Quantcast
Channel: Paranormalne.pl - Forum
Viewing all 3198 articles
Browse latest View live

Krzysztof Jackowski - dla jednych oszust dla innych zbawca. Tu liczą się wyniki!

$
0
0

aaa.png

Jedni go kochają, drudzy nienawidzą. Dla jednych jest oszustem, hochsztaplerem i osobą, która wykorzystuje ludzkie tragedie. Dla innych –  autorytetem i najlepszym medium w Polsce. Można wiele o nim mówić.  Może nie ma tylu wyznawców co Jerzy Zięba,  ale wzbudza nie mniejsze kontrowersje…

Krzysztof Jackowski…

Nie będę rozpływać się nad jego dokonaniami ani udowadniać, że jest czy też nie jestem oszustem. Jak to się mówi: „liczą się wyniki”. Oto sprawy, w których jasnowidz miał bezspornie pomóc w odnalezieniu zwłok.

 

Samochód w rzece

– Jechali polną drogą wzdłuż rzeki, w samochodzie było tłoczno. Nagle samochód wpadł w poślizg i wleciał prosto do rzeki. Wydrukowałem mapę, naznaczyłem miejsce i wysłałem do rodziny. Te poszukiwania zaczęły się tam tylko dlatego, że to ja wskazałem to miejsce – podkreślał Jackowski.

Trzy nastolatki z gminy Tryńcza w wieku 19, 18 i 16 lat  wyszły z domu 25 grudnia 2017 roku w towarzystwie dwóch mężczyzn. Wsiadły do daewoo tico i zniknęły.  Poszukiwania trwały już od 5 dni. Rodzina sądziła, że dziewczyny uciekły.

– Zwróciła się do mnie rodzina jednej z dziewczyn. Przesłano mi trzy zdjęcia z sugestią, że dziewczyny uciekły z domu. Kiedy przyjrzałem się tym zdjęciom, doznałem przygnębienia. Wyraźnie poczułem, że stało się coś strasznego, że oni są w wodzie –mówił Jackowski w wypowiedzi opublikowanej na profilu na Facebooku.

Dzięki wskazówkom jasnowidza policja odnalazła wrak samochodu z ciałami zaginionych w środku. Krzysztof Jackowski wskazał dokładne miejsce zatonięcia auta, pomylił się jedynie o około 180 metrów.

 

– Policjanci i strażacy przez kilka godzin pracowali w okolicach rzeki Wisłok w Tryńczy w powiecie przeworskim. Czynności te były związane z poszukiwaniem trzech zaginionych nastolatek z powiatu przeworskiego. Użyty dziś przez strażaków sonar wskazał, że na dnie rzeki znajduje się duży przedmiot – prawdopodobnie samochód. Warunki były bardzo trudne, nurkowie kilka razy schodzili pod wodę. Przed godziną 16.00 na brzeg wyciągnięto fioletowe daewoo tico, w środku odkryto ludzkie ciała. Wstępne czynności potwierdziły, że są to ciała trzech zaginionych dziewczyn oraz ciała dwóch mężczyzn, z którymi dziewczyny spotkały się 25 grudnia –poinformowała podkarpacka policja.

Udział jasnowidza w poszukiwaniach potwierdzali w medialnych wypowiedziach sołtys i wójt gminy Tryńcza. Sceptycznie podchodzący do tego tematu policjanci z  Podkarpacia stwierdzili, że podawane przez jasnowidza informacje były „bardzo ogólne”…
https://dziennikbaltycki.pl/tragiczny-final.../ar/12807472
https://wiadomosci.gazeta.pl/.../7,114883,23103088...

 

Samobójczyni znad Dunajca

Zaginięcie Teresy Marczyk (34 lata) zgłoszono wieczorem 4 marca 2020 roku. Z kobietą już wtedy rodzina nie mogła nawiązać kontaktu. Przez dwa dni wszystkie służby intensywnie przeszukiwały okoliczne tereny. Łącznie sprawdzono obszar o powierzeni około 315 hektarów. Do poszukiwań wykorzystano drona, użyto psa tropiącego, a nurkowie sprawdzili tereny wodne.

 

– Po wyczerpaniu wielu możliwości ustalenia miejsca pobytu zaginionej, poszukiwania w terenie zostały zakończone, jednak nadal w tej sprawie operacyjnie działają policjanci z Zespołu Poszukiwań Komendy Miejskiej Policji w Nowym Sączu – informowała asp. Iwona Grzebyk-Dulak z KMP w Nowym Sączu.

Mimo to rodzina zaginionej nie poddała się. 6 marca zgłosili się o pomoc do Krzysztofa Jackowskiego. Na podstawie przesłanego mu zdjęcia, jasnowidz oznaczył na mapie teren, w którym powinni szukać. Podkreślił również w informacji zwrotnej do bliskich, że nie każda jego wizja się sprawdza.

– Mogę się mylić. Obawiam się, że mogło dojść do najgorszego z tą kobietą. Ona była załamana, tak jak gdyby miała stan depresji albo jakiegoś załamania w sobie – odpisał bliskim zaginionej Jackowski.

 

Po uzyskaniu tych informacji wystarczyła godzina, aby grupa poszukiwacza, złożona z ochotników oraz rodziny, odnalazła ciało Teresy…
Policja nie komentuje sprawy. W sieci krąży nagranie informujące o tym zdarzeniu, nagrane przez samego jasnowidza:
https://youtu.be/heusMbuRbg0

https://gazetakrakowska.pl/jasnowidz.../ar/c1-14843218
https://www.dts24.pl/jasnowidz-jackowski-wskazal-miejsce.../

 

Zaginiony z dyskoteki

Łukasz (23 lata) pewnego wieczoru wybrał się z siostrą do odległej o jakieś 30 km dyskoteki. Wkrótce rodzeństwo rozdzieliło się, a młody mężczyzna nie odbierał telefonu. Jakiś czas później aparat był już wyłączony. Przyjaciele szukali go na próżno.
Matka mężczyzny przez dwa miesiące żyła nadzieją, że jej ukochany syn żyje, że odnajdzie się cały i zdrowy. To wtedy zgłosiła się do Krzysztofa Jackowskiego z prośbą o pomoc. Ten poinformował ją, że Łukasz nie żyje.

 

„Zwłoki Łukasza leżały w rowie melioracyjnym, niedaleko szpitala psychiatrycznego w Suchowoli, kilkaset metrów od dyskoteki, w której bawił się w nocy z 25 na 26 grudnia 2009 roku. To niesamowite, ale policja i rodzina zaginionego wiele razy dokładnie przeszukały całą feralną okolicę. Nie trafiono jednak na ślad chłopaka. Ciało Łukasza leżało pod lodem, a ciemne ubranie maskowało je przed szukającymi. Jednak już nie w takich ciężkich warunkach policyjni eksperci odnajdywali zaginionych ludzi, tym razem nie znaleźli nawet śladu”.

Śmierć młodego mężczyzny została uznana za wypadek.

 

https://kurierlubelski.pl/odnaleziono-cialo.../ar/230784
https://www.se.pl/.../lubelskie-jasnowidz-odnalaz-ciao...

 

Jasnowidz – nie jasnowidz

Głosy na temat działalności Krzysztofa Jackowskiego zawsze wzbudzają spore emocje. Tego typu spraw jest bardzo wiele. Wystarczyć wpisać w Google nazwisko jasnowidza i ukażą nam się setki publikacji. Nawet jeśli to wszystko oszustwo, to i tak należy mu się uznanie za wyniki w odnajdywaniu ciał.

Wierzyć, nie wierzyć? To sprawa indywidualna każdego z nas…

 

Artykuł pochodzi z : https://www.facebook.com/zlaanatomia/

 

Inne publikacje:

Publikacje za
https://to.com.pl/jasnowidz-tez-sie-myli/ar/6257702
https://pl.wikipedia.org/.../Krzysztof_Jackowski_(jasnowidz)
https://www.newsweek.pl/polska/wizje-ktorych-nie-ma/nxfltkm
Publikacje przeciw
https://www.planeta.pl/.../jasnowidz-jackowski-to-oszust...
https://swiatradosci.pl/jasnowidz-jackowski-120820-kk-czy...
https://wyborcza.pl/.../1,129155,14051948,Jasno_widac__ze...
Oficjalna strona
https://krzysztof-jackowski.info/
Grupa
https://www.facebook.com/groups/714650089346222
Polecam wywiad podcast naszego redakcyjnego kolegi  z Krzysztofem Jackowskim :


Cudowne schody z Santa Fe

$
0
0

Na początku XIX wieku, do Santa Fe, dziś miasta w stanie nowy Meksyk, sprowadził się zakon Sióstr Loretto (nie jest to znane w Polsce zgromadzenie Loretanek), będący amerykańskim, katolickim zgromadzeniem. Jednym z podstawowych zadań zakonu jest udostępnianie edukacji dzieciom z biedniejszych rodzin, i co było na początku innowacją, także czarnoskórych i o pochodzeniu mieszanym. Założyły na południu Stanów kilkanaście szkół, w tym także Akademię Loretto w Santa Fe, ukończoną w roku 1873.

 

Akademia miała charakter religijny, toteż obok zespołu budynków szkolnych musiała się zmieścić kaplica. Do jej zbudowania wynajęto dobrego architekta Antoine Moulda, który wcześniej zaprojektował w mieście katedrę świętego Franciszka. Kaplicę zbudowano w nietypowym dla tych okolic stylu neogotyckim, inspirowanym kamienną architekturą Francji, wykorzystując jasny piaskowiec wydobywany w okolicy. Już sam budynek to architektoniczna perełka, w okna wprawiono artystycznie wykonane witraże sprowadzone z Francji - jednak tym, co wzbudza największe zainteresowanie, są schody.

 

Gdy kończono budynek w 1878 roku miał on jeden niewygodny mankament - nad wejściem zaprojektowano balkon dla chóru, ale brakowało do niego dojścia. Architekt zapewne zaplanował jakąś klatkę schodową na chór, być może zewnętrzną, ale zmarł przed ukończeniem budynku. Gdy zaś siostry wezwały cieśli z okolicy, aby zbudowali coś lepszego od długiej drabiny, problemem okazała się mała ilość miejsca w przedsionku. Schody pokonujące wysokość ponad 6 metrów zajęły by część nawy. Dokładne szczegóły rozmów z okolicznymi architektami nie są znane, możliwe że rzecz rozbiła się nie tylko o rozmiar klatki schodowej, ale też o cenę i konieczność przeróbek w już ukończonym budynku, dość, że siostry zostały ostatecznie bez schodów i na chór wchodzono długą drabiną.

 

No i tutaj wkraczamy w obszar legend i mitów. Opowieść ta nie stała się słynna od razu w czasach, w których się zdarzyła, toteż znamy ją w najlepszym razie z drugiej lub trzeciej ręki, z opowieści i zapisków kolejnego pokolenia sióstr i ich uczniów.

Wejście na chór było niebezpieczne, a pertraktacje z innymi architektami nie doprowadziły do zadowalających rozwiązań, toteż siostry postanowiły zdać się na moce wyższe - zaczęły się modlić do świętego Józefa, aby znalazł się ktoś, kto wykonałby coś odpowiedniego. I wówczas stało się coś niezwykłego - zgłosił się do nich cieśla, który twierdził, że słyszał o ich problemie i chce wykonać im schody z dobrego serca. Powinny nie zajmować zbyt wiele miejsca, akurat w sam raz tyle, ile można na nie przeznaczyć. Co do dalszych wydarzeń, są różne wersje. Ponoć pracował nocami, zamykając kaplicę i nie pozwalając siostrom i uczniom zaglądać. Przynosił ze sobą duże ilości drewna o pięknym wyglądzie, którego jednak nie kupił w okolicznych tartakach. Zbijał części na podłodze, a gdy miał już wszystko gotowe, w krótkim czasie złożył całe schody o imponującym wyglądzie. W niektórych wersjach zajęło mu to kilkanaście dni, w starszych opisach mowa jednak było o "nadzwyczajnie krótkim czasie" kilku miesięcy.

 

Gdy schody zostały ukończone, siostry były zachwycone ale też zdumione precyzją wykonania. Tajemniczy cieśla nie chciał przyjąć pieniędzy. Mimo to siostry urządziły "parapetówkę", zapraszając go, aby dać mu jakiś prezent, ten jednak nie przyszedł i nikt go już więcej nie widział. Kim był ten fachowiec? Różne wersje legendy różnie podają, ale nieprzypadkowo podkreślany jest fakt, że święty Józef był z zawodu cieślą...

2560660869_ae5b36b114_o-e1493482909145-4

Schody faktycznie spełniły wszystkie warunki - są to schody spiralne, pokonujące wysokość przy pomocy dwóch skrętów, na których rozłożono 33 stopnie. Co jednak najbardziej zadziwiło oglądających - cały ciąg nie jest podparty centralnym słupem. Nie było też kolumienek pomiędzy skrętami ani nawet podparcia pod pierwszymi stopniami. Całe podparcie konstrukcji to podest na posadzce i zaczepienie na chórze. W ogóle na samym początku schody nie miały też poręczy, wyglądały więc niezwykle wiotko, jakby miały się zaraz rozsypać. Konstrukcja była w pewnym stopniu elastyczna, podczas schodzenia sprężynowała w pionie, oraz chwiała się na boki. Między innymi dlatego zwykle schody takie albo są bardzo krótkie, albo mają jakieś pionowe elementy usztywniające. Siostry oraz uczniowie z chóru obawiali się nimi schodzić, wedle przekazów często schodzono z chóru tyłem i na czworakach.

a4RLORd_700bwp.webp

W roku 1886 miejscowy cieśla dorobił do stopni poręcz, która trochę je usztywniła, oraz dodał na wysokości górnego skrętu oparcie o kolumnę, aby ograniczyć chwianie na boki. Na samym dole schodów znajduje się też niewielkie podparcie wewnętrznej części sięgające do trzeciego stopnia, ale nie znalazłem informacji, czy tak było na początku, czy dodano je wraz z poręczą.

 

Schody są mocne, zachowały się zdjęcia z lat 50. pokazujące członków chóru pozujących na nich; mieściło się tam bez szkody dla konstrukcji 12 osób. W latach 60. szkoła została zlikwidowana. W późniejszych latach wyburzono resztę kampusu, zaś odsłonięta kaplica stała się muzeum oraz kaplicą ślubną. To wtedy legenda o cudownych schodach zaczęła się upowszechniać. Dziś kaplica jest popularnym miejscem wycieczek, w ciągu roku zagląda do niej nawet 200 tysięcy turystów.

 

Na czym jednak polega tajemnica? Cóż, jeśli pominąć zawarte w folderach turystycznych anonimowe opinie o tym, że stopnie nie mają prawa stać, że powinny się zapaść pod własnym ciężarem i tak dalej; jeśli pominiemy cudowne szczegóły, to zdanie zawodowych stolarzy jest nieco mniej nadzwyczajne. Architekci wypowiadający się na ten temat uważają, że jest to naprawdę porządnie wykonana ciesielska robota, ale bez potrzeby angażowania w to sił nieznanych inżynierom. Schody stanowią konstrukcję samonośną z klejonego drewna, poszczególne stopnie zostały zamontowane przy pomocy drewnianych kołków.

800px-Loretto_Chapel.jpg

Zazwyczaj w kręconych schodach siły są przenoszone przez centralny słup, do którego przymocowane są stopnie, lub przez pionowe elementy na zewnętrznej stronie. Tutaj natomiast mamy do czynienia z tak zwanymi schodami policzkowymi. Właściwym elementem trzymającym stopnie są boczne powierzchnie, policzki, mające postać skręconych helikalnie belek klejonych z zachodzących na siebie elementów. To właśnie te dwie helisy z elementów o dostatecznej szerokości przenoszą naprężenia pionowe. Warto też zauważyć, że wewnętrzny policzek tworzy bardzo wąski centralny prześwit, oraz ma dużo bardziej pionowy przebieg, toteż przy takich parametrach jest dosyć sztywny i działa podobnie jak słup. Część ciężaru opiera się na posadzce, część zaś wisi na chórze. Wykonanie takich elementów i dobre ich spasowanie na miejscu to kawał precyzyjnej roboty, ale jednak coś możliwego do wykonania.

 

Co do tajemniczego cieśli, to lokalni historycy mają dowody wskazujące prawie na pewno na odpowiednią osobę. Wiadomo, że schody zbudowano między rokiem 1877 a 1881, kiedy to już pojawiają się informacje o korzystaniu z chóru. W archiwach zakonu zachował się rachunek za "drewno" wystawiony na mieszkającego w okolicy farmera, pochodzącego z Francji Jeana Rochasa, znanego jako cieśla podejmujący się różnych prac w okolicy. 150 dolarów zapłaconych Rochasowi było niezłą sumą, musiał więc wykonać dla zakonu jakąś większą robotę ciesielską. W roku 1894 Rochas zginął, a lokalna gazeta poświęciła mu artykuł wspomnieniowy, wymieniający między innymi, że wykonał on schody w kaplicy Loretto.

  Spotkałem się ze spekulacjami, że może schody były oryginalnie zaprojektowane jako kręcone i część drewnianych elementów zdążono wykonać, ale po śmierci architekta lokalni budowniczy nie umieli spasować części wzdłużnic, więc Rochas był tym fachowcem, który wszystko posklejał, pozbijał i dorobił brakujące części. Tłumaczyłoby to jak udało mu się wykonać całą robotę samemu, oraz czemu elementy nie zostały wykonane z miejscowego drewna (zamówiono je w innym miejscu). Tłumaczyłoby to nawet czemu tak zaprojektowano chór, z bardzo niewielką ilością miejsca na schody w środku - od początku miał tam prowadzić zajmujący mało przestrzeni spiralny ciąg.

 

Dziś kaplica w Santa Fe stanowi muzeum, ale o ile mi wiadomo, schody nie są używane. Ponoć po upływie niemal 150 lat nie są w najlepszym stanie, a tłumy turystów jeszcze by go bardziej pogorszyły. Co ciekawe nie są to jedyne takie schody. W 1944 roku amerykański urzędnik, znający kaplicę z Fanta Fe, zobaczył niezwykle podobne w Gdańsku, w budynku ratusza. Także mają dwa skręty i brakuje im centralnego słupa. Niestety podczas bombardowań w 1945 roku doszło tam do pożaru, który objął właśnie klatkę schodową. Obecnie istniejące schody są rekonstrukcją opartą o zdjęcia, opisy i nieliczne zachowane elementy.

Gdańskie chody mają wewnętrzną spiralę jeszcze węższą, toteż w zasadzie opierają się na skręconym słupie

 

----

https://en.m.wikipedia.org/wiki/Loretto_Chapel

Czy ceremonia otwarcia LIO 2012 w Londynie to zapowiedź covida?

Niezwykłe odkrycie w Nazca!

$
0
0
Niezwykłe odkrycie w Nazca. Olbrzymi wizerunek kota znaleziony na pustyni w Peru:



pocpK5K.jpg



37-metrowy geoglif odkryli archeolodzy na zboczu wzgórza w Nazca, w Peru. Olbrzymi rysunek przedstawia... kota. Powstał prawdopodobnie około 200-100 roku p.n.e.


Podczas przeprowadzania prac renowacyjnych w peruwiańskim mieście Nazca, archeolodzy natknęli się na nowy rysunek. Jak podało tamtejsze Ministerstwo Kultury, figura o długości 37-metrów przedstawia kota i znajduje się na jednym ze zboczy wzgórza zwanego Mirador Natural.

Nowo odkrytemu geoglifowi groziło całkowite zniszczenie. "Figura była ledwie widoczna i mogła zniknąć, ponieważ znajduje się na dość stromym zboczu, które jest podatne na skutki naturalnej erozji" - powiedział cytowany przez "The Guardian" minister kultury Peru Alejandro Neyra. "W ciągu ostatniego tygodnia geoglif został wyczyszczony i zakonserwowany. Przedstawia sylwetkę kota z profilu z głową skierowaną do przodu" - dodał polityk.


Nazca. Wciąż odkrywa się nowe geoglify

Zdaniem głównego archeologa Peru John'ego Isla, który zajmuje się liniami z Nazca, to dość uderzające, że ciągle odkrywane są nowe geoglify. Jak twierdzi, kot powstał w późnej erze Paracas, która trwała od 500 p.n.e. do 200 roku n.e.

Warto podkreślić, że w ostatnich latach w dolinach Nazca pojawiło się od 80 do 100 nowych postaci, z których wszystkie były starsze niż starożytna kultura Nazca. W odkrywaniu kolejnych rysunków w ostatnich latach pomogły nowoczesne technologie. Wcześniej mogli ustalać nowe informacje tylko na podstawie zdjęcia z samolotów, dzisiaj mają do dyspozycji m.in. drony.

Rysunki w Nazca

Rysunki z Nazca to rozciągające się na przestrzeni kilkunastu do kilkudziesięciu kilometrów linie, tworzące obrazy widziane jedynie z lotu ptaka. Znajdują się w południowo-zachodniej części Peru, a stworzone zostały przez Indian Nazca między rokiem 300 p.n.e. a 900 naszej ery. Wykonano je dzięki usunięciu warstwy żwiru, przez co odsłonięto jaśniejszą, żółtobiałą glebę. W ten sposób na ziemi ukazały się jasne linie. Te naskalne rysunki, pokrywają teren o powierzchni 450 kilometrów kwadratowych, stanowią jedną z największych zagadek archeologicznych ze względu na ich liczbę, rozmiary i kształty.

Źródło: https://www.onet.pl/turystyka/onetpodroze/peru-niezwykle-odkrycie-w-nazca-olbrzymi-wizerunek-kota-znaleziony-na-pustyni/rcqb0x2,07640b54

Sprawdzająca się wizja przyszlości w serialu animowanym ,,Jetsonowie'' (Hanna/Barbera'y)

$
0
0

Pandemia koronawirusa uświadomiła nam wiele rzeczy. Między innymi to, że wizje z filmów science-fiction ziszczają się szybciej, niż można by się spodziewać. Kto nie wierzy, niech obejrzy odcinek „Jetsonów” – kultowej kreskówki z lat 60., której elementy do złudzenia przypominają współczesny, pandemiczny świat.

 

Miało być tak: zamiast wychodzić na siłownię, wstajesz z kanapy, wkładasz wygodny dresik, włączasz odpowiedni ekran i już możesz spalać kalorie w towarzystwie wirtualnego trenera. Do pracy również nie musisz chodzić. Wystarczy, że włączysz kolejny ekran i twoim oczom już ukazują się twarze kolegów z biura. Kawa w kawiarni? Po co? Kawę można zrobić w kuchni, a potem wystarczy włączyć ekran i... wiadomo, już można plotkować ze znajomymi.

Tak miało być, a jest... jest dokładnie tak samo. Może minus żywe kolory, skoczna muzyka i futurystyczne ciuchy

Pewnego razu w Orbit City

Jeśli jeszcze nie skojarzyliście, powyższa, naszpikowana inteligentnymi ekranami wizja, to koncepcja świata przyszłości, stworzona przez autorów "Jetsonów" - jednej z najpopularniejszych produkcji studia Hanna Barbera. Bohaterami odcinkowej animacji była sympatyczna, mieszkająca w Orbit City  familia o modelu 2+2: George Jetson - głowa rodziny, pracujący w firmie "Kosmiczne koła zębate", jego żona, Jane Jetson - codziennie odwiedzająca galerię handlową, ich córka, Judy Jetson - nastolatka, śledząca nowinki ze świata celebrytów i  syn, Elroy Jetson - mały geniusz, przyszły wynalazca. W codziennych obowiązkach Jetsonom pomagała gosposia - robot, a radości dostarczał pies imieniem Astro

Brzmi stereotypowo? I nic dziwnego  - kreskówka powstała przecież w Ameryce lat 60, w której na idealny model rodziny składał się dom na przedmieściach, dobrze zarabiający mąż, żona - perfekcyjna pani domu i dwójka uroczych dzieci. Koncepcja ta zachwieje się dopiero za kilka lat, wraz z "Mistyką kobiecości" Betty Friedan i wybuchem drugiej fali feminizmu.

Ta konserwatywna Ameryka lat 60. była też jednak Ameryką marzeń o podboju kosmosu. W 1962 roku - czyli w tym samym roku, w którym wyemitowano pierwszy odcinek "Jetsonów" - prezydent Kennedy wygłosił przemówienie, zawierające słynne zdanie "We choose to go to the moon", rozpoczynając tym samym amerykańska drogę do lądowania na Księżycu.

Program badań kosmicznych zaowocował nie tylko technologiczną, ale i estetyczną rewolucją.  W architekturze i wzornictwie ogromną popularność zyskał styl "googie" - pełen futurystycznych, geometrycznych form (jedną z ulubionych był romb z zaokrąglonymi rogami), załamanych dachów i dekoracyjnych detali w kształcie gwiazd lub komet. Utrzymane w tej estetyce budynki (głównie kawiarnie, stacje benzynowe i motele), wyglądały, jakby za moment miały oderwać się od ziemi i wraz z członkami misji Apollo poszybować w kosmos

Pamiętacie, kiedy to wydawało się niemożliwe?

Choć "Jetsonowie" byli tylko jedną z wielu filmowych produkcji, nawiązujących do tej stylistyki, czy szerzej - do spacemanii, która ogarnęła świat w latach 60. - zaproponowanej w nich wizji udało  się przetrwać próbę czasu. Część współczesnych komentatorów nazywa ją nawet "jedną z najcelniejszych futurystycznych koncepcji", powstałych w ubiegłym wieku.

Trafnym przewidywaniem okazały się nie tylko wspomniane wideokonferencje, ale również minaturyzacja: nasze sprzęty, podobnie jak sprytne walizki Jetsonów, systematycznie zmniejszają swoje gabaryty (dość spojrzeć na smartfony, mieszczące w sobie funkcje kilku, jeśli nie kilkunastu urządzeń). Codziennością stały się także rozwiązania, ułatwiające zarządzanie domem: samosterujące odkurzacze* czy technologie smart-dom. A to prawdopodobnie nie koniec ziszczonych wizji twórców "Jetsonów". W 2019 roku dwa technologiczne giganty: Boeing i Porshe ogłosiły, że rozpoczęły wspólne prace nad pojazdem, który ma przypominać latający samochód rodziny z Orbit City.

Na aktualność kreskówki ostatnio zwrócili też uwagę internauci. Okazją do powspominania wizji studia Hanna Barbera stała się pandemia i związane z nią obostrzenia sanitarne. Zamknięci w domach, za podstawowe narzędzie pracy, komunikacji i rozrywki, mając komputer, wielu z nas przypomniało sobie o ekranikach Jetsonów.

Na aktualność kreskówki ostatnio zwrócili też uwagę internauci. Okazją do powspominania wizji studia Hanna Barbera stała się pandemia i związane z nią obostrzenia sanitarne. Zamknięci w domach, za podstawowe narzędzie pracy, komunikacji i rozrywki, mając komputer, wielu z nas przypomniało sobie o ekranikach Jetsonów.

Jak to często dziś bywa: refleksja została ubrana w obrazkową formę. Po sieci od niedawna krąży zabawny mem, będący kompozycją kilku kadrów z "Jetsonów". Widzimy na nim m.in. home office, wideo chat z bliskimi, treningi, a nawet terapię online. Nad wszystkim widnieje napis: "Pamiętacie, jak to wydawało się absolutnie niemożliwe?


122288016_2768527666800748_5776741046363260931_o.jpg

 

"Ta bajka była ponadczasowa" - komentują internauci.

To, jak szybko science-fiction stało się prawdą, może zaskakiwać. Z drugiej jednak strony, twórcy serialu jego akcję osadzili w 2062 roku. Przecież to już nie tak daleko...

 

Żródło: https://www.styl.pl/magazyn/news-puk-puk-kto-tam-to-przyszlosc,nId,4806443

 

------------------

* dziś to np. Roomba czy Xiaomi Roborock - wygladają identycznie jak ten samojeżdżący odkurzacz w tej kreskówce (przyp. Konrad_GK)

 

Oto dowód:

 

  • samojeżdzacy odkurzacz z ,,Jetsonów'' (s1e1 ,,Robot Rosie''):

98428c35f1b679c6med.jpg

 

  • dzisiejszy samojeżdżący odkurzacz Roomba:

 

61175c15a995647cmed.png

 

  • dzisiejszy samojeżdzący odkurzacz Xiaomi Roborock:

 

f911ec854df0c9a4med.jpg

SADS-COV: czyli kolejny koronawirus na celowniku

$
0
0

Witajcie paranormalni forumowicze,

Żeby trochę odetchnąć od tematu aborcji o obecnie wielmążnie pnujcego COVID'a zamieszczam link z filmem o pewnej ciekawostce.

Wiadomo, że w telewizji co chwile mówią o jakichś zagładach, niektóre portale straszą na pierwszej stronie co najmniej raz w miesiącu asteroidami lecącymi w stronę ziemi. Ten materiał też trochę taki jest ale wydaje mi się, że mimo wszystko zachowano w nim jakiś obiektywizm.

Film, czy w zasadzie podcast opowiada o innym chińskim wirusie, który zdaniem uczonych stanowi potencjalne zagrożenie dla świata. Cięzko tutaj ferować jakieś wyroki czy wirus zaatakuje czy nie ale lepiej wiedzieć niż nie wiedzieć, że coś takiego istnieje. W opisie są też linki i jeden dość ciekwy, tyle, że po angielsku, bezpośrednie źródło. Kawał tekstu, pisany technicznym, naukowym językiem.

Czy jest na sali lekarz? Jeśli ktoś to potrafi przetłumaczyć na język ludzki to też było by miło.

https://www.pnas.org/content/117/43/26915

 

 

LINK DO FILMU:

 

Nie wyłączyłem Caps Locka w tytule. Da radę poprawić? :)

 

Jasne, że da.

 

TT.

Zmysł słuchu, ponadprzeciętne zdolności (psychoza?)

$
0
0

Witam, dość często zdarza mi się słyszeć odgłosy, których nie powinienem mieć fizycznej możliwości usłyszeć np. cichą rozmowę z dowolnej odległości(nawet 0,5 km) lub dźwięki z gry z drugiego końca mapy. To co słyszę, rzeczywiście się dzieje, potwierdziło się już wiele razy. Dodam jeszcze, że pojawiają się tylko i wyłącznie jak ktoś rozmawia o czymś co chciałbym usłyszeć(być przy rozmowie), muszę być wtedy w miarę skoncentrowany i trwają do puki mnie nie zaspokoją.

Może mój mózg płata mi figle np. szachów nauczyłem się sam w wieku 6 lat, po oglądaniu partii gry mamy z tatą(5-10 minut), podszedłem i powiedziałem, że teraz ja chcę zagrać. To wystarczyło, żeby poznać ruchy wszystkich figur i podstawowe zasady. Tabliczki mnożenia do 100 nauczyłem się w 'zerówce' w 30 minut, dodatkowo wiedziałem np. że 100x100=10000(zostałem, żartobliwie o to zapytany po perfekcyjnej odpowiedzi z tabliczki do 100). Natomiast dzisiaj zrobiłem sobie test na IQ z tej strony. Odpowiedziałem na wszystko poprawnie i wyszedł mi wynik 164. Czekam na wasze komentarze, czy to może być psychoza?

 

Dziwne zjawiska w lesie.

$
0
0

Witam. Z góry powiem, że to mój pierwszy post na forum, zainteresowałem się forum głównie przez opowieść z Dulce. Mniejsza, przechodzę do głównego wątku. Co tydzień, jeśli jest to możliwe udajemy się z kolegami do pobliskich lasów w celu obcowania z naturą, i również troszkę relaksu. Mieszkamy na podkarpaciu, więc na lasy nigdy nie narzekaliśmy, bo są one dosłownie wszędzie. Zazwyczaj wracamy z lasu kiedy już się ściemni, bo mamy upatrzone swoje miejsce z paleniskiem i ławkami, gdzie rozpalamy ognisko i sobie spokojnie siedzimy przed powrotem do domu. Do tamtego miejsca udajemy się od bagatela kilku lat, i nigdy coś takiego się nam nie przytrafiło. Dwa tygodnie temu będąc na miejscu w pewnym momencie usłyszeliśmy regularne, głuche uderzanie czymś o coś, wnioskuję że to były kawałki drewna, bo dźwięk jest dość charakterystyczny. Dźwięk dobiegał od strony lasu w którą nie ma nic przez przynajmniej kilometr. Zdecydowaliśmy się w 4 osoby sprawdzić co jest grane, okazało się, że dźwięk słyszy cała czwórka, więc raczej nam się to nie przesłyszało. Poświęciliśmy latarkami, jeden kolega się trochę [wulg] i zaczął drzeć się w kierunku tego stukania, rzucał mięsem jak głupi i stukanie na chwilę ustało. Gdy ten tylko przestał przeklinać stukanie wróciło, i z racji że po najkrótszej drodze mamy do zabudowań jakieś 500m zalaliśmy ognisko i dzida przez las. Cała drogę uczucie niepokoju, w połowie zmniejszyliśmy szyk do bardzo dużego ścisku, wszyscy czuliśmy uczucie obserwowania. Można wywnioskować że byliśmy wystraszeni, sugestia mózgu. No otóż nie, w następnym tygodniu to absolutnie nie wystąpiło. Dodam od siebie że uczucie niepokoju i obserwacji występowało u mnie tuż po zajściu słońca, gdy poszedłem po opał do lasu. Przed zmrokiem bez problemu oddzielałem się od kolegów i sam zbierałem chrust.

Następnego tygodnia udaliśmy się tam w celu ponownie relaksu, i ogniska. Tym razem po ostatnich przeżyciach mieliśmy mocną latarkę która może skupiać światło w jednym punkcie. Nazbieraliśmy opału, spokój i cisza. I w pewnym momencie z tego samego kierunku słyszymy wyraźny dźwięk biegu przez krzaki. Łamane gałązki, szelest ściółki. W trójkę, bo jeden kolega pilnował ognia poszliśmy sprawdzić, co jest grane. Świecimy w kierunek szelestu latarką, i widzimy dość blisko, szacuje odległość jakichś 20 metrów 2 punkty, odbijają światło jak ludzkie oko, nie było to zwierzę jak kot, odbite światło miało bardziej biały odcień. Trudno mi ten kolor wytłumaczyć, bo jest to dosłownie nie do opisania. Punkty owe były właśnie na takiej odległości jak para ludzkich oczu, ale to co stało się po chwili wprawiło nas w osłupienie. Oczy schowały się za drzewo. Nie w taki sposób że para oczu się schowała za jedno drzewo. Jedno oko poszło za drzewo po prawej, drugie za drzewo po lewej. Jedno oko po przekątnej w górę, drugie po przekątnej w dół. Nie wiem jak w ogóle można to wytłumaczyć. Uczucie niepokoju było z nami do czasu opuszczenia miejsca w którym paliliśmy ognisko. Zastanawiamy się nad tym, co robić, czy mamy tam iść w tym tygodniu, czy lepiej iść do innego obozowiska. Dodam jeszcze, że drugie zdarzenie miało miejsce o godzinie 21, wątpię, aby ktokolwiek o zdrowych zmysłach udał się kilometr w las sam o takiej godzinie.

Pozdrawiam serdecznie,
Kacper.

 

 

Na ew. pytania chętnie odpowiem jak wstanę rano.

 

Proszę nie używać wulgarnego słownictwa, w razie wątpliwości zachęcam do sprawdzenia danego wyrazu ze słownika języka polskiego PWN.

 

wulgaryzmy.gif

 

TheToxic

 


 


Ani to gwiazda, ani planeta. Elegast bardzo długo unikał astronomów

$
0
0

Ani to gwiazda, ani planeta. Elegast bardzo długo unikał astronomów

 

 

Ani to gwiazda, ani planeta, takie coś pomiędzy, brakujące ogniwo. Astronomowie z Holandii i z Hawajów opracowali nowy sposób odkrywania brązowych karłów.

 

Jak dotąd wszystkie brązowe karły, o których wiedzieliśmy odkryto w trakcie przeglądów nieba w podczerwieni. Tylko tak można było dostrzec ich nikłą poświatę. Teraz jednak badaczom udało się odkryć obiekt tego typu za pomocą radioteleskopu. Całkiem możliwe, że odkrycie pozwoli nam w nadchodzących latach odkryć dużo więcej brązowych karłów.

 

BDR J1750+3809 albo Elegast (jak nazwali go nieoficjalnie odkrywcy) jest pierwszym obiektem, który nie jest gwiazdą, a został odkryty za pomocą radioteleskopu. Najpierw udało się go odkryć za pomocą teleskopu LOFAR, a następnie potwierdzić za pomocą teleskopów znajdujących się na szczycie Mauna Kea na Hawajach.

 

To istotne odkrycie, bowiem dowodzi, że astronomowie mogą wykorzystywać radioteleskopy do odkrywania obiektów, które są zbyt ciemne i zbyt chłodne, aby można było je dostrzec w danych zbieranych np. w podczerwieni. Być może w ten sam sposób LOFAR będzie w stanie poszukiwać nie tylko brązowych karłów, ale np. planety swobodne, które dotąd można było odkryć jedynie poprzez zjawisko mikrosoczewkowania grawitacyjnego.

 

 

Czym jest brązowy karzeł?

Brązowy karzeł to obiekt o masie mniejszej niż 0,08 masy Słońca (80 mas Jowisza), czyli za małej, aby w jego wnętrzu mogły zachodzić reakcje przemiany wodoru w hel (takie jak zachodzą w gwiazdach). Nic więc dziwnego, że czasami nazywa się je nieudanymi gwiazdami, którym nie udało się zebrać masy wystarczającej do rozpoczęcia reakcji syntezy jądrowej. Jednocześnie ze względu na to, że są w stanie przynajmniej na początku swojego istnienia syntetyzować deuter, nie mogą należeć do kategorii gazowych olbrzymów takich jak Jowisz. W kontekście planetarnym nazywa się je czasami superplanetami.

 

Po powstaniu i początkowym rozgrzaniu przez syntezę deuteru brązowy karzeł, który nie ma w swoim jądrze pieca takiego jak gwiazdy, bardzo powoli stygnie przez miliardy lat. Im większy jest brązowy karzeł, tym wolniej stygnie. Co ciekawe, obiekty tego typu często otoczone są atmosferą przypominającą atmosfery gazowych olbrzymów.

 

 

Pole magnetyczne i wszystko jasne

Jak się okazuje, choć emitują niewiele światła, to dzięki silnemu polu magnetycznemu, brązowe karły mogą emitować promieniowanie na falach radiowych. Pierwsze fale radiowe z brązowych karłów zarejestrowano u znanych już obiektów, odkrytych wcześniej w ramach przeglądów w podczerwieni. Tym razem jednak udało się odkryć fale radiowe emitowane przez obiekt, którego wcześniej nikt nie obserwował. Taki z resztą był cel całego projektu. Naukowcy postanowili sprawdzić czy będą w stanie wykonać „zdjęcie” wycinka nieba w zakresie radiowym i analizując słabe źródła radiowe odkryć nowe brązowe karły. Jak się okazało, był to strzał w dziesiątkę. Po odkryciu nowego źródła, dodatkowe obserwacje przeprowadzone za pomocą teleskopów Gemini-North oraz IRTF na Hawajach pozwoliły potwierdzić, że faktycznie mamy do czynienia z brązowym karłem.

Wiedzę wyniesioną z tego odkrycia naukowcy planują wykorzystać do badania pola magnetycznego egzoplanet.

 

źródło

 

Niejasny sen związany ze śmiercią znajomych

$
0
0

Z tym co teraz tu napiszę zmagam się od 15 lat i nie daje mi to spokoju. W sierpniu 2005 roku 4 moich znajomych z szkoły wracało z dyskoteki, mieli wypadek samochodowy i wszyscy czterej zginęli na miejscu. Tej samej nocy, śnili mi się ten wypadek. W zasadzie widziałem to jakbym tam był, gdzieś obok. Pamiętam dokładnie, że widziałem jak wychodzą z rozbitego auta, pamiętam las i co najważniejsze słyszałem co mówią. Dialog między nimi przebiegał mniej więcej tak:
- Co się stało, dlaczego nie hamowałeś?

- Hamowałem.

- Co teraz zrobimy? Gdzie mamy iść?

- Chodźmy tam, przez las...

 

Ja w tym śnie byłem jakby niewidzialny, nie widzieli mnie, nie mówili nic do mnie. Obserwowałem to z boku.

 

Obudziła mnie wyjąca syrena z remiza strażackiej. Straż wyjeżdżała do tego wypadku. Następnego dnia w gazecie widziałem zdjęcia z wypadku, na którym był rozbity samochód. Wszystko było dokładnie jak w śnie. Auto, miejsce, drzewo w które uderzyli.

 

Czy ktoś może to wyjaśnić? Dlaczego mi się to przyśniło? Jak to możliwe, że widziałem to tak dokładnie. Z żadnym z chłopaków nie byłem jakoś blisko zakumplowany, po prostu znaliśmy się ze szkoły. 

Don Stanislao

$
0
0

Jak myślicie, czy lawendowa mafia poświęci "Don Stanislao" aby ratować wizerunek JPII ? W myśl zasady, że car dobry a bojarzy źli ?

Seria dziwnych zdarzeń

$
0
0

Witajcie, piszę tutaj ponieważ szukam odpowiedzi, podpowiedzi, sugestii dotyczących serii ostatnich zdarzeń. Wyprzedzając pytania, jestem dorosłą kobietą,mam rodzinę, stabilne życie, nie szukam i nie są mi potrzebne dodatkowe bodźce "bo mam nudne życie". Do rzeczy. Historia związana jest ze mną i z moją mamą (bardzo mocno stąpająca po ziemi osoba), i zaczęła się kilka tygodni temu skarżyć, ze budzi się codziennie w nocy, najczęściej około 3 z lękiem,niepokojem i nie potrafi  już usnąć. Powtarzało się to praktycznie każdej nocy, zasugerowałam, że może problemy, a może serce się odzywa, jednak jak twierdzi ciśnienie i problemy kardiologiczne  ma ustabilizowane lekami. Jednak któregoś ranka zadzwoniła do mnie i opowiedziała, że przydarzyła jej się dziwna historia.Znów obudziła się w nocy przed 3, wiedząc, że pewnie znów nie zaśnie poszła zrobić sobie herbatę. Czekając aż woda się zagotuje poczuła jak coś uderzyło ją w głowę. Pomyślała najpierw, ze robak, zobaczyła coś leżącego na podłodze. Okazało się, że dostała w głowę pąkiem z kwiatka! Kwiat stał na parapecie, za firanką, 1,5m od niej. No cóż, ciężko znaleźć racjonalny argument na latające pąki kwiatów w nocy. Minęło kilka dni i ja obudziłam się w nocy z racji tego, że mam psiego seniora z demencją, który ma w nawyku krążenie nocą po domu. Obudził mnie wierceniem się w łóżku (śpi ze mną), jak już schodzi z łóżka to zazwyczaj nasłuchuję, bo pies ma chore serduszko, gdzieś tam trochę się boję i czekam aż wróci. Ale słyszałam, że pije wodę, więc położyłam głowę na poduszce i czekam aż do mnie wróci. Niestety nagle poczułam, że owszem coś na łóżku jest, ale nie mój pies. Ktoś/coś usiadło po mojej prawej stronie, poczułam jak kołdra zjeżdża ze mnie pod wpływem ciężaru,ktoś zaczął ściągać mi kołdrę z ramienia i ciągnąć za materiał poduszki. Znieruchomiałam przerażona, po chwili spojrzałam jednak za ramię - nikogo nie było. Dopiero wtedy mój pies przyszedł i jakby nigdy nic położył się spać obok. Spałam sama - mąż akurat chory spał w salonie. Bardzo się staram, ale nie mogę sobie racjonalnie wytłumaczyć tego zdarzenia, tym bardziej, że dziś otrzymałam kolejny telefon od mamy (która zaznaczam nie wiedziała o mojej "przygodzie"). Okazało się, że przeżyła dzisiaj podobną historię do mojej. Nie wiem co o tym myśleć, czy to jakiś "znak" dla nas? Ostrzeżenie? Jak to interpretować?

Tajemnicza śmierć na przełęczy - Grupa Korowinej

$
0
0

Kolejne nietypowe zdarzenie w rosyjskich górach - zorganizowana grupa turystów wybiera się na kilkudniową wyprawę, w czasie przechodzenia przez górską przełęcz uczestnicy giną w tajemniczych okolicznościach. Ale tym razem jedna osoba ocalała. Sprawa wydaje się być bardziej podobna do śmierci Kaszniców na Lodowej Przełęczy. Mimo że miała miejsce niedawno, w roku 1993, niewiele jest o niej informacji.

 

Dość obszernie opisano to zdarzenie na podkaście:

 

Jest trochę artykułów tłumaczonych z języka rosyjskiego:

https://zizuhotel.ru/en/moskva/smert-buryatskih-turistov-pereohlazhdenie-ili-mistika-uchenye/

 

Wielkie odkrycie w Egipcie!

$
0
0
Archeolodzy znaleźli sarkofagi i posągi sprzed ponad 2 tys. lat...

"Co najmniej 100 sarkofagów sprzed ponad 2,5 tys. lat, w tym części z mumiami w środku i ok. 40 złoconych posągów odkryli archeolodzy w Egipcie - poinformowali tamtejsi urzędnicy zajmujący się zabytkami starożytności. Odkrycia dokonano na rozległej nekropolii faraonów w Sakkarze, na południe od Kairu."

Ciekawi mnie tylko czy to nie marketing tego państwa? Dziwne, że przed pandemią nie było tam tak spektakularnych odkryć... Podejrzane... No cóż, więcej na ten temat znajdziecie w internecie lub otwierając link źródłowy poniżej.

Źródełko: https://www.onet.pl/informacje/onetwiadomosci/egipt-odkrycie-w-sakkarze-archeolodzy-znalezli-sarkofagi-mumie-i-posagi/h96k7hq,79cfc278

Formowanie Układu Słonecznego. Analiza zaskoczyła naukowców

$
0
0
6b6f2cc6-a72c-43fb-99f0-6274599f40e3.jpg

Każdy dzisiaj wie, że Ziemia, Słońce i okoliczne planety powstały około 4,5 miliarda lat temu w wyniku zapadnięcia się gęstej chmury gazowej. Jednak przez wiele lat naukowcy sądzili, że sam proces nadania kształtu gwieździe i planetom musiał trwać co najmniej 2 miliony lat. Jednak kwestię tę chcieli rozstrzygnąć badacze z Lawrence Livermore National Laboratory w USA. Przyjrzeli się oni izotopom węgla z meteorytu, który uderzył w Meksyk w 1969 roku. Zawiera oni jedne z najstarszych ciał stałych znanych ludzkości. Analiza tych izotopów pozwoliła odkryć, że Układ Słoneczny powstał "błyskawicznie". Potrzebował na to jedynie 200 tysięcy lat. To mniej, niż czas istnienia ludzkości na Ziemi.

Źródło: https://wideo.wp.pl/formowanie-ukladu-slonecznego-analiza-zaskoczyla-naukowcow-6576227267655297v

Ludzki mózg to taki wszechświat, tylko w mniejszej skali. Zaskakujące podobieństwa

$
0
0

Ludzki mózg to taki wszechświat, tylko w mniejszej skali. Zaskakujące podobieństwa

A gdyby tak porównać sieć neuronów w mózgu z wielkoskalową strukturą wszechświata, to by było… Jak pomyśleli, tak zrobili. Dwóch włoskich naukowców, astrofizyk i neurobiolog, postanowiło porównać te dwie najbardziej fascynujące struktury we wszechświecie.

 

Wszechświat to mózg w większej skali

A przynajmniej takie wrażenie można odnieść, przyglądając się poszczególnym cechom charakterystycznym mózgu. Wystarczy spojrzeć na opracowania przedstawiające sieci, w jakie neurony łączą się  w mózgu. Specjaliści od konektomiki od lat zajmują się badaniem i mapowaniem kompletnej mapy sieci połączeń neuronalnych, tzw. konektomu, wykorzystując do tego szerokie techniki mikroskopowe.

Grafika przedstawiająca fragment sieci neuronów w mózgu© Dostarczane przez spidersweb.pl Grafika przedstawiająca fragment sieci neuronów w mózgu

Jeżeli następnie spojrzymy na grafiki przedstawiające wielkoskalową strukturę wszechświata, wykonane na podstawie obserwacji prowadzonych za pomocą teleskopów oraz na podstawie modeli kosmologicznych, podobieństwo rzuca się w oczy każdemu, niezależnie od tego, jak bardzo jesteśmy zainteresowani jedną czy drugą dziedziną nauki.

 

Choć lokalnie we wszechświecie galaktyki wydają się losowo porozrzucane po przestrzeni kosmicznej, to spojrzenie w dużo większej skali diametralnie zmienia ten obraz. Dopiero wtedy widać, jak całe gromady galaktyk łączą się ze sobą rozległymi włóknami gazowymi rozciągającymi się na setki milionów lat świetlnych, w których znajdują swoje miejsce miliony galaktyk. Między włóknami znajdują się rozległe obszary, w których nie ma niemal żadnych galaktyk. Owe włókna od czasu do czasu łączą się na skrzyżowaniach z innymi włóknami kosmicznej sieci. To w tych miejscach powstają supergromady, składające się ze zderzających się gromad galaktyk. Z każdego z tych miejsc wychodzą średnio 3-4 inne włókna. Tak samo wygląda sieć neuronów w mózgu.

 

Samo podobieństwo pod względem wyglądu i struktury to jednak nie wszystko. Przyjmując przybliżone modele, badacze zauważają, że w mózgu człowieka znajduje się około 70 miliardów neuronów. W obserwowalnym wszechświecie natomiast możemy dostrzec około 100 miliardów galaktyk – rząd wielkości zbliżony.

 

Jakby tego było mało, neurony stanowią zaledwie 30 proc. całkowitej masy mózgu. Tak samo jest i w przypadku galaktyk, które składając się z ciemnej materii i materii barionowej także odpowiadają za 30 procent masy/energii wszechświata. Pozostałe 70-75 proc. to w przypadku mózgu woda, a w przypadku wszechświata to ciemna energia.

 

Takie same podobieństwa naukowcy dostrzegli, analizując widmową gęstość galaktyk i neuronów oraz liczbę połączeń wychodzących z każdego węzła, w którym łączą się długie włókna.

 

Być może to tylko fizyka

Wszystkie powyższe powiązania analizowane oddzielnie wydają się podejrzane i zaskakujące. Gdy jednak analizuje się łącznie, to wyłania się jeden spójny wniosek.

 

Wszystkie te podobieństwa wynikają najprawdopodobniej z faktu, że samoorganizacja obu tych jakże złożonych układów regulowana jest przed te same zasady dynamiki kształtujące budowę wszelkiego rodzaju sieci, niezależnie od skali.

 

Źródło

Przewodnik jak rozwinąć postrzeganie pozazmysłowe

$
0
0

Zapewne wiele osób chciało by rozwinąć swoje zdolności postrzegania pozazmysłowego i móc eksplorować czas i przestrzeń odkrywając fascynującą naturę wszechświata, także tego poza-fizycznego. 
Szukasz technik które pozwolą zabrać się za ćwiczenie oraz sprawdzanie swojego potencjału wglądu?

Dla tych, którzy lubią czytać, dwa artykuły:

Remote Viewing czyli percepcja pozazmysłowa metodami naukowymi:
https://wcentrumrozwoju.pl/remote-viewing-czyli-percepcja-pozazmyslowa-metodami-naukowymi

Poza OOBE czyli łatwiejszy sposób osiągania Podróży Poza Ciałem:
https://wcentrumrozwoju.pl/poza-oobe-czyli-latwiejszy-sposob-podrozy-poza-cialem

Dla tych, którzy lubią posłuchać – zapraszam na kanał youtube, poświęcony omówieniu możliwości rozwoju percepcji pozazmysłowej tą metodą:
https://www.youtube.com/channel/UCYs6Baivdfr3gTJPkjVEToA

Serdecznie zapraszam do kontaktu osoby zainteresowane wspólną praktyką lub po prostu do czytania i oglądania nowych materiałów. :)

 

Czy to było UFO?

$
0
0

Cześć jestem tu nowy :).Zarejestrowałem się na tym forum po to aby napisać wam co widziałem 21.09.2020r.Była godzina 20:43 na niebie zobaczyłem bardzo jasne światła które leciały nisko,wolno, bez dzwięku,pulsowały i zmieniały kolory.Myślałem że to samolot ale przyjrzałem się temu i zobaczyłem że to ma okrągły kształt.Co to mogło być?

Trójkąt Bermudzki na lądzie. Gdzie giną ludzie?

$
0
0

Jest 17 marca 2004 r. Doświadczony poszukiwacz przygód żegna się z rodziną i przyjaciółmi. Wyrusza w teren, który zna jak własną kieszeń. Wszyscy wiedzą, że zmierza do domku, który zbudował w pobliżu Parku Stanowego Tahquamenon Falls. Ale nikt nie wie, że widzi go po raz ostatni. Nigdy do niego nie dotrze. Jego zniknięcie zwiększa tylko ponury bilans ofiar z obszaru zwanego Trójkątem Michigan. Nie jest pierwszą ani ostatnią osobą, która w niewytłumaczalny sposób znika z powierzchni Ziemi…

 

NTA0NDA1YTUgUjh3bkpsIGMKbC0oE2J2NBJ0Zm5-YWJ1BDZwcwRhMihcKzYkQSF6JkI7NCBGPnoxXGElMVhhInAfKi0yQSI1OB8rKSNUKnsiA3x8dwJ5bGxTeSV0HHpndghjJnQJLHlzAnxxIgF_Y3IEfHNjTA==.jpg

Tajemniczy trójkąt Michigan (Enigma)

 

Pechowiec, który zniknął w trójkącie Michigan w 2004 roku, nazywa się Christopher Hallaxs (1974–?). Ludziom szeryfa udaje się znaleźć jego ślady, które kończą się na zarośniętym bagnistym terenie. Doświadczony leśnik, który również doskonale zna tutejszy teren, miałby trudności z wejściem tu. Ale Hallaxs jest również bardzo ostrożny, na przykład ma zapasy żywności ukryte w różnych miejscach w lesie, na wypadek gdyby zdarzyło mu się zabłądzić.

 

Policja odnajduje je nienaruszone. Wydaje się, że jedno opakowanie jest uszkodzone, ale niczego nie brakuje. Wręcz przeciwnie, jest coś dodatkowego. Pusta łuska z karabinu Hallaxsa. W takim razie musiał strzelać. Ale do kogo? Albo do czego? Trójkąt Michigan nie daje żadnych jednoznacznych odpowiedzi.

 

Pojawia się i znika

 

Zaginięcie Amerykanina Stevena Kubackiego to jeden z najdziwniejszych przypadków tego typu w historii. Student germanistyki wyrusza na wycieczkę narciarską nad jezioro Michigan w lutym 1978 roku. Jest w dobrym humorze, a na swoich bliskich z pewnością nie robił wrażenia osoby, która nie planuje już powrotu do domu. Ale właśnie to się stanie. Zaniepokojona rodzina informuje o tym policję i ratowników medycznych i rozpoczynają się poszukiwania. Jednak jego wyniki zaskoczą wszystkich.

 

Po młodzieńcu pozostaną tylko narty, kijki, a także ślady prowadzące do zamarzniętego jeziora. Kończą się na jego krawędzi, jakby mężczyzna się ulotnił. Poszukiwacze przeczesują dokładnie ten obszar i pracują nad teorią, czy mógł się pod nim zapaść lód. Jednak skorupa zamarzniętej wody jest wszędzie mocna i nie ma żadnych pęknięć. Odkrywają jednak coś jeszcze – w miejscach, które już dokładnie sprawdzili, następnego dnia znajduje się plecak Stevena Kubackiego, co jeszcze bardziej wprawia wszystkich w zdziwienie. Czy student bawi się z nimi w chowanego?

 

Cud

 

Poszukiwania Stevena dobiegły końca. Nikomu nie udaje się odkryć, co się z nim stało. Najbardziej prawdopodobnym wariantem jest to, że po prostu umarł na pustkowiu. Śledczy uważają, że mógł jednak zapaść się gdzieś pod lód i że jego ciało pozostanie na zawsze pogrzebane w głębinach jeziora Michigan. Rodzina stara się nie tracić nadziei, ale i oni po jakimś czasie w duszy na zawsze żegnają się ze Stevenem.

 

5 maja 1979 roku nastąpił szokujący zwrot akcji w całej sprawie, za który nawet mistrz thrillera, reżyser Alfred Hitchcock (1899–1980), nie musiałby się wstydzić. Tego dnia minęło dokładnie piętnaście miesięcy od zaginięcia Kubackiego. Ktoś puka do drzwi jego rodziców. Kiedy je otwierają, porywa ich fala emocji, które trudno opisać – stoi tam ich zaginiony syn! Niewiarygodna ulga, radość, zdumienie, ale także zmieszanie, niepewność, czy wszystko to im się nie śni, czy to naprawdę ich ukochany Steven! Ten wydaje się być lekko wstrząśnięty, jakby nie wiedział dokładnie, gdzie jest, ale poza tym jest zdrowy i wszystko z nim w porządku.

 

Rodzina próbuje dowiedzieć się, gdzie był przez cały ten czas i co się z nim stało, ale młody człowiek niestety nie pamięta nic związanego z wyprawą. Nawet nie wie, że nie było go tak długo. Mimo to udaje mu się wydobyć ze swoich wspomnień kilka urywków, które całą tajemnicę jeszcze nasilą.

 

Na zawsze pozostanie niewyjaśnione?

 

Steven Kubacki twierdzi, że gdzieś podczas podróży nad jezioro Michigan stracił przytomność. Kiedy się obudził, leżał na polu w Pittsfield, miejscu oddalonym o ponad 1000 kilometrów od ostatniego miejsca, które pamięta! Miał na sobie ubranie, które nie należało do niego, obok niego plecak, także nieznajomy, a w nim mapy, których też nie rozpoznał.

 

Taki opis wydarzenia mocno przypomina okoliczności, w których zmarł amerykański poeta i pisarz Edgar Allan Poe (1809–1849). Znaleziono go również w niepasującym obcym ubraniu, nie pamiętał, co mu się przydarzyło i w przeciwieństwie do Kubackiego był w tak opłakanym stanie, że wkrótce potem zmarł. Czy obaj mężczyźni cierpieli na to samo zaburzenie psychiczne? Na szczęście Kubacki bez problemu wyzdrowiał. W latach 80. uzyskał doktorat z psychologii i prowadził normalne życie. Odmawia jednak rozmów o tym incydencie, z którego zasłynął w tajemniczych kręgach.

 

Wszyscy musieli pogodzić się z jego powtarzającym się twierdzeniem, że nie pamięta niczego z okresu, kiedy zaginął. Ufolodzy w tym wydarzeniu rozpoznali również możliwe oznaki porwania przez kosmitów, ale teoria ta nigdy nie została poważnie potraktowana. Gdzie młody student w tym czasie przebywał?

 

Znikają bez śladu

 

Na tym samym obszarze co poszukiwacz przygód Christopher Hallaxs w 2004 roku zniknął emeryt z Florydy Joe Clewley (1935–?) wraz ze swoim psem Chipem . Stało się to 13 lipca 2008 roku. Joe pożegnał się ze swoją żoną Loraine i nie mógł się już doczekać spaceru po wzgórzach, wraz z Chipem radośnie biegającym wokół niego. Podczas podróży dzwonił do żony do domu, aby powiedzieć jej, że wróci około dziewiątej wieczorem. Ale nie dotrzymał tej obietnicy.

 

Rozpoczęto poszukiwania mężczyzny, ale uda się odnaleźć jedynie jego samochód, otwarty i z kluczami wrzuconymi do środka. Dlaczego nie miałby zamknąć samochodu i lekkomyślnie zostawić w nim kluczyki? Rozpoczyna się szeroko zakrojona akcja poszukiwawcza, policja sprawdza gigantyczny obszar 40 000 km kw., ale rezultatu nie ma. 1 sierpnia Loraine słyszy znajome szczekanie – Chip wrócił do ich domku! Jest wyraźnie wychudzony, ale poza tym zdrowy. Niestety jest sam, bez Joego.

 

Kolejną osobą, która uda się w te okolice, jest Amerykanin Derrick Henagan (1973–?). Planuje spotkać się ze swoją ciężarną dziewczyną w pobliżu lasu w pobliżu Newberry, gdzie z wieży widokowej w koronach drzew mają obserwować jelenie. Ale Henagan, jak to zwykle bywa w trójkącie Michigan, nigdy nie przybywa na miejsce spotkania, i ani jego ciało ani żadna inna wskazówka nie sugeruje, co mogło mu się przydarzyć.

 

Odważna dziewczynka?

 

Latem 2013 roku lokalna tajemnica dopada najmłodszą jak dotąd osobę. Dwuletnia Amber Rose Smith bawi się przed domem w hrabstwie Newaygo w stanie Michigan, jej ojciec Dan na chwilę idzie do domu, a kiedy wraca, nigdzie nie widzi Amber. Na jego wezwania odpowiada tylko straszna, przerażająca cisza, której żaden rodzic nie chce doświadczyć. Na szczęście ta okropna historia ma dobre zakończenie.

 

Następnego dnia znajdują dziewczynkę w miejscu, które wcześniej dokładnie już było sprawdzone. Stoi na środku drogi, około trzech kilometrów od swojego domu i patrzy w niebo. Maleństwo nie może powiedzieć, co się z nią stało, ale najwyraźniej jest zszokowana, zdezorientowana, lekko podrapana i poobijana. W szpitalu dostaje gorącą czekoladę, ale nic poważnego się jej nie stało. Trudno sobie wyobrazić, jak dwuletnia dziewczynka mogłaby przejść taki dystans i spędzić noc samotnie na pustkowiu w tak niskich temperaturach, mówi szeryf Brian Boyd.

 

Ktoś mógł ją porwać, ale potem zmienił zdanie i uwolnił, nie raniąc jej? A może dziewczyna po prostu się zgubiła, jak wszystkie poprzednie zaginięcia w trójkącie Michigan? A może da się to wszystko wyjaśnić w inny sposób, ale prawda wykracza poza rzeczywistość, którą znamy?

 

wp.png

 

Ostatnia paranormalna rzecz

$
0
0

        Forum ma już swoje lata, przewineło się przez nie wiele historii, które od lat z wypiekami na twarzey czytałem I analizowałem. W tym czasie sam doświadczyłem kilku paranormalnych zdarzeń. Niektóre wyjaśniłem (a przynajmniej – tak próbuję sobie wmówić) niektóre do dziś stanowią dla mnie zagadkę (aczkolwniek nie są niczym co dało by się na siłę wyjaśnić za pomocą fizyki / zbiegów okoliczności).

Narastająca ekspansja mediów społecznościowych unicestwiła już wiele for internetowych, komunikatorów, a I na paranormalne ciężko już znaleźć zażarte dyskusje, po części za sprawą odpływu użytkowników a po części… w moim przekonaniu za sprawą braku tak zwannych “zwolennikow”. Pamięta ktoś użytkownika muhad? Bez dobrych dyskutanktów z obu stron ciężko o zażarte merytoryczne dyskusje, “Wszystko” jest zagorzałym sceptykiem, I zjada każdego zwolennika na śniedanie, także ja przez lata się takowym stałem I niejako przyczyniam się do śmierci forum.

Ale zanim całkowicie jak stalker z filmu Tarkowskich zeschnę jak drzewo I przestanę się rozwijać a w efekcie przypieczętuje swoją pozycję jako sceptyka chciałbym poruszyć ostatnią w moim mniemaniu paranormalną zagwozdkę ktore po tylu latach obecności tu nasuneło mi tylko (a może aż?) jedno pytanie.

 

       Czytelniku, czy przez cały okres istnienia forum, analiz, naszych(użytkowników) poszukiwań, dociekań natrafiliśmy na choć jedną paranormalną rzecz?
To trochę jak z paradoksem Fermiego – przecież “tam” musi coś być? Ale nie było – z miesiąca na miesiąc, z roku na rok, wszystkie historie o duchach, ufo, wilkołakach kryptydach, cienistych postaciach,  zostały rozłożone na czynniki pierwsze I wyjaśnione boleśnie na gruncie nauki, aż na forum zostali sami sceptycy, z dużą dozą przekąsu kolejny raz komentujący dostarczone zdjęcie “orba” będącym załamaniem światła w kropli wody.

 

    A więc zebrałem wszystkie te historie do kupy I wytypowałem tylko jedną rzecz która w całym tym układzie który przyszło nam obserwować za naszego życia na tej planecie mi nie pasuje do reszty układanki. Mianowicie podejście ludzkości do śmierci. Moim zdaniem w tym temacie panuje pewnego rodzaju paradoks I hipokryzja które nie dają się wytłumaczyć na gruncie nauki.

 

    Gdy ginie osoba/dochodzi do katastrofy, ludzi ogarnia smutek – a jednocześnie powstaje pewna otoczka którą ludzie powtarzają jak mantrę. “Szkoda”. “Wielka Tragedia’. “Szanujmy Zmarłych – nie mówmy o nich źle” I wreszcie, powtarzane też często przy wizycie na cmentarzach; “Taki młody, tyle życia przed sobą”. I w tym miejscu zaczyna mi się nakreślać hipokryzja/paradoks o którym wspomniałem wyżej: wszyscy umrzemy ale na codzień nikt się tym nie przejmuje. Nikt z tym nic nie robi. Ktoś może powiedziedzieć – ja prowadzę zdrowy tryb życia, odżywiam się zdrowo, biegam, ale czy ktokolwiek robi cokolwiek by faktycznie odsunąć kreskę czasu wyznaczającą jego koniec swojego życia? Ktokolwiek? Cokolwiek? Wydajemy pieniądze na fundacje, dzieci z afryki, bogaci wydają na walke z rakiem/ubóswem ale czy jakiekolwiek środki idą na walkę z naszym największym I jak się wydaje odwiecznym wrogiem: strzałką czasu?

Oczywiście możemy tu znaleźć pełno argumentów przeciwko mojej tezie jakoby:

 

pogodzenie sie wszystkich jednostek ludzkich z osobna/kolektywnie ze smiercią nie jest rzeczą naturalną.

 

Przecież jakieś tam badania prowadzimy (tak – ale wszystkie tylko nie specyficznie te).
Religia.
Ewolucjonizm behawioralny (który notabene z nauką nie ma wiele wspólnego na obecnym poziomie rozwoju, ale zostawmy go jako argument) -  ludzie którzy spokojniej przechodzili śmierć wprawiali w lepszy nastrój swoje otoczenie przez co te było bardziej skłonne do poświęceń / ekspansji I w rezultacie przekazywało swoje geny dalej.
Ludzka natura – po co martwić się czymś na co nie ma sięwpływu.
Filozofia – carpe diem.
Etc. etc.
Ale co z ludzką naturą? Gdzie nasza dociekliwośc I odkrywczość? Czemu mamy hobbystow fizyków/matematyków/elektroników, ale o forach dla biologach starających się o nieśmiertelność nikt nie słyszał?

 

    Czyżbyśmy wszyscy byli zaprogramowani w kierunku pogodzenia się ze śmiercią bardziej niż nam sięwydaje? Lata lecą a ja zadaję sobie wciąż, wraz z upływem czasu z coraz większym zgorzknieniem, ostatnie paranormalne w mojej ocenie pytanie:

 

Czy na tej planecie wszyscy zginiemy? Dlaczego? Dlaczego nic z tym nie robimy? Przecież odpowiedzi gdzieś tam są, prawda?

Viewing all 3198 articles
Browse latest View live