Quantcast
Channel: Paranormalne.pl - Forum
Viewing all 3198 articles
Browse latest View live

Zjawisko "zapowiednika".

$
0
0

Nie wiem, czy ten temat powinien się znaleźć tutaj, czy raczej w dziale "Magia i okultyzm", ale jako że jest dość ogólny, to niech będzie tutaj. Chodzi mi o zjawisko, które sam dla siebie, roboczo, nazwałem "zapowiednikiem". Polega to na tym, że najpierw dzieje się w życiu coś niezbyt wielkiego, by za jakiś czas - krótszy lub dłuższy - zaszło zjawisko, zdarzenie całkowicie tej samej natury, tylko poważniejsze. Coś jak w powiedzeniu, że "historia powtarza się jako farsa", ale na odwrót. Ja akurat zaobserwowałem to zjawisko, gdy zacząłem uprawiać magię, ale podejrzewam, że może ono występować także samorzutnie. Czy spotkaliście się z czymś takim, a jeśli tak, to jakie macie na ten temat przemyślenia?

 

I jeszcze podobna kwestia, to na ile nasze myśli - nie rytuały. modlitwy etc. - luźne myśli, mogą wpływać na rzeczywistość. Zagadnienie jest ciekawe o tyle, że jakiś czas temu rozkminiałem, czy nie przydałby się w życiu mały reset. To były całkiem trywialne przemyślenia przy piwie, zakończone zresztą konkluzją, że w sumie to nie przydałby się i jest ok. Ten temat tak przyszedł sam z siebie i tak samo odszedł. Problem tylko w tym, że teraz mam taki reset, jakby ktoś szorował szczotką drucianą po płycie głównej xD, z bardzo pozytywnymi, ale i negatywnymi konsekwencjami. I teraz: czy ja to niechcący wywołałem tym myśleniem, czy odwrotnie - ta myśl była jakby przepowiednią, formą samonarzucającej się dywinacji?


Tajemniczy monolith w Utah

$
0
0

Kilka dni temu grupa strażników parku przelatywała helikopterem nad wyludnionymi rejonami Utah i odkryła tajemniczy kawal metalu wysoki na 10 do 12 stop. Nie wiadomo kto go tam posadził i nie wygląda na opuszczony z powietrza.

Byc może jest to instalacja artystyczna tyle ze wymaga ona zezwoleń federalnych (tereny te to tereny federalne) a takowych nikt nie wydal.

 

Czy zaszczepisz się przeciwko covid-19?

$
0
0
Zapraszam do udziału w ankiecie.

Poszukuje nagrania z istotą nagraną na grillu w miejscowości Łęg, dnia 20.05.2007

$
0
0

Witam, 
Odgrzewam kotleta sprzed 12 lat, więc przejdę do meritum, poszukuję nagrania, które kiedyś już widziałem (lata temu). Jedyne na co natrafiłem to artykuł z klatkami z tego nagrania. Swego czasu było o tym głośno. Jeżeli ktoś dysponuje tym nagraniem to proszę o podzielnie się. Pamiętam, że sprawę nagłaśniał nieżyjący już badacz zjawisk paranormalnych Stanisław Barski. 

Link do artykułu

Samobójstwa w Tatrach

$
0
0

121326174_728427761076757_2057297872561474040_n-300x251.jpg

–Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego przerwałeś swoje młode życie? Nie ty jeden. Przecież dopiero co młoda kobieta wybrała Giewont na swoją rozprawę z sobą – czytamy w książce „Wołanie w górach”, stanowiącej swoistą kronikę wypadków tatrzańskich, autorstwa Michała Jagiełły, ratownika TOPR i pisarza.

 

„W ubiegłym roku najczarniejszy dzień w Tatrach wypadł 22 sierpnia, gdy od uderzeń piorunów zginęły cztery osoby, a 157 zostało rannych. Rzadko, ale jednak, w zestawieniu zgonów w górach pojawiają się też przypadki, jakich nie sposób połączyć z nieszczęśliwymi wypadkami. To samobójstwa”.

 

Raz na jakiś czas media obiega wiadomość o samobójczej śmierci w Tatrach. Są dwa szczyty, które szczególnie upodobały sobie osoby planujące zakończyć swoje dotychczasowe życie. Giewont i Nosal mają ich przyciągać niczym magnes.

Statystyki policji i służb ratowniczych odnotowują „wypadki” śmiertelne lub z ciężkimi obrażeniami ciała, których przyczyną było rzucenie się z tych właśnie szczytów. Co łączy te miejsca? Mają jedną wspólną cechę: urywają się przepaścistą ścianą lub zerwami…

 

Samobójstwa w górach to nie żadna moda, ani trend. Zjawisko nie nasila się, ale jak słynne mosty samobójców, rozbudza naszą wyobraźnię. Jak wiele trzeba mieć zaparcia i siły woli, aby myśląc o swojej śmierci, iść szlakiem godzinę, dwie, nawet cztery, wspinać się krok po kroku w pocie czoła, a potem rzucić się w przepaść?

 

– Jednego roku może być kilka takich zdarzeń, innego wcale, ale się zdarzają. Najczęściej jesienią, choć nie ma reguły. Wiek też nie ma znaczenia, choć najczęściej są to podobno młodzi ludzie. Przerażające… – mówią ratownicy TOPR.

W naszych górach większość osób, które decydują się na tak drastyczne odebranie sobie życia, to osoby przyjezdne. Chociaż zdarzają się odstępstwa od tej reguły.

 

Zakopiańczyków i mieszkańców Podhala też to dotyczy – przyznaje ratownik TOPR Adam Marasek.

Inny ratownik opowiada, że do przypadków samobójstw najczęściej dochodzi, gdy wieje halny.

„Halny wieje, diabeł gałęzie kołysze”…

 

Jeżeli rzuca się kobieta to najczęściej owija głowę jakimś swetrem czy kurtką. Z 8 czy 10 lat temu, pamiętam, jak już zobaczyliśmy z góry, że jest owinięta, to już było wiadomo, że to będzie kobieta – opowiada Ryszard Gajewski, doświadczony himalaista i ratownik TOPR.

 

Giewont

 

Od zawsze przyciągał samobójców, jeszcze przed I wojną światową – mówi Ryszard Gajewski.

 

O Giewoncie zawsze krążyły niesamowite legendy, historie i opowieści. Żelazny krzyż ściąga pioruny, co niedawno się potwierdziło. Na szczycie giną ludzie, a okoliczności ich śmierci nie są wyjaśnione, ciała często się nie odnajdują. Wypadków ma tu być więcej niż gdzie indziej. Giewont jest naznaczony krwią. Nie ma roku, w którym nie zebrałby krwawego żniwa.

 

Ma prawie pionowe ściany. I też jest w miarę blisko. Jak wiadomo, skąd taka osoba skoczyła, to jest pewność, po co się idzie – dodaje Adam Marasek.

 

We wrześniu 2017 roku turystka, schodząc z Kondratowej do Kuźnic, spotkała mężczyznę (31 lat), który oświadczył, że zamierza popełnić samobójstwo. Kobieta natychmiast zawiadomiła odpowiednie służby. Ratownicy spotkali niedoszłego samobójcę pod kopułą szczytową Giewontu. Udało im się przekonać go, aby tego nie robił.

 

W kwietniu 2002 roku z wyprawy na Giewont nie powrócił Paweł (20 lat). Ratownicy poszukiwali go za pomocą śmigłowca. Niestety odnaleźli tylko ciało. Przyczyna wypadku pozostaje nieznana, turysta najprawdopodobniej skoczył z Giewontu.

Takich i innych historii Giewont kryje więcej… Tajemnicze i niewyjaśnione. Najwięcej amatorów gór straciło życie właśnie na nim. Ilu z nich tak naprawdę popełniło samobójstwo?

 

Nosal

 

„Na Nosalu diabeł tańczy”…

 

To góra samobójców, ciągle słychać, że ktoś z niej skoczył – intryguje znajomy. Snuje opowieść o tym, że przed laty skoczył z niej nawet jeden z przewodników tatrzańskich.

 

Ciągle ten Nosal, sprawdź w Internecie – mówi ratownik TOPR Adam Marasek.

 

W sierpniu 1949 roku na Nosal z myślą o popełnieniu samobójstwa udała się Maria Jarycht (22 lata). W pokoju domu wczasowego zostawiła list pożegnalny. Ktoś na niego szybko trafił i powiadomił TOPR. Poszukiwania kobiety, zorganizowane przez ratowników, początkowo spełzły na niczym, ale wkrótce natrafiono na trop kobiety…

 

“Marię Jarycht znaleźli funkcjonariusze MO tegoż dnia wieczór nieprzytomną w Jaszczurówce. Samobójczynię, która zażyła większą ilość luminalu, odratowano w szpitalu” – podaje w swej kronice TOPR.

 

Październik 2019 roku. Księgowa (51 lat) z zakopiańskiego hotelu Mercure Kasprowy kochała chodzić po górach. To w nich postanowiła odebrać sobie życie…

„Wyszła z pracy, wsiadła w taksówkę, podjechała do Alei Przewodników Tatrzańskich. Krótkie wejście szlakiem na Nosal. Potem krok w przepaść. Pakujący ciało do plastikowego worka znaleźli przy niej pożegnalny list i pracowniczy identyfikator hotelu Mercure Kasprowy” – opisywał „Tygodnik Podhalański”.

 

Tyle lat mieszkam w Zakopanem, dopiero teraz, w tak dramatyczny i tragiczny sposób dowiedziałam się, że to góra samobójców – stwierdziła dyrektor hotelu, gdy TOPR zawiadomił ją o tragedii.

 

Jeśli jest sygnał o śmiertelnym zdarzeniu na Nosalu, to zakłada się prawie na 100 procent, że jest to samobójstwo. Na Giewoncie łatwiej o wypadek, można się np. poślizgnąć. Skąd ta popularność Nosala wśród osób planujących odebrać sobie życie w górach?

 

Bo jest blisko. Były też przypadki, że np. młody chłopak powiesił się po prostu na Nosalu, na drzewie – mówił Ryszard Gajewski.

Śmierć w górach

„Góry nie wybaczają błędów”

 

Śmierć w górach zdarza się wszędzie. Nie tylko na tych owianych złą sławą szczytach. Chociaż ich historia może wydawać się jak z gotyckich opowieści. Ludzie obierają sobie życie na całym terenie Tatr. Zarówno przez skok z urwiska, jaki przez powieszenie…

 

Wrzesień 2005 roku. Dwoje Słowaków odpoczywa na wierzchołku Świnicy. Nagle nadchodzi młody mężczyzna. Rzuca ku nim: „serwus” i – tak po prostu – skacze w przepaść. Wstrząśnięci tym świadkowie zawiadomili TOPR, który z trudem wydobył jego ciało…

 

W czerwcu 2018 roku ciało mężczyzny (42 lata) zostało dostrzeżone przez dwójkę turystów w rejonie drabinki na Orlej Perci. Najpierw znaleźli tam plecak i ubranie. Szukając ich właściciela, dokonali makabrycznego odkrycia – w Żlebie od strony Dolinki Pustej leżały zwłoki rozebranego mężczyzny. W jego rzeczach znajdował się list…

 

„Jedno z pierwszych odnotowanych samobójstw w Tatrach nie zostało wcześniej zaplanowane. Było konsekwencją dramatycznych wydarzeń, do których doszło w 1914 roku. Tragedia rozegrała się w Żlebie Drege’a opadającym najpierw łagodną trawiastą pochyłością, a potem urwanym pionowym kominem z masywu Granatów.

 

Rodzeństwo Bronisław i Maria Bandrowscy oraz narzeczona Bandrowskiego Anna Hackbeilówna zabłądzili i zaczęli schodzić zdradliwym żlebem, aż utknęli. Hackbeilówna zginęła, szukając drogi wyjścia z pułapki. Bandrowscy doszli do progu, z którego nie mogli wydostać się z powrotem w górę. W dół była już tylko przepaść.

Bronisław popełnił samobójstwo czwartego dnia oczekiwania na pomoc na wąskiej półce skalnej. Maria Bandrowska ocalała, uratowana przez ratowników”.

 

W czerwcu 2019 roku policja zawiadomiła TOPR o młodym mężczyźnie (26 lat) z Ukrainy, który wyruszył w Tatry, aby tam popełnić samobójstwo. Rysopis mężczyzny przekazał jego kolega. Wieczorem ratownicy z pokładu helikoptera zauważyli całego i zdrowego mężczyznę w Dolinie Buczynowej. Dotarli do niego i przetransportowali na lądowisko do Zakopanego, gdzie Ukraińca przejęła policja.

 

W czerwcu 1949 roku, w ciągu zaledwie 72 godzin, odnotowano dwa przypadki samobójstw. Pierwsze wezwanie dotyczyło wisielca znalezionego w pobliżu Kalatówek. Obok ciała znajdowała się nieprzytomna dziewczynka…

 

“Dwu członków Pogotowia udało się natychmiast motocyklem na Kalatówki i zwiozło nieprzytomną do szpitala. Wisielca, którego później zidentyfikowano jako Stanisława Dutka z Kędzierzyna, znieśli członkowie TOPR na Kalatówki. Dziewczynką była jego córka (8 lat), którą prawdopodobnie usiłował otruć środkami nasennymi. Odratowano ją w szpitalu” – czytamy w kronice TOPR.

 

Kolejne wezwanie dotyczyło Eugenii Zajęcek (22 lata) z Kielc. Turyści znaleźli list w okolicy Hali Kasprowej Niżnej. Z treści listu wynikało, że kobieta chciała popełnić samobójstwo. Natychmiast rozpoczęto poszukiwania.

 

“Po drodze dowiedziano się, że juhasi z Hali Kasprowej natknęli się już na zwłoki samobójczyni, która rzuciła się z wysokości ok. 60 metrów z Zawratu Kasprowskiego. Wieczorem dotarto do zwłok, lecz ze względu na spóźnioną porę odłożono transport do dnia następnego” – możemy przeczytać w kronice TOPR.

 

Słów kilka o opisanym fenomenie samobójstw w górach

 

W roku 1969 ukazała się publikacja pt. „Samobójstwa w Tatrach” autorstwa prof. Zdzisława Ryna z kliniki psychiatrycznej Akademii Medycznej w Krakowie. Profesor nauk medycznych, lekarz psychiatra, dyplomata i podróżnik, zajmujący się w m.in. zagadnieniami dotyczącymi psychiki ludzkiej w warunkach górskich, ekstremalnych, podaje, że od 1945 do 1969 roku w Tatrach Polskich odnotowano 12 samobójstw, w tym 2 usiłowane i 8 dokonanych.

 

„Góry jako miejsce zamachu samobójczego wybrało 8 kobiet oraz 4 mężczyzn. Uderza tu wysoki odsetek samobójstw dokonanych w porównaniu z usiłowanymi, zarówno w grupie kobiet, jak i mężczyzn, gdyż według Waltera, na każde udane samobójstwo przypada ok. 8-11 zamachów samobójczych. (…) Wszyscy mężczyźni oraz 6 kobiet miało wykształcenie wyższe.

 

Aż 4 osoby były lekarzami (3 kobiety i 1 mężczyzna), pozostali to prezes sądu, ksiądz, adiunkt zakładu higieny, urzędnik, technik, ekspedientka. Tylko jedna osoba pochodziła z Zakopanego, pozostałe z dala od gór, na ogół z Polski centralnej.

 

Znaczna większość z nich uprawiała turystykę górską. Nikt z samobójców nie był taternikiem (…) Ani jednego samobójstwa nie dokonano w Tatrach Wysokich, skalistych, lecz w dolinkach reglowych, bądź w Tatrach Zachodnich. Szczególnym upodobaniem samobójców cieszył się Nosal i Giewont. Udało się ustalić, że 5 osób chorowało psychicznie, w tym 2 na depresję i jedna na padaczkę (…)”.

 

Na zakończenie…

 

To nie wszystkie tego typu przypadki, do których doszło w Tatrach. Na szczęście, niektórych ludzi udało się uratować, zanim wykonali ostateczny krok. Samobójstwo zawsze jest ogromną tragedią, wykraczającą daleko poza cierpienie zdesperowanej jednostki.

Nie bądźmy na nie obojętni!

 

„Większość z nas chce żyć – pomimo mniejszych czy większych przepaści otwierających się w naszych umysłach” – Michał Jagiełło, fragment książki „Wołanie w górach”.

 

Czujesz, że jesteś w sytuacji bez wyjścia, masz myśli samobójcze, przeżywasz kryzys? Nie jesteś sam – zgłoś się po pomoc. Jeśli chcesz porozmawiać z psychologiem, dzwoń pod bezpłatny numer 800 70 2222 całodobowego Centrum Wsparcia dla osób w kryzysie.

 

Możesz też napisać maila lub skorzystać z czatu, a listę miejsc, w których możesz szukać pomocy, znajdziesz tutaj:

http://samobojstwo.pl/

 

W sytuacji zagrożenia życia dzwoń pod numer 112 albo jedź na izbę przyjęć najbliższego szpitala psychiatrycznego.

 

Źródło

https://anatomiazla.pl/samobojstwo/samobojstwa-w-tatrach/

Orlen

$
0
0

Daniel Obajtek, prezes Orlenu:
"Przejmujemy wydawnictwo @Polska_Press
. Dzięki transakcji zyskamy dostęp do 17,4 mln użytkowników portali wchodzących w skład Grupy. Pozwoli nam to skutecznie wspierać sprzedaż i rozbudowywać narzędzia big data. To kluczowe zasoby w kontekście planowanego rozwoju sieci detalicznej"


Informacja dnia, albo i tygodnia! W końcu repolonizacja polskich mediów, koniec szczucia na Polskę w Polsce! A to całkiem pokaźna prasa, bo obejmuje aż 20 dzienników, 150 tygodników i 6 drukarni. Prasa lokalna, od której powinno zacząć się repolonizacje wszystkich mediów.

https://pbs.twimg.com/media/Eop1aNNW8AAoLBD?format=jpg&name=medium

Auf wiedersehen! :)

Pierścień Valentino

$
0
0

Klątwa pierścienia nie dotyczy wyłącznie ekranizacji tolkienowskiej prozy. Pewnego razu podobna sprawa zdarzyła się w realu, choć również na pograniczu życia i kina.

 

                     piersien-valentino-622x415.jpg

                     fot/Syn szejka (1926, United Artists)

 

W 1920 r. amant kina, Rudolf Valentino miał już na koniec parę sławnych ról. Co prawda w Synu szejka ani Krwi na piasku jeszcze nie zagrał, tym niemniej miał już status gwiazdy kina niemego. Ulice San Francisco przemierzał więc z wysoko podniesioną głową, cały czas zadowolony zajrzał do sklepu jubilerskiego i zamarł z wrażenia. Jego uwagę zwrócił srebrny pierścień z półszlachetnym kamieniem.

 

Sprzedawca wbrew swym interesom rzekomo nie zachęcał Valentino do kupna, ale aktor postawił na swoim i zakupił ową biżuterię.

I tak przeklęty pierścień na palcu Rudolfa widzimy w kilku filmach, m.in. w będącym kompletną klapą Młodym Radży z 1922 r. Aktor miał go również na palcu podczas kręcenia swojego ostatniego filmu, Syna szejka z 1926 r. W tym samym roku zmarł na zapalenie otrzewnej, do ostatnich chwil trzymając pierścień na palcu. Specjalnie obejrzeliśmy Syna szejka i faktycznie – aktor ma na wskazującym palcu prawej dłoni zapoznany pierścień (na zdjęciu)!

 

Po śmierci Valentino pierścień otrzymała jego przyjaciółka, Apolonia Chałupiec znana jako Pola Negri. Ta niemal od razu zachorowała. Wyzdrowiała rok później, jednak nie odzyskała już dawnej popularności. Aktorka przekazała pierścień młodemu aktorowi Russowi Colombo, któremu wróżono karierę podobną do Valentino.

 

Również i jego dotknął zły los, o wiele gorszy niż Negri. Colombo został w 1934 r. omyłkowo zastrzelony przez znajomego fotografa. Pistolet zaciął się i wypalił, trafiając w stół, zaś rykoszet poleciał prosto w oko aktora.

 

Kolejnym właścicielem feralnego pierścienia został jego przyjaciel,  Joe Cassino. Podobnież oparł się pokusie założenia go na palec, ale trzymał go w szklanej szkatule. Nie uchroniło go to od śmierci w wypadku samochodowym.

 

Pierścień przeszedł do rąk jego brata Dela, który jako jedyny w tym łańcuchu ostał się żywy, może dlatego, że szybko mu ukradziono pierścień. Szaleństwo trwało dalej – złodziej został zastrzelony podczas pościgu, zaś mający grać w filmie biograficznym o Valentino człowiek – który miał pecha, że założył pierścień podczas zdjęć próbnych – zmarł na rzadką chorobę krwi.

 

Del Cassino zdeponował następnie pierścień w bankowym depozycie. Nie sposób odnaleźć informacji co to za placówka ani czy jej pracownicy nie znikają w tajemniczych okolicznościach. Być może nie, skoro nie zakładają pierścienia. Można natomiast przeczytać, że owa placówka jest regularnie okradana.

 

Na szczęście dla całego świata, pierścień podobnież cały czas tam spoczywa, z dala od ludzkich palców.

 

logo_tunguska1.png

 

Temat o mojej kolejnej reinkarnacji

$
0
0

Z serii niepublikowane story z mojego życia. Nie obchodzą mnie wasze posty na ten temat czy to prawda czy nie i szukanie potwierdzeń w źródłach historycznych. Zwisa mi to i powiewa. Dla kogoś może będzie to ciekawa lektura a jeśli chodzi o mnie ja chce opowiedzieć swoją historie i tyle. Miłego czytania.

 

Gdy jeszcze Lama był wśród Nas (ci co  nie wiedzą o kogo mi chodzi niech przejrzą mój poprzedni temat z jedną z moich paru reinkarnacji) miałem z nim sesje podczas której miałem się dowiedzieć więcej o moim poprzednim wcieleniu -ssmanie. Po zapadnięciu z w hipnoze zdałem sobie sprawe że dotarłem na głębsze zakamarki mojej podświamości, ponieważ tereny wokół mnie w niczym nie przypominały lokacji znanych z poprzedniej hipnozy. Byłem w dżungli i przedzierałęm się maczetą przez bujne zarośla razem z moim koleżką.. Obaj byliśmy sicarios czyli zabójcami w kartelu narkotykowym Wędrowaliśmy tak jeszcze około 20 minut po czym dotarliśmy do prowizorycznej bazy gdzie przy okazji było jedno z wielu laboratoriów w których wytwarzaliśmy nasz narodowy produkt. Na starcie kazałem wieśniakowi co pracował tam wysypać sobie kreske i mojemu kompanowi z gotowego produktu zrobił to i do piero wtedy udaliśmy się do naszego jefe, który tam przebywał. Dostaliśmy od niego misje żeby porwać polskiego dziennikarza który zbiera informacje o naszej organizacji i zamierza zrobić o tym reportaż. Dostaliśmy namiary i jego zdjęcie. Był to koleżka w okularach i koszuli hawajskiej. Zaaplikowaliśmy donosowo kolejną ścieżke, poczułem że teraz to moge pracować dopiero po czym wsiedliśmy do jeepa i odjechaliśmy i tu wizja się urwała i następnie pojawiłem się już  w mieście, wiedziałem że musiała minąć przynajmnej doba nie pytajcie skąd po prostu to wiedziałem. Siedzieliśmy w czarnnym sedanie i wysypaliśmy na apteczke po kolejnej sznycie i wciągneliśmy. Zaczęliśmy ożywieni rozglądać się za naszym celem, który miał tu się pojawić. Po chwili ujrzeliśmy go jak szedł w barwnej hawajskiej koszuli, dzinsach i pięknych butach z aligatora. Powiedziałem do koleżki "to on, bierzemy go" po czym założyliśmy kominiarki na twarze i wyskoczyliśmy z pistoletami maszynowymi mini uzi w rękach. Krzyknąłem do niego "gleba, gleba!" celując w niego z broni. On zdygany padł na glebe, wzialem go za wszarz i zaciagnalem do bagażnika i go tam wrzuciłęm, a następnie odjechaliśmy. Wywieźlismy go daleko do dzungli i wyciągneliśmy z bagola. Z obrzydzeniem zauważyłem, że narobił w spodnie za co dostał od mojego ziomala lepe na leb az mu okulary spadly haha. Powiedzialem do niego ze jest juz skonczony i go tu zakopiemy zywcem. On szlochal i wzywal glosno Boga na przemian z blaganiami o litosc. Irytował mnie tym i juz mialem go kopnac w glowe gdy z powrotem zwrocilem uwage na jego buty. Powiedzialem do niego sciagaj te buty no juz sciagaj. Zdjal je a ja je zarekwirowalem i powiedzialem sluchaj jedziemy z toba do domu dajesz nam tasmy co nagrales o mojej grupie i jak jeszcze raz cos takiego zrobisz to ci odetne te szkity. A za kare dopoki zyje bedziesz chodzil boso i mnie nie obchodza twoje jeki. Padl na kolana i zaczal mi dziekowac calujac po butach. Jednym kopnieciem go odepchnalem i powiedzial dobra nie dotykaj mnie brudasie bo sie ojszczales, wskakuj do bagola jedziemy, po czym moj kompanieros kopami w tylek  jak niesfornego dzieciaka pognal go do bagaznika. Pojechalismy do niego do domu, dostal przekope po wyjsciu z bagaznika po czym ruszyliusmy do jego domu, ja juz w nowych modnych butach. Zabralismy mu tasmy, zniszczylismy je ,po czym dostal jeszcze raz w leb tak na przyszlosc i powiedzialem  ze jeszcze raz go zobacze w butach to zle skonczy i ze ma chodzic boso przez swiat. On przyrzekl ze nigdy wiecej nie zalozy butow i odjechalismy. Okazalo sie ze faktycznie nie trzeba bylo go zabijac, ten tchorz nie dosc ze juz wiecej nie nagrywal zadnych materialow na nasz temat to rzeczywiscie chodzil caly czas boso, co mnie zaskoczylo bo zartowalem tak tylko z tym ze ma juz nigdy butow nie zalozyc haha. Ale rozsierdzilo mnie ze ta gnida bez honoru zrobila sobie program i dala mu nazwe nawiazujaca do tej feralnej dla niego przygody. Wydalem na niego wyrok smierci za robiennie biznesu na tej historii lecz nie zdazylem go wdrozyc w zycie bo napadli nas komunistyczni bojowkarze i kule z kalacha roztrzaskala moja glowe i moich kolezkow z ktorymi wowczas przebywalem wobec czego uszlo mu to na sucho, po czym hipnoza sie skonczyla. Gdy dotarlo do mnie ze gdybym w swoim poprzednim wcieleniu nie spotkal tego podroznika, kultowy juz dzis program nigdy by prawdopodobnie nie powstal. Lama spytal sie mnie jak moja podroz minela i czy poznalem wiecej wcielen z reinkarnacji jako ss-man. Powiedzialem ze nie i zeby go uspokoic usmiechnalem sie poklepalem go po ramieniu i powiedzialem ale nic nie szkodzi dowiedzialem sie czegos wiecej, jest dobrze mordo i zadowolony opuscilem pomieszczenie zostawiajac lame ze zdziwieniem widocznym nawet na jego twarzy.


Tafefobia - strach przed pochowaniem żywcem

$
0
0

Wyobraź sobie, że otwierasz oczy i nie widzisz nic. Panuje totalna ciemność. Machasz rękami po omacku i czujesz dookoła ścianki. Czujesz, że masz niewiele przestrzeni dookoła. Nie możesz wstać, usiąść i nawet przekręcenie na bok sprawia Ci trudność. Krzyczysz, ale znikąd nie ma odzewu. Czujesz, że brakuje Ci powietrza. Zostałeś pochowany żywcem. Jesteś 2 metry pod ziemią. Brzmi strasznie, prawda? Tafefobia, czyli strach przed pochowaniem żywcem jest jedną z najpopularniejszych fobii na świecie. Na tafefobię cierpieli między innymi:
Fryderyk Chopin,
Alfred Nobel,
Fiodor Dostojewski,
Hans Christian Andersen.

Kiedyś pochowanie żywcem nie było niczym niezwykłym. Na kartach historii zapisało się wiele przypadków, gdy osobę uznano przedwcześnie za zmarłą. Multum osób obudziło się w kostnicy, podczas ceremonii pogrzebowej lub co gorsza - w trumnie zakopanej pod ziemią. Granica między życiem a śmiercią bywa bardzo cienka. W przeszłości z powodu niewystarczającej wiedzy medycznej mylono stan śpiączki, letarg, katatonię i omdlenie ze zgonem. Szczególnie dużo takich przypadków można było zauważyć w czasach wojny, epidemii lub masowych egzekucji, kiedy to zmarłych trzeba było chować w pośpiechu. Na wielu trumnach z XVII i XVIII wieku można zauważyć ślady drapania, a w nich nienaturalnie powykręcane ciała, które próbowały wydostać się z pułapki. Osoby zajmujące się konserwacją starych cmentarzy twierdzą, że w około 4% grobów zostały pochowane żywe osoby.

W XIX wieku powstało wiele wynalazków, które pozwalały żywym w trumnie komunikować się z otoczeniem. Stworzono między innymi “alarmy trumienne”. Niektóre grobowce w tamtych czasach były wyposażone we wlot powietrza, drabinę oraz dzwonek. „Jeśli jest zbyt słaby, aby wejść po drabinie, może zadzwonić dzwonkiem, alarmując o pomoc, a tym samym uchronić się przed przedwczesną śmiercią poprzez pogrzebanie żywcem”.

Pogrzebanie żywcem było również popularną torturą. W II w. p.n.e. chowano żywcem uczonych konfucjańskich. W Cesarstwie Rzymskim grzebano żywcem za gwałt, dzieciobójstwo oraz kradzież. W XVI wieku na Niderlandach, gdy władze katolickie miały na celu zlikwidowanie kościołów protestanckich, często chowano żywcem kobiety oskarżane o herezję. W XVII wieku w ten sposób karano kobiety zdradzające swoich mężów. W tym samym czasie na Ukrainie w ten sposób karano Żydów. W 2014 roku ISIS pogrzebało żywcem jazydzkie kobiety i dzieci, aby unicestwić ich plemię. Współcześnie w niektórych rdzennych brazylijskich plemionach żywcem chowa się niepełnosprawne dzieci.

Mimo ciągłego rozwoju medycyny i ogromnej wiedzy medycznej współcześnie również zdarzają się nieumyślne próby pochówku osób żywych.

W 1937 roku 19-letni Francuz rozbił swój motocykl. Lekarz był pewien, że mężczyzna zginął. Chłopaka szybko pochowano. Jednak po 3 dniach ze względu na dochodzenie prowadzone przez lokalną firmę ubezpieczeniową, odkopano młodego Francuza. Ciało było wciąż ciepłe. Chłopak był w głębokiej śpiączce. Miał niewielkie zapotrzebowanie na tlen i tylko dlatego przeżył. Po latach rehabilitacji i licznych zabiegach Francuz wrócił do zdrowia.

W 1964 roku nowojorski anatomopatolog rozpoczął sekcję zwłok. Nagle “zmarły” poderwał się do góry i chwycił lekarza za gardło. Lekarz się tak wystraszył, że dostał zawału, w efekcie czego zmarł.

W lutym 2005 roku w Gabonie “zmarła” Agnas Mbenga. Kobietę przewieziono do kostnicy i zamknięto w szufladzie chłodziarki. Po 18 godzinach Agnas się wybudziła, wyszła z chłodziarki, zrobiła nieziemską awanturę i kazała pracownikom kostnicy jak gdyby nigdy nic odwieźć się do domu. Jak później kobieta stwierdziła w wywiadzie - utraciła zaufanie do medycyny.

Pewna Rosjanka w 2011 roku straciła przytomność po ataku serca. Uznano ją za zmarłą. Kilka dni później na pogrzebie obudziła się. Zobaczyła pogrążonych w smutku żałobników, zorientowała się szybko, co się dzieje i zaczęła krzyczeć. Zawieziono kobietę do szpitala, lecz po 12 minutach “ponownie” zmarła na niewydolność serca.

W Niemczech miała miejsce straszna sytuacja. Pewni grabarze zasypując grób, usłyszeli z niego pukanie. Grabarze tak się przestraszyli, że stali jak wryci przez 10 minut. Stukanie stawało się coraz cichsze, aż w końcu ustało. Nie zareagowali w żaden sposób. Wrócili po prostu do zasypywania grobu.

Na szczęście jeżeli chodzi o Polskę, w przeszłości (zdarza się również współcześnie na obszarach wiejskich) panował zwyczaj trzymania zmarłego w domu przez 3 dni. Ta tradycja uratowała życie pewnej kobiecie. Kobieta na 3 dzień czuwania nagle wstała i zaczęła sobie poprawiać włosy. Konieczne było wezwanie karetki, lecz nie do kobiety a do wystraszonych domowników.

Jednym z najgłośniejszych przypadków w Polsce pochowania żywcem jest historia ks. Piotra Skargi. 82 lata po jego śmierci podczas ekshumacji stwierdzono, że księdza pochowano żywego. Ciało mężczyzny leżało w nienaturalnej pozycji, a na wieku trumny zauważono ślady paznokci zmarłego. Przez ten incydent został przerwany proces beatyfikacji, ponieważ stwierdzono, że nie można wykluczyć, że żywcem pochowany ksiądz, bluźnił Bogu.

Współcześnie w naszym kraju panuje procedura, że zwłok nie można pochować prędzej niż 24 godziny po stwierdzeniu zgonu, chyba że osoba zmarła z powodu choroby zakaźnej - wówczas ciało musi zostać pochowane w ciągu doby.

Co zrobić jednak gdy zostaniemy pochowani żywcem? Przede wszystkim zachować spokój. Zwiększona częstotliwość oddechów sprawi, że szybciej zużyjesz tlen (z reguły tlenu w trumnie starcza na 30 minut, a maksymalnie 2 godziny). Weź kilka głębokich wdechów i uspokój oddech. Spróbuj krzyknąć kilka razy. Jeżeli leżysz w metalowej trumnie, to zacznij w nią z całej siły pukać. Jeżeli nikt Cię nie usłyszy, sprawdź kieszenie. Zdarza się, że rodzina grzebie bliskich razem z telefonem komórkowym, właśnie na wypadek takich sytuacji. Zadzwoń jak najszybciej pod 112. Jeżeli znalazłeś w kieszeni zapalniczkę, to pod żadnym pozorem jej nie zapalaj - ogień pochłania cenny tlen. Jeżeli jesteś w drewnianej trumnie - masz szczęście. Skrzyżuj ręce i zdejmuj koszulkę/koszulę/sukienkę przez głowę. Zawiąż ubranie na górze - stwórz “torbę na swoją głowę”, dzięki czemu ochronisz drogi oddechowe przed pyłem i ziemią. Nad Tobą są jakieś 2 metry ziemi o masie 3 ton. Spróbuj przebić wieko trumny (tu może okazać się przydatna klamra od paska). Przebity otwór od razu będzie przysypywać ziemia, dlatego staraj się ją upychać w stronę przeciwnego do głowy końca trumny. Wstań i zacznij kopać to co masz nad głową - świeża ziemia jest miękka. Gdy wydostaniesz głowę na powierzchnię, oddychaj głęboko i zacznij krzyczeć. Jeżeli dalej nikt nie zareagował na Twoje krzyki, spróbuj się wydostać na powierzchni za pomocą wicia się.

Co ciekawe - mimo że wizja pogrzebania żywcem jest przerażająca, wiele osób płaci za takie doświadczenie. Taki ochotnik jedzie z organizatorami do lasu, kopie swój “grób”, wchodzi do wodoszczelnego worka, a do ust bierze ogrodowy szlauch, który ma mu dostarczać powietrza. Chwilowe “pogrzebanie żywcem” w Rosji trwa 20 minut, a w Korei 10. Uważa się, że chwilowe odcięcie od świata zewnętrznego w taki sposób pozwala pokochać życie na nowo.

W 2010 roku Rosjanin w trakcie dobrowolnego pochowania żywcem zmarł wskutek przygniecenia ziemią.

Artykuł pochodzi z:
https://anatomiazla.pl/ciekawostki/tafefobia-strach-przed-pochowaniem-zywcem/FB_IMG_1609178759377.jpg

Wygląd aniołów wedle opisów z Biblii

$
0
0

 

No przyznam, że widząc ten film nieco się zdziwiłem, śmiem twierdzić że nawet wyobraźnia Lovecrafta przy wymyślaniu Wielkich Przedwiecznych wysiada  :szczerb:

 

Zarejestrowano tajemniczy sygnał z kosmosu.

$
0
0
W Australii

Zarejestrowano tajemniczy sygnał z kosmosu. "Ten sygnał jest zagadką"

haAc6w7.jpg

Miłośnicy kosmicznych zagadek od kilku dni emocjonują się tajemniczym sygnałem, jaki zarejestrował radioteleskop w australijskim Parkes Observatory. Dr Leszek Błaszkiewicz z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie podkreśla w rozmowie z RMF FM, że sygnał odebrany przez australijskie obserwatorium to "pierwszy sygnał, gdzie tak naprawdę nie wiemy, jakie jest jego źródło".

Według naukowców, to najciekawszy sygnał z kosmosu od czasu słynnego Sygnału Wow! z 15 sierpnia 1977 r., który odebrano przy pomocy należącego do Uniwersytetu Stanu Ohio radioteleskopu Big Ear - Wielkie Ucho.

Sygnał odkryto dzięki prowadzonemu w ramach programu poszukiwania inteligencji pozaziemskiej SETI nasłuchowi nieba. Pochodzący spoza Układu Słonecznego sygnał trwał 72 sekundy. Nigdy później go już nie zaobserwowano.

Nowy sygnał zarejestrowany został przez radioteleskop w australijskim Parkes Observatory w kwietniu 2019 r., ale dopiero kilka dni temu informacje na jego temat odkrył w archiwach zespół projektu Breakthrough Listen.

Czy istnieje możliwość, by odebrany przez australijskie obserwatorium sygnał pochodził od pozaziemskiej cywilizacji? Jak potwierdza w rozmowie z RMF FM dr Leszek Błaszkiewicz z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie, tajemniczy sygnał "jest teraz zagadką".

"To pierwszy sygnał, gdzie tak naprawdę nie wiemy, jakie jest jego źródło, jakie zjawisko mogło ów sygnał wywołać" - mówi dr Błaszkiewicz. "Co jest, myślę, najciekawsze: sygnał dochodzi z okolic gwiazdy Proxima Centauri. To jest najbliższa nam gwiazda, będąca w układzie z Alfa Centauri, najjaśniejszą gwiazdą w gwiazdozbiorze Centaura" - zauważa rozmówca RMF FM.

"Wokół gwiazdy Proxima krąży planeta. Wcześniej wykluczano możliwość (istnienia) życia na tej planecie, jako że Proxima Centauri jest gwiazdą bardzo aktywną chromosferycznie, jest to czerwony karzeł, gwiazda mniejsza od naszego Słońca, ale za to troszkę aktywniejsza. Twierdziło się więc, że te wybuchy mogłyby skutecznie sterylizować ewentualne podskoki życia na powierzchni takiej planety" - tłumaczy naukowiec.

Źródło: https://www.onet.pl/informacje/onetwiadomosci/australia-zarejestrowano-tajemniczy-sygnal-z-kosmosu/j2kc0lp,79cfc278

Jak zwykle pierwszy na miejscu zdarzenia wasz reporter Khan ;)

EC Comics

$
0
0

Kto by się spodziewał, że po II wojnie światowej horror zacznie się odradzać w formie obrazków? Zupełnie jakby ludzie wciąż nie mieli dość przyswajania okropności.

 

                                                    ec-comics-space-622x415.jpg

                                                    grafika:EC Comics

 

Komiksy zdobyły w Ameryce popularność już podczas lat 30-tych. W trakcie II wojny światowej komiksy czytali znajdujący się na froncie żołnierze, sięgali po nie również walczący w Korei. Wkrótce miała nastąpić prawdziwa eksplozja.

 

W kwietniu 1950 roku William Gaines, przejąwszy wydawnictwo Entertaining Comics noszące wcześniej nazwę Education Comics, zaczął zalewać rynek komiksami z serii Vault of Horror (1950-54), Tales from the Crypt (1950-55) oraz Crypt of Terror (1950-55), w ślad za którymi pojawiła się miesiąc później Haunt of Fear. (1950-54). Były do kolorowe, wydane na niezbyt dobrym papierze tanie komiksy ukazujące się w cyklu miesięcznym lub dwumiesięcznym. Produkcje EC Comics, choć w swych korzeniach tkwiące w estetyce wspomnianego pulp, odznaczały się niezwykłym przywiązaniem do tradycji filmu noir oraz groteskowej grozy.

 

Na okładce takiego periodyku czytelnicy mogli znaleźć przewijające się te same twarze „gospodarzy przedstawienia”: będącego kościotrupem Strażnika Krypty, Starej Wiedźmy oraz okutanego w kaptur Strażnika Lochu. Wszyscy oni, mimo że od dawna martwi, byli uśmiechnięci od ucha do ucha. Gdzie należy upatrywać korzeni treści, jakie można było znaleźć w EC Comics?

 

„Epidemia dżumy w Średniowieczu pociągnęła za sobą narodziny motywu tańca śmierci, który stał się głównym kulturowym motywem; pod względem wizualnym horror w powojennej Ameryce prezentował podobną estetykę. Tak jak Hans Holbein Młodszy znalazł odpowiednie medium w drzeworytach, tak ten nowy danse macabre skorzystał z taniej sztuki komiksowej, by powielać obrazy rozkładających się, ożywionych ciał, które zwalczają żywych” – pisał znawca gatunku David Skal w książce Monster Show.

 

Jednym z głównych motywów w produkcjach EC Comics była zemsta. Bardzo często fabuła opowiadała o tym, jak ktoś kogoś mordował, a następnie poszkodowany powracał zza grobu, by wyrównać rachunki. Było również w tych historiach sporo czarnego, przewrotnego humoru. Oto na przykład w "Szkoda, że cię tu nie ma" pewne małżeństwo otrzymuje figurkę spełniającą życzenia. Najpierw małżonkowie życzą sobie, by otrzymali dużo pieniędzy.

 

Życzenie zostaje spełnione — wkrótce po tym, jak mąż zginie w wypadku samochodowym i wypłacone zostaje odszkodowanie. Kolejnym życzeniem jest więc przywrócenie do życia męża takiego jak wyglądał przed wypadkiem (bo po nim był przecież zmasakrowany!). Biedna żona nie wie jednak, że mąż zmarł chwilę wcześniej na atak serca. Otrzymuje go więc martwego. Ostatnie, trzecie życzenie wykorzystuje, by go ożywić. Także tutaj nie wie wszystkiego — po śmierci mężczyzna został zabalsamowany i w momencie ożywienia zaczyna płonąć od wewnątrz. Oto klasyczny czarny humor rodem z EC Comics!

 

Inna doskonała historia z EC Comics nosiła tytuł Zamiana. Oto pewien stary milioner chce poślubić piękną dziewczynę. Marzy o prawdziwej miłości, nic więc nie wspomina wybrance o posiadanej fortunie. Ona go lubi, ale narzeka, że jest stary. Milioner udaje się więc do specjalisty, który za grube pieniądze ma go odmłodzić stosując niekonwencjonalne metody leczenia.

 

Zostaje opłacony dawca organów, z którym następuje wymiana kolejnych części ciała. W efekcie po kilku wizytach staruszek wygląda jak młody bóg, zaś dawca przybiera jego dawny wygląd. Eks-milioner (na operacje wydał wszystko co miał) i eks-staruszek w jednej osobie pędzi do swojej ukochanej i zastaje ją tam w ramionach osiemdziesięcioletniego dawcy ciał, wyglądającego jak on niegdyś. Dziewczyna oznajmia, że tak naprawdę pociągają ją pieniądze i zawsze ich pragnęła, dlatego wyjdzie za staruszka…

 

Warto wspomnieć, że pod względem śmiałości obyczajowej i co tu dużo mówić — inteligencji w serwowaniu czarnego humoru, komiksy znacznie wyprzedziły kino i literaturę. W latach 50-tych pewnych granic dobrego smaku wciąż jeszcze nie można było przekraczać na ekranie ani na stronicach powieści, podczas gdy w komiksach znaleźć można było wspaniałą przewrotność.

 

logo_tunguska1.png

 

Święta góra Kajlas. Dlaczego jeszcze nikt na niej nie był?

$
0
0

Święty symbol czterech religii, miejsce źródła czterech wielkich rzek, i jedna tak wysoka góra, na której szczyt nie wszedł nigdy żaden człowiek. Góra Kajlas w zachodnim Tybecie jest osnuta tajemnicą, której przez całe wieki strzegą mnisi z okolicznych świątyń. Czas płynie na niej inaczej? Rzeczywiście skrywa bramę na tamten świat, jak twierdzą buddyjscy duchowni?

 

MzE0OTUxYhskUjlnegNvDmcKbT08WmFYMBJ1dno3YkxxBDdgZEtiHCxcKiYwCCJUIkI6JDQPPVQ1XGA1JRFiDHQfKz0mCCEbPB8qOTcdKVUhVX1lZUkoS2hRKmxmVXlJJgNiNjNBfld8By43YkEsQiQBK2x3BQ.jpg

Góra Kajlas w Tybecie - Źródło: Getty Images

 

Szare chmury leniwie płyną po błękitnym niebie nad pokrytą śniegiem górą Kajlas. Młody buddyjski mnich podnosi się z ziemi na kolana i robi kilka kolejnych kroków. Nogi już się pod nim załamują ze zmęczenia, ale on musi wytrwać. Przykłada dłonie do czoła, szeptem wypowiada mantrę i ponownie kładzie się na ziemię, aby długością swojego ciała odmierzyć kolejny fragment drogi. Jego pielgrzymka wokół góry trwa już kilka tygodni.

 

Już przez kilka tygodni odmierza swoim ciałem drogę, a teraz został mu już tylko kawałek, aby mógł się wykąpać w świętym jeziorze i udać się przez dolinę aż do zbocza góry Kajlas, śladami wielkich mistrzów. Nagle jednak już mu się nie udaje podnieść. Nogi odmawiają mu posłuszeństwa. Mnich już niemal stracił nadzieję, gdy nagle dostrzega, że obserwuje go inny mnich. Staruszek z pokrzywą w dłoni. Milarepa, szepcze młodzieniec i znowu czuje siłę w nogach. Czy góra Kajlas, na której podobno medytowali legendarni duchowni mistrzowie, naprawdę ma moc uzdrawiającą?

 

Nietykalne miejsce

 

Górze Kajlas, której wysokość sięga 7000 metrów, przypisuje się nie tylko moc cudownego uzdrawiania. Jest to także święte i nietykalne miejsce jednocześnie dla czterech religii – buddyzmu, hinduizmu, dżinizmu i starego szamańskiego wyznania bön, które słynęło z czarnej magii, składania ofiar ze zwierząt (a może nawet z ludzi) i kultu demonów.

 

MzE0OTUxYhskUjlnegNvDmcKbT08WmFYMBJ1dno3YkxxBDd7MxEhHzdVPzt7Hz8PNVE4JHsIIVUkQCZ7I0liHixDPzg0AWIfKFIqMHobK059CX5iYFUpTyBUYmBkHH9XJAh4N3gbfRhyAHdjNx55QiYSMg.jpg

Góra Kajlas w Tybecie - Źródło: Getty Images

 

Góra Kajlas przez długi czas była poza zainteresowaniem społeczeństwa zachodniego. Pierwsze wzmianki o niej pojawiają się w XVII wieku, a dokładniejsze informacje podaje dopiero szwedzki podróżnik Sven Hedin (1865–1952), który na początku XX wieku wyrusza na trudną pielgrzymkę wokół góry. Ludzie o czystym i oświeconym umyśle, którzy zażyją kąpieli w falach jeziora Manasarowar, poznają prawdę, będącą tajemnicą dla pozostałych śmiertelników, napisał łowca przygód po swojej podróży. Co takiego podczas niej ujrzał?

 

Niebezpieczna pielgrzymka

 

Według dawnej legendy buddyjskiej u podnóży góry spotkali się w XI wieku dwaj wielcy magowie, mistrz buddyzmu tantrycznego Milaräpa (1040–1123) i wojownik bön Naro Bon-Chung. Po trudnym magicznym starciu ostatecznie uzgodnili, że zwycięży ten, który wcześniej dotrze na szczyt góry. W tym pojedynku wygrał Milaräpa, ale z szacunku do przeciwnika oddał mu pobliską górę Bönri, aby jego religia również przetrwała w Tybecie.

 

Po zwycięstwie Milaräpy rozpoczyna się tradycja trudnych pielgrzymek wokół góry, które mają symbolizować drogę przez życie, śmierć, stan pośmiertny i odrodzenie. Okrąg ma 56 kilometrów, a niektórzy pielgrzymi pokonują go kilkakrotnie z rzędu, nieustannie kłaniając się po drodze. Czy faktycznie góra pochłonęła dziesiątki żyć pielgrzymów, którzy nie przetrwali tej trudnej drogi? Podobno zostali pochowani w przełęczy Dolma la, gdzie być może zjawiają się także duchy dawnych mistrzów…

 

Wyprawy się nie powiodły

 

Wprawdzie na trasie wokół góry można spotkać wielu pielgrzymów, ale na szczycie jeszcze żadna ludzka nogą nie postała. Mnisi ze świątyń, których wokół góry jest kilka, już całe wieki pilnują, aby nikt nie dotarł na szczyt góry Kajlas. Region był niedostępny dla obcokrajowców aż do lat 50. minionego stulecia, kiedy to Tybet został zaanektowany przez rozrastające się Chiny, które z kolei celowo otwierają górę dla turystów, aby osłabić moc tutejszej religii.

 

Wielu z nich dostaje pozwolenie na wejście na szczyt, ale jakimś dziwnym trafem zawsze przed wyprawą psuje się pogoda lub pojawiają się jakieś dziwne komplikacje. Czyżby górę chroniła nieznana potężna moc?

 

Specjaliści, zajmujący się tego rodzaju zagadkami, są przekonani, że tak jest i odwołują się do dziwnych zbiegów okoliczności. Na przykład jeden z zespołów wspinaczkowych tuż przed wyprawą niespodziewanie zachorował, inni himalaiści wyruszyli w podróż, ale ich próby wejścia na szczyt skończyły się urazami lub zupełnym wyczerpaniem.

 

MzE0OTUxYhskUjlnegNvDmcKbT08WmFYMBJ1dno3YkxxBDd7MxEhHzdVPzt7Hz8PNVE4JHsIIVUkQCZ7I0liHixDPzg0AWIfKFIqMHpPKE13CX8yZlUoSX1VYmA2QHxXfQh6ZXhLKE52USsyM0B8S3ISMg.jpg

Góra Kajlas w Tybecie - Źródło: Getty Images

 

Zdobył ją Messner?

 

Słynny włoski himalaista Reinhold Messner (ur. 1944) zdejmuje na mroźnym powietrzu okulary i z szacunkiem spogląda na mieniącą się ośnieżoną górę, którą ma przed sobą. Kilka kilometrów przed nim znajduje się jedna ze świątyń, która strzeże świętego szczytu. Na niebie zaczynają pojawiać się chmury, zrywa się wiatr i podróżnik wie, że dziś nie zdobędzie tajemniczej góry, choćby bardzo chciał.

 

Kilka dni później Messner wydaje jednoznaczne oświadczenie, że szczyt góry Kajlas uznaje za nieosiągalny.

Zdobycie tej góry oznaczałoby zdobycie czegoś w ludzkich duszach. Proponowałbym osiągnąć coś trochę trudniejszego. Kajlas nie jest znowu tak wysoka i trudna, żartuje, szokując cały świat.

 

Czyżby wystraszył się drogi na szczyt? A może zniechęciło go coś w pobliżu świętego miejsca? Mówi się także, że Messner po kryjomu wybrał się na szczyt i ujrzał tam coś, czego nikt nie powinien zobaczyć. W 2001 roku pozwolenie na wejście na szczyt uzyskał zespół pod kierownictwem hiszpańskiego himalaisty Jesúsa Martíneza Novasa, ale on także w niewyjaśnionych okolicznościach zrezygnował z wyprawy. Co go zniechęciło?

 

Brama na tamten świat?

 

Shambhala. Tak nazywa się niewidzialne miasto, w którym panuje miłość, mądrość i pokój. W Shambhali podobno mieszkają ludzie z nieziemskimi zdolnościami, którzy jednocześnie nie chcą pozwolić na to, aby ich królestwo zakłóciły niedoskonałe istoty ludzkie. Podobno do miasta prowadzi siedem bram, pierwsza i zarazem największa ma być dostępna właśnie ze szczytu góry Kajlas, co jest jednym z głównych powodów, dla którego miejsce to jest tak dokładnie strzeżone przez tamtejszych mnichów. Mówi się, że w pobliżu tej bramy ludzie bardzo szybko się starzeją.

 

Według badania rosyjskiego badacza Ernsta Muldasheva ludzki wiek w tym rejonie faktycznie szybciej postępuje. Tybetańscy mnisi tłumaczą to działaniem jakiejś siły pochodzącej z bramy do Shambhali. Proces starzenia się w pobliżu góry jest znaczny (człowiek w ciągu godziny starzeje się mniej więcej o jeden dzień), ale już na szczycie i w pobliżu bramy mógłby umrzeć w ciągu kilkudziesięciu minut. Czy to magia lub jakaś dziwna fizyczna anomalia? I czy coś takiego rzeczywiście się tu dzieje?

 

MzE0OTUxYhskUjlnegNvDmcKbT08WmFYMBJ1dno3YkxxBDd7MxEhHzdVPzt7Hz8PNVE4JHsIIVUkQCZ7I0liHixDPzg0AWIfKFIqMHoaKEohB3xjYVV0HnBTYmBnGn9XfQV9MHhOKBt9BylmZk54GXYSMg.jpg

Tybet - Źródło: Getty Images

 

Tajemnicze jeziora

 

Do legend o Shambhali najczęściej nawiązują opowieści o jeziorach wokół góry Kajlas. Pierwsze z nich to Manasarowar, w którym pielgrzymi mogą się w nagrodę wykąpać. Podobno jego woda ma lecznicze właściwości. Istnieją świadectwa, zgodnie z którymi woda z jeziora Manasarowar uratowała także nieuleczalnie chorych. Drugie jezioro nazywa się Rakas i jest absolutnym przeciwieństwem tego pierwszego.

 

Wiecznie wzburzone ciemne wody mają straszną opinię. Podobno w jego głębinach ukrywa się demon, który zatruł wodę i niektórych nieostrożnych pielgrzymów wciągnął pod wodę. Picie wody z tego jeziora uznaje się za niebezpieczne. Tybetańscy mnisi mówią, że woda zaburza ludzką energię, także naukowcy podejrzewają, że mogą w niej być niebezpieczne bakterie. Nie ma jednak badania, które by tego dowiodło. Nie istnieje także człowiek, który udał się pod powierzchnię wody i sprawdził, czy naprawdę żyje tam jakaś dziwna istota...

 

Podejrzane liczby

 

Tajemnic wokół góry Kajlas jest naprawdę wiele. Wyznawcy teorii spiskowych odwołują się do dziwnych zbiegów okoliczności związanych z położeniem góry. Wysokość góry podobno sięga 6666 metrów. Kolejnych 114 metrów mierzy rzekoma piramida, która stoi na jej szczycie. To prawda, że według zdjęć z wysokości góra ma faktycznie szczyt w kształcie piramidy, który w dodatku jest ustawiony dokładnie zgodnie z kierunkami świata.

 

Góra jest oddalona od bieguna północnego o 6666 kilometrów, od południowego zaś dwukrotność 6666 kilometrów. Ernst Muldashev w dodatku odwołuje się do tego, że gdybyśmy połączyli szczyt góry Kajlas przez środek Ziemi z drugą stroną planety, trafilibyśmy prosto na Wyspę Wielkanocną.

 

Góra Kajlas w dawnych czasach stanowiła biegun północny planety, natomiast Wyspa Wielkanocna biegun południowy. Później jednak miała miejsce olbrzymia katastrofa i oś ziemska przechyliła się o 60 stopni, tłumaczy Muldashev to, czego dowiedział się od Tybetańczyków. Czy zatem chociaż część legendy o górze Kajlas jest prawdziwa? I czy jej tajemnica zostanie odkryta, czy nadal zwycięży szacunek do świętej tradycji Tybetańczyków?

 

wp.png

 

Człowiek na moście...

$
0
0

Dzień dobry wszystkim.

Zarejestrowałam się na to Szanowne Forum, bo kilka dni temu przeżyłam coś, o czym myślę bardzo dużo do dzisiaj i nijak nie mogę tego zrozumieć.

Uwielbiam jazdę na rowerze i nowy rok zaczęłam właśnie od takiej aktywności. Wieczorem, ok. 20.00 objechawszy miejscowe jezioro, dotarłam do wiszącego mostu nad nim. Było już ciemno, nie licząc blasku świateł miasta z oddali, a wokół żywej duszy, oprócz... No, właśnie - na rzeczonym moście, w połowie jego długości, stał (raczej) mężczyzna w kapeluszu na głowie i palił papierosa (widziałam czerwony ognik). Odcinał się wyraźnie na tle łuny znad miasta, no i ten papieros...

Nie było w tym nic dziwnego, ot poszedł ktoś na spacer, stanął na moście i pali ćmika - po prostu. Usiadłam na ławeczce pod wiatą i sprawdziłam w aplikacji ileż to już kilometrów przejechałam. Trwało to kilkanaście sekund. Sprawdziłam, podniosłam wzrok i tej osoby nie było - most był pusty.

Zaznaczam, że to wiszący most i przejście przez niego powoduje dużo hałasu. W żaden sposób nie można tego zrobić bezszelestnie - wszystko skrzypi, stęka i dudni... Do jeziora też wskoczyć nie mógł, bo słyszałabym plusk - była absolutna cisza...

Byłam całkowicie trzeźwa, nie używam niczego oprócz witaminy D3 :) Nie byłam zmęczona, bo na liczniku ledwie 25 km. Dałabym się pokroić i posolić za to, że KTOŚ tam stał.

Cóż... Bardzo dziwnie się poczułam - strach zmieszany ze zdziwieniem. W planach miałam przejazd przez ten most, ale hm... Zrezygnowałam i wróciłam inną drogą :) Czuję, że sama już tam po zmroku nie pojadę - nie to, że się jakoś boję, ale nie chcę już tak dziwnie i nieswojo się poczuć.

To tyle... Pozdrawiam.

13 popularnych fake newsów o szczepionkach na COVID-19. Przestrzegamy

$
0
0

Twierdzenia, że szczepionka na COVID-19 nie przeszła wymaganych badań klinicznych, że nie przetestowano jej na wystarczającej grupie osób, że spowoduje zmiany w DNA bądź prowadzi do niepłodności - nie są prawdziwe. Nawet jeśli powtarzają je osoby z tytułami naukowymi czy lekarze.

 

Jednym z nowych zjawisk w dezinformacji po wybuchu pandemii jest infodemia - a w niej osobną kategorię stanowią fake newsy i niezweryfikowane tezy rozpowszechniane przez osoby z kręgów naukowych i środowisk medycznych. To szczególnie utrudnia walkę z dezinformacją na temat szczepionek przeciw COVID-19.

 

Wśród wielu tez nie mających potwierdzenia w faktach – np. że relacjonowane przez media szczepienia to mistyfikacja - są takie, które wracają co chwilę pod różnymi postaciami (wpisy w mediach społecznościowych, wideo w sieci, teksty na blogach, memy) i w różnych konfiguracjach (np. wywiady z naukowcami, porady, szkolenia). Prezentujemy najczęściej powtarzane fake newsy o szczepionkach na COVID-19 i wyjaśniamy, dlaczego nie należy w nie wierzyć.

 

EMA tvn24.png

 

Fejk: "Nie udowodniono, że szczepionka przeciwko COVID-19 jest bezpieczna i skuteczna, bo nie było wystarczająco dużo czasu na jej opracowanie".

 

Obecnie dostępne informacje o skuteczności i bezpieczeństwie większości opracowywanych szczepionek na COVID-19 pochodzą od ich producentów. Pojawiają się jednak kolejne analizy, potwierdzające dotychczasowe badania kliniczne.

 

8 grudnia 2020 roku w czasopiśmie "The Lancet" opublikowano recenzowany artykuł naukowy analizujący badania szczepionki na COVID-19 - dotyczył szczepionki przygotowanej przez Uniwersytet Oksfordzki we współpracy z firmą AstraZeneca. Potwierdzał analizę opublikowaną przez firmę AstraZeneca w listopadzie, pokazującą, że szczepionka jest bezpieczna i ma ogólną skuteczność wynoszącą 70 proc. w ochronie przed objawowym zakażeniem COVID-19.

 

11 grudnia amerykańska Agencja Żywności i Leków (FDA) zatwierdziła do awaryjnego użycia szczepionki firmy Pfizer/ BioNTech. Jej analiza potwierdziła 95-proc. skuteczność szczepionki. Taki stopień skuteczności producent deklarował wcześniej na podstawie własnych badań klinicznych.

 

Z kolei opublikowana 15 grudnia analiza FDA potwierdziła 94-proc. skuteczność szczepionki firmy Moderna - poinformowało National Public Radio, amerykański nadawca publiczny. Analiza wykazała, że szczepionka jest nieco mniej skuteczna u osób starszych - w przypadku osób powyżej 65. roku życia wynosi 86 proc.

 

21 grudnia Komisja Europejska dopuściła do obrotu w Unii Europejskiej szczepionki firm Pfizer i BioNTech. Decyzja była konsekwencją zaleceń Europejskiej Agencji Leków (EMA). Szczepionka nosi nazwę Comirnaty. "Nasza ocena naukowa opiera się na sile dowodów naukowych dotyczących bezpieczeństwa, jakości i skuteczności szczepionki; dowody w przekonujący sposób pokazują, że korzyści są większe niż ryzyko" – przekonywała szefowa EMA Emer Cooke. Dodała, że nie ma dowodów na to, że szczepionka nie będzie działała przeciwko nowemu wariantowi koronawirusa.

 

Bardzo szerokie testy kliniczne wykazały, że Comirnaty skutecznie zapobiega COVID-19 u osób w wieku powyżej 16. roku życia. Testy kliniczne prowadzono na grupie 44 000 osób. Jedna połowa z nich otrzymała szczepionkę, a druga połowa placebo. Osoby w grupach nie wiedziały, czy otrzymują zastrzyk ze szczepionką, czy placebo.

 

Skuteczność przeliczono na podstawie danych od 36 000 osób w grupie wiekowej 16+ (w tym osób w wieku 75+), które nie wykazywały oznak uprzedniej infekcji. Badanie wykazało redukcję o 95 proc. liczby objawowych przypadków COVID-19 wśród osób, które przyjęły szczepionkę (8 przypadków z 18 198 miało symptomy COVID-19), w porównaniu do osób z grupy placebo (162 przypadki z 18 325 miały objawy COVID-19). To oznacza, że szczepionka wykazała podczas badań klinicznych skuteczność rzędu 95 proc.

 

Badanie wykazało również skuteczność rzędu 95 proc. u uczestników szczególnie zagrożonych ostrym przebiegiem COVID-19, w tym u tych z astmą, przewlekłymi schorzeniami płuc, cukrzycą, nadciśnieniem tętniczym oraz BMI ≥ 30 kg/m2.

 

Szybkość finalizacji prac nad szczepionkami na COVID-19 wzbudziła obawy wśród opinii publicznej na całym świecie. Jak wyjaśnia Healthfeedback.org, to wyjątkowe okoliczności pandemii COVID-19 pozwoliły naukowcom na zgromadzenie wiarygodnych danych z badań nad szczepionkami w stosunkowo krótkim czasie m.in. ze względu na szybszą rekrutację ochotników do badań klinicznych. A ponieważ pandemia wywołana przez koronawirusa stanowi zagrożenie dla zdrowia publicznego, naukowcy uzyskali zwiększone środki finansowe, napotykając na mniej przeszkód biurokratycznych niż w przypadku innych szczepionek - i to skróciło czas opracowywania szczepionek na COVID-19.

 

W kwietniu br. WHO i jej partnerzy uruchomili Akcelerator Dostępu do Narzędzi COVID-19 (ACT), skupiający rządy, naukowców, przedsiębiorstwa, organizacje społeczne, filantropów i globalne organizacje zdrowotne w celu wspierania rozwoju i dystrybucji testów, terapii oraz szczepionek, informuje Reuters.

 

"Rozwój szczepionek na COVID-19 odbywa się w szybkim tempie na całym świecie. Prace rozwojowe ulegają skróceniu w czasie, przy wykorzystaniu obszernej wiedzy na temat produkcji szczepionek zdobytej przy użyciu istniejących szczepionek" - informuje Europejska Agencja Leków (EMA).

 

Fejk: "Szczepionki na koronawirusa nie zostały właściwie zbadane. Ich zastosowanie może doprowadzić do zmian na poziomie komórkowym".

 

Szczepionka Comirnaty przygotowuje organizm do obrony przed COVID-19. Posiada molekułę mRNA zawierającą instrukcję wytworzenia białka S (spike - z ang. kolec), które pokrywa powierzchnię wirusa SARS-CoV-2 i umożliwia mu przeniknięcie do komórek organizmu. Po podaniu szczepionki część komórek organizmu odczytuje instrukcję mRNA i tymczasowo produkuje białko S. System immunologiczny organizmu rozpoznaje białko jako element obcy i rozpoczyna produkcję przeciwciał oraz aktywuje limfocyty T (białe krwinki), które atakują białko S. Jeśli w późniejszym czasie osoba zaszczepiona ma kontakt z wirusem SARS-CoV-2, jej system immunologiczny rozpozna go i będzie gotów do obrony organizmu. mRNA ze szczepionki nie pozostaje w organizmie. Ulega rozpadowi wkrótce po zaszczepieniu.

 

Profesor Joanna Zajkowska z Kliniki Chorób Zakaźnych i Neuroinfekcji Uniwersyteckiego Szpitala w Białymstoku wyjaśnia: "Konstrukcja szczepionki opierająca się o wprowadzanie mRNA jest platformą, nad którą badania trwają od co najmniej 10 lat. Poprzedzone badaniami laboratoryjnymi, na poziomie komórkowym na zwierzętach oraz badaniami klinicznymi na ludziach. Dlatego argument o braku badań nie ma podstaw".

 

I tłumaczy: "Idea szczepienia naśladuje naturalne mechanizmy immunologiczne. To wirus wkleja się do naszego materiału DNA po to, aby nasza komórka produkowała kolejne kopie wirusa, na bazie wytworzonego mRNA dla całego wirusa. Idea tej platformy polega na ominięciu etapu zakażenia komórki w postaci integracji materiału genetycznego wirusa z naszym materiałem genetycznym, aby wyprodukować mRNA - poprzez podanie gotowego mRNA, który jest zapisem tylko cząstki wirusa (białka kolca). Zatem jest to dużo bardziej bezpieczne w porównaniu do zakażenia wirusem, nawet w postaciach bardzo łagodnych".

 

Fejk: "Szczepionka może zmienić DNA. To eksperyment na ludzkości".

 

Profesor Anna Piekarska z Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersytetu Medycznego w Łodzi jest "pod wrażeniem wyobraźni niektórych osób, które wymyślają te wszystkie niesamowite potencjalne działania niepożądane szczepionek". "To jest po prostu nieprawdopodobne, że takie rzeczy w ogóle można wymyślić" – mówiła na antenie TVN24.

 

"Kontrargument jest prosty" – kontynuowała. "Ten materiał genetyczny, który koduje tylko jedno białko wirusowe, nie całego wirusa, w ogóle nie wchodzi do jądra komórkowego. To wszystko się odbywa w cytoplazmie komórek naszych mięśni. Jeżeli pamiętamy z biologii, do czego służy jądro komórkowe, to właśnie tam jest przygotowywany nasz materiał genetyczny. Takie niebezpieczeństwo naprawdę nie istnieje" - zapewniła.

 

"mRNA samo w sobie nie ma możliwości identyfikacji DNA i nawet nie dostaje się do jądra komórkowego. Dlatego nie wyobrażam sobie nawet, na jakiej zasadzie mRNA mogłoby zadziałać w sposób, jaki sugerują autorzy tej tezy" - potwierdzał w rozmowie z Konkret24 prof. Krzysztof Pyrć. I dodał: "Są jeszcze dwie kwestie. Po pierwsze, mRNA w szczepionce to jest to samo mRNA, które przychodzi do nas z wirusem i jeżeli się zakażamy, to też to mRNA mamy w swoich komórkach. Po drugie, mRNA jest kwasem nukleinowym, który jest bardzo nietrwały, w związku z czym po dostaniu się do organizmu przez szczepionkę ulegnie zniszczeniu w dosyć krótkim czasie".

 

Analizując kwestię, czy szczepionka na bazie mRNA może zmienić ludzkie DNA, BBC News we współpracy z naukowcami obalili tę tezę. "Wstrzyknięcie RNA do człowieka nie robi nic z DNA ludzkiej komórki" - oświadczył w BBC prof. Jeffrey Almond z Uniwersytetu Oksfordzkiego.

 

Z kolei w artykule poświęconym szczepionkom serwis Deutsche Welle odsyła do strony internetowej niemieckiego Instytutu Paula-Ehrlicha, Federalnego Instytutu Szczepionek i Biomedycyny. "Nie ma ryzyka integracji mRNA z ludzkim genomem. W przypadku ludzi genom znajduje się w jądrze komórki w postaci DNA. Integracja RNA z DNA nie jest możliwa, między innymi ze względu na różne struktury chemiczne. Ponadto nie ma dowodów na to, że mRNA zintegrowany przez komórki organizmu po szczepieniu zostanie przekształcony w DNA" - informuje instytut na swojej stronie.

 

NIZP-PZH na swojej stronie o szczepieniach stwierdza w tej kwestii wręcz: "Twierdzenie, że szczepionka mRNA przeciw COVID-19 modyfikuje ludzki genom, jest niezgodne z podstawowymi zasadami biologii komórki". "Obawa przed integracją obcego DNA lub RNA z naszym własnym genomem i jego zmianą jest nieuzasadniona, w sytuacji kiedy codziennie mamy kontakt z ogromną ilością obcego DNA i RNA innych organizmów. Na przykład spożywamy DNA i RNA w naszym pożywieniu" - dodają eksperci.

 

Fejk: "Badania kliniczne szczepionek na COVID-19 zostały oparte o wyjątkowo łagodne zalecenia Europejskiej Agencji Leków".

 

Europejska Agencja Leków (EMA) to agencja Unii Europejskiej zapewniająca ocenę naukową, nadzór i monitorowanie bezpieczeństwa produktów leczniczych stosowanych u ludzi i zwierząt na terenie wspólnoty. Do głównych zadań EMA należy dopuszczanie do obrotu produktów leczniczych w UE i ich kontrolowanie. Przedsiębiorstwa farmaceutyczne składają do EMA wnioski o pozwolenie na dopuszczenie do obrotu danego produktu leczniczego, także szczepionek na COVID-19.

 

"Szczepionki COVID-19 muszą być zatwierdzone według tych samych standardów, które stosuje się wobec wszystkich leków w UE" - informuje EMA na swojej stronie internetowej. Tam też przedstawia proces opracowywania, oceny i monitorowania szczepionek na COVID-19 przez EMA. Szczepionki COVID-19 mogą być zatwierdzane i stosowane tylko wtedy, gdy spełniają wszystkie wymagania dotyczące jakości, bezpieczeństwa i skuteczności określone w prawie farmaceutycznym UE.

 

EMA zapowiedziała, że upubliczni wszystkie dane kliniczne, które zebrała, by umożliwić niezależną kontrolę naukowców.

 

Fejk: "Próby kliniczne szczepionek na COVID-19 przeprowadzono na niewielkiej grupie osób. W testowanych grupach nie uwzględniono wystarczającej liczby osób z grup ryzyka".

 

Testy szczepionek, które mają szanse na uzyskanie niezbędnych akceptacji, by trafić do komercjalnego obrotu, przeprowadzono z udziałem tysięcy osób. Znacząca część z nich należy grup ryzyka ciężkiego przejścia COVID-19 ze względu na wiek czy choroby współistniejące.

 

Firma farmaceutyczna Moderna badała dwie opracowane przez siebie szczepionki na COVID-19 mRNA-1273 i COVE. W badaniach klinicznych szczepionki mRNA-1273 wzięło udział 30 tys. osób - informuje producent. Ponad 8 tys. z tych osób ma przewlekłe schorzenia. Szczepionkę COVE także przyjęło ponad 30 tys. ochotników. Grupa wysokiego ryzyka ciężkiego przejścia COVID-19 stanowiła 42 proc. wszystkich uczestników badania.

 

Szczepionka Pfizer/BioNTech w fazie badań klinicznych została podana ponad 43,6 tys. ochotnikom - poinformował producent. 45 proc. uczestników badania stanowiły osoby w wieku 56-85 lat.

 

Brytyjska szczepionka opracowana przez naukowców z Uniwersytetu Oksfordzkiego i firmę AstraZeneca w ramach badań została podana łącznie ponad 23,8 tys. ochotnikom w Brazylii, RPA i Wielkiej Brytanii. W badaniach wzięło udział ponad 2,9 tys. osób w wieku 56 lat i więcej (12,2 proc. wszystkich uczestników) oraz ponad 2,8 tys. osób z chorobami współistniejącymi. Jak zapowiadał Uniwersytet Oksfordzki, dalsze badania są prowadzone w Stanach Zjednoczonych, Kenii, Japonii i Indiach. Do końca 2020 roku miało w nich wziąć udział do 60 tys. uczestników.

 

Dla porównania: w testach nad szczepionką Fluad Tetra na grypę sezonową wzięło udział łącznie 10 644 osób między 6. a 72. rokiem życia - informuje raport oceniający tę szczepionkę opublikowany przez EMA w marcu tego. Szczepionka została pozytywnie oceniona przez EMA.

 

Za to w badaniach klinicznych nad szczepionką na grypę Flucelvax Tetra wzięło udział ponad 2,6 tys. osób. Ponad 1,3 tys. miało co najmniej 65 lat. Szczepionka została dopuszczona do użycia przez EMA w 2018 roku, pozwolenie wydano ponownie dwa lata później.

 

Fejk: "Z powodu globalnej tezy o pandemii przemysł farmaceutyczny miał pozwolenie na pominięcie testów na zwierzętach przy opracowywaniu szczepionek".

 

Próby na zwierzętach zostały przeprowadzone przy opracowywaniu szczepionek mRNA opracowanych oddzielnie przez firmy Moderna i Pfizer - wykonano je równocześnie z próbami na ludziach -  sprawdziła AP. O wynikach testów na zwierzętach informował m.in. "The New York Times". Sam Pfizer o wynikach testów na zwierzętach informował we wrześniu 2020 roku.

 

Szczepionka opracowana przez naukowców z Uniwersytetu Oksfordzkiego i firmę AstraZeneca, która nie jest szczepionką mRNA, została również przetestowana na zwierzętach - podała AP. Testy na zwierzętach tej szczepionki są wspomniane w recenzowanym artykule naukowym analizującym jej bezpieczeństwo.

 

Fejk: "Szczepionka na COVID-19 prowadzi do bezpłodności".

 

Lead Stories, redakcja zajmująca się sprawdzaniem informacji w sieci, na początku grudnia konsultowała się w sprawie tej tezy z grupą specjalistów z Uniwersytetu Waszyngtońskiego w Seattle. Odrzucili ją ze względu na bardzo niskie prawdopodobieństwo dojścia do takiej sytuacji.

 

Doktor Kristina Adams Waldorf, profesor położnictwa i ginekologii, która bada infekcje w czasie ciąży, stwierdziła, że taka teza jest nieprawdziwa: "Nie widzimy też żadnych dowodów potwierdzających wzrost poronień lub martwych urodzeń z powodu infekcji COVID-19 w czasie ciąży, co byłoby bezpośrednią konsekwencją scenariusza ".

 

Na początku grudnia podobne twierdzenia sprawdzili dziennikarze Healthfeedback.org specjalizujący się w weryfikacji informacji medycznych. Jak stwierdzają, przyjęcie szczepionki przeciw COVID-19 nie niesie ze sobą ryzyka bezpłodności. Białka SARS-CoV-2 zawarte w szczepionce i białka łożyska są do siebie podobne w niewielkim stopniu. Takie podobieństwa występują w wielu innych białkach, ale nie wywołują szerokich odpowiedzi autoimmunologicznych u pacjentów z COVID-19.

 

Natomiast prof. Wojciech Szczeklik ze Szpitala Klinicznego w Krakowie tłumaczył w TVN24: 'Zwykle jest tak, że osoby, które są w ciąży albo karmią, nie są zapraszane do dużych badań, czy to lekowych, czy to szczepionkowych, tak jak w tym przypadku. Równocześnie wiemy, że jak jest tak duża grupa tych osób, 75 tysięcy ochotników, to część osób, która była w tym badaniu, była w ciąży. Już teraz wiemy, że się zaszczepiła, pomimo ciąży. To jest ich świadoma decyzja, że takiego ryzyka się podjęły" - podkreślił.

 

"Na chwilę obecną nie zalecamy tego, żeby te osoby się szczepiły, ale to się może zmieniać. I myślę, że będzie się zmieniało, bo ta szczepionka najprawdopodobniej dla tych osób też jest bezpieczna, a będzie chroniła przed niebezpieczną chorobą" – dodał. A na pytanie, czy podanie szczepionki kobiecie w ciąży może uszkodzić płód, prof. Szczeklik odpowiedział na Twitterze: "Nie ma żadnych podstaw żeby przypuszczać, że szczepionka jest szkodliwa dla rozwijającego się płodu, nawet jeżeli jest się w ciąży podczas szczepienia (choć nie jest to zalecane)".

 

Fejk: "Szczepionki oparte o mRNA nie były wcześniej dopuszczane do obrotu na rynku, a więc ich długoletnie skutki uboczne nie są znane".

 

"W tym momencie są to pierwsze szczepionki w tej klasie, które mają szansę trafić do obrotu. Natomiast prace nad szczepionkami na bazie mRNA trwały od wielu lat. W ostatnich latach były badania kliniczne szczepionek wykorzystujących mRNA i one wyszły pozytywnie. Po prostu nie doszło do fazy ich komercjalizacji" – tłumaczył w Konkret24 prof. Krzysztof Pyrć.

 

Doktor Paweł Grzesiowski, ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej, wyjaśnia: "Technologia szczepionki RNA nie jest niczym nowym. Myśmy jako naukowcy i lekarze testowali podobne szczepionki w kilku innych chorobach, jak choćby dla wirusa zika, czy dla wirusa ebola. Pierwsze szczepionki tej technologii powstały jeszcze przed 15 laty, przeciw wirusowi SARS-1. Oczywiście prace zostały zawieszone na pewien czas, bo wirus zniknął, ale co do doświadczeń i technologii, to ona ma ponad piętnaście lat. Nie możemy uważać, że te szczepionki są nieprzemyślane, wynalezione na kolanie. To jest ukoronowanie wielu lat pracy wielu naukowców, i te szczepionki przeszły badania kliniczne wszystkich trzech faz, które mają mieć przed rejestracją" - kończy.

 

"Szczepionki są z nami od ponad 200 lat; pierwszego szczepienia przeciw ospie dokonał Jenner w 1796 roku. Od tego czasu dzięki szczepieniom uratowano życie milionom ludzi, eradykowano (całkowicie zwalczono - red.) ospę, jesteśmy blisko eradykacji polio. Każda z dopuszczonych do użytku szczepionek była na początku swego stosowania szczepionką 'nową'. Mimo podnoszonych przez gremia antyszczepionkowe argumentów, brak jest dowodów naukowych na odległe uboczne skutki dotychczas stosowanych szczepionek" - wyjaśnia z kolei epidemiolog prof. Maria Gańczak.

 

"Szczepionki mRNA są oparte na nowej technologii, należy zatem – jak w przypadku każdej nowo wprowadzanej na rynek szczepionki – monitorować je długofalowo pod kątem bezpieczeństwa. W świetle aktualnej wiedzy technologia jest uznawana za bezpieczną" - dodaje prof. Gańczak.

 

Przy czym należy pamiętać, że monitoring dotyczy wszystkich szczepionek, ale podczas pandemii koronawirusa działania te odbywają się na większą skalę - podkreśla EMA. Plan nadzoru nad bezpieczeństwem stosowania szczepionek COVID-19 określa sposób, w jaki EMA i właściwe organy krajowe w państwach członkowskich UE identyfikują i oceniają wszelkie nowe informacje, które pojawiają się szybko - w tym wszelkie sygnały dotyczące bezpieczeństwa, które są istotne dla bilansu korzyści i ryzyka wynikających ze stosowania tych szczepionek. Plan zapewnia również organom regulacyjnym możliwość podjęcia odpowiednich działań i poinformowania o nich społeczeństwa tak szybko, jak to możliwe - wyjaśnia na swojej stronie EMA.

 

szczepionki.png

 

Fejk: "Przy produkcji szczepionki wykorzystano komórki macierzyste z abortowanych dzieci".

 

O linie ludzkich komórek zarodkowych (cell culture - hodowana w laboratorium kultura namnażających się komórek pochodzących z jakiegoś organizmu wielokomórkowego) w szczepionkach na COVID-19 zapytaliśmy wirusologa prof. Krzysztofa Pyrcia z Uniwersytetu Jagiellońskiego. "To zależy od typu. Szczepionki firmy Pfizer i Moderna to szczepionki mRNA, a więc w ich produkcji nie wykorzystano ludzkich linii komórkowych" - odpowiedział prof. Pyrć.

 

To znaczy, że w preparatach tych dwóch firm nie ma wcześniej osłabionego wirusa niezdolnego do zarażania, a jedynie fragment jego materiału genetycznego (mRNA). Typ szczepionek Pfizera i Moderny został potwierdzony m.in. przez Światową Organizację Zdrowia w dokumencie o wszystkich szczepionkach na COVID-19 rozwijanych na świecie.

 

Po wprowadzeniu materiału mRNA w postaci szczepionki do organizmu ten powinien zacząć wytwarzać przeciwciała, a człowiek - nabyć odporność na nieosłabioną formę wirusa. Żywe komórki potrzebne są do namnażania osłabionego wirusa - a jego brak w szczepionkach mRNA oznacza, że nie trzeba używać komórek z ludzkich zarodków przy produkcji takich szczepionek.

 

Innym typem jest preparat firmy AstraZeneca opracowywany we współpracy z Uniwersytetem Oksfordzkim. W tej szczepionce wykorzystuje się specjalnie osłabione wirusy, które nie mogą zarażać, a powodują wytwarzanie przeciwciał - i do ich namnożenia wykorzystuje się żywe komórki. Są one klonami komórek nerki żeńskiego zarodka usuniętego w 1972 roku w Holandii. Tożsamość rodziców i powód aborcji nie są znane. Pozyskane wtedy komórki zostały przekazane do specjalnego banku, gdzie są namnażane do dzisiaj. Tej linii komórkowej nadano symbol HEK-293.

 

Rzecznik firmy AstraZeneca Steve Pritchard w rozmowie z portalem Inews.co.uk wyjaśniał, że "obecnie używane komórki HEK-293 są klonami tych oryginalnych komórek, ale same nie są komórkami poronionych dzieci".

 

Grzesiowski.png

 

Fejk: "Koronawirus mutuje, więc szczepionka na niego szybko stanie się nieskuteczna i trzeba będzie robić nową".

 

"Osoby głoszące takie tezy nie są w stanie lub nie chcą zrozumieć faktu, że nie zawsze mutacje w obrębie materiału genetycznego wirusa przekładają się na zmiany w jego strukturze antygenowej, czyli w białkach powierzchniowych wirusa, a to właśnie one mają wpływ na skuteczność szczepionki. Nie stwierdzono dotychczas, żeby mutacje koronawirusa wpłynęły na jego strukturę antygenową" – tłumaczył w Konkret24 dr hab. Tomasz Dzieciątkowski, wirusolog z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. "Owszem, koronawirus SARS-CoV-2 mutuje jak wszystkie wirusy. Ale teza, że nie warto się szczepić z powodu tych mutacji, jest nieprawdziwa i wynika z niewiedzy" – mówił.

 

Podobnie tę kwestię wyjaśniała dr Grażyna Cholewińska-Szymańska, konsultant wojewódzki w dziedzinie chorób zakaźnych z Wojewódzkiego Szpitala Zakaźnego w Warszawie: "Szczepionki produkuje się przeciwko antygenom podstawowym, które niezależnie od mutacji są zawsze takie same. Dla wirusów SARS, wszystkiego rodzaju koronawirusów, są określone białka i wobec nich produkuje się szczepionkę, żeby indukować przeciwciała".

 

Lekarka potwierdza, że wirus SARS-CoV-2 mutuje, jednak nie wpływa to na skuteczność przygotowywanej szczepionki. "Mimo że obecnie mamy do czynienia z nieco innym wirusem niż tym pierwotnym, który wyszedł z Wuhan, jego baza pozostaje taka sama, charakterystyczna dla koronawirusów. Ta właśnie ta korona, złożona z białek, pozostaje niezmienna, a szczepionka działa właśnie przeciw tym białkom. Niewątpliwie więc obecna szczepionka będzie kompatybilna wobec genotypów, białek i wszystkich podstawowych odmian wirusowych tego koronawirusa" – zapewnia.

 

Fejk: "Szczepionką nie mogą się szczepić osoby o obniżonej odporności i osoby przyjmujące leki".

 

Obie te kwestie zostały wyjaśnione w ulotce dla pacjentów opublikowanej przez Pfizera. W sekcji "Ostrzeżenia i środki zapobiegawcze" napisano, by skonsultować się z lekarzem, farmaceutą lub pielęgniarką przed przyjęciem szczepionki, jeśli m.in. ma się "osłabiony system odporności - taki jak w przypadku zakażenia wirusem HIV - albo przyjmuje się leki, które wpływają na system odpornościowy".

Dodano, że "obecnie nie istnieją żadne dane dotyczące osób z osłabionym układem odpornościowym lub takich, które są w trakcie leczenia hamującego lub zapobiegającego odpowiedź immunologiczną".

 

Czyli w instrukcji nie ma zakazu szczepień dla osób o obniżonej odporności lub przyjmujących leki ją obniżające. Podawanie szczepionki jest przeciwskazane tylko dla osób, które są uczulone na jeden z jej składników aktywnych. Osoby o obniżonej odporności przyjęcie szczepionki powinny po prostu skonsultować z lekarzem.

 

W instrukcji brak także informacji, że "szczepionką nie mogą się szczepić osoby przyjmujące leki" bez doprecyzowania, o jakie leki chodzi. Mowa jest tylko ogólnie o lekach obniżających odporność, przy zażywaniu których należy konsultować się z lekarzem.

Ostrożność przy szczepieniu osób z obniżoną odpornością nie dotyczy zresztą wyłącznie szczepionek Pfizera czy w ogóle szczepionek na COVID-19.

Na stronie rządowego NIZP-PZH szczepienia.pzh.gov.pl wyjaśniono, że "wskazania do szczepień osób z obniżoną odpornością powinny być rozważane indywidualnie w odniesieniu do konkretnej szczepionki. (…) Osobom z obniżoną odpornością nie należy podawać szczepionek zawierających żywe wirusy (np. szczepionki przeciw odrze, śwince i różyczce, ospie wietrznej).

 

Niepożądane odczyny poszczepienne u osób z obniżeniem odporności mają taki sam charakter jak te występujące u osób zdrowych".

Szczepionka Pfizera nie jest tzw. szczepionką żywą, ponieważ zamiast żywych, osłabionych wirusów (w tym przypadku SARS-CoV-2) zawiera fragment kodu genetycznego mRNA z kolca koronawirusa.

 

Profesor Wojciech Szczeklik ze Szpitala Klinicznego w Krakowie, odpowiadając na Twitterze na pytanie, czy osoby z obniżoną odpornością (w przebiegu chorób lub leczenia) mogą się szczepić, napisał: "TAK, mogą i powinny. Szczepionka nie zawiera wirusa". Dodał, że nie wiadomo tylko, jak skuteczna będzie wytworzona przez szczepionkę odporność, prawdopodobnie słabsza niż u osób zdrowych.

 

Fejk: "Osoby zaszczepione na COVID-19 będą mniej odporne na inne choroby".

 

"To absurd. Nie ma naukowych podstaw, by twierdzić, że osoby zaszczepione będą mniej odporne na inne choroby. Żadna z dotychczasowych szczepionek nie powoduje zmniejszenia odporności na inne choroby u zaszczepionych osób" - tłumaczy epidemiolog prof. Maria Gańczak.

 

Fejk: "Szczepionka na koronawirusa wywoła zespół pocovidowy".

 

Zespół pocovidowy występujący u dzieci fachowo nazywa się pediatryczny wieloukładowy zespół zapalny (paediatric inflammatory multisystem syndrome, w skrócie: PISM), a występujący u dorosłych - wieloukładowy zespół zapalny dorosłych (ang. multisystem inflammatory syndrome in adults, w skrócie: MIS-A). Eksperci informują, że wiązanie go ze szczepionką na koronawirusa jest błędem, a teza, że jest efektem zaszczepienia, jest fałszywa.

 

Tłumaczył to w Konkret24 prof. Krzysztof Pyrć, wirusolog z Małopolskiego Centrum Biotechnologii Uniwersytetu Jagiellońskiego: "SARS-CoV-2 to wirus, który zakaża nie tylko płuca, ale i masę innych organów. Zakażenie prowadzi do bezpośredniego uszkodzenia tkanki nerwowej, naczyń krwionośnych, serca, nerek, trzustki – właściwie większość naszego organizmu.

Dodatkowo powoduje rozregulowanie układu odpornościowego, który sam siebie zaczyna atakować i bardzo często prowadzi to do śmierci. I to jest jedna z przyczyn, dla których występuje long-COVID, czyli zespół pocovidowy. Nie można cierpieć z powodu zakażenia, jeżeli do niego nie dojdzie".

 

"Twierdzenie, że szczepionka powoduje ten long-COVID, to bardzo niebezpieczna bzdura. Szczepionka ma nas ochronić przed ciężką postacią COVID-19, ale też przed tymi długofalowymi skutkami zakażenia" - podsumował prof. Pyrć.

 

Konkret24.png

 


Sztuka alchemii i fugi

$
0
0

Czas trwania: 26:55

Nietypowy i dość humorystyczny wykład na temat związków teorii muzyki z alchemią i okultyzmem. W dawnych czasach tajemnice tworzenia muzyki były traktowane podobnie jak tajemnice tworzenia kamienia filozoficznego i dla wielu kompozytorów między tymi dziedzinami nie było wyraźnej granicy. Tymczasem myśl krytyczna badająca ich twórczość wydaje się pomijać te elementy.

 

Dziwne napisy w lesie

$
0
0

Czołem wszystkim,

Chciałbym się podzielić ciekawym znaleziskiem, na którą natknąłem się któregoś razu w lesie w swojej okolicy. Miało to miejsce już jakiś czas temu - nie pamiętam dokładnie, ale na pewno były to ciepłe miesiące. Piwkowaliśmy sobie ze znajomymi, aż w końcu zobaczyłem jedną z kartek, których zdjęcia załączam tutaj do pliku. W miarę jak szliśmy, znajdowaliśmy ich coraz więcej, mniej lub bardziej zniszczonych, umazanych czymś czerwonym. Łącznie było ich kilkanaście, ale zachowałem tylko te cztery zdjęcia. 
Nie wiążę się z tym żadna historia - ot, dziwne znalezisko. Las też nigdy nie był owiany żadną złą sławą - ot, standardowe plotki m.in. o satanistach i mafii, jak w wielu przeciętnych miastach. Był dość atrakcyjny dla młodzieży szkolnej, bo znajdowało się w nim kilka ciekawych punktów - spore (jak na standardy Mazowsza) wzgórze, popularne wśród amatorów downhillu, co najmniej dwa opuszczone budynki. Jestem jednak ciekaw, jakie macie pomysły dotyczące pochodzenia tych napisów. Najpierw myślałem, że to jakaś gra terenowa, ale jednak brzmią one zbyt makabrycznie na jakieś podchody.

 

37635066_1324301744370219_9203434867386220544_n.jpg

37639549_1324301661036894_7173920991616172032_n.jpg

37652746_1529051270533666_494789110196600832_n.jpg

37675581_2176982379188406_1077332060177170432_n.jpg

Marmurowa rodzina zaklęta w głazie. Tajemnica niedokończonego "Obelisku" na Dunikowskiego

$
0
0

Z daleka może wyglądać jak kolejny głaz, których na Ursynowie nie brakuje. Nic bardziej mylnego! Kamienny blok przy Dunikowskiego dobrze skrywa historię swojego szlachetnego pochodzenia i losu, jaki go spotkał. Kamień milczy jak zaklęty, na szczęście jego właściciel nie.

 

12561_marmur-zaklety-w-glazie-tajemnica-niedokon_1.jpg

fot:SK

 

Prace porządkowe przy ul. Dunikowskiego odsłoniły - skrywany do tej pory w cieniu krzewów - kamienny blok. Niewielu wie, że to rzeźba potocznie zwana „Obeliskiem”, niedokończone dzieło ursynowskiego artysty Ryszarda Stryjeckiego.

 

Kamień od blisko 40 lat skrywa tajemnice, o których nie mają pojęcia nawet jego najbliżsi sąsiedzi. Przez laików brany jest za głaz narzutowy lub jedną z rzeźb, które miały powstać podczas słynnego pleneru w 1977 roku. Nic bardziej mylnego!

 

Prace przy jego obróbce zaczęły się kilka miesięcy po ukończeniu pleneru, na prywatne zamówienie ówczesnego prezesa spółdzielni, która budowała Ursynów. Przerwały je nagle... obrady Okrągłego Stołu. Dlaczego? O to zapytaliśmy autora.

 

- Po zakończeniu pleneru w 1977 r. prezes umówił się ze mną, że kupię najlepszy dostępny kamień i zrobię rzeźbę, którą on kupi dla spółdzielni. Pojechałem więc do kamieniołomu z kiełbasą półmetrowej długości, która w czasach kiedy mięso było na kartki pomagała załawiać wiele spraw i okazało się, że jest dla mnie blok marmurowy – opowiada Ryszard Stryjecki.

 

Kamienny blok stanął przy ul. Dunikowskiego przy pracowni i mieszkaniu artysty. Wokół postawiono rusztowania, a rzeźbiarz rozpoczął pracę. Z marmuru miała powstać maszerująca rodzina: rodzice z dwójką dzieci, które w dłoniach mają chorągiewki.

 

- Miałem gotowy projekt w skali 1:10, na podstawie którego pracowałem. Alfons Karny (od red. wybitny rzeźbiarz, portrecista, mieszkaniec Ursynowa) stał na balkonie i przyglądał się mojej pracy, jak już nie mógł wytrzymać to schodził i udzielał mi rad jako stary fachowiec, co chętnie przyjmowałem – mówi artysta.

 

BG6A5999.jpg

fot:SK

 

- I kiedy tak sobie pracowałem, w pełni lata w roku 80., wszystkie okna były otwarte, a z każdego było słychać pierwszy lub drugi program Telewizji Polskiej, usłyszałem, że Jagielski z Wałęsą podpisali porozumienie w stoczni. Minął dzień albo dwa i przyszedł do mnie prezes spółdzielni mówiąc, że wycofuje się ze wszystkich umów – tłumaczy Stryjecki.

 

Prezes Olszewski, który obawiał się o swoje stanowisko, powiedział, że nie chce narażać artysty na koszty, bo być może nie będzie miał możliwości kupna rzeźby, ale żeby zrekompensować tę stratę, zamówił u niego medal z Ursynowem. Na medalu pojawiła się podobizna Juliana Ursyna Niemcewicza, a na rewersie plan Ursynowa. Był przez kilka kolejnych lat wręczany zasłużonym dla dzielnicy.

 

- Zwinąłem rusztowanie i pomyślałem, że trzeba czekać na dalszy rozwój wydarzeń – opowiada rzeźbiarz i czeka tak już prawie 40 lat, bo wykończenie rzeźby w marmurze to kosztowna sprawa. A w obecnych czasach wymagałaby przetransportowania ważącego ok. 10 ton kamienia do miejsca, w którym można by ją było swobodnie dokończyć.

 

- Kiedy rozpoczynałem pracę było tu klepisko, cały czas z budowy dolatywał hałas i kurz. Moja praca dosłownie wtapiała się w plac budowy. A mieszkańcy myśleli zupełnie inaczej niż dziś, cieszyli się po prostu z tego, że mają mieszkania, to była zupełnie inna cywilizacja. Jakbym zaczął teraz hałasować i kurzyć, podniosłyby się uzasadnione protesty – tłumaczy artysta.

 

Autor, który jest nadal czynny zawodowo, przyznaje, że chodziła mu po głowie myśl o dokończeniu marmurowej rodziny, ale kiedy na terenie wokół rzeźby zrobiono alejki, pojawił się problem.

 

- Aby przewieźć kamień, trzeba wjechać dużą ciężarówką i dźwigiem, co się wiąże z ewentualnością, że teren będzie trzeba rekultywować. Pytanie, na czyj koszt? Autora? Inaczej wyglądałaby sprawa, gdyby to np. dzielnica chciała zamówić rzeźbę – mówi Stryjecki. – I to wyjaśnia dlaczego marmurowy „Obelisk” zarasta chwastami – dodaje.

 

BG6A6004.jpg

fot:SK

 

ursynow.jpg

Czujniki autonomicznych Tesli potrafią wykryć duchy na cmentarzach

$
0
0

Tesle mają zainstalowane na swoich pokładach bardzo czułe systemy obserwowania otoczenia pojazdu na dystansie kilkudziesięciu metrów i w aż 360-stopniach. Okazuje się, że są zdolne do wykrycia czegoś nietypowego.

 

Szczęśliwi właściciele w pełni elektrycznych Tesli często publikują w globalnej sieci materiały filmowe, na których można zobaczyć, jak systemy autonomiczne radzą sobie w trudnych warunkach na drodze lub potrafią pomóc złapać złodzieja. Wygląda na to, że systemy monitoringu otoczenia potrafią wykryć nawet duchy?

Trudno powiedzieć, co tak naprawdę zarejestrował Model 3 od Tesli, którym jeździ Ovidiu Maciuc, ale wszystko wskazuje na to, że jest to duch zmarłej osoby. Opublikował on nagranie na serwisie Twitter, na którym możemy zobaczyć jego samochód zaparkowany na terenie cmentarza, w bliskiej odległości od grobów. Systemy monitoringu otoczenia natychmiast wykryły postać zbliżającą się do pojazdu i pokazały ją na wyświetlaczu.

System Autopilot ma zdolność do wykrywania przechodniów i pokazywania ich na symulowanej mapie otoczenia pojazdu, dzięki czemu w trakcie jazdy autonomicznej można przyglądać się, co widzi system, jak myśli i podejmuje decyzje. Tymczasem AI ma za zadanie ominąć osobę lub się przed nią zatrzymać, gdy wtargnie na drogę.

 

 

A oto link do filmu:

https://twitter.com/i/status/1349081386234347522

 

 

Bardzo ciekawe , co sądzicie? myślicie że to błąd systemu? czy faktycznie to wykrywa aktywność duchów.

Brain hacking - tajny Polski projekt

$
0
0

Witam

 

Chciałbym Państwu przedstawić tajny projekt rządowy którego jestem ofiarą i mam możliwość dostarczenia dowodów z niewielką pomocą.

Projekt dotyczy operacji wstawiania u noworodków implantu takiego jak "Deep Brain Stimulator" lecz z warstwą stealth na badania MRI i RTG oraz 24h komunikacją radiową między urządzeniem, a nieznaną agencją rządową.

 

Tło historii:

Mój ojciec pracował w wojsku, potem jako funkcjonariusz służb więziennych, dorywczo jako ochroniarz polityków partii PiS. Posiada on uprawnienia do informacji utajnionych i jest zamieszany w ten projekt. Posiada on komunikator audio w uchu związany z tym projektem oraz wiele kont bankowych gdzie na jednym widziałem sumę ponad 200 tys. złotych.

W zamian za przywileje sprzedał syna, przez co nie jestem w stanie normalnie żyć od 1995 r.

 

Właściwości urządzenia:

- rejestracja fal mózgowych i komputerowe przekładanie ich w celu wyrażenia myśli i pamięci w postaci tekstowej.

- nadpisywanie fal mózgowych w celu przekazywania wiadomości i innych czynności związanych z pracą mózgu.

- kontrola nerwów błędnych umożliwiająca uproszczone sterowanie ciałem z masą defektów.

 

Skutki tego projektu:

- przeprowadzanie tortur fizycznych i psychicznych łamiących wszelkie zasady etyki. Przeprowadzane są gdy coś im się nie podoba, w skrajnych sytuacjach wyłączają mózg na parę godzin symulując utratę przytomności. Często są kontynuowane przez okres paru tygodni lub miesięcy zanim dadzą chwilę wytchnienia.

- niemożliwość normalnego życia z racji trwałej kontroli nad mimiką, pamięcią, mięśniami ciała i snem.

- całkowita odporność na najsilniejsze leki przeciwbólowe, nasenne, przeciwdrgawkowe, gdyż nie są w stanie przebić się przez stymulację nerwów przez urządzenie. Lekarze są bezradni, żadnych widocznych zmian w mózgu w badaniach i po latach byli w stanie tylko przedstawić mój problem jako epilepsję bez wiadomej przyczyny. EEG w momentach tortur było chaotyczne i skrajnie różne od normy (mogę zamieścić wykres na życzenie).

 

Prośba o pomoc w celu udokumentowania projektu:

Implant cały czas korzysta z fal radiowych, więc zdecydowanie jest do wykrycia odpowiednim sprzętem służącym do wykrycia np. urządzeń szpiegowskich. Proszę Was o pomoc w znalezieniu detektywa lub agencji która za pieniądze przeprowadzi taką analizę.

Dzięki Waszej pomocy byłbym wstanie pokazać prawdę na światło dzienne i wywołać międzynarodowe poruszenie związane z etyką prowadzenia takich eksperymentów na obywatelach. W zamian za pomoc która przyczyni się do zdobycia prawnie wiążącego dowodu mogę zaoferować użytkownikowi 50% odszkodowania które wywalczę na drodze pozwu.

 

Poza głównym tematem:

Z racji trudności w udokumentowaniu, odmowy detektywów i zerowej pomocy od ludzi na forach oraz europejskich organizacji praw człowieka planuję zakupić kombinezon działający na zasadzie klatki Faradaya w celu odcięcia sygnału radiowego. Następnie planuję siłowo uszkodzić podzespoły implantu kierunkowym impulsem elektromagnetycznym w najbliższych miesiącach gdy skompletuję drogi sprzęt.

Wiem gdzie są dwa główne moduły urządzenia z racji iż w zależności od siły stymulacji ich dźwięk działania nasila się. Ich lokalizacja jest między szyją, a mózgiem, głęboko za narządem słuchowym po obu stronach głowy.

Viewing all 3198 articles
Browse latest View live