruszka, po czym razem z jabłkiem zsunęła się na podłogę. Jeszcze tego samego roku, jesienią, rodzina Jollerów opuściła „dom duchów” i przeniosła się do Rzymu. Tutaj Joller odzyskał wprawdzie spokój, gdyż żadne z dziwnych zjawisk nie powtórzyło się, ale wkrótce, w wieku zaledwie 47 lat zmarł, kompletnie załamany nerwowo.

 

Dziennik

 

Budynek w Stans do dzisiaj nie odkrył swej tajemnicy. W roku 2004 reżyser Volker Anding zrealizował dziewięćdziesięciominutowy film Dom widm, w którym szukał odpowiedzi na pytanie, co właściwie zaszło w tym miejscu. Przy okazji odnaleziono dziennik Melchiora Jollera z dokładnymi opisami wszystkich zjawisk. Na szczęście przetrwał do czasów dzisiejszych i został wydany w formie książki. Jest niezwykłym dowodem. Czytamy w nim także o bezsilności Jollera, o podejmowanych działaniach i o nastrojach panujących w rodzinie. – Każdy, kto czytał dziennik, był pewien, że znajdzie w nim odpowiedź na wszystkie pytania. Tymczasem po lekturze rodzą się kolejne – tłumaczy reżyser. – Podejrzewamy, że wyjaśnienie znajduje się w tajemniczym zapisie sporządzonym własnoręcznie przez Jollera, a który podobno jest w archiwum w Rzymie. Opiekunka rodzinnych pamiątek, Maria Pia, nie ułatwia dotarcia do nich i rozwiązania zagadki. Nie można też liczyć na pomoc jej brata Riccardo, niezainteresowanego historią „nawiedzonego domu”.

 

Reżyserowi udało się odkryć tylko część tajemnicy budynku w Stans, zamieszkałego przez kilka pokoleń rodziny Jollerów, w tym i babkę Melchiora, Weronikę Gut (1757–1829). Przez moment wydawało się, że to ona jest kluczem do rozwiązania zagadki. Gut, matka siedmiorga dzieci, była bogatą, pełną temperamentu osobą o radykalnych, konserwatywnych i nacjonalistycznych poglądach. Bez trudu uzyskała z Kasy Wojennej kredyt w wysokości 600 guldenów, które przeznaczyła na powołanie i uzbrojenie swego prywatnego „wojska”. Razem z nim walczyła przeciwko wprowadzaniu „nowych porządków w Helwecji” i z wrogą armią napoleońską. Na polu bitwy straciła syna, a jej cztery córki utopiły się w rzece podczas wycofywania się przed atakującymi Francuzami. Po jej śmierci znaleziono kilka zapisów. W jednym z nich przepowiadała, że syn jej syna będzie miał w rodzinnym domu „piekło na ziemi”, ponieważ ona postanie w nim na zawsze.

 

Volker Anding zaprosił do współpracy znanego parapsychologa dr. Waltera von Locadou, który stwierdził, że w domu nie tyle był aktywny duch Weroniki Gut, ile sam Melchior Joller. – Ogniskował w sobie jak w soczewce jej paranormalną aktywność.

 

Poza tym, po wnikliwym zbadaniu zawodowego życia Jollera okazało się, że jako honorowy doradca jednego z towarzystw o charakterze narodowym musiał zrezygnować z wykonywania zawodu. A samego mandatu też nie mógł złożyć ze względu na wyznawane poglądy polityczne – orzekł von Locadou. – To wywołało w nim wewnętrzny konflikt, a ten z kolei zrodził negatywną energię, która „ożywiła” ducha babki.

 

Po tej_01.jpg

fot/4wymiar

 

Sam reżyser, jak i cała ekipa realizująca film o domu w Stans, byli świadkami paranormalnej aktywności „ducha”. Wprawdzie medium Beatrice Rüpli udało się nawiązać kontakt z duchem babci Jollera, ale niczego konkretnego się nie dowiedziała, jedynie naszkicowała twarz widma. Był to wizerunek Weroniki Gut.

 

Po tej_02.jpg

fot/4wymiar

 

Więcej szczęścia miała Sylwia Browne, medium i pisarka, która została poproszona przez Henry’ego Winklera, żeby na potrzeby audycji telewizyjnej sprawdziła paranormalną aktywność w Hotelu Brookdale w Północnej Kalifornii. W sali jadalnej na tarasie pracownicy oraz goście często słyszeli dziwne dźwięki: stukanie, odgłos biegającego dziecka oraz jego śmiech. Brown chciała zapoznać się z historią budynku, ale w miejskim archiwum niewiele znalazła na ten temat. Dowiedziała się tylko, że wielokrotnie bywał niezamieszkały, popadał w ruinę, potem był odbudowywany, palił się. Nie odkryła też żadnych informacji o jego kolejnych właścicielach, które pozwoliłyby przypuszczać, że jakieś widmo zatrzymało się tu na dłużej. Nic też nie wskazywało na rzucenie klątwy. Po wejściu na taras Sylwia Brown zwróciła uwagę na znajdującą się pośrodku ozdobną konstrukcję, którą był spadający kaskadowo strumyk. Nagle usłyszała dziecięcy śmiech i „zobaczyła”, że pod opieką guwernantki bawi się przy nim kilkuletnia dziewczynka. Rozbawiona dobiegła do kamiennego brzegu, przewróciła się, uderzyła głową o duży głaz i wpadła do wody. Podczas tego medialnego kontaktu Brown usiłowała wytłumaczyć dziecku, że jest martwe i pomóc mu powrócić na tamtą stronę. Zanim dziewczynka zniknęła, powiedziała jeszcze, że na imię ma Sara, a jej opiekunka – Maria.

 

Od pracowników hotelowych Brown dowiedziała się, że w roku 1950 doszło w tej sali do tragedii. Sara, siostrzenica ówczesnych właścicieli hotelu, utopiła się w strumyku. A zatem w miejscu wydarzeń pozostały dwa duchy, które nadal zachowują się jak przed wypadkiem. Medium poprosiło wszystkich zebranych o utworzenie kręgu i wspólnie modlono się, by dusze Sary i Marii spokojnie przeszły na drugą stronę. I rzeczywiście tak się stało, bo od tego dnia w hotelu nic już nie zakłóca dobrej atmosfery.

 

Sceptycy interpretują te zjawiska jako zbiorową halucynację, psycholodzy wierzą w manifestację podświadomych życzeń i wypieranie poczucia winy. Z punktu widzenia nauk przyrodniczych akustyczna działalność widma nie jest niestety możliwa do wyjaśnienia, pomimo wywoływanych zmian fizycznych. Duch na ogół stosuje powtarzające się wzory zachowań oraz podejmuje indywidualne akcje. Parapsycholodzy w latach 1961–1987 zbierali wszystkie dostępne informacje o widmach, jakie były aktywne przez okres pięciuset lat (licząc od XIX wieku wstecz). Wyselekcjonowano około siedmiuset zdarzeń. Statystyczna analiza wykazała wiele wspólnych cech. Należą do nich prądy i strefy zimnego powietrza, pojawianie się ognia, przemieszczanie się przedmiotów, otwieranie okien, drzwi i szaf.

 

Nadawca i odbiorca

 

W ostatnim czasie przedmiotem zainteresowania badaczy stają się osoby, w obecności których dochodzi do wyżej wymienionych zjawisk. Parapsycholodzy uważają, że tam, gdzie często zbiera się cała rodzina (w przypadku Jollerów – przy stole w jadalni), wytwarza się „pole afektywne”, czyli obszar ich emocji, uczuć i nastrojów. I w tym miejscu widmo ujawnia swą obecność. – Określone emocje związane z utratą bliskiej osoby, samobójstwem, zabójstwem zostają impregnowane i wdrukowane w określony punkt, w którym mogą przetrwać setki lat. I kto wie, czy nie dochodzi tutaj również do osobliwej telepatii – podejrzewają parapsycholodzy. – Jeśli tak, to zawsze musi być nadawca i odbiorca.

 

Aldona Kowalewska

 

Źródło: logo.jpg


Viewing all articles
Browse latest Browse all 3197

Trending Articles


TRX Antek AVT - 2310 ver 2,0


Автовишка HAULOTTE HA 16 SPX


POTANIACZ


Zrób Sam - rocznik 1985 [PDF] [PL]


Maxgear opinie


BMW E61 2.5d błąd 43E2 - klapa gasząca a DPF


Eveline ➤ Matowe pomadki Velvet Matt Lipstick 500, 506, 5007


Auta / Cars (2006) PLDUB.BRRip.480p.XviD.AC3-LTN / DUBBING PL


Peugeot 508 problem z elektroniką


AŚ Jelenia Góra