Quantcast
Channel: Paranormalne.pl - Forum
Viewing all articles
Browse latest Browse all 3197

Tatuaż

$
0
0

Jeżeli moderator stwierdzi, że bardziej pasuje to do creepy ze względu na treść i sposób opowiadania, proszę o przeniesienie. Jednakże, jest to historia opowiedziana moimi słowami, może trochę chaotycznie, za co z góry przepraszam. Jestem także jej uczestnikiem, o czym przekonacie się za chwilę. Sceptyków również zapraszam :diabel: Nie zależy mi na jakimkolwiek rozgłosie, wierze w duchy czy inne byty, kościół. Poprostu dzielę się tym co miało miejsce kiedyś w moim (a bardziej w przyjaciela) życiu.

 

Mieliśmy po 18, może 19 lat. Chodziliśmy razem do liceum, tak więc w głowie mieliśmy jeszcze bałagan. Mówiliśmy sobie o wszystkim, a może mi się tylko tak wydawało. Jednak takie wrażenie sprawiały Nasze relacje. Owe liceum, to szkoła wieczorowa - zajęcia 3 dni w tygodniu, w godzinach popołudniowych. Jednak mimo tego, że chodziliśmy tylko 3 razy, zamiast 5 jak większość, to i tak jak to zwykle bywa wśród młodzieży, szukaliśmy wymówek byle tylko wcześniej wyrwać się z lekcji, czy nawet nie iść do szkoły wcale.

 

Ja i mój przyjaciel, bo o Nas ta opowieść, z czasem wyczerpaliśmy chyba już zasoby wymyślania czegokolwiek nowego, kiedyś musi zabraknąć pomysłów. Jednakże nie skończyły się Nasze wagary - najzwyczajniej nie szliśmy do szkoły nie tłumacząc się nigdy więcej, co było powodem nieobecności. Uznaliśmy, iż mamy już po tyle lat, że nie trzeba się nikomu spowiadać (ach ta dorosłość :facepalm:  ). Czas wolny od zajęć spędzaliśmy przeróżnie. Czasem większą ekipą, czasem tylko w dwójkę. Nie obce Nam były letnie wycieczki rowerowe, rozmowy o wszystkim i o niczym nad jeziorem, czy to zwykłe wypady do baru, wiadomo, pizza, piwo, tematy dziewczyn, sposoby podrywów itp, jak to nastolatkowie. Myślę, że raczej normalne zachowanie obecnej młodzieży. Nie zdarzało Nam się broń Boże upijać do nieprzytomności, bo jak wiadomo, w szkole alkoholem nie częstują, a do domu wrócić jakoś było trzeba.

 

Z czasem przyjaciel (tu dla uproszczenia nazwijmy do X), oznajmił mi, że chciałby zrobić sobie tatuaż, lecz jeszcze nie wie jaki. Coś normalnego w dzisiejszych czasach chyba, może inaczej - popularnego. Moje zdanie na ten temat było takie (jest do dnia dzisiejszego), że przecież każdy odpowiada za siebie i robi z własnym ciałem, co tylko mu się podoba. Osobiście nie zrobiłbym sobie żadnego, mimo, że szanuję wybór innych - nie, nie jestem żadnym psycho fanem religii, wierzeń w zło tego czy owego, stosunek do Boga mam neutralny, mimo, że wierzę gdzieś tam w głębi, że coś istnieje. Ale mniejsza o to. Jak postanowił, tak zrobił.

 

Nie spodobał mi się kompletnie wykonany tatuaż, lecz nie chodzi tutaj o samo wykonanie, gdyż wyszło spod ręki profesjonalisty, lecz o to co przedstawiał. Szczerze mówiąc, zabrakło mi słów gdy go zobaczyłem, lecz jak pisałem wcześniej, każdy odpowiada...itd. Mianowicie gdy odsłonił plecy, by pokazać mi owe "dzieło", można było dostrzec duży, przerażający "portret" (?).

 

Do dziś nie wiem co trzeba mieć w głowie, by wytatuować sobie ogólnie przedstawianego Nam Szatana. Dodam, że wierzenia X, nie odbiegały raczej zbytnio od moich, myślę, że chrześcijańskich. Uczęszczał tak samo regularnie do kościoła jak i ja, czyli jakieś wydarzenia typu ślub, chrzciny, większe święto kościelne, czy niestety pogrzeb. Relacje Nasze nie uległy zmianie w żadnym stopniu, były przed, oraz po "dziarze" identyczne, cóż ona miałaby w sumie zmienić?

 

Skończył się jakoś krótko po tym rok szkolny, wiadomo, więcej wyjazdów, imprez, kompletna samowolka. No i jak to bywa, Nasze kontakty się chwilowo zmniejszyły. Każdy ma rodzinę, rodzice urlopy, tak więc wspólne wyjazdy nie są czymś szczególnym. Niestety wszystko co dobre, w końcu ma swój kres. Oczywiście po powrocie do szkoły każdy jeszcze przez pewien czas żył wakacjami, tym co niedawno przeżył, wspomnienia, opowiadania itp, także stosunek do nauki był jeszcze trochę na luzie, na wszystko przyjdzie czas. Jednak gdy powróciliśmy do szarej codzienności, coś się zmieniło. Ja i moje postrzeganie tego co się dzieje dookoła, albo X. Nie dawałem jednak po sobie poznać, że coś mi tutaj nie pasuje.

 

Pewnego dnia, bodajże była to środa, lecz to raczej mało istotne, poszedłem po X do Jego domu, aby razem wyruszyć do szkoły, a jako że miałem po drodze, działo się tak prawie zawsze. Na wstępie przywitałem się z Jego matką, kobietą miłą, zawsze uśmiechniętą, której jak to się mówi: dobrze z oczu patrzy. Zwykła rozmowa o niczym, w oczekiwaniu aż X będzie gotowy do wyjścia. Po krótkiej chwili pojawił się w kuchni, w której to czekałem za nim. Pierwsze co usłyszałem, to pytanie tej miłej Pani skierowane do syna, czy pochwalił się, że spotyka się z jakąś nową dziewczyną. Ładną, miłą, dobrze wychowaną. Matczyny rentgen działa niemalże natychmiast :szczerb:  X z unikającym spojrzeniem spojrzał na mnie, matce odpowiedział tylko coś w stylu: dobra przestań, czy daj spokój. Nie pamiętam dokładnie. Coś tam jeszcze mówiła, lecz bardziej skupiłem się na tym, by za moment wychodzić i niczego nie zapomnieć.

W drodze do szkoły wypytywałem Go niejednokrotnie, kim jest ta "laska", gdzie Ją poznał, jak ma na imię, czy ma Jej zdjęcie itd. Niestety tajemniczość zatriumfowała. Zezłościło mnie to nieco, przecież zawsze sobie o wszystkim mówiliśmy, a taki temat był jednym z priorytetów. Zacząłem nawet podejrzewać, że może spotyka się z którąś z moich byłych "wielkich miłości"  i stąd to zachowanie. Ale ok - ile można wypytywać o to samo, skoro ktoś ewidentnie nie chce powiedzieć.

 

W połowie września już się chyba wkręciliśmy w naukę na dobre. Nawał materiału, mnóstwo nauki, mało wolnego czasu. Lecz i z tym sobie przecież potrafiliśmy radzić - czemu niby sobie dziś nie odpuścić, zrobić wolnego? Pozostawała jedna kwestia - wycieczka do pobliskiego lasu, którą planowaliśmy od kilku dni, wymagała jednak mimo wszystko rowerów. X po rozmowie telefonicznej z mamą, upewnił się, że do wieczora będzie w pracy. Ok, rowery załatwione.

 

Godzinę potem siedzieliśmy już na polance  :beer2: . No i wtedy ponownie zapytałem o wspomnianą wcześniej sympatię. Reakcja X była dość dziwna, może coś powiedziałem nie tak? Wykrzyczał do mnie wściekły jak rzadko kiedy, żebyśmy Mu wszyscy dali spokój. Nie ma żadnej lubej, nie planuje też w najbliższym czasie z nikim się wiązać. Na tym temat się zakończył.

 

Kilka dni później, późnym wieczorem, 22? 23? - nieistotne która dokładnie, zadzwonił do mnie X. Odebrałem, szykując się powoli do łóżka. Gdy usłyszałem (pierwszy raz w życiu z Jego ust) ton jakim do mnie mówił, wiedziałem, że coś się stało. Zanim zdążył powiedzieć czego ode mnie chce, wywnioskowałem, że przytrafiło Mu się cos strasznego, płacz i przerażenie w głosie, to raczej coś niecodziennego podczas rozmowy. Zdołał jedynie wydusić z siebie, że musimy się natychmiast spotkać. Bez zastanowienia ubrałem się pospiesznie, i cały czas mając przed oczyma wcześniejszą rozmowę telefoniczną, a także domysły, co mogło być jej powodem, dotarłem po krótkim czasie na miejsce.

 

Stał już przed domem, wyruszył jak z procy gdy tylko mnie zobaczył, byle iść. Po chwili zaczął opowiadać mi o tym, o czym wspominała kilka dni wcześniej Jego matka. - Nie ma żadnej dziewczyny - usłyszałem (chwila, koleś do mnie dzwoni, z płaczem, prawie w nocy, by rozmawiać o dziewczynach?). - To nie jest dziewczyna. To nie żyje. Momentalnie zjeżyły mi się włosy na głowie. Nie przerywałem Mu jednak. W bardzo krótkim czasie przekonałem się, że ani X się nie mylił, ani Jego rodzic.

 

Jak wspomniałem wcześniej, zazwyczaj przed szkołą "zgarniałem" X, no i szliśmy razem. Po zajęciach, wracaliśmy już osobno. Przynajmniej ja. Prawie za każdym razem, gdy wchodził do domu, była z Nim jakaś dziewczyna. Kilkukrotnie oprócz zwykłego "dzień dobry", rozmawiała z nią Jego matka. Lecz zawsze odzywała się do Niej dopiero gdy X znikał z pola widzenia - wstydliwa? Nie chciała źle wypaść przed chłopakiem?. Matkę po kilku dniach zaczęło zastanawiać, dlaczego nigdy nie widziała jak syn odprowadza choćby do drzwi swoją towarzyszkę. Starała się więc wypytywać syna, co jednak kończyło się fiaskiem. Przekonał się, że coś jest na rzeczy dopiero gdy któregoś razu wracając z kuchni, ujrzał na fotelu w swoim pokoju jakąś dziewczynę.

 

W pierwszej chwili pomyślał, że pewnie przyszła do Jego siostry. Ale co by robiła w Jego pokoju? Poszedł więc do Niej, i wyjaśnił, że ktoś czeka na Nią, i widocznie osoba ta musiała "pomylić" pokoje. Siostra go wyśmiała, że nie ma już więcej ściemniać i stwierdziła, że nie zna tej dziewczyny, poza tym widziała osobiście, że wchodziła do domu razem z X. Gdy poszli do Jego pokoju, fotel był pusty. Zmęczenie? Halucynacje? Skąd? Dopiero co skończyły się wakacje, każdy był wypoczęty, pełen życia. Długo nie czekał, by ponownie ujrzeć to czego się obawiał. Zaledwie kilka godzin później, siedząc przy biurku, odrabiając lekcje przy jednoczesnym korzystaniu z komputera, wtedy jeszcze Naszej-Klasy, jak twierdził, poczuł czyjąś obecność. Gdy spojrzał na fotel, wiadomo kogo ujrzał. Z Jego opisu wynika natomiast, że owszem, było to coś, co wyglądem mogło przypominać dziewczynę, lecz tak przerażającej twarzy nie widział nigdy wcześniej. -To nie była ludzka twarz. Chwycił za telefon, buty i bluzę, po czym bez zastanowienia wybiegł z domu.

Jak twierdził ubrał się dopiero przed domem, nie zwracając uwagi na to co pomyślą o Nim przechodnie, jak również na to, że mieszkanie zostawił otwarte, a w chwili obecnej nie było w domu nikogo poza Nim. No może jeszcze poza "sympatią". Wtedy to zadzwonił do mnie... Nie wiem czy wcześniej coś na ten temat sam sprawdzał czy nie, lecz pierwsze co sugerował, to że musimy znależć jakiegoś egzorcystę czy coś. No chwila, przecież wszystko da się racjonalnie wytłumaczyć... Ale jak, skoro matka i siostra widziały to Coś nie raz, a pierwsza z Nich nawet z tym Czymś rozmawiała? Wszyscy oszaleli?

 

Znaleźliśmy "po znajomości" zaufanego księdza. Poszliśmy razem, na rozmowę wszedł sam. Wyjaśnił wszystko, wyszedł nieco spokojniejszy, lecz nadal roztrzęsiony ostatnimi wydarzeniami. Pierwsze co zalecił ksiądz, to pozbycie się "sztuki" z pleców, co jednak łatwe nie było. Zajęło to ponad pół roku, co zresztą finansowane było przez mamę X. Kolejna sprawa to poświęcenie domu, czym zajął się ten sam kapłan. Na końcu, choć może przede wszystkim, modlitwa - z upływem czasu częstotliwość spotkań zmniejszała się. Zarówno ów ksiądz modlił się podobno za Niego, jak i sam X. Widywał jeszcze niejednokrotnie to co wcześniej, lecz teraz już tylko On.

 

Matce o wszystkim powiedział, uwierzyła rzecz jasna (jak ktoś może wejść, a nie wychodzi? - musiałaby / musiałoby przejść przez pokój Jego matki kierując się do wyjścia - raz można nie zauważyć, nawet kilka, ale zawsze? No chyba, że Parkour nie był jej obcy, więc wychodzenie oknem nie stanowiło problemu). Dziś jest spokój. Kontaktu takiego już nie mamy, wiadomo, każdy ma swoje życie, drogi się rozchodzą, nowi znajomi, praca, rodzina. Lecz po tym wszystkim, stosunek do postrzegania rzeczywistości i tego co się dzieje wokół Nas bardzo zmienił Jego życie. Dziś wie, że nie jesteśmy sami na tym świecie, że jest coś więcej niż tu i teraz. Mi pozostaje tylko wierzyć bądź nie, w prawdziwość tego co się pokazywało w Jego domu, myślę że czytelnikom również.

 

Choroby żadnej nie podejrzewam ani u Niego, ani u matki, ani u siostry,ani u siebie - chyba że niektóre choroby psychiczne rozprzestrzeniają się drogą kropelkową. Narkotyków w żadnej postaci nie zażywaliśmy. Wydarzenia miały miejsce w rzeczywistości.


Viewing all articles
Browse latest Browse all 3197

Trending Articles


TRX Antek AVT - 2310 ver 2,0


Автовишка HAULOTTE HA 16 SPX


POTANIACZ


Zrób Sam - rocznik 1985 [PDF] [PL]


Maxgear opinie


BMW E61 2.5d błąd 43E2 - klapa gasząca a DPF


Eveline ➤ Matowe pomadki Velvet Matt Lipstick 500, 506, 5007


Auta / Cars (2006) PLDUB.BRRip.480p.XviD.AC3-LTN / DUBBING PL


Peugeot 508 problem z elektroniką


AŚ Jelenia Góra