Quantcast
Channel: Paranormalne.pl - Forum
Viewing all 3198 articles
Browse latest View live

Projekt Babilon: tajna broń Saddama Husajna. Kto zamordował genialnego konstruktora?

$
0
0

Losy projektu Babilon wydają się gotowym scenariuszem filmowym i pożywką dla wielbicieli teorii spiskowych. Znalazłyby się w nim: projekt HARP, genialny naukowiec, walka wywiadów i dyktator hojnie finansujący budowę niezwykłego urządzenia. A na końcu tajemnicze morderstwo. Czym był projekt Babilon?

 

pobrane.jpg

(Wikimedia Commons - Uznanie Autorstwa CC BY)

 

Z armaty w kosmos

 

W 1886 roku Juliusz Verne napisał powieść „Z Ziemi na Księżyc”. Opowiedział w niej historię pierwszych astronautów i opisał statek, którym wyruszyli w kosmos. Proponowany przez Verne'a pojazd kosmiczny był w gruncie rzeczy wielkim pociskiem, wystrzelonym w kierunku Księżyca przez gigantyczne działo o nazwie Kolumbiada.

 

pobrane (1).jpg

grafika/google

 

Po kilkudziesięciu latach od pierwszego wydania wizjonerskiej powieści Verne’a, na początku lat 60. XX wieku, za realizację podobnego pomysłu zabrali się Amerykanie. W ramach projektu HARP (nie HAARP – to zupełnie inny projekt), postanowiono opracować działo zdolne do wystrzeliwania różnych obiektów w kosmos.

 

HARP (High Altitude Research Project) miał służyć do badań balistycznych i umożliwić przeprowadzanie niewielkim kosztem doświadczeń dotyczących zachowania się różnych obiektów po wejściu w atmosferę – wystrzelenie pocisku z działa miało być znacznie tańsze od stosowania w tym celu rakiet.

 

Gerald Bull: twórca nowoczesnej balistyki

 

Orędownikiem tego projektu był Gerald Bull – utalentowany i mający spore osiągnięcia w dziedzinie balistyki kanadyjski inżynier, którego prace miały doniosły wpływ na rozwój XX-wiecznej artylerii dalekiego zasięgu.

 

Dzięki swoim wcześniejszym sukcesom podczas pracy dla agencji CARDE i zdobytemu wówczas autorytetowi Gerald Bull przeforsował finansowanie dla projektu HARP. Ze względu na dogodne – z punktu widzenia umieszczania obiektów na orbicie – położenie, badania prowadzono na wyspie Barbados.

 

pobrane (2).jpg

fot/google

 

Projekt okazał się bardzo obiecujący. Wykorzystując zmodyfikowane, stare działo okrętowe kalibru 406 milimetrów, Bull wystrzelił 150-kilogramowy pocisk Martlet na wysokość 66 kilometrów. Udane próby doprowadziły do zwiększenia finansowania, co pozwoliło na przyspieszenie prac badawczych.

 

Projekt HARP

 

W szczytowym okresie nad projektem HARP pracowało około 300 naukowców, a ich prace - poza Stanami Zjednoczonymi - finansowała również Kanada, widząc w nim szansę na dołączenie tanim kosztem do kosmicznego wyścigu. Nie były to płonne nadzieje, bo efekty były początkowo imponujące.

 

W 1966 roku pocisk Martlet-2 osiągnął rekordową wysokość 180 kilometrów, a tysiąc testowych wystrzałów pociskami z aparaturą pomiarową dostarczył około połowy danych, jakie w dziejach zebrano na temat górnych warstw atmosfery. Osiągnięte sukcesy - choć nie sposób im zaprzeczać - były jednak dalekie od ostatecznego celu całego projektu, którym było umieszczenie wystrzelonego z działa obiektu na orbicie.

 

pobrane (3).jpg

(Wikimedia Commons - Uznanie Autorstwa CC BY)

 

Doprowadziło to do ograniczenia, a później wstrzymania finansowania dalszych prac. Trudna do udowodnienia, choć niewykluczona, jest również teza o sabotowaniu programu HARP przez niektórych naukowców, zazdrosnych o sukcesy Geralda Bulla. W każdym razie program HARP został w 1968 roku zamknięty. Jego pozostałością jest zachowane do dziś działo o lufie liczącej niemal 37 metrów.

 

Gerald Bull dozbraja RPA

 

Mimo niepowodzenia programu HARP, Gerald Bull nie porzucił swojego pomysłu, a z otwartymi rękami przyjęto go w Republice Południowej Afryki. Nic dziwnego: ze względu na obowiązującą w tym kraju segregację rasową – apartheid – społeczność międzynarodowa nałożyła na RPA liczne sankcje, również w kwestii importu uzbrojenia.

 

Nie mogąc pozyskać nowoczesnej broni z zagranicy, Republika Południowej Afryki postanowiła wyprodukować własną. Efekt sankcji okazał się odwrotny od zamierzonego: RPA rozwinęła swój przemysł obronny na tyle, że jako jedno z nielicznych państw świata była w stanie samodzielnie produkować niemal wszystko, co potrzebne. Od broni strzeleckiej, poprzez czołgi (Olifant), pojazdy bojowe (Rooikat), po smigłowce szturmowe (Denel Rooivalk), kierowane rakiety przeciwpancerne Mokopa czy nawet samoloty, jak Atlas Cheetah.

 

Nie bez znaczenia był również udział Geralda Bulla. Dzięki niemu możliwe stało się m.in. skokowe udoskonalenie południowoafrykańskiej artylerii, która wzbogaciła się o rewolucyjną armatohaubicę GC 45.

 

pobrane (4).jpg

fot/YouTube

 

O tym, jak bardzo górowała nad ówczesną konkurencją, świadczy jej zasięg – dysponująca takim samym kalibrem amerykańska haubicoarmata strzelała na niecałe 19 kilometrów, a wykorzystująca specjalną amunicję GC 45 miała zasięg ok. 40 kilometrów. Na podstawie tej broni RPA skonstruowała następnie jedno z najlepszych dział na świecie – haubicoarmatę Denel G5.

 

Projekt Babilon - Gerald Bull w służbie Saddama Husajna

 

Osiągnięciami inżyniera zainteresował się również Saddam Husajn. Mocarstwowe aspiracje irackiego przywódcy, jak i trwający w latach 80. konflikt z sąsiednim Iranem skłoniły go do szukania niekonwencjonalnych rozwiązań. Jednym z nich był projekt Babilon.

Było to działo o kalibrze 1000 milimetrów zdolne zarówno do umieszczania satelitów na orbicie, jak i – teoretycznie - do ostrzeliwania celów będących poza zasięgiem posiadanej przez Irak artylerii i rakiet, choć możliwość militarnego wykorzystania tego działa nie jest potwierdzona.

 

Saddam Husajn był jednak pragmatykiem – zgodził się na finansowanie wątpliwego z militarnego punktu widzenia projektu pod warunkiem, że Gerald Bull podejmie się udoskonalenia posiadanych przez Irak rakiet Scud. Wiadomo, że naukowiec zgodził się na ten warunek.

 

Tajna broń dyktatora

 

Choć jego wkład w rozwój irackich rakiet nie jest znany, to Scudy B, mające pierwotnie zasięg 280 kilometrów, po modyfikacjach do wersji Al-Abbas mogły razić cele oddalone o 600 kilometrów.

 

pobrane (5).jpg

fot/wppl

 

W ramach prac nad projektem Babilon Gerald Bull opracował testowe działo o nazwie Baby Babylon. Jego lufa miała długość 45 metrów i kaliber 350 milimetrów. Miało służyć jedynie testowaniu technologii niezbędnych do osiągnięcia docelowego projektu.

 

Próby musiały wypaść obiecująco, bo Bull przystąpił do realizacji swojego głównego celu. Zamówienia na poszczególne elementy działa o metrowej średnicy złożono w wielu europejskich firmach – części produkowano m.in. w Wielkiej Brytanii, Hiszpanii, Holandii i Szwajcarii.

 

Kto zabił Geralda Bulla?

 

Choć powstały m.in. fragmenty lufy, dalszą realizację projektu przerwała śmierć pomysłodawcy. 20 marca 1990 roku Gerald Bull został w Brukseli zastrzelony, a okoliczności zdarzenia wskazują, że nie był to przypadkowy napad, ale egzekucja.

 

Choć istnieją różne teorie sugerujące udział Mossadu, służb irańskich lub amerykańskiego wywiadu, sprawcy pozostają nieznani.

Pozostałości projektu Babilon w postaci segmentów gigantycznej lufy można do dziś podziwiać m.in. w angielskim Imperial War Museum Duxford. Projekt pojawia się również jako główny motyw w powieści „Pięść Boga” Fredericka Forsytha.

 

wp.png

 


Mr Nice, czyli Howard Marks – legendarny przemytnik i ikona kontrkultury [R.I.P.]

$
0
0

pobrane.jpg

 

Jeśli któryś z waszych rodziców był w latach 70. lub 80. w Wielkiej Brytanii lub USA i jarał zioło to bardzo prawdopodobne, że towar dostarczył mu Mr Nice, czyli Howard Marks. To legendarny przemytnik marihuany, który wyrósł na ikonę kontrkultury.

 

Buntownik z wyboru

 

– Oczywiście z zalegalizowania marihuany dla celów leczniczych należy się cieszyć. Ale osobiście nigdy nie chciałbym musieć czekać aż dostanę raka, aby móc legalnie zapalić – powiedział półtorej roku temu w wywiadzie dla „The Observer”, tuż po tym jak zdiagnozowano u niego nie rokującą zbyt wiele nadziei odmianę tej choroby. Mr Nice zmarł parę dni temu, dokładnie 10 kwietnia w niedzielę. Miał 70 lat. W wywiadach udzielanych przed swą śmiercią często powtarzał, że miał wspaniałe życie. Jego biografia dowodzi, że nie są to bynajmniej czcze słowa.

 

Urodził się 13 sierpnia 1945 r. w Kenfig Hill w Walii. O jego wczesnej młodości nie mówi się zbyt wiele. Jego życiorys staje się interesujący po tym, jak w 1964 r. dostaje się na studia do Oksfordu. Marks jest buntownikiem, prestiżowa uczelnia jest dla niego przede wszystkim miejscem nie nauki, tylko poznawania interesujących ludzi (pochodzących nieraz z bardzo wpływowych rodzin angielskich i zagranicznych). Młodzieniec ma ewidentny talent do zawierania znajomości, łatwo zyskuje sympatię, jego osobowość przejawia dużo charyzmy (podobno niezwykle mocno działał na kobiety). Marks bardzo szybko zaczął obracać się w kręgach ludzi, którzy parę lat później brali udział w wielkiej fali protestów tzw. Nowej Lewicy, która przetoczyła się przez Europę Zachodnią ok. 1968 r. Skutkuje to znajomością m. in. z Denysem Irvingiem, który zapoznaje go z marihuaną. Mr Nice nie tylko zaczyna palić zioło, ale postanawia także dorabiać sobie, jako dealer (zarobione pieniądze wydaje m. in. na wspieranie ambicji artystycznych Irvinga, który założył jednoosobowy zespół Lucifer i wydał nagrania określane jako proto-punk). Marks po tym, jak z przedawkowania heroiny umiera jeden z jego kolegów – Joshua Macmillan, obiecuje sobie, że nigdy nie będzie handlował twardymi narkotykami. Tak niepozornie zaczyna się jego kariera w narko-biznesie. Bardzo szybko nabierze ona rozpędu.

 

Przez parę lat jest „drobną płotką” rozprowadzającą zioło głównie wśród znajomych. Obraca się jednak wśród ludzi dla których handel dragami to coś znacznie większego, niż kilka gram sprzedanych „na dzielni”. Marks jest inteligentny i zręczny w działaniu, szybko zauważają to inni. W 1970 r. zostaje namówiony by pomagać w przemycie marihuany niejakiemu Grahamowi Plinstonowi po tym jak ten zalicza wtopę z towarem w Niemczech i potrzebuje człowieka z czystym kontem. Poprzez niego poznaje Mohammeda Durraniego, pakistańskiego eksportera haszyszu na dużą skalę (żeby było ciekawiej mężczyzna ten pochodzi z rodu Durranich, którzy władali Afganistanem w XIX w.). Gdy Plinston trafia za kratki nowy bliskowschodni znajomy oferuje Mr Nice’owi by to on został jego partnerem i rozprowadzał zioło w Londynie na masową skalę. Marks dobiera sobie kilku współpracowników. Jego paczka okazuje się efektywna w rozprowadzaniu towaru. W międzyczasie Plinston z więzienia także oferuje mu intratne zlecenie polegające na przemycie marihuany z Frankfurtu.

 

IRA, MI6 i Hippie Mafia

 

Biznes kręci się dobrze, Mr Nice ze współpracownikami zarabia sporo pieniędzy. Nie jest dla nich problemem wpuszczenie na rynek dużych ilości, typu 650 kg haszyszu w tydzień. Towar jest im dostarczany m. in. w walizkach pakistańskich dyplomatów. Wkurza ich jednak to, że 80% dochodów zgarnia Durrani. Mr Nice decyduje się więc na odważny ruch – rezygnuje ze współpracy ze swym bliskowschodnim partnerem i szuka nowego źródła. Udaje mu się namówić Jamesa McCanna, dostawcę broni dla Irlandzkiej Armii Republikańskiej (IRA) do udziału w swym narko-biznesie. Dzięki niemu są w stanie transportować Mary Jane z Kabulu do Irlandii, poprzez specjalną strefę bezcłową na lotnisku Shannon Airport. Stamtąd towar jest rozprowadzany do Walii i Anglii.

 

pobrane.jpg

 

W 1972 r. następuje pierwszy kontakt Mr Nice’a ze służbami bezpieczeństwa. Jego kolega z czasów studenckich, Hamilton McMillan, który pracuje w MI6 namawia go na rozpoczęcie współpracy. Chce wykorzystać jego koneksje w IRA, a także kontakty w Pakistanie, Afganistanie i Libanie.

W 1973 r. Marks zaczyna zajmować się przemytem marihuany do USA. Współpracuje tam z malowniczą grupą o nazwie The Brotherhood of Eternal Love nazywaną Hippisowską Mafią. Organizacja ta sprowadzała Mary Jane do Stanów (sami produkowali LSD) w nadziei zapoczątkowania psychodelicznej rewolucji w kraju. Narkotyki były przemycane głównie w instrumentach muzycznych zespołów (prawdziwych, bądź fikcyjnych – zmyślonych), które podróżowały do Ameryki na koncerty.

W międzyczasie dość gorąco zrobiło się wokół McCanna. O jego narkotykowych operacjach nie wiedziało dowództwo IRA i groziła mu egzekucja w wypadku, gdyby dowiedzieli się o tym w jakim celu wykorzystuje ich ludzi. Nad dostawcą broni (i marihuany) zawisła groźba, że MI6 „puści wieści w miasto” i jego przygoda z przemytem skończy się nieciekawie. Dlatego Mr Nice postanowił zrezygnować z dostaw poprzez lotnisko w Shannon i poszukać innych możliwości sprowadzenia towaru z azjatyckich rynków. Mniej więcej w tym samym czasie w wyniku afery z niejakim Kennethem Littlejohnem (podwójny agent MI6 i IRA), w której pojawia się nazwisko Marksa, służby bezpieczeństwa zrywają z naszym bohaterem współpracę.

Szybko też sprawy w USA zaczynają iść niedobrze. Jedna z prób przemytu kończy się odkryciem przez policję marihuany w głośniku, wpadają partnerzy biznesowi Mr Nice’a. Prowadzi to także do serii zatrzymań w Europie. W tym samym 1973 r. Marksa dopada duńska policja. Zatrzymuje go, trafia do aresztu. Ale już wiosną 1974 r. wychodzi z niego za poręczeniem, nie stawiając się później na swoim procesie. Ucieka do Włoch, gdzie mieszka przez trzy miesiące w przyczepie kempingowej. Następnie potajemnie przedostaje się do Wielkiej Brytanii.

 

„Międzynarodówka”

 

Poprzez przyjaciół z The Brotherhood of Eternal Love nawiązuje współpracę z producentami zioła w Nepalu i za pomocą japońskiej Yakuzy organizuje transporty do USA, gdzie towar odbiera i rozprowadza jedna z włoskich rodzin mafijnych. Partie towaru są ogromne: z reguły mają od 500 kg do 1000 kg marihuany. Ten epizod jego działalności świetnie oddaje fragment z jego autobiografii, pokazując przy tym rozmach prowadzonych przez niego operacji: „Pomiędzy 1975 a 1978 r. 24 ładunki marihuany i haszyszu o łącznej masie 55 000 funtów (ok. 250 000 kg) zostały skutecznie przemycone do USA poprzez lotnisko Johna F. Kennedy’iego w Nowym Jorku. W operacjach tych brała udział włoska mafia, Yakuza, The Brotherhood of Eternal Love, tajlandzka armia, Organizacja Wyzwolenia Palestyny (OWP), pakistańskie siły bezpieczeństwa, nepalscy mnisi i różni ludzie o bardzo odmiennych ścieżkach życiowych”.

 

1120212_howard_marks_on_drugs.jpg

 

Pod koniec lat 70. nastąpił jeden z kulminacyjnych punktów w karierze Mr Nice’a. Mafiosi z rodziny Trafficante operujący w USA pochodzącą z Kolumbii marihuaną weszli z nim we współpracę, w wyniku której w grudniu 1979 r. wypłynęła z Ameryki Południowej partia towaru wielkości 50 ton. Marks miał ją przejąć i zalać nią rynek brytyjski. W tamtych czasach taka ilość zioła odpowiadała mniej więcej rocznemu zapotrzebowaniu tego kraju. Służby były jednak na tropie całej sprawy. Na początku 1980 r. Marks został zatrzymany na gorącym uczynku. W sądzie zdecydował się na bardzo odważne zagranie i zamiast przyznać się do winy obmyślił wespół z adwokatem historyjkę jakoby cały czas był tajnym współpracownikiem MI6, a także meksykańskich służb, a cała jego działalność była wymierzona w próbę zebrania dowodów i w rezultacie aresztowania jego starego kumpla z IRA – dostawcy broni McCanna. Ława przysięgłych uwierzyła w opowiastkę, Mr Nice został oczyszczony z zarzutu przemytu narkotyków i skazany jedynie z racji posługiwania się fałszywymi dokumentami oraz za przestępstwa podatkowe. Ostatecznie wyszedł na wolność już w maju 1982 r.

 

Comeback i kolejny cios

 

Przez krótki czas zajmował się importem win, szybko jednak wrócił do przemytu zioła, współpracując m. in. z McCannem. Swoimi operacjami zarządzał teraz z Majorki, dokąd się przeniósł. Jego biznes kwitł, służbom trudno było go ruszyć ze względu na jego liczne powiązania i wpływy. Jednak uwziął się na niego pewien agent amerykańskiej DEA, James Lavato. Od 1986 r. prowadził przeciwko niemu operację.

Marks po kolejnej serii aresztowań, która dotknęła jego ludzi, tym razem w Kanadzie postanowił nie kusić więcej losu i zamierzał wycofać się z interesów. Nie wiedział jednak, że za sprawą Lavato zaciska się już pętla na jego szyi. W 1988 r. wraz z żoną i wieloma najbliższymi współpracownikami został aresztowany. Nastąpiła jego ekstradycja do USA, gdzie stanął przed sądem. Przedstawione mu zarzuty zajmowały aż 40 stron, groziło mu minimum 10 lat, maximum dożywocie. Mr Nice chciał powtórzyć zabieg z poprzedniego procesu, ale zaczęli go sypać współpracownicy celem zmniejszenia własnych wyroków. Ostatecznie usłyszał karę 25 lat pozbawienia wolności. Dzięki „uprzejmości” Lavato zesłano go do jednego z najcięższych więzień w USA – Terre Haute w stanie Indiana. Słynęło z gwałtów na współwięźniach i innych aktów przemocy.

 

Marks miał jednak dar do ludzi. Zaprzyjaźnił się z wieloma wpływowymi skazańcami, m. in. z włoskich rodzin mafijnych. Urządzał dla nich zajęcia z filozofii i udzielał im porad prawnych (co zaowocowało weryfikacją procesu jednego z więźniów i przywróceniem mu wolności). Mr Nice sam odzyskał wolność już po 7-miu latach – w nagrodę za wzorowe sprawowanie. Był kwiecień 1995 r.

 

„Emerytura”

 

Wtedy rozpoczął się zupełnie nowy epizod w jego życiu. Pożegnał się na zawsze z profesją przemytnika, skupił się na swych legalnych interesach. Napisał autobiografię „Mr Nice” (ksywa pochodzi od jednego z fałszywych aliasów, jakim się posługiwał: Donald Nice), która została bestsellerem w Wielkiej Brytanii. Zachęcony jej sukcesem wydał kolejne książki, został też showmanem – miał w telewizji swój własny program rozrywkowy. Organizował spotkania, na których opowiadał o swoim awanturniczym życiu (waliły na nie tłumy ciekawskich i wielbicieli trawki). Zaangażował się także w walkę o zalegalizowanie marihuany.

Mr Nice, jak się wydaje, nigdy nie żałował tego, jak żył. – Przemycanie marihuany było cudownym sposobem na życie – nieustanny szok kulturowy, absurdalne ilości pieniędzy i przyjemna świadomość, że się wprowadziło tyle osób w stan haju – tak w jednym z wywiadów podsumował to, co robił.

 

Źródło: https://www.cannabisnews.pl/mr-nice-howard-marks-przemytnik/

 

Wstyd nie znać gdyż ten pan był koło Cheecha, Chonga, Snoopa oraz Boba Marleya ikoną subkultury konopnej, RIP.

Załączone grafiki

  • howard_marks-1.jpg

Legenda o Hildzie Jones

$
0
0

Zemsta Srogiej Hildy

 

Kobieta słynęła z twardej ręki i zasad, których przestrzeganie nawet najbardziej przykładnej młodzieży przysporzyłoby wielu trudności. Mówiono o niej także poza murami poprawczaka, a matki niejednokrotnie straszyły nią niegrzeczne dzieci.

 

Maleńka wioska niedaleko Waterford w Irlandii od ponad czterdziestu lat słynie nie tylko z malowniczych krajobrazów. W 1967 roku rozegrała się tam tragedia, o której nawet miejscowi boją się mówić otwarcie. Z pewnością nie jest to jedna z opowieści ze szczęśliwym zakończeniem. Zbrodnia, do której doszło w tej irlandzkiej wiosce, nigdy nie zniknęła z pamięci okolicznych mieszkańców. Co więcej, każdego roku wydarzenia z listopada 1967 roku wracają ze wzmożoną siłą. Przerażająca historia jest ściśle związana z opuszczonym poprawczakiem, który groźnie strzeże murów maleńkiego miasteczka. To niezwykle osobliwe miejsce już na pierwszy rzut oka przykuwa uwagę. Niestety, zarówno opuszczony budynek, jak i fosa, która go otacza, nie są w stanie w nikim wzbudzić pozytywnych emocji.

 

2drngj.jpg

 

Wywołują raczej grozę kruszącą nawet największe pokłady odwagi. Trzeba jednak stwierdzić, że obraz ten, bądź co bądź odstraszający, z niezwykłą dokładnością oddaje klimat tego miejsca zarówno teraz, jak i z czasów, kiedy poprawczak jeszcze funkcjonował. Nigdy nie było tam ciepła, nigdy nie było jasnych emocji. Rygoru pilnowała legendarna Hilda Jones, dyrektorka i opiekunka. Potajemnie nazywano ją Srogą Hildą.

 

Kobieta słynęła z twardej ręki i zasad, których przestrzeganie nawet najbardziej przykładnej młodzieży przysporzyłoby wielu trudności. Mówiono o niej także poza murami poprawczaka, a matki niejednokrotnie straszyły nią niegrzeczne dzieci. W okolicy jednak zdarzało się słyszeć opowieści o tym, że ponoć Sroga Hilda nie zawsze była nieugięta despotką. Jako nastolatka mieszkała z rodziną na przedmieściach Waterford. Jej rodzice z wykształcenia byli nauczycielami. Ojciec wykładał matematykę, matka natomiast pracowała w szkolnej bibliotece. Hilda miała też młodszego brata, Stevena, którego od maleńkości nie spuszczała z oka nawet na minutkę. Był jej skarbem, a ponieważ rodzice często zostawali po godzinach w pracy, dziewczyna miała wiele możliwości, by nacieszyć się jego towarzystwem.

 

Była zupełnie zwyczajną, pogodną osobą i, jak każda nastolatka, miała swoje marzenia i plany na przyszłość. Pewnego dnia cały jej świat runął jak domek z kart. Tego wieczoru miał się odbyć konkurs recytatorski. Dziewczyna nie potrafiła zrozumieć, dlaczego nikt z rodziny nie zjawił się w szkole.

 

Przecież zawsze się wspierali. Nastolatka wygrała szkolne zawody, ale zaledwie kilka minut później przekonała się, że przegrała życie. W domu zastała zmasakrowane zwłoki rodziców i brata. Policja stwierdziła, że była to zbrodnia na tle rabunkowym. Dopiero z czasem ustalono, że grupka nastolatków założyła się, że przestraszy swoich nauczycieli. Niestety, nie wszystko poszło według planu... Wiele lat później los związał Hildę z niewielkim poprawczakiem niedaleko Waterford.

 

W okolicy szeptano, że kobieta mści się na wychowankach za śmierć swoich najbliższych. I faktycznie, tak to właśnie wyglądało. Kobieta miała serce z kamienia, a rękę twardszą od niejednego mężczyzny. W jej oczach widać było tylko chłód i nienawiść, której zresztą nigdy nie starała się ukryć. Wręcz przeciwnie, wykorzystywała każdy moment, by okazać ludziom swą ogromną złość. Wychowankowie poprawczaka nie byli jej dłużni. Choć część z nich bała się pani Jones bardziej niż ognia, znaleźli się i tacy, którzy postanowili urzeczywistnić swoją głęboką nienawiść do dyrektorki. 13 listopada 1967 roku Matthew Brodey i Evan Erhart z zimną krwią zamordowali dyrektorkę w jej własnym gabinecie. Wiadomość obiegła całą okolicę, lecz nie można było powiedzieć, że mieszkańcy zmartwili się losem despotycznej opiekunki. Zapanowała raczej powszechna ulga. Choć niezręczna - to jakże prawdziwa. I kiedy po kilku latach miasteczko już prawie zapomniało o istnieniu Srogiej Hildy, zaczęły się dziać rzeczy iście piekielne. Nowa dyrekcja postanowiła zamknąć poprawczak.

 

Młodzież natychmiast przeniesiono do innej placówki. Do wiadomości publicznej podano, że instytucja jest zadłużona, a budynek wkrótce zostanie zlicytowany. Wyjaśnienie logiczne i jakże często spotykane. Miejscowi jednak wiedzieli, że za całą sprawą kryje się jednak paniczny strach. Co więcej, opuszczony budynek po dziś dzień nie został wystawiony na licytację. W tamtych dniach za murami poprawczaka niejednokrotnie słychać było przeraźliwe wrzaski. W okolicy szeptano, że to duch Hildy Jones nocą krąży po mrocznych korytarzach szukając zemsty. Wkrótce stało się coś, co na dobre zmieniło fantastyczny charakter tej historii w prawdziwą grozę. Dokładnie w siódmą rocznicę morderstwa Hildy jej oprawcy popełnili samobójstwo. Po tym, jak dopuścili się zbrodni sąd umieścił ich w dwóch różnych zakładach karnych.

 

13 listopada 1974 roku Mathew i Evan niemal jednocześnie podcięli sobie żyły w celach oddalonych o dziesiątki kilometrów. Na tamtą chwilę nikt nie umiał wyjaśnić tego, co się wydarzyło. Pewne było jednak, że to nie mógł być przypadek. Co więcej, samobójcy mieli na nadgarstkach charakterystyczne i bardzo podobne rany, przypominające literę H... Do dziś nie wiemy, czy rozwścieczona Hilda Jones w ten właśnie sposób zażądała zapłaty za zło, które spotkało ją za życia. Niewiarygodny charakter tej historii przekracza granice wszelkiej logiki. Ponoć każdego roku o tej samej porze w oknach niszczejącego budynku można zobaczyć zjawę rygorystycznej opiekunki, przechadzającą się po ciemnych korytarzach poprawczaka. Miejmy nadzieję, że Hilda Jones wyrównała już wszystkie rachunki, tu na ziemi...

 

źródło

 

2 znane incydenty: CASH / LANDRUM i PAŃSTWA HILL'ÓW

$
0
0

Każdy zna przypadek CASH / LANDRUM  ( dla przypomnienia opis w linku: http://strefatajemnic.onet.pl/ufo/incydent-cash-landrum/7jn05v ). Pytanie: co to  było - ten romboidalny promieniujący latający obiekt? Pasażerowie auta na drodze zostali MOCNO NAPROMIENIOWANI i skutkiem tego ciężko chorowali i samochód tez od gorąca promieniowania bardzo ucierpiał - jakim więc cudem helikopterom i ich załogom lecącym za tym dziwnym obiektem (eskortującym go?) nic się nie stało? 

Nie mówcie, że to fake bo pasażerowie mają na dowód historię swojej choroby (popromiennej?) podpisaną przez lekarza i na pewno PRZED INCYDENTEM BYLI ZUPEŁNIE ZDROWI.

 

Inny znany przypadek to SPRAWA PAŃSTWA HILL'ÓW ( link: https://www.nautilus.org.pl/artykuly,213,przypadek-betty-i-barneya-hillow.html?cat_id=12 ). Co w ogóle o tym  myślicie? Pytanie do znawców astronomii i nieba: czy interpretacja tzw. ,,gwiezdnej mapy Betty Hill'' zrobiona przez Majorie Fisch jest prawidłowa i naprawdę przedstawia układ DZETA - RETICULI? Btw, humorystyczny zbieg okoliczności zauważyłem: małżeństwo Hill to BETTY I BARNEY - dla przypomnienia w kreskówce koncernu Hanna/Barbera ,,Flintstonowie'' (oryg. "The Flintstones") też występuje małżeństwo RUBBLE'ÓW i też mają na imię.... BETTY I BARNEY :) Wiem, że to nic nie ma do sprawy - chciałem po prostu trochę humoru wprowadzić :) 

Czarnogóra - Polska 2:1 - ktoś przewidział prawidłlowy, dokładny wynik już o 17:32 - prekognicja?!

$
0
0

QohfUu.jpg

 

Zwróćcie uwagę na wpis zaznaczony przeze mnie na czerwono!!! Mecz Czarnogóra - Polska rozpoczął się jak wiadomo o 20:45 a zakończył się przed 23:00. Wynik jaK wiadomo: 2:1 dla nas, dla Polski :szczerb: Wywróżyć, przewidzieć DOKŁADNY WYNIK na TYLE GODZIN PRZED MECZEM? Prekognicja, czy co?! Mi szczęka opadła :wtf: 

Dziwne zjawiska w domu(POMOCY)

$
0
0

Witam. Od razu zaznaczam nie jestem żadnym trollem, nie mam czasu na takie pierdoły.

Zacznę od może od tego że mam 23 lata, jest wierzącym katolikiem i po części wierzę w duchy. Przejrzałem tutaj kilka tematów i na poważnie potrzebuje pomocy.

W moim mieszkaniu od "pewnego" czasu dzieją się dziwne rzeczy... Od kiedy to przedstawię to w dalszej części.
Może się to wydać banalne i wgl bo przedmioty same się "bawią" i tak dalej...

No więc tak. Mieszkam od 23 lat w tym samym mieszkaniu co rodzice(swoje mieszkanie remontuje). 9 maja 2016 roku urodził mi się syn i mieszka razem ze mną i narzeczona tak dla jasności. Wszystko wydaje sie być normalne rodzinna sielanka i tak dalej. Ale... No właśnie ale...
Z jakiś miesiąc góra dwa miesiące temu Alan(mój syn) znalazł na dywanie w salonie dziwny klucz. To nie był zwykły klucz taki jak można zgubić na codzień z mieszkania lub od kłódki z roweru. To był bardzo stary klucz od drzwi wyjściowych lub z jakiejś bardzo starej szafy, ale nie ważne. To był dzień jak każdy inny Alan bawił się jak codzień i nagle zauważyłem że coś trzyma w ręce(nic na ziemi nie leżało) to był ten właśnie klucz. Pytałem każdego w domu mamę, tatę, brata i narzeczoną. Wujka który dwa dni przed tym wydarzeniem u nas był też pytałem. NIKT nie zgubił takiego klucza i wszyscy się dziwili skąd taki klucz mógłby się znaleźć w salonie na dywanie. A w **** z tym kluczem stwierdziliśmy... i dzis pisząc ten temat zaczynam tego żałować... od tamtego momentu zaczęły się dać w mieszkaniu niewyobrażalne rzeczy. Zaczęło się od tego że kwiatek w środku nocy sam sobie spadł z parapetu... hmm pomyslelismy że to pewnie kot zrzucił może i by się zgadzało tylko że w tym czasie kot był zamknięty w moim pokoju przez całą noc. To też zignorowalismy... 3 rzeczą która mnie już przerazila była rzecz całkowicie nie wytlumaczalna. Mamy w salonie (nowy) bardzo ciężki i solidny stół gościnny. Była no nie wiem godzina 16-17 kiedy sobie drzemałem i nagle jak stół nie pierdzielnal to się od razu z łóżka zerwalem bo pierwsze co mi na myśl przyszło to że Alan uderzył głową w stół jak raczkowal, ale NIKOGO w pokoju nie było. Paulina zerwała się z kuchni i pytała się mnie co sie stało a ja zdezorientowany pytałem się ją o to samo. NIE STAŁO SIE ZUPEŁNIE NIC.... stół i wszystkie rzeczy na nim stały nie tkniete... huk był taki jakby ktoś podniósł jedną stronę tego stołu i spuścił go z impetem o ziemię... i to usłyszał każdy kto był w tym czasie w domu... kolejna dziwna rzecz która się wydarzyła zdarzyła sie w ostania noc z soboty na niedziele przed godziną 4... przebudzilem sie z bólem brzucha i nagle usłyszałem jak przewróciła się butelka po piwie... (Nosz ***** tygrys(mój kot) bo jak wyjdę z łóżka... Ale wstałem i patrze ze kot śpi na kartonie w pokoju) więc jak mógł przewrócić butelkę w kuchni? Po czym słyszę jak coś trąciło tą butelkę i przekulala sie dwa razy...

Rano mówię matce o tym zajsciu i faktycznie coś przewróciło butelkę ale ona twierdziła że była na swoim miejscu gdzie się przewróciła i nigdzie się nie przetoczyła... Trochę dziwne... jak na razie to wszystkie zajścia jakie doswiadczylismy w ostatnim czasie.

Nie wiem czy to ma jakiś związek czy jest istotne, ale zanim to się zaczęło dziać to w listopadzie miałem wypadek... uderzenie i samo miejsce uderzenia plus prędkość powinno spowodować śmierć na miejscu z czego nie stało mi się zupełnie nic... dodam że jechalem wam i nikomu ani w nic nie uderzylem po prostu wpadłem z drogi przy 130 w rów, osoby które były na miejscu wypadku tylko pytały ile osób nie żyje, a przecież nic się nie stało...

Parę razy zdarzyło się coś jeszcze. Moja mama w środku nocy budząc się zauważyła idące dziecko podobno był to chłopiec wtedy w wieku mojego brata(mógł mieć z 6-7 lat) i myślała że to on... mówiła mu ze ma iść spać wstała z łóżka ale on spał... wtedy myślałem że to mogło jej się przewidzieć, teraz coraz bardziej zaczynam wierzyc w to że to się wydarzyło na prawdę...

Nawiązując do klucza... Od razu podkreślam że nie jestem pewien. Kiedyś mieliśmy taka starą szafę która się zamykało na klucz i jak była impreza to zauważyłem że ten klucz sam się przekrecil ale nikt inny tego nie widział tylko ja... nie pamiętam jak wyglądał tamten klucz ale skojarzylem ten znaleziony klucz z tamtą sytuacją czy to może być możliwe i może mieć jakiś związek z tymi wydarzeniami?

Dodatkowo ostatnio zacząłem się czuć nie swoją tak jakby "coś" przy mnie było nie zawsze tak jest to się po prostu pojawia to uczucie... przekonała mnie o tym sytuacja w pracy kiedy trzymając wózek w pracy "cos" bardzo mocno uderzyło mnie w koniec palca tak jakby ktoś uderzył mnie odwaznikiem... problem w tym że niczego ani nikogo w pobliżu nie było...

Nie piszę tego bo mi się to podoba tylko najbardziej się boję o syna bo to od niego się właśnie zaczęło od momentu znalezienia tego cholernego klucza. Jemu samemu nic szczegolnego się nie dzieje choć ostatnio paulina powiedziała mi że mały lunatykowal chodząc po łóżku z zamkniętymi oczami.

Mam już nawet myśli aby iść z tym do księdza o poradę.

Aha i najważniejsza rzecz. Mieszkanie było na podczas kolędy w tym roku poświęcone jakby ktoś chciał takiej informacji. Proszę o rady co moge zrobić w takiej sytuacji dodam jeszcze że te rzeczy co się dzieją nie dzieją się w szczególnym odstępie czasowym one po prostu się dzieją losowo za dnia i w nocy...

 

Proszę nie używać wulgarnego słownictwa ;)

 

TheToxic

Dzisiejsza obserwacja z kamer w dolinie hessdalen

$
0
0



w komentarzu szybkie przejście doooo... nie wiem czy deszczu :<)   

nagrywane dzisiaj o 9 z hessdalen org


a tu deszczhessss1.png

Pałac Satanistów Pruszków

$
0
0

Tytuł filmu: Pałac Satanistów - Prawda czy Legenda
Czas trwania: 25:55
Polska lokalizacja: Tak
Krótka recenzja: Tym razem ruszyliśmy do Pruszkowa, do opuszczonego Pałacu "Satanistów", aby zweryfikować czy coś nie zostało tam przywołane.

 

 


Dźwięk budzika

$
0
0

mam albo miałam u siebie w pokoju zegarek od dzieciństwa taki zwykły zegarek na baterie i wskazówki który sobie kupiłam jak byłam mała.

od jakiegoś czasu zaczął świrować i włączał sie budzik np raz na miesiąc, raz na pare miesiecy albo pare razy na dzień różnie.

dziś go wyrzuciłam ponieważ zmieniam wnętrze pokoju oczywiście wyjęłam baterie i wyrzuciłam do kosza po czym wyszłam.

po paru godzinach wracam do domu i już na otwarciu drzwi słyszę ten przeklęty dźwięk budzika przez kilka sekund i ucichł.

nie potrafie sobie tego wytłumaczyć ale jak to i dlaczego

Czy przeklęte pieniądze istnieją?

$
0
0

Z klątwami i urokami spotykamy się zazwyczaj oglądając wszelkiego rodzaju filmy o magii, jednak warto pamiętać, że jeszcze niedawno wiele osób wierzyło, że czarownice sprowadzają na pola nieurodzaj i przywołują choroby – Dziś także możemy spotkać się z wcale niemałą grupą osób wierzącą  w podobne rzeczy. Czy wiara w klątwy jest tylko kwestią niedouczenia? Możliwe, jednak przypadek do którego doszło w USA w 2013 roku faktycznie może szokować.

 

Dolar_a1.jpg

fot/google

 

  Wayne Sabaj był 51-letnim stolarzem, któremu groziła utrata domu. Pewnego dnia mężczyzna zbierając warzywa znalazł nylonowy worek, który jak się później okazało wypełniony był pieniędzmi. Niektórzy z pewnością zachowali by gotówkę, jednak Wayne bał się, że może pochodzić ona z przemytu narkotyków o którym wtedy było bardzo głośno, więc posłusznie zaniósł pieniądze na policję.

 

20071005204709-dinero-bolsa-nif-0202.jpg

fot/google

 

  Zanim jednak to zrobił podzielił się całą historią ze swoją sąsiadką Dolores Johnson i pokazał jej pieniądze. Na policji okazało się, że w torbie znajduje się 150 tysięcy dolarów, jednak co ciekawe nie było zgłoszeń o żadnym włamaniu czy innym przypadku w którym ktoś mógł ukraść taką sumę.

 

depositphotos_18745391-stock-illustration-happy-man-with-money-cartoon.jpg

fot/google

 

Wydawać by się mogło, że to koniec historii, jednak kilka dni później Dolores zaczęła się dziwnie zachowywać – jak wyznała jej córka: Kobieta miała mieć podobno przerażające sny i któreś z nocy wyznała córce,że muszą zniszczyć przeklęte pieniądze. Dolores zmarła we śnie.

 

depositphotos_33812295-stock-illustration-stack-dollars-banknotes-moneybag-and.jpg

fot/google

 

Co najgorsze nie był to koniec zgonów, bowiem niedługo  później umarł i Sabaj – według lekarzy jego śmierć była związana z cukrzycą. Tego samego dnia odszedł także ojciec Sabaja,którego serce nie wytrzymała wiadomości o śmierci syna. Co sądzicie o rzekomej klątwie przeklętych pieniędzy?Wierzycie w nią?

 

milky-way-1427210.jpg

Motocykliści spotykają Hobbita (Sumatra)

$
0
0

Ostatnio internet obiegł materiał wideo przedstawiający niezwykłe spotkanie między motocyklistą a przedstawicielem jednego z rdzennych plemion Sumatry.

Załączony materiał wideo został uwieczniony przez kamerę umieszczoną na kasku jednego z motocyklistów, który wraz z kolegami jeździł po lasach niedaleko miasta Banda Aceh na Sumatrze. Nagle na drodze pojawił się półnagi człowiek dzierżący włócznię, powodując upadek jednego z motocyklistów. Wystraszony przedstawiciel nieznanego plemienia szybko ukrył się wśród wysokich traw.

Eksperci uważają, że motocykliści mogli spotkać członka bliżej nieokreślonego plemienia żyjącego w lesie. Sumatra jest domem dla kilku plemion łowców prowadzących półkoczowniczy tryb życia. Niewykluczone, że był to przedstawiciel plemienia z wioski Rampasasa na wyspie Flores, którzy charakteryzują się niedużym wzrostem (do 150 cm).

W przeszłości, na wyspie Flores archeolodzy znaleźli szczątki ludzi o wzroście 1,1 m, których nazwali Homo floresiensis lub po prostu "Hobbitami". Niektórzy twierdzą, że ludzie z Flores mogą być powiązani z wymarłym gatunkiem człowieka.

Ze względu na jakość nagrania wideo, trudno stwierdzić czy jest ono autentyczne.

 

Źródło:  http://nt.interia.pl/technauka/news-motocyklisci-spotykaja-hobbita,nId,2375165

 

70-ta rocznica incycdentu w Roswell, sprawa kpt. T. Mantella i projekty Znak/Podpis i Błękkitna Księga

$
0
0

W tym roku (dokładnie 1.07.17) będzie 70-TA ROCZNICA INCYDCENTU W ROSWELL. IMO więc z okazji tej okrągłej rocznicy wartoby podyskutować znowu o tym. Co to było (czy rozbił się rzeczywiście statek kosmiczny)? Czy wokół wraku naprawdę były zwłoki istot pozaziemskich? Czy te słynne filmiki przedstawiają naprawdę sekcję zwłok ET-ów? Czy ten materiał, który miał ze sobą Jessie Marcel Senior (ten, który po zgięciu SAM SIĘ ROZPROSTOWYWAŁ) był naprawdę pochodzenia pozaziemskiego? Itp. itd. Piszcie wszystko co myślicie o Roswell (ale ofc nie o serialu TV  o tym samym tytule, mi idzie o autentyczny incydent a nie o film :szczerb: ).

 

Druga sprawa - SPRAWA KPT. THOMASA MANTELLA. ,,​Wczesnym popołudniem setki wojskowych i cywilnych pracowników znajdujących się w Centrum Dowodzenia wojskowego lotniska w Godman Field w stanie Kentucky, w Madisonville i w Fort Knox zauważyli na niebie <<olbrzymi latający spodek>>. Dowódca bazy płk. Guy F. Hix, wysłał eskadrę samolotów pościgowych F-51 w celu zidentyfikowania i przechwycenia tajemniczego obiektu. W tym samym czasie liczba widzów obserwujących zadziwiający obiekt wzrosła do koło tysiąca.

​Dwa z salolotów odrzutowych z powodu braku paliwa musiały wkrótce zrezygnować z pościgu. Tylko dowódca eskadry kpt. Thomas Mantell, doświadczony pilot myśliwca, kontynuował lot. Podążał za UFO , które było ciągle wyraźnie widoczne na ekranach wojskowych radarów. Obserwacje przekazywał na bieżąco drogą radiową. Według jego słów UFO było <<niezwykle duże, kształtem przypomniało olbrzymi dysk, miało prawie 70 m średnicy, na powierzchni widoczne były jakieś pierścienie  i kopuła, wirujące bardzo szybko wokół pionowej osi>>.

O godz. 15:15 Mantell zameldował: <<Podchodzę bliżej, żeby się mu lepkiej przyjrzeć. Obiekt znajduje się teraz dokładnie nade mną, połyskuje, metalicznie błyszczy. Otacza się jasnym, żółtym światłem. Zmienia kolor. Czerwony. Pomarańczowy. Jest olbrzymich rozmiarów. Szybko się wnosi, leci z prawie taką samą prędkością co ja, czyli 600 km/h. Wejdę na 7000 m, jeśli nie uda mi się bliżej podejść, rezygnuję>>. W chwilę potem maszyna Mantella eksplodowała. Resztki samolotu zostały skrupulatnie zebrane prze żołnierzy z jego jednostki. Według relacji świadków były podziurawione jak rzeszoto.'' (Źródło: Walter Jorg Langbein - ,,​Bogowie z Kosmosu​", tłumnaczenie: Krzysztof Hermann; wydawnictwo Videograf II, Katowice, czerwiec 2001, str. 20). Jak myślicie co to było? Pojawiło się wyjaśnienie, że to WENUS. Ja się nie mogę z tym zgodzić: Wenus (ani żadna inna planeta) przecież nie powoduje podziurawienia wraku samolotu ,,​jak rzeszoto​".

 

BTW, jak już jesteśmy w tych dawnych czasach: co myślicie o Projektach Sign (Znak/Podpis) i Blue Book (Błękitna Księga)?  Nawet te projekty zostawiły wieleset przypadków jako niewyjaśnione.   

Duch-mocarz?

$
0
0

Witam, chciałbym wam opisać historię, która miała wczoraj miejsce, a nie potrafię tego racjonalnie wytłumaczyć. Od razu mówię, że wrzucam, ją tutaj bardziej jako ciekawostkę, a nóż widelec ktoś z was miał podobną przygodę? Mniejsza z tym, do sedna jak mawiał wujek Romek:

 

Wczoraj jakoś przed 12 w nocy stanęliśmy z ziomkiem jego furą pod bramą cmentarza, żeby zrobić postój na parę minut zajarać czy coś. A więc stanęliśmy i jakoś po minucie, dwóch auto samo zaczęło sunąć do tyłu i się zatrzymało! Patrze ziom aż podskoczył, patrzymy sie na siebie zdziwieni w opór, bo w sumie ręczny był zaciągnięty, więc nie wiem jakim cudem to się stało. Pomyśleliśmy że nie ma co kusić losu i pojechaliśmy stąd jak najdalej. Potem jeszcze robiliśmy testy i z ręcznym wszystko w porządku. Dodam też, że byłem raczej sceptyczny, poprzez lektury tematów na naszym szacownym portalu, ale to mój koleżka głównie wspominał o tym i przerażony przekonywał mnie, że to duchy i jak tak myślę sobie, trzeźwo i logicznie, to poza duchami serio nie umiem tego inaczej wytłumaczyć. Ale nie ma co - duch za życia albo był siłaczem albo każdy niematerialny byt jest taki silny xD

Dziewczynka z innych lat

$
0
0
Witajcie drodzy użytkownicy. Od jakiegoś czasu przeglądałam Wasze forum, ale po dzisiejszym koszmarze postanowiłam się nim podzielić i poprosić o pomoc w zrozumieniu tego, co się wydarzyło. Mam nadzieję, że piszę to w dobrym miejscu, a jeśli nie, to proszę o przerzucenie przez moderację.

Jak zwykle spałam z mężem w sypialni na dość dużym łóżku, wokół którego rozstawione są dywaniki (dla mnie ważny szczegół). Od mojej strony leży długowłosy kawałek wykładziny. Spałam. Dotarło do mnie, że coś się nie zgadza. Śpiąc widziałam małą (na oko siedmioletnią) dziewczynkę w czarnej sukience z falbankami, białymi rajstopami, a na głowie miała dwa kucyki starannie związane białą kokardą. Stała na moim różowym dywaniku i przyglądałą mi się dobre parę minut. Otworzyłam oczy - ona dalej tam była. Szybkie przytulenie się do męża, odmówienie koronki i dopiero wtedy miałam odwagę sprawdzić, czy dalej tam jest. Zniknęła.

Tego dnia działy się jeszcze inne dziwne rzeczy. Otwierały się drzwi do sypialni, a w pomieszczeniu, które sąsiaduje z sypialnią od kilku dni czuję się dziwnie, jakby ktoś był obok i obserwował mnie.

Nie wiem, czy to ma coś do rzeczy, ale czytałam ostatnio książki o egzorcyzmach, tabliczce ouija i piszę własną książkę, w której występują zjawiska paranormalne.

Czy to, co się wydarzyło, mogło być jakąś halucynacją?

Dziwne Zjawiska

$
0
0
Witam,chciałabym się podzielić dziwnymi zjawiskami , których doświadczyłam oraz zjawiskami , których doświadczyli moi bliscy. Być może ktoś doświadczył czegoś podobnego .


Pewnego dnia , gdy wróciłam po południu do domu ze szkoły mój brat , który był w domu cały czas powiedział mi , że wydarzyło się coś dziwnego. Leżał w łóżku w swoim pokoju i nagle usłyszał ogromny huk w kuchni , jakby coś się roztrzaskało o podłogę , więc wstał z łóżka i poszedł sprawdzić, ale w kuchni nie znalazł niczego rozbitego o podłogę, wszystko było na swoim miejscu. Przestraszył się , bo był wtedy w domu sam i nie umiał sobie tego wytłumaczyć. Uznałam , że to dosyć dziwne ,ale przecież ja tego huku nie słyszałam , więc jakoś bardzo się tym nie przejęłam i dosyć szybko o tym zapomniałam. Kilka godzin później , kiedy było już około godziny 19 i byłam sama w domu nieco zgłodniałam, więc postanowiłam pójść do kuchni i zrobić sobie coś do jedzenia i kiedy wchodziłam z przedpokoju do kuchni usłyszałam ogromny huk tuż za swoimi plecami , jakby ktoś dosłownie z całej siły rozbił coś o podłogę. Przerazilam się ogromnie , bo ten dźwięk brzmiał jakby ktoś tuż za moimi plecami z wielką siłą rozbił jakąś doniczkę z ziemią. To było dziwne , bo słyszałam jak ziemia rozsypuje się po podłodze wraz z kawałkami szkła , a w domu byłam sama i nie ma w moim domu szklanych doniczek , w przedpokoju w ogóle nie ma żadnych doniczek. Nie rozumiem tego zdarzenia. Dlaczego przytrafiło się to mnie i mojemu bratu ? Właśnie wtedy , gdy byliśmy w domu sami ? Szczerze mówiąc to nawet teraz , gdy o tym piszę mam gęsią skórkę.


Inna dziwna historia przydarzyła mi się kiedy również byłam sama w domu. To było niedawno po śmierci babci. Moja mama odprowadzała mojego brata do szkoły, a ja miałam na późniejszą godzinę, więc zostałam sama w domu. Byłam wtedy małą dziewczynką i bałam się zostawać sama w domu, kiedy nie tak dawno temu zmarła babcia,która mieszkała w tym samym domu. Jednak odważylam się zostać sama i niedługo po wyjściu mamy i brata kiedy usłyszałam damski głos wymawiający moje imię . Przestraszyłam się I wybiegłam na klatkę schodową i czekałam tam na powrót mamy. Nie powiedziałam jej o tym zdarzeniu wtedy ,bo bałam się ,że mi nie uwierzy. Powiedziałam jej o tym dopiero niedawno , a ona odpowiedziała, że również niedawno po śmierci babci kiedy była sama w domu słyszała damski głos śpiewający jakąś piosenkę. Mówiła , że właśnie tę piosenkę babcia bardzo często jej śpiewała kiedy była mała. Z naszej rozmowy wywnioskowałyśmy, że słyszałyśmy ten sam głos. To było bardzo dziwne przeżycie.


Inna sytuacja przytrafiła mi się dosłownie kilka dni temu. Było już dosyć ciemno i nie wiem , co mnie podkusiło, żeby pójść o tej porze samej na cmentarz. Chciałam tam iść już od jakiegoś czasu , ale ciągle coś mi wypadało i nie mogłam iść. Postanowiłam , że pójdę więc dziś , by odwiedzić grób dziadków i zapalić znicze. Kiedy tylko weszłam poczułam się dziwnie,bo jak pisałam było już dosyć ciemno,a na cmentarzu nie było nikogo ,a grób dziadków jest dosyć daleko od wejścia. Kiedy przechodziłam przez alejki ciągle oglądałam się za siebie , bo miałam jakieś dziwne przeczucie , że ktoś mnie obserwuje ,ale gdy się oglądałam nikogo za mną nie było. Powtarzałam sobie " Po co ja tu przyszłam o tej porze ? Przecież mogłam przyjść jutro w dzień ". Miałam ogromną nadzieję, że ktoś jednak będzie na cmentarzu zapalić znicze na grobie bliskich , ale niestety nikogo nie było. Gdy dotarłam już na grób dziadków zapaliłam znicze jak najszybciej, chwilę się pomodliłam i zaczęłam wracać do wyjścia. Po przejściu kilku alejek spostrzegłam coś dziwnego przy jednym z grobów ,a dokładniej stała tam jakaś dziwna postać. Nie mogłam uwierzyć w to co widzę. To była jakaś bardzo wysoka postać, miała bardzo ciemno zielony kolor skóry i dziwnie zniekształconą głowę . Byłam tak zdezorientowana I w takim szoku , że przez chwilę zapomniałam , gdzie mam iść po chwili uświadomiłam sobie , że żeby wyjść muszę przejść właśnie tą alejką, przy której znajduje się grób , gdzie stała ta postać. Biegłam ile sił w nogach przez tę alejkę i nawet po powrocie do domu nie mogłam się uspokoić przez jakiś czas.



Moja ciotka opowiadała mi , jak pewnego dnia przechodziła obok naszego bloku i tak odruchowo spojrzała się w okno kuchni i zobaczyła tam dziadka , który po prostu sobie stał i wyglądał przez okno. Nie byłoby nic w tym dziwnego , gdyby nie fakt , że dziadek nie żył już od kilkunastu lat. Podobna sytuacja przydarzyła się jej , gdy wraz z moją mamą wracały z zakupów i również spojrzały w okno i znowu zobaczyły tam dziadka ,który tym razem wyglądał przez okno razem z moją pra babcią,która oczywiście zmarła jeszcze wcześniej niż on. Obydwie były przerażone , ale zdecydowały się wejść do domu. Ciotka włożyła klucz w zamek i przekręciła 2 razy w poprawną prawą stronę, ale mimo to drzwi nadal były zamknięte. Zaczęły więc pchać te drzwi, ale to też nic nie dało . W końcu nie pamiętam teraz , czy to mama wypowiedziała te słowa , czy moja ciotka , ale któraś z nich powiedziała coś takiego " Pójdziecie w końcu stąd ? " lub " Odejdźcie w końcu stąd ". Po chwili drzwi otworzyły się same , a mama i ciotka weszły do środka , ale nie było tam nikogo. Co najdziwniejsze kilka lat po tym zdarzeniu mój brat cioteczny wprowadził się do nas na jakiś czas ,a że mamy małe mieszkanie to musiałam dzielić pokój już nie tylko z rodzonym bratem , ale i ciotecznym. I szczerze mimo ,że byliśmy zgraną paczką, to jednak po kilku dniach mieszkania w jednym pokoju miałam ich dość . Postanowiłam więc przenieść swoje łóżko z pomocą taty do kuchni i tam spałam przez jakiś czas , bo nie miałam innego wolnego pokoju do którego mogłabym się przenieść. Moje łóżko stało tuż przy samym wejściu i pierwszej nocy w kuchni przyszedł do mnie mój pies ,który ledwo co minął próg kuchni i zaczął szczekać. Sytuacja powtórzyła się kilka razy , zawsze gdy wchodził do kuchni ciągle szczekał i patrzył się na okno. Zaczęłam się bać , bo oczywiście pamiętałam historię ciotki , która w tym samym oknie widziała dziadka i pra babcie. Zdecydowałam jednak przenieść swoje łóżko ponownie do pokoju braci .



Inną historię znam również z opowiadań rodziny. Ciotka opowiadała jak kiedyś zanim przyszłam na świat , ona i reszta jej rodzeństwa mieszkała wraz z rodzicami w domu , w którym teraz mieszkam ja ze swoimi rodzicami. Opowiadała o swoim bracie , czyli moim wujku ,który nie prowadził trybu życia godnego pochwały. Pewnej nocy siedzieli w pokoiku i usłyszeli kroki na przedpokoju . Było to dla nich dziwne , bo wiedzieli , że wszyscy śpią i nie słyszeli , żeby ktoś wychodził z innego pokoju. Mój wujek zaczął panikować i mówić " przyszli po mnie " . Po chwili do pokoiku weszła jakaś postać, jakby była na kryta białym prześcieradłem, ale nie był to po prostu ktoś z domowników, który chciał sobie zrobić jakiś żart i po prostu nakrył się białym prześcieradłem, żeby postraszyc innych. Ta postać zaczęła dusić wujka , a ciotka przerażona wybiegła do jedynego pokoju w domu i obudziła wszystkich mówiąc co się stało. Początkowo mało kto jej wierzył, ale po chwili zaczęli się wszyscy modlić, by ta postać odeszła i po niedługim czasie weszli do pokoiku i postaci już nie było. Co mnie zadziwiło w tej historii to to ,że jak byłam mała , to czasami spałam z babcią i bratem w pokoiku i niekiedy w nocy ,gdy się budziłam widziałam postać nakrytą białym prześcieradłem siedzącą w fotelu. Początkowo myślałam, że ktoś chce nas nastraszyć, ale ta postać była tak zbudowana , że nie przypominało mi to budowy ciała nikogo z domowników. Poza tym babcia wydawała się być przestraszona i kazała mi i bratu kazać tej postaci odejść.
Sytuacja powtarzała się kilka razy. Niedawno rozmawiałam o tym z mamą. Uznałam , iż teraz kiedy jestem dorosła może się przyznać, czy ona lub ojciec przebierali się w białe prześcieradło i próbowali nas straszyć. Kiedy jej o tym powiedziałam wydała się być zaniepokojona i zdziwiona skąd ja wiem o postaci w białym prześcieradle? Powiedziałam , że przecież jak byłam mała to ktoś w nocy siedział w fotelu nakryty białym prześcieradłem, a ona odpowiedziała, iż ani ojciec ani ona sama tego nie robili i pytała , jakby nieco przestraszona czy ta postać jeszcze się pojawia. Odpowiedziałam, że nie , ale ogólnie całą rozmowa na ten temat była nieco dziwna. Mama sprawiała wrażenie nieco przestraszonej rozmawiając o tej postaci.


Miałam jeszcze kilka innych podobnych historii. Być może napiszę o nich później. Niektóre z nich są dla mnie naprawdę niezrozumiałe i przerażające.

Media społecznościowe pod kontrolą NWO

$
0
0
MEDIA SPOŁECZNOŚCIOWE POD KONTROLĄ NWO



28uply0.jpg
fot: pixabay.com

Dla politycznych macherów, śniących o budowie Nowego Wspaniałego Świata, przy którym dawne projekty o nazwie CCCP czy Drittes Reich to żałosne, nieudane gnioty tworzone niewprawną ręką pierwszego, prymitywnego jeszcze, pokolenia lewakoidów, czyli dla całej tej rodzinki spod ciemnej gwiazdy, chcącej przekształcić nas w bydlęce stado rządzone kijem i strachem przed nim, ważnym etapem prowadzącym do tego celu było stworzenie bazy danych wszystkich mieszkańców Ziemi.

Problem w tym, że ludzie na całym świecie ani myślą powierzać informacje na swój temat jakimś podejrzanym osobnikom, nawet gdyby ci obiecywali za taką uprzejmość cuda na kiju. Prywatność, obok wolności, to największy skarb, z którym nikt nie chce rozstawać się dobrowolnie.

Krótka historia Wielkiej Rewolucji Fejsbukowej

18 stycznia 2011 r. Ben Bernanke – ekonomista, przewodniczący Rady Gubernatorów Systemu Rezerwy Federalnej Stanów Zjednoczonych (2006–2014), stojący na czele Systemu Rezerwy Federalnej, potocznie zwanego Rezerwą Federalną, był w bardzo dobrym nastroju. Ogłosił właśnie, że Grupa Bilderberg, do której należał, oraz Rothschildowie i iluminaci, czyli doborowe towarzystwo tworzące NWO (Nowy Porządek Świata), świętuje niezwykły sukces Facebooka. Śmiejąc się z ludzkiej głupoty i sprytu cudownego dziecka, czyli Marka Zuckerberga, który stworzył Facebooka, powiedział: Ludzie nigdy nie pozwoliliby na dobrowolne skatalogowanie, ale pojawił się dzieciak Zuckerberg i nakłonił ich do tego. Ci idioci sami wpadli w pułapkę. Teraz mamy w swoich katalogach wszystkich, którzy się liczą. Ich miejsca pobytu, preferencje, przyjaciół, wszystko zapisane w jednym miejscu. Sam Zuckerberg również nie szczędził krytycznych ocen swoim bliźnim, którzy masowo zaczęli korzystać z jego pomysłu: To było takie łatwe, oszukać cały świat, że na myśl o tym chce mi się śmiać. […] Co to za banda frajerów!

7819717_mark-zuckerberg1.jpg
Mark Zuckerberg. (fronda.pl)

Nicholas Carlson na stronie Business Insider przytacza fragment rozmowy, do której doszło na początku 2004 r. między Markiem Zuckerbergiem a jego nieznanym z imienia kolegą. Jest ona potwierdzeniem wysuwanych od dawna zarzutów o lekceważącym stosunku twórcy Facebooka do danych osobowych użytkowników mediów społecznościowych. Mark chwalił się w niej, że posiada dane ponad 4 tys. użytkowników, którzy po prostu mu je przysłali, po czym wyraził się bardzo dobitnie na temat ich roztropności. Facebook nie zakwestionował autentyczności tej rozmowy.

O tym, że portal społecznościowy wprowadził „nową jakość” w sferę polityki prywatności, pisał w 2010 r. Kurt Opsahl na stronie Electronic Frontiera Fundation, zajmującej się ochroną praw użytkowników „świata cyfrowego”. Jak zauważył, od momentu powstania pięć lat wcześniej, Facebook przeszedł istotną przemianę. Kiedy rozpoczynał działalność, stanowił prywatną sferę komunikacji dla ludzi, którzy dobrowolnie złożyli do niej akces. Wkrótce jednak przekształcił się w platformę, na której dane użytkowników stały się „domyślnie publiczne”. Dziś Facebook to miejsce, w którym twoje prywatne dane stają się informacjami publicznymi, którymi Facebook może się dzielić z witrynami partnerskimi oraz w celu wysyłania reklam. Strona, która zdobyła podstawową bazę użytkowników, oferując proste i skuteczne zasady kontroli danych osobowych, powinna wraz ze swym rozwojem udoskonalać system ochrony danych, powierzonych jej przez korzystających z portalu. Zamiast tego rozpoczął się powolny proces rozszczelniania systemu zabezpieczającego – coraz więcej informacji użytkowników przedostaje się na zewnątrz, przy jednoczesnym ograniczeniu możliwości kontrolowania tego zjawiska przez zainteresowanych – kończy swoje rozważania Kurt Opsahl. Proces odtajniania danych, które powierzyli Facebookowi jego użytkownicy, przedstawiony został w formie bardzo czytelnego wykresu pod adresem: mattmckeon.com. Kto ciekaw, niech zerknie.

21ccdx2.jpg
gotowynajutro.pl

„The Wall Street” opublikował artykuł potwierdzający informacje, że umieszczane na Facebooku dane użytkowników były przekazywane kilkudziesięciu firmom reklamowym i zajmującym się śledzeniem aktywności użytkowników w internecie. Facebook zareagował deklaracją: (…) podjęliśmy natychmiastowe czynności, aby zablokować wszelkie działania, które naruszają warunki prywatności.

Wszystkie te wieści niepokoją osoby, które zaufały młodemu wynalazcy. W internecie furorę zrobił tekst zamieszczony przez Dana Yodera z Border Stylo na stronie Business Insider, zatytułowany 10 powodów, dla których należy usunąć swoje konto na Facebooku (10 reasons to delete your Facebook account).

Jak przypominają autorzy strony Advent of Deception, Facebook, którego założycielami, obok Marka Zuckerberga, byli jego współlokatorzy z akademika i koledzy studenci informatyki: Eduardo Saverin, Dustin Moskovitz i Chris Hughes, w maju 2011 r. w USA miał prawie 140 mln unikalnych użytkowników miesięcznie. Ponad połowa Amerykanów ma założone konta internetowe na Facebooku. Drugie miejsce po Amerykanach zajmują mieszkańcy Europy Zachodniej. W styczniu 2011 r. było ponad 600 mln użytkowników Facebooka. Dziś społeczność portalu wynosi ok. 1 mld osób. Imponująca baza danych zgromadzona w jednym miejscu!

NWO – CIA – DARPA

7821022_IMG_20170331_133125.jpg
fot. domena publiczna

Sprzymierzeńcami budowniczych Nowego Porządku Świata, a może nawet ważnymi składowymi tego zespołu murarzy współczesnych budowli z czarnego snu i agresywnej propagandy są Centralna Agencja Wywiadowcza i Departament Obrony USA. Autorzy strony Advent of Deception twierdzą, że Facebook jest dotowany przez CIA i wykorzystywany przez tę wywiadownię w ramach Data Mining Project, czyli praktyki analizowania dużych baz danych, takich jakie posiadają chociażby portale społecznościowe, w celu generowania nowych informacji. Portal przypomina też, że Christ Huges był na liście gości zaproszonych na spotkanie Grupy Bilderberg w 2011 r. Na Facebooku promuje się dzieła, które przystają do wartości NWO: Jeśli jakaś strona, film, artykuł, książka lub dowolny element multimedialny odnosi sukces w mediach społecznościowych, można mieć pewność, że za tym sukcesem kryje się wpływ iluminatów lub rządu! – czytamy na Advent of Deception.

W 1958 r. Amerykanie utworzyli Agencję Zaawansowanych Projektów Badawczych w Zakresie Obronności (Defense Advanced Research Projects Agency – DARPA). Była to odpowiedź na wystrzelenie przez Sowietów na orbitę okołoziemską Sputnika 1. Amerykanie chcieli w ten sposób stworzyć instytucję badawczą, która pozwoli prześcignąć komunistów w tworzeniu nowych technologii. Zamiar w pełni się powiódł, a DARPA stała się bezpośrednio bądź pośrednio odpowiedzialna za rozwój niezliczonych innowacji technologicznych, które zmieniły życie milionów ludzi. Agencji zawdzięczamy takie wynalazki jak GPS czy ARPANET, będący prekursorem współczesnego internetu. Amerykańska agencja wojskowa nadal ma dużo pieniędzy, które może inwestować w badania i rozwój technologiczny. Na stronie listverse.com można znaleźć 10 aktualnych projektów DARPA, które wchodząc do powszechnego użytku, mogłyby zrewolucjonizować świat.

Ale DARPA nie wymyśla tych wszystkich cudów bezinteresownie, jedynie pro publico bono. Samo w sobie nie jest to oczywiście niczym zaskakującym, wszak naiwnością byłoby sądzić, że władze gotowe są inwestować miliardy, a może i biliony dolarów po to tylko, aby obywatel, dzięki GPS-owi, nie zgubił się w lesie albo mógł wysłać koledze z pracy fotkę swojego ulubionego żółwia i pochwalić się publicznie, że kupił mieszkanie na strzeżonym osiedlu. Problem w tym, że DARPA zaczyna wykorzystywać media społecznościowe, aby manipulować ich użytkownikami. Dwa miesiące temu Dave Hodgest na prowadzonej przez siebie stronie The Common Sense Show napisał wprost: DARPA używa technik kontroli umysłu w celu manipulowania mediami społecznościowymi.

Użytkownicy mediów społecznościowych jako króliki doświadczalne

Dwa lata temu „The Guardian” ujawnił, że Facebook dokonywał eksperymentów, mających sprawdzić skuteczność oddziaływania mediów społecznościowych na stan emocji użytkowników. Testom poddano prawie 700 tys. niczego nieświadomych osób. Celem eksperymentu, przeprowadzanego przez akademików z Cornell i Kalifornii, było wykazanie, że stany emocjonalne są zaraźliwe i mogą być przenoszone z jednej osoby na drugą bez udziału ich świadomości: (…) udowodnimy, że emocje mogą rozprzestrzeniać się jak choroby zakaźne bez konieczności wchodzenia ludzi we wzajemne bezpośrednie relacje. Naukowcy przeprowadzili odpowiednią selekcję zamieszczanych przez użytkowników Facebooka newsów w formie komentarzy, zdjęć, wideo czy linków. W ramach jednego badania redukowano w przekazach do znajomych treści o zabarwieniu pozytywnym, co spowodowało spadek pozytywnych postów wysyłanych z kolei przez odbiorców zmanipulowanych treści do innych osób. W drugim dokonano zabiegu odwrotnego – redukując przekaz negatywny wysłanych newsów, spowodowano, że ich odbiorcy również dzielili się z innymi mniej pesymistycznymi wiadomościami.

7821926_2384957-kobieta-przed-komputerem
fot. domena publiczna

Wniosek był oczywisty: Emocje wyrażane przez przyjaciół za pośrednictwem portali społecznościowych wpływają na nasze własne nastroje, co stanowi, według naszej wiedzy, pierwszy eksperymentalny dowód na istnienie zjawiska emocjonalnego zarażenia na masową skalę poprzez sieci społeczne – spuentowali doświadczenie uczeni.

Eksperyment został oceniony przez prawników i polityków jako „skandaliczny”, „straszny” i „niepokojący”. Parlament brytyjski uznał konieczność powołania komisji parlamentarnej do zbadania, w jaki sposób Facebook i inne media społecznościowe manipulują bądź mogą manipulować psychiką użytkowników, selekcjonując treści krążące w sieciach społecznościowych. W serii wpisów na Twitterze Clay Johnson, współzałożyciel Blue State Digital – firmy, która była odpowiedzialna za kampanię online Baracka Obamy na prezydenta w 2008 r., powiedział: Eksperyment Facebooka jest czymś przerażającym i określił go mianem „transmisji gniewu”. Johnson zastanawiał się też, czy CIA sprowokowała rewoltę w Sudanie, naciskając na Facebooka, aby promował wśród tamtejszych użytkowników postawy niezadowolenia.

Tymczasem rzecznik DARPA, odpowiadając na pytanie „The Guardian”, bronił długiej listy przykładów dowodzących, że służby Stanów Zjednoczonych poprzez swoje agendy przeprowadzają badania mediów społecznościowych: Media społecznościowe zmieniły sposób komunikowania się ludzi, dzielenia ideami, organizowania się w grupy interesu, w tym również takie, które mogłyby szkodzić USA (…) przeto nic w tym dziwnego, że DARPA wspiera wszelkie badania akademickie, starające się zrozumieć dynamikę i sens tych nowych zjawisk poprzez analizę dostępnych publicznie treści dyskusji prowadzonych na platformach społecznościowych.

Ale czy służby specjalne ograniczają się tylko do analizy dyskusji i wymiany poglądów w sieci internetowej, nie starając się ingerować w ich treści i uprawiać propagandy na forach społecznościowych? Z pewnością nie!

Propaganda, manipulacja, cenzura

Mark Dice na stronie The Daily Sheeple stwierdził niedawno, że choć na pierwszy rzut oka może trudno to zauważyć, ale Facebook jest tak samo ważny dla prowadzenia globalnej polityki, jak inne, używane do tej pory metody – dyplomacja, prasa o zasięgu globalnym i prestiżu międzynarodowym. Stworzone przez Zuckerberga media społecznościowe są obecnie potężnym instrumentem w rękach tych, którzy poprzez cyfrowy świat chcą wpływać na kształtowanie świadomości społecznej i kierować za jego pomocą ludzkimi poczynaniami: są one czymś o wiele więcej niż płaszczyzną dzielenia się memami i zdjęciami ulubionych zwierząt. Jest to agora nowoczesnego świata. Niedawno jedna z polskich gazet mainstreamowych o profilu prawicowym alarmowała: Od jakiegoś czasu w zachodnich mediach społecznościowych, i zwykłych zresztą też, trwa wielka akcja na rzecz wprowadzenia do filmów animowanych dla dzieci bohaterów homoseksualnych. Księżniczki zamiast mężów czy narzeczonych powinny mieć partnerki, a królewicze – rycerzy. Wszystko to zaś po to, by dzieci od najmłodszych lat podlegały homoseksualnej propagandzie i by przypadkiem nie nauczyły się, że normą (tak, właśnie normą) jest związek kobiety i mężczyzn.

Powstał specjalny program prowadzony przez DARPA pod nazwą Operacje Wsparcia Informacją Wojskową (Military Information Support Operations – MISO). Chodzi oczywiście o wsparcie rządu. W broszurze zawierającej opis planu działań MISO już na wstępie czytamy, że informacyjne, kulturowe, społeczne, moralne, polityczne i fizyczne aspekty środowiska działań operacyjnych są w dzisiejszych czasach tak samo istotne dla odniesienia sukcesu operacyjnego, jak niegdyś informacje dotyczące potencjału militarnego wroga. Zwraca się też uwagę na to, że dziś, w świecie zglobalizowanym, nastąpił zalew informacji, tworzący coraz bardziej skomplikowaną i dynamicznie zmieniającą się sieć, której opanowanie i wykorzystanie wymaga wspólnych działań wielu podmiotów i instytucji państwowych. Dziś skutecznie działać można jedynie wówczas, gdy połączy się wysiłki organów państwa, zarówno cywilnych, jak i wojskowych, mające na celu kształtowanie informacyjnego środowiska człowieka. Departament Obrony USA jest kluczowym czynnikiem rządowej strategii informacyjnej – czytamy we wspomnianej broszurze, będącej przewodnikiem po celach i sposobach realizowania zadań MISO.

Olbrzymie znaczenie dla skutecznego przeprowadzenia zadań stojących przed DARPA ma dotarcie przez media społecznościowe do aktywnej w sieci części społeczeństwa i ukształtowanie jej poglądów (czyli po prostu – psychologiczne pranie mózgów) zgodnie z wolą i oczekiwaniami rządzących. Szczególnie ważną pod tym względem grupą docelową są osoby, które krytycznie podchodzą do działań władz, łamania przez nie praw obywatelskich zagwarantowanych w przepisach konstytucyjnych, ujawniają korupcję na szczytach władzy oraz piętnują przestępczą działalność korporacji.

2m6ljx5.jpg
onlinecollege.org

Współpraca między poszczególnymi agendami rządowymi imponuje rozmachem i skutecznością. Każdy aspekt wynikający z użytkowania mediów społecznościowych wykorzystywany jest przeciwko ludziom. Bardzo dobrym przykładem działania cenzury na Facebooku jest fakt, że administracja portalu pozwala na zamieszczenie strony „Zabić Donalda Trumpa”, ale banuje użytkowników, którzy wysyłają posty na temat przestępczości Hillary Clinton lub muzułmańskich ekstremistów.

DARPA ingeruje również w proces przekazywania informacji, które mogą szkodzić nie tylko mainstreamowym politykom czy innym ludziom z establishmentu, ale też wielkim korporacjom, takim jak Big Pharma. Jak czytamy na stronie The Freedom Articles, popularna przeglądarka Google „świadczy przysługę tyranii FDA”. FDA to federalna instytucja dopuszczająca do obrotu handlowego m.in. farmaceutyki. Według zwolenników teorii spiskowej, została ona „kupiona” przez koncerny farmaceutyczne. Stąd z jednej strony propaguje medykamenty produkowane przez przemysł farmakologiczny. Z drugiej strony stara się nie dopuszczać do obrotu naturalnych środków chroniących zdrowie i zapobiegających powstawaniu chorób. Obecnie do obrońców Big Pharma dołączyło Google, zarządzane przez byłego dyrektora DARPA, blokując konta stron propagujących zdrową żywność i naturalne sposoby detoksykacji organizmu.

Strona Natural News przytoczyła historię jednej z firm zajmujących się sprzedażą suplementów: W dniu 29 czerwca [2012 r.] zauważyliśmy, że nasza sprzedaż spadła o 25-30 proc. w porównaniu z wynikami z poprzedniego tygodnia. Okazało się, że jest to skutek zablokowania przez Google naszego konta AdWords, z którego wysyłaliśmy reklamy naszych produktów. Przez prawie miesiąc administracja przeglądarki nie odpowiadała na nasze mejle z pytaniem o przyczynę zablokowania konta, za które przecież płacimy. Wkrótce okazało się, że Google zablokowało AdWords na żądanie FDA. Właściciele strony z naturalnymi medykamentami oszacowali, że ich straty z powodu „gestapowskiej” akcji FDA w ciągu 3-4 tygodni wyniosły 70 tys. dolarów.

Krok po kroku cenzura w internecie, za sprawą broniącej interesów rządu i wielkich korporacji DARPA, zaczyna zbliżać się do cenzury stosowanej w mediach społecznościowych i przeglądarkach przez komunistyczne Chiny – czytamy na stronie Natural News.

Istnieją też ścisłe powiązania między DARPA MISO a NSA. Bowiem oczywiste jest, że wszystkie dane na temat społeczeństwa amerykańskiego, gromadzone przez DARPA w ramach omawianego programu, są później wykorzystywane do przewidywania zachowań społecznych i skutecznego im przeciwdziałania. Mówi o tym jeden z punktów broszury: Jeśli środki dyplomatyczne podjęte przez rząd w celu rozwiązania konfliktu zawiodą, wówczas MISO może pomóc Dowództwu Połączonych Sił (JFC), tworząc odpowiednie psychologiczne warunki do wprowadzenia sił zbrojnych i ich skutecznego działania, poprzez propagandę w mediach społecznościowych, dowodzącą niezbędności podjętych przez władze kroków, co doprowadzi do stabilizacji strefy operacyjnej i ułatwi normalizację. Dowództwo amerykańskich sił zbrojnych podkreśla, że właściwa działalność MISO może zredukować ryzyko związane z działalnością militarną oraz zmniejszyć szkody nieuchronnie związane z operacjami wojskowymi, jak też zredukować liczbę ofiar cywilnych i wojskowych.

Dalsza kontrola internetu oraz manipulacja mediami społecznościowymi wydają się więc być przesądzone.

7821696_972118-cenzura-w-internecie.jpg
fot. domena publiczna


GW
autor: Robert Kościelny

Nocne odwiedziny

$
0
0

Witam

 

Miewałem, głównie w dzieciństwie, a pozniej już b.rzadko, bardzo nieprzyjemne doświadczenia. W nocy budziłem się w paraliżującym lęku i strachu, gdyż miałem poczucie, że coś złego, czarnego, niewidzialnego ( energia?) wkracza do pokoju. Tak to odbierałem, gdyż czułem, że pokój jest wręcz gęsty od złego lęku i strachu oraz robi się w nim chłodno ( spada temperatura). Kilka razy miałem zdejmowaną kołdrę. Kilka razy wręcz czułem, że jakieś skrzaty są w pokoju. Wiem, że to dziwne, jak można czuć skrzata, ale miałem poczucie ich skrzatowatości i, niestety, niezbyt dobrej natury. Czasami krzyczałem i mama do mnie przychodziła, aby mnie uspokoić. W dzieciństwie wolałem spać z mamą, bo bałem się tej złej i ciemnej energii. W życiu dorosłym to chyba 2-3 razy mnie spotkało, ale tylko z ciemną energią, spadkiem temperatury w pokoju i i paraliżującego strachu i lęku. Na szczęście te doświadczenia trwały b.krótko: kilka minut. Czasami miałem przeczucie, że w nocy coś przykrego będzie się dziać i wtedy starałem się spać przy zapalonym świetle.

Czy mieliście podobne doświadczenia? Te historie, to niestety nie jest żart prima aprilisowy, ale realne doświadczenia. Dobrze, że to już historia.

Lata dopingu zrobiły swoje. Lekarze nazwali ich "bestiami" i trzymają pod kluczem.

$
0
0

Oto wizja świata opanowanego przez potęgi farmaceutyczne, które w swoich ośrodkach wstrzykują dzieciom końskie dawki sterydów, narkotyków, zmieniają ich genotypy. A wszystko po to, aby jako dorośli sportowcy szybciej biegały, strzelały coraz ładniejsze bramki, podnosiły niewyobrażalne ciężary. Przy okazji zarabiały kosmiczne pieniądze. Skoro nie ma przepisów antydopingowych, nie ma hamulców.

 

Od autora:

 

Od pewnego czasu regularnie pojawiają się pomysły dotyczące likwidacji struktur antydopingowych i otwarcia sportu na wszystkie dostępne środki farmakologiczne. Zwolennicy takiej idei przekonują, że to jedyne wyjście, aby zakończyć problem dopingu. W myśl zasady: kto chce, niech się szprycuje. To jego życie, zdrowie, ryzyko.

 

Osobiście - od zawsze - stoję po drugiej stronie frontu. Koledzy, dziennikarze sportowi, często nazywają mnie fundamentalistą. Gdybym to ja decydował o przepisach dopingowych, każde - podkreślam celowo to słowo - wykrycie niedozwolonych środków w organizmie sportowca kończyłoby się dożywotnim zakazem profesjonalnych startów oraz zaborem całego majątku. Tak, jestem za wprowadzeniem "sportowej kary śmierci". Wierzę, że to jedyna droga, abyśmy ograniczyli (bo nie jestem naiwny i wiem, że zawsze znajdą się ryzykanci i oszuści) problem dopingu. A chyba nie muszę tłumaczyć, dlaczego warto to zrobić.

 

Albo muszę... Poniżej znajdziesz Drogi Czytelniku moją wizję przyszłości. Nie tak bardzo odległej. Rok 2047, 30 lat po zniesieniu kontroli dopingowych i dopuszczeniu do użycia wszelkich dostępnych środków farmakologicznych. To nie jest opowiadanie science-fiction. To bardzo realistyczna wizja świata sportu. Nie pozwólmy, aby się ziściła!

 

25 maja 2047 roku, godz. 20:13

 

Las na południowy wschód od Moczarnego, Bieszczady, 2,5 kilometra od granicy polsko-ukraińskiej, Ośrodek dla Byłych Sportowców prowadzony przez firmę farmakologiczną Sport-Pharma.

 

Czuł, jak strużka krwi wiła się po jego skórze. Niczym wąż boa, który morduje swoją kolejną ofiarę. Zamiast znaleźć najkrótszą drogę do ziemi, meandrowała najpierw po barku, klatce piersiowej, teraz czuł ją w okolicach kolana.

 

- Gdzie jest August, kurza mać, co się z nim dzieje?! - łapał myśli resztkami sił, które mu jeszcze pozostały.

 

Herbinho wbijał mu w szyję długie na kilkanaście centymetrów pazury. Coraz głębiej, milimetr po milimetrze. Zwabił go do izolatki, zaatakował znienacka, przygwoździł do ściany, podniósł kilkanaście centymetrów nad podłogę. Jeden z najlepszych piłkarzy świata, który jeszcze 10 lat temu strzelał bramki od Camp Nou po Łużniki i od Old Trafford po San Siro, miał obłęd w oczach. W niczym nie przypominał gwiazdy futbolu, którą kochały tłumy. Owszem, na boisku był agresywny, potrafił brutalnie sfaulować, ale odkąd zakończył karierę i został osadzony właśnie tutaj - w bieszczadzkim ośrodku - dziczał w niewiarygodnym tempie. Z dnia na dzień było coraz gorzej. Pazury, kły, owłosienie całego ciała, nocne, wielogodzinne wycie, brak kontroli nad emocjami. Rok temu zamordował współlokatora. Franco, który swego czasu pobił historyczny rekord Siergieja Bubki w skoku o tyczce, a po zakończeniu kariery zaczął zmieniać się w kobietę. Zanikające genitalia, zmiana barwy głosu, coraz dłuższe rzęsy. Jednak nikomu nie wadził. Trudno było uwierzyć, że mógł czymś zdenerwować Herbinho. Zresztą... W tym momencie nie miało to znaczenia.

 

                                                        file.sport.JPG

                                                        fot/EI/BSP/DN

 

Czuł, że powoli odpływa. Resztkami sił naciskał czerwony przycisk, który miał w kieszeni wojskowych spodni. Nic z tego, pomoc nie nadchodziła. Partner z nocnego dyżuru jakby zapadł się pod ziemię.

 

- Mamoooooo! - przerażający okrzyk wypełnił ciemną izolatkę.

 

Nagle zrobiło się przeraźliwie jasno...

 

25 maja 2047 roku, godz. 19:15

 

- To co? Zakładzik? - Kamil Bracki emanował wyjątkowo dobrym humorem.

 

Za niespełna dwie godziny miał się rozpocząć najważniejszy mecz w sezonie, finał Ligi Mistrzów. Nie tej, która powstała w latach 90. XX wieku. Tej ważniejszej, bardziej prestiżowej, której budżet reklamowy był dwukrotnie większy od budżetu Polski. Real Madryt, Barcelona, Manchester United, Bayern Monachium, Chelsea, Juventus... Te oraz kilka innych potęg w 2020 roku stworzyły zamkniętą ligę na wzór NBA i miały dożywotnie prawo udziału w tych rozgrywkach. Pięć lat temu do tego grona dołączył Guangzhou Evergrande.

 

Chińczycy mieli nie tylko kosmiczne pieniądze, ale i dostęp do najlepszych środków medycznych na świecie. Specjaliści mówili, że to sterydy XXII wieku. Poza tym za Wielkim Murem w końcu doczekano się złotego pokolenia piłkarzy. Chen Hyun, Ze Lio Xen, Peng Ming-Yon, Ju Watsu, Gin Hyon... Wszyscy wychowani w specjalnych szkółkach zbudowanych przez światowych potentatów farmakologicznych. Wszyscy poddani wieloletniej kuracji sterydowej.

 

- Daj spokój, dobrze wiesz, że odkąd w 2017 roku Chińczycy, Amerykanie i Rosjanie przeforsowali likwidację kontroli antydopingowych, nie interesuję się sportem - August Mielecki nie oderwał nawet wzroku od swojego iPhone'a dwudziestej piątej generacji, który dosłownie godzinę temu dostarczył mu dron DHL-a. Kupił w promocji na Aliexpress. Odkąd eBay i Amazon upadły, Chińczycy byli monopolistą na rynku handlu elektroniką.

 

- Dzisiaj to rywalizacja naćpanych cyborgów. Przecież po boisku biega cała tablica Mendelejewa - dokończył.

 

Bracki skrzywił się z niesmakiem. Nie przepadał za nocnymi zmianami z Augustem. Kolega nie akceptował dzisiejszego sportu, cały czas wspominał, że "trzydzieści lat temu zamordowano prawdziwe emocje, prawdziwych zawodników". Nie mieli więc zbyt wiele tematów do rozmowy. A tutaj - w tej leśnej głuszy - z prawie tysiącem byłych sportowców odizolowanych od społeczeństwa przez Sport-Pharmę w obawie o ich stan związany z wieloletnimi kuracjami hormonalnymi i przyjmowaniem sterydów (a ostatnio mówiło się też o zmianach genetycznych, których dokonywano w organizmach zawodników), trzeba było mieć kompana do rozmowy. W innym przypadków można było wpaść w paranoję.

 

Te ciągłe krzyki, zwierzęce odgłosy, uderzenia w drzwi, smród odchodów - nic dziwnego, że w tym ośrodku można było naprawdę dobrze zarobić. W zamian podpisywało się jednak klauzulę tajności. Pracownicy nie mogli rozmawiać o swojej pracy. Nawet żona Brackiego nie znała szczegółów. Wiedziała, że pracuje w ośrodku firmy farmakologicznej. Nic więcej. A przecież takich miejsc na świecie było coraz więcej. Mongolia, Syberia, Australia, krążyły też plotki o supertajnych bunkrach w Teksasie czy o mniej rygorystycznych uzdrowiskach w Alpach.

 

25 maja 2047, godz. 19:36

 

Drgnął. Spierzchnięte usta nie dawały mu spokoju. Piekły mocno jak letnie słońce w Rio de Janeiro. Na samą myśl o rodzinnym mieście lekko się uśmiechnął. To właśnie na miejscowych plażach wypatrzyli go kilkadziesiąt lat temu agenci ze Sport-Pharmy. Po kilku dniach był już w Europie, trenował na początku w Madrycie, gdzie został włączony do specjalnego programu rozwoju największych talentów piłkarskich.

 

Mając 12 lat zaczął przyjmować kortyzol. Podobno dlatego teraz wyje nocami, a paznokcie zamieniły się w wilcze pazury. Potem już poszło. Co kilka miesięcy lekarze podawali mu inne hormony, sterydy i związki chemiczne, których nazwy nie był w stanie zapamiętać.

 

Wiedział, że nie ma innej drogi. Jeżeli chciał grać z najlepszymi, musiał współpracować z lekarzami. Skoro cały świat sportu legalnie się szprycował, nie miał wyjścia. - Albo zgadzasz się na naszą terapię, albo wypad - wielokrotnie słyszał od kolejnych trenerów.
Ale to nie było takie proste. Wiedział od innych sportowców, że nie było możliwości wyjścia z programów lekowych. Firmy farmaceutyczne w porozumieniu z działaczami tworzyły mafię. Bezwzględną, bogatą, potężną.

 

Kilkanaście lat temu mówiło się nieoficjalnie o hokeiście z NHL, który za namową przerażonej jego stanem (nieodwracalnymi zmianami w organizmie) żony postanowił uciec. Ukrył się na Alasce, zniknął. Rodzina, znajomi, dziennikarze - nikt nie mógł go namierzyć. Po sześciu miesiącach odbył się jego pogrzeb w Montrealu. Oficjalnie został rozszarpany przez niedźwiedzia, który zaatakował go w przydomowym ogródku. Nieoficjalnie - żołnierze mafii wrzucili go do klatki z grizzlies w jednym z kanadyjskich ogrodów zoologicznych.

 

                                                         file.sport (1).jpg

                                                         fot/ Ian Weldie

 

Otworzył oczy. Ciemność. Wargi nadal nie dawały mu spokoju. Sięgnął ręką pod pryczę, po omacku dotknął żelaznego kubka z wodą, ostrożnie zbliżył go do ust i lekko je nawilżył. Nie miał sił podnieść się z łóżka. Wczoraj dostał mocny zastrzyk. Podobno na ból kręgosłupa, który doskwierał mu coraz bardziej. Podobno. Nie wierzył lekarzom od wielu lat. Ponownie zamknął oczy.

 

80 tysięcy kibiców, stadion wypełniony do ostatniego miejsca, wspaniały doping. Finał Ligi Mistrzów, ostatnia minuta meczu. Dośrodkowanie. Dziwnie śmierdzący potem, zbudowany jak rzymski gladiator i owłosiony jak Australopitek obrońca próbował powalić go na ziemię, ale nie miał szans. Wyskoczył niczym ze starożytnej katapulty, dopadł piłkę na wysokości prawie dwóch metrów i pięknymi nożycami wpakował piłkę do siatki. 1:0! Koniec meczu.

 

Poczuł przeraźliwe zimno. Jak to możliwe? Przecież w izolatce, w której go zamknęli po zamordowaniu Franco, nie było okna. A może ten zastrzyk? On tak działa? Nakrył się dokładniej kocem.

 

Kolejny błysk. Konferencja prasowa w centrum konferencyjnym w Mediolanie. On - jako główny bohater - uśmiecha się do fotoreporterów. To właśnie on ma wyciągnąć w rozpoczynającym się sezonie legendarny klub z marazmu. - Panie trenerze, mam pytanie o największy transfer tego lata - jeden z dziennikarzy rozpoczął serię pytań.

 

Na jego ustach pojawił się szelmowski, wręcz niezauważalny uśmiech. Teraz będzie o nim. Największym transferze lata. - Jak oceni pan - kontynuował dziennikarz - podpisanie umowy ze Sport-Pharmą? Czy środki wspomagające, które dostarczało Pieno Labo, nie gwarantowały walki o mistrzostwo kraju?

 

Poczuł się, jakby ktoś dał mu publicznie w twarz. No tak, przecież odkąd doping stał się legalny, to nie sportowcy byli w klubach najważniejsi, a firmy medyczne. Odpowiedź trenera nawet nie docierała do jego świadomości, zamyślił się.

 

25 maja 2047, godz. 20:02

 

- A pamiętasz jak w 2032 roku na igrzyskach w Pekinie ten rudzielec pobiegł setkę w czasie 9,19 s? - Bracki mimo wszystko próbował rozpocząć jakąkolwiek konwersację z partnerem z nocnej zmiany.

 

- Potem znosili go z bieżni, bo był w takim stanie, że nie wiedział, co się dzieje - Mielecki od niechcenia prychnął pod nosem.

 

- No, a ten bokser, co każdą walkę kończył w I rundzie? Mike "Tyson" Weseback?

 

- Przed ostatnią walką wpakowali w niego tyle anabolików, że zmarł w szatni. Serce nie wytrzymało.

 

- Mówi się trudno, taki wybrał sobie zawód. Ryzyko zawsze jest. Ten Gruzin, co dźwignął ponad 600 kilogramów w dwuboju na igrzyskach w Indiach, też wykitował.

 

- Nie tyle wykitował, co popełnił samobójstwo. Od zażywania tego gówna wydawało mu się, że jest wysłannikiem Króla Małp i musi zmartwychwstać, aby zbawić świat. A pamiętasz Leszka Mikołajewskiego?

 

                                                            file.sport (2).jpg

                                                            fot/ Matthew Lewis

 

- No ba - Bracki ożywił się, bo jego partner najwyraźniej podchwycił konwersację. - Pewnie. Największy talent polskiej piłki od czasów Roberta Lewandowskiego. Grał jak ta lala.

 

- Grał - rozmarzył się drugi ze stróżów. - W polskiej lidze. Na Ligę Mistrzów był za słaby, bo nigdy nie brał koksu. Nie miał szans z silnymi jak tur obrońcami. Żadnych. W meczu eliminacji do MŚ Grazio Venatti zaatakował go z taką siłą, że...

 

- ... stracił nogę, musieli mu amputować - dokończył nie bez smutku Bracki. - Potem stanął na czele takiej organizacji, jak się oni nazywali?

 

- Stowarzyszenie Na Rzecz Prawdziwego Sportu - podpowiedział Mielecki. - Chcieli wprowadzenia przepisów antydopingowych. Po kilku miesiącach policja aresztowała wszystkich członków. Po większości ślad zaginął. Mikołajewski podobno leży gdzieś na dnie Wisły, w betonowych butach.

 

- Ratuuuuuujcie! - nagły wrzask postawił ich na nogi. Zerknęli na czujniki, część z nich świeciła się na czerwono. Natychmiast pobiegli w kierunku sektora C.

 

25 maja 2047, godz. 20:08

 

Ich miarowe kroki dudniły w pustym korytarzu.. Sektor A był słabo oświetlony. Mieszkali tutaj byli piłkarze, siatkarze, koszykarze, przedstawiciele sportów zespołowych. Ich stan był najlepszy. Owszem, po wieloletnim zażywaniu mocnych środków farmakologicznych były kłopoty z emocjami, psychiką, często dochodziło do spięć, a nawet bójek. Jednak mimo wszystko to byli nadal normalni ludzie.

 

Niektórzy mieli problemy z włosami, skórą, paznokciami, orientacją seksualną, ale dało się nad nimi panować. Czasami mocny zastrzyk na uspokojenie wystarczał. Ta grupa miała też dostęp do internetu, mogła wychodzić na spacery po lesie, brała aktywny udział w życiu ośrodka. Większość z tych sportowców zdawała sobie sprawę z tego, co się dzieje.

 

Drzwi. Z prawej strony czytnik tęczówki oka. Bracki i Mielecki, już mocno zasapani, stanęli w odpowiednim miejscu. Jest zielone światło. Drzwi otwarte. Od razu uderzył ich smród. Mimo specjalnej klimatyzacji w sektorze B to była normalka. Tutaj osadzeni często mieli problemy fizjologiczne. Tak ogólnie rzecz ujmując. Zwierzęta też mają. Byli sztangiści, pięściarze, ale również biegacze, kolarze - oni byli szprycowani podczas czynnej kariery końskimi dawkami. Dawkami, które musiały odbić się nie tylko na psychice, ale i na ich wyglądzie.

 

Ciała porośnięte długimi włosami, paznokcie przypominające zwierzęce pazury, długie kły. U niektórych lekarze obserwowali nawet zmiany kopytogenne, niekontrolowany rozrost wewnętrznych organów, zanikanie pewnych narządów. - To są po prostu zwierzęta - Bracki przypomniał sobie słowa jednego z lekarzy, który oprowadzał go po budynku ośrodka tuż po przyjęciu do pracy.

 

Tutaj panowała już totalna ciemność. Po co budzić demony? Zza krat poszczególnych cel było słychać a to głośny ryk, a to głośne sapanie, a to mlaskanie, a to... - Chwila, gdzie jest August? - Bracki niepewnie się zatrzymał. Włączył czołówkę, snop światła przeszył korytarz. Obrócił głowę w lewo, prawo, zerknął za siebie. Nic. - Spanikował, pewnie uciekł i teraz wymiotuje w kiblu - przeszło mu przez myśl. Pobiegł dalej. W kierunku najbardziej niebezpiecznego sektora - sektora C.

 

Tam lekarze umieścili - znów określenie ze szkolenia - "bestie". Podwójne zamki, zabezpieczenia elektroniczne, izolatki, brak okien. Jeden nieuważny ruch i można było stracić życie. Osadzeni w tym miejscu nie znali pojęcia dobra i zła. Ich wyznacznikiem były albo zwierzęce instynkty, albo urojenia, które pchały ich do szalonych rzeczy. Tutaj strażnikom nie wolno było wchodzić pojedynczo. Bracki spojrzał na czujnik, który niósł w kieszeni.

 

Czerwona lampka nadal migała. Coś złego stało się w sektorze C. Obejrzał się jeszcze raz za kolegą. Nic się nie zmieniło, Mieleckiego nadal nie było. Przyłożył tym razem rękę do czytnika linii papilarnych. Otworzyły się drzwi. Wszedł do piekła...

 

25 maja 2047 roku, godz. 20:24

 

- Kurza mać! Kamil mnie zabije. Na pewno opisze to w raporcie i stracę robotę

 

August Mielecki biegł z całych sił przez sektor B. To już ponad kwadrans, jak stracił partnera z zasięgu wzroku. Zgubił się w korytarzach, pomylił drogę, spanikował, nie wiedział, gdzie jest. Na dodatek nie działało połączenie głosowe. Słuchawki zawsze psuły się w najmniej odpowiednim momencie. Ot, prawo Murphy'ego.

 

Spojrzał na czytnik alarmowy - migała nie tylko czerwona lampka przy sektorze C, ale również taka sama dioda przy napisie „help”. A to oznaczało, że partner z nocnej zmiany był w niebezpieczeństwie. - Gdzie on jest?

 

                                                                file.sport (3).jpg

                                                                fot/GETTY IMAGES

 

Mielecki otworzył drzwi do sektora C. Wszedł powoli, bezszelestnie, niczym antyterrorysta. Grube, wielkie, stalowe drzwi do pierwszych izolatek były zamknięte. Zerknął przez wizjer do środka. Jerry "Niedźwiedź" Lacost spał w najlepsze. Podobnie jak Manuel "Diablo" Faced i Krzysiu "Rambo" Bruczyński.

 

O, ten to był szaleniec. W ostatniej walce w klatce był tak napakowany narkotykami, że wydłubał oko swojemu rywalowi. Co ciekawe, kibice i środowisko MMA wcale nie potępili jego zachowania, a sędziowie go nie zdyskwalifikowali. Mógł walczyć dalej. Przedstawiciele Sport-Pharmy doszli jednak do wniosku, że jest coraz niebezpieczniejszy. Dlatego go tutaj umieścili.

 

Odwrócił się w lewo. Drzwi do izolatki Herbinho były lekko uchylone. Błyskawicznie do nich doskoczył i zamknął je na oba rygle, zatwierdzając to jeszcze elektronicznym kodem. Otarł pot z czoła. - Uff, udało się - pomyślał.

 

Odchylił wizjer, odgarnął kosmyk włosów opadający mu na czoło. Na ziemi leżał Bracki, cały we krwi, z dwoma dziurami w szyi. Nie ruszał się, nie oddychał, już nic mu nie pomoże. Ale gdzie jest Herbinho? Gdzie on jest? Panicznie rozglądał się po celi: prycza pusta, krzesło przewrócone w kącie. Uciekł? Aż zimna stróżka potu popłynęła mu po plecach. W końcu zwrócił uwagę na dziwny kształt przy ścianie.

Jest, to on, siedzi skulony, chyba płacze, cały się trzęsie. - Może wejść do środka i mu pomóc? - Mielecki już miał sięgać po klucze, gdy Herbinho jednym susem doskoczył do wizjera.

 

- Zabiję cię, was wszystkich, zabiję! - jego ryk obudził osadzonych w innych celach. Zaczynało się robić niebezpiecznie. Mielecki rzucił się do ucieczki, marzył, aby jak najszybciej znaleźć się w portierni i wezwać pomoc.

 

- Jestem prorokiem! Zabiję wszystkich, którzy staną mi na drodze. Razem z moimi przyjaciółmi stanę na czele wielkiej armii - jeszcze długo słyszał słowa obłąkanego Herbinho.

                  ___________________________________________________________________

 

Nie mam pewności, czy za 70-100 lat nie dojdzie do takich sytuacji

 

Rozmowa z dr Dariuszem Błachnio, Kierownikiem Wydziału Edukacji i Promocji Komisji do Zwalczania Dopingu w Sporcie

 

Wirtualna Polska: Co pan sądzi o naszej wizji sportu bez ograniczeń dopingowych?

 

Dariusz Błachnio: Przeczytałem ją z wielką uwagą, ale i przerażeniem. Jest mroczna, tajemnicza, mocno depresyjna.

 

Ale realna?

 

- Na pewno nie za 30 lat. Tak samo jak niemożliwym jest, że w 2017 roku światowy sport zmieni przepisy i dopuści legalnie do gry środki dopingowe. Jednak rozumiem, że to był specjalny zabieg, który miał zrobić wrażenie na Czytelniku, zmusić go do myślenia. To się udało. Nie wiem, jak potoczy się przyszłość. Nie mam pewności, czy za 70-100 lat nie dojdzie do takich sytuacji, jak w opowiadaniu. Z drugiej strony nie mogę tego wykluczyć. Nikt tego dzisiaj nie zagwarantuje.

 

Sportowcy zamieniający się w bestie? Doping może wywołać takie zmiany?

 

- Dzisiaj znane środki dopingujące nie mają takich skutków ubocznych. Zazwyczaj też ci, którzy godzą się na ich przyjmowanie, zażywają jednocześnie inne środki, których zadaniem ma być łagodzenie objawów. Jednak trudno ocenić, co by się działo, gdybyśmy zlikwidowali agencje antydopingowe i zmienili obecny stan prawny. Jakie specyfiki produkowałyby koncerny medyczne? Czy ktoś dbałby o to, aby skutki uboczne nie rujnowały zdrowia? Już z przeszłości mamy przykłady sportowców, u których wieloletnie przyjmowanie dopingu spowodowało tak wielkie przeobrażenia, że zmienili płeć.

 

Dzieci, które koncerny medyczne "hodują" na zawodowych sportowców?

 

- Świetnie, że ten element znalazł się w waszym opowiadaniu. Liczę, iż to opowiadanie trafi właśnie do rodziców. Niech będzie przestrogą dla nich, jeżeli kiedykolwiek spotkają się z problemem dopingu u swoich pociech, które trenują i marzą, aby być wielkimi sportowcami. Nie tędy droga.

 

Autor: Marek Bobakowski

 

wp.png

Proszę o wytłumaczenie tego zjawiska

$
0
0

Witam,

wiele lat minęło od tego co widziałem pewnej nocy w 2004 roku, jestem ciekaw czy są ludzie którzy widzieli coś podobnego i czy jest to gdzieś opisane. Przejdę do rzeczy:

 

Była godzina 22:34 lato rok 2004 (nie pamiętam dokładnej daty)

Niebo było czyste poza paroma chmurkami, chciałem uchylić okno, i wtedy na chwile popatrzyłem w niebo zobaczyłem dziwną gwiazdę która świeciła jakoś jaśniej od innych, ułamki sekund później zauważyłem że ta gwiazda zaczyna się szybko powiększać, zaraz po tym spostrzegłem że rozdzieliła się na 3 mniejsze wirujące wokół własnej osi żółte okręgi które stawały się coraz większe w miarę przybliżania do Ziemi, ok. 1 sekundy później obiekt ten przemieścił się błyskawicznie ze wschodu na południe w ułamku sekundy, przystał tam na chwile, wykonał kilka pętli, a potem wrócił mniej więcej w miejsce gdzie się pojawił tak samo szybko i odleciał w ten sam sposób w jaki się pojawił. Całe zjawisko trwało jakieś 3 może 4 sekundy. ale to co widziałem było niesamowite.

Proszę znawców tematu o wyjaśnienie tego zjawiska

 

pozdrawiam

Zakup Alaski – dlaczego Amerykanie powinni podziękować Polakom?

$
0
0

ak-2.jpg

 

Czy ktoś w USA jeszcze pamięta, że jeden z najbardziej opłacalnych zakupów w historii świata został dokonany przez Polaków, i że bez zbrojnej walki naszego narodu prawdopodobnie nigdy by do niego nie doszło?

Najlepsi negocjatorzy i najciężsi frajerzy?

 

W 1867 roku sfinalizowana została jedna z największych i najbardziej zdumiewających transakcji w dziejach. W jej wyniku cesarstwo rosyjskie przestało być imperium rozciągniętym na trzech kontynentach. Za zdumiewająco małą kwotę sprzedało obszar ponad pięciokrotnie większy od obszaru współczesnej Polski. Za cenę przysłowiowej „czapki śliwek” Rosja zakończyła swą obecność w Ameryce.

 

Od lat nie milkną opinie, według których Amerykanie zrobili wtedy najlepszy interes w światowych dziejach umów handlowych. Pigmeje oddający kość słoniową za świecidełka czy Indianie sprzedający wyspę Manhattan za kilka noży i koców – na tle przedstawicieli cara a.d.1867 wyglądać mogą na bardzo skutecznych negocjatorów. Z mnóstwa rosyjskich źródeł wynika, że wielu Rosjan do dziś nie może przeboleć arcyfrajerskiego sprzedania Alaski. W licznych analizach i podręcznikach historii rosyjscy autorzy stwierdzają też jednoznacznie, że wszystkiemu winni są… Polacy!

 

Check%2Bto%2Bpay%2Bfor%2BAlaska.jpg

 

Rosjanie mogli mieć też Kalifornię

 

Kolonizowaniem zachodnich wybrzeży Ameryki Północnej Rosja zajmowała się od początku XVIII w. Przez jakiś czas utrzymywała forty m.in. w Kalifornii. Z różnych przyczyn imperium carów terytoriami tymi przestało się jednak interesować. Mimo że do wielu zakątków dzisiejszych Stanów Zjednoczonych wysłannicy Rosji dotarli wcześniej niż Hiszpanie, Portugalczycy czy Anglicy – poddani cara nie rozwinęli kolonizacji i nie zadbali o przyłączenie odkrywanych terytoriów do swojego kraju. Z Alaską – było nieco inaczej.

W latach dwudziestych XVIII w. zatrudniony w służbie cara Piotra I żeglarz Vitus Bering dokonał dość dokładnego opisu Alaski. Precyzyjną datę, od której liczyć można jej przynależność do Rosji trudno jednak wskazać. Być może powinien być nią rok 1725, kiedy poddani cara zaczęli te ziemie zasiedlać. Odbywało się to jednak bardzo powoli.

 

Petersburg nigdy też tych terytoriów nie doceniał. Stąd w roku 1859, po przegranej przez Rosję wojnie z Turcją, pojawił się na dworze cara pomysł, by Alaskę sprzedać, w celu podreperowania nadszarpniętych finansów. Koncepcja ta miała jednak licznych przeciwników. Jeśli bowiem nawet nie znano wtedy wartości zasobów naturalnych tego mroźnego fragmentu Ameryki – rozciąganie się mocarstwa od okolic Kalisza aż po Kanadę było kwestią ogromnie prestiżową.

Bez polskiego Powstania Styczniowego Stany Zjednoczone nie miałyby Alaski?

 

Pomysł sprzedania Alaski z dużo większą mocą pojawił się w połowie lat sześćdziesiątych XIX wieku. Z jakiego powodu przyczyną mieli być Polacy? Odpowiedź dają niektóre rosyjskie podręczniki historii. Otóż – z absolutnie każdego powodu!

Po pierwsze – to Polacy spowodowali ogromną dziurę budżetową w rosyjskich finansach. Wynikła ona stąd, że od stycznia roku 1863 do jesieni 1864 zakłóceniu uległo ściąganie podatków z kilku najbogatszych guberni całego imperium – ogarniętych polskim Powstaniem Styczniowym.

 

A po drugie i trzecie? Rozmowy z Amerykanami zaczęto w roku 1865. 30 marca 1867 podpisano umowę sprzedaży. Za cenę 7 milionów i 200 tysięcy dolarów Alaska stała się własnością Stanów Zjednoczonych. Jeden hektar ziemi kosztował więc Amerykanów niewiele ponad pół centa. Przeliczając ówczesną cenę zakupu na dzisiejsze dolary – da się ona określić na niewiele ponad sto milionów.

Polski spisek wymierzony w zaborcę?

 

Krótko po sfinalizowaniu transakcji do opinii publicznej przedostała się informacja, że rosyjski zespół negocjacyjny, kierowany przez barona Edwarda de Stoeckla, składał się głównie z Polaków. Kluczową rolę po stronie amerykańskiej odgrywał natomiast Włodzimierz Krzyżanowski – polski generał, który po osiedleniu się w USA pracował dla Białego Domu. Pogląd, według którego to z winy Polaków Rosja Alaskę musiała sprzedać, przy czym Polacy w imieniu Rosji sprzedawali ją Polakom – negocjującym w imieniu Ameryki – jest w rosyjskich książkach dość częsty. I przynajmniej do pewnego stopnia wygląda na uzasadniony.

 

Wlodzimierz_Krzyzanowski.jpg

 

A potem odkryto tam złoża złota…

 

Dodać jednak trzeba, że początkowo i sami Amerykanie Alaski nie doceniali. Izba Reprezentantów transakcję zatwierdziła dopiero w 1868 roku i to wcale nie jednogłośnie.

Przez ponad dwadzieścia lat nowo zakupione terytorium nie cieszyło się zainteresowaniem osadników. Dopiero na początku lat dziewięćdziesiątych XIX w., po odkryciu złóż cennego kruszcu w kanadyjskim Klondike, wybuchła gorączka złota, która do mroźnej północnej krainy ściągnęła wiele tysięcy poszukiwaczy. Jakiś czas później okazało się, że Alaska to nie tylko jedno z najbardziej złotodajnych miejsc świata, ale też jeden z regionów najzasobniejszych w nikiel, uran, platynę, miedź, cynk, gaz ziemny, ropę naftową… Doceniono też położenie istotne z punktu widzenia supermocarstwa.

 

Jakże inaczej przecież wyglądałaby dziś Rosja, gdyby to ona miała Alaskę i o ileż skromniej prezentowałyby się Stany – bez Alaski. Wiele też już lat temu doceniono tę część świata ze względu na jeszcze inne walory – zaczęto się zachwycać jej przyrodniczą wyjątkowością i krajobrazowym pięknem.

 

Marek Burzyński, źródło: Gazeta Obywatelska

Viewing all 3198 articles
Browse latest View live