Akt 1: Dziwny napis na klatce schodowej.
Czas: Październik 2016
Opis: Na klatce schodowej w kamienicy w Poznaniu, w której wynajmuje pokój od kilku lat pojawił się dość niepokojący. Poniżej jego zdjęcie. Potraktowałem to jako akcję kogoś umysłowo chorego, bo jednak mało dziecięcy/gimnazjalny charakter pisma:
Akt 2: Odwiedziny gościa.
Czas: sobota, 14 styczeń 2017, godziny popołudniowe
Opis: Dzwonek do drzwi, na początku ignoruję, nikogo się nie spodziewam. Kolejny dzwonek. Ignor. Kolejny, wstaję i otwieram, bo może ktoś ze współlokatorów nie wziął klucza. Mam taki zwyczaj, że olewam Judasza w drzwiach i po prostu bez patrzenia podchodzę i otwieram drzwi. Tym razem stał za nimi koleś z 185cm, postawny, widać że albo praca fizyczna albo siłownia nie są mu obce, tatuaż na szyi i wywiązał się mniej więcej taki dialog:
-ON: Witam, sprawę mam jestem przejazdem w Poznaniu i postanowiłem odwiedzić miejsce, w którym kiedyś jako dziecko mieszkałem. Ma ono dla mnie ogromną wartość sentymentalną, spędziłem tu wiele lat i bardzo mi zależy, żeby wejść sobie na balkon i spojrzeć z niego na taką jedną rzecz.
-JA: Niestety to nie mój pokój, współlokatorów nie ma i nie mogę o tym sam decydować.
-ON: OK, rozumiem. Nie myśl sobie, że ze mną coś jest nie tak, że jakiś 35 letni facet łazi po obcych i chce oglądać im mieszkania. Zupełnie nie to, mam po prostu coś super ważnego co chciałbym tam zobaczyć. Wrócę w takim razie jutro.
-JA: Spoko, nie ma sprawy. Nie nastawiam się negatywnie, rozumiem sentymentalną wartość i do zobaczenia.
Akt 3: Powrót gościa i … demon.
Czas: sobota, 22 styczeń 2017
Opis: Leże sobie u siebie w pokoju w spokoju, nastawiam się psychicznie na wyjście do kina na musical z Ryanem Goslingiem(jak przetrwacie pierwsze 35 minut, to potem jest lepiej). Dzwonek do drzwi. Standardowa procedura: olewam, ponowny dzwonek, olewam, ponowny dzwonek, dobra idę. Otwieram drzwi i nieco zaskoczony widzę tego samego gościa co tydzień temu. Mówi, że wrócił i czy jest szansa. Ja mówię, że ok, jest współlokator i zapytam a on niech zaczeka przed drzwiami i przymykam drzwi. Niestety gość wszedł za mną, trochę nieproszony, nawet bardzo trochę. Widać było, że mu w super zależy.
Pukam do tego mojego wspólokatora, on mi otwiera a że koleś stoi tuż za mną to nie musiałem robić za pośrednika. Współlokator został postawiony w niekomfortowej sytuacji, ewidentnie nie chciał wpuszczać tego gościa, ale zgodził się. Jegomość(niestety nie znam nawet imienia) zaczął monolog:
-ON: Chłopaki to dla mnie mega ważne, żeby wejść na ten balkon i coś zobaczyć. Kurczę jak byłem mały to tu dorastałem, spędziłem całe dzieciństwo. Żyła tu z nami taka kobieta, ale ciężko chorowała na nerki i umarła. Spędziłem tu sporo czasu i muszę Wam coś opowiedzieć o tym miejscu.
[doszliśmy do balkonu, stoimy po wewnętrznej stronie, zatrzymał się i jego głos się zmienił. Z początku był spokojny, normalny koleś a teraz było widać jak przyspiesza mu tętno i głos zaczyna się łamać, zdenerwował się na maksa, wydawał się wystraszony]
Jak miałem 10 lat, to stojąc na tym balkonie przywołałem demona.
[głos mu drżał, ale mówił z przekonaniem]
-ON: Jak to zrobiłem wszystko zgasło, zrobiło się wszędzie ciemno, nic nie było widać, zero światła. On się tu pojawił, był wielki i od tamtego momentu niszczy mi życie.
[w tym momencie chciałem iść po nóż do kuchni, bo autentycznie się wystraszyłem, że to jakiś psychol i Nas zadźga zaraz, ale nie chciałem zostawiać mojego współlokatora samego z nim, więc tylko obserwowałem jego ręce czy po coś nie sięga do kurtki]
W tym momencie odkopał wszystko co było na drodze. Przed drzwiami balkonowymi była roleta, która miała je doszczelniać od spodu. Wykopnął ją na bok. Otwiera drzwi zdecydowanym ruchem, wchodzi na balkon stoi tam stolik, odkopał go pod ścianę. Staje na środku i krzyczy:
„DEMONIE ODWOŁUJĘ CIĘ, DEMONIE ODWOŁUJĘ CIĘ, ZOSTAW MNIE W SPOKOJU”
Ogólnie od tego momentu zrobiła się baaardzo napięta atmosfera, ja nie wiedziałem jak reagować, bo cały czas się bałem że to jakiś psychopata. On wszedł do środka mega roztrzęsiony a ja delikatnym ruchem sugerowałem mu, że idziemy w stronę drzwi i udał się za mną.
Pod samymi drzwiami jeszcze wysłuchałem bardzo emocjonalnej przemowy o tym jak ten demon wykończył najpierw panią, z która mieszkał, od tamtego momentu cały czas do niego mówi, że mu wyniszczy życie, wypali go od środka i zmiecie wszystko na czym mu zależy.
Teraz właśnie kona jego córka, zostały jej ostatnie dni życia. Jego malutkie dziecko(niestety nie określił wieku ani nic), które kocha nad życie jest niszczone. Demon ją wypala, wszystkie narządy przestają działać, siadają nerki i nie ma już dla niej nadziei. W zasadzie wychodząc cały czas mówił o tym demonie a ja jedyne czego chciałem, to to żeby sobie wyszedł, więc nie udało mi się z pewnością przetworzyć i zarejestrować wszystkiego o czym mówił. Jak opowiadałem kumpeli o tej sytuacji sprzed tygodnia, kiedy nie wszedł do środka, to mówiła, żebym uważał bo koleś może być złodziejem, albo mordercą i mi się chyba udzieliła ta wizja za bardzo.
Wyszedł z mieszkania, stanął pod kamienicą. Chwilę jeszcze patrzył na balkon i odszedł. Po prostu odszedł.
KONIEC HISTORII
Jak widzicie jestem nowy na tym forum, ale historia jest prawdziwa mimo, że brzmi jak jakieś średniawe opowiadanie. Już raz je wkleiłem tutaj, ale wyleciało za przekleństwa, nie miałem za bardzo czasu żeby je przerobić, więc trafia tutaj dopiero teraz w poprawionej wersji. Kilka spraw i wątpliwości, dzięki którym moglibyście spojrzeć przez mój pryzmat na historię.
a) Koleś wiedział, że wcześniej w tym mieszkaniu żyli jacyś Wojciechowscy(listy do dzisiaj czasem przychodzą na to nazwisko), jednak nie mieszkają tu od dłuższego czasu. To by świadczyło, że nie wybrał tego mieszkania przypadkowo i nie chodzi od drzwi do drzwi, bo taki ma kaprys, albo chorobę psychiczną. Musiał znać to miejsce, może kiedyś już u nich był w tej sprawie?
b) Gdyby przyszedł jeszcze raz to powinienem go wpuszczać? Niby nie kierował w Naszą stronę absolutnieżadnej agresji, ale to jednak kawał chłopa, który zabiłby mnie kciukiem. Z drugiej strony jeśli umiera mu córka i dla niego odwołanie demona to ostatnia nadzieja na wygranie walki o jej życie, to czy moje NIE cokolwiek zmieni, drzwi mam drewniane do wyważenia jednym kopnięciem.
c) Dla Was ta osoba jest bardziej chora psychicznie czy dopuszczacie historię z demonem? Są na ten temat różne teorie, część mówi o zaprogramowanej energii itd. Ja raczej jestem sceptycznie nasawiony.
d) Myślałem, żeby pochodzić po sąsiadach tych starszych i podpytać o tego gościa skoro tu kiedyś mieszkał to na pewno ktoś go zna. Może coś wiedzą o tej historii? Może próbować go odszukać? Nawiązać z Nim kontakt? Bądź co bądź to bardzo niecodzienna historia i bardzo ciekawa. A może nie kusić losu i w ogóle olać to wszystko?
e) Jeszcze przypadek gdy faktycznie posiada konającą córkę i ona mu ostatecznie jakoś niebawem umrze. Czy w rozpaczy nie będzie chciał się do Nas znowu wedrzeć i zrobić porządek z miejscem, w którym wszystko się zaczęło?
Ktoś coś? Jakieś rady, spostrzeżenia? Wierzycie Mi w ogóle że to miało miejsce? Co z aspektem demonicznym?