Quantcast
Channel: Paranormalne.pl - Forum
Viewing all 3197 articles
Browse latest View live

Tajna baza kosmitów na argentyńskiej wyspie? To miejsce budzi kontrowersje

$
0
0

Tajna baza kosmitów na argentyńskiej wyspie? To miejsce budzi kontrowersje

 

Wyspa zwana "Okiem" ma nietypowy kształt. Znajduje się w bliskiej odległości od stolicy Argentyny, Buenos Aires. Okrągły skrawek lądu zyskał spore zainteresowanie za sprawą tropicieli UFO twierdzących, że znajduje się tam baza obcych.

 

 

 

"Oko" odnaleźć można za pośrednictwem Google Maps. Współrzędne wyspy to 34°15'07.8'S 58°49'47.4"W. Jak twierdzi jeden z tropicieli UFO w rozmowie z portalem Ancient Code, dziwna wyspa przemieszcza się - obecnie znajduje się w innym miejscu niż jeszcze kilka lat temu, co można sprawdzić za pośrednictwem Google Earth.

Zdaniem Scotta C. Waringa okrągła wyspa jest na tyle duża, by mógł się na niej zmieścić nawet 100-metrowy statek. Co więcej, Argentyna to kraj, w którym bardzo często dochodzi do obserwacji niezidentyfikowanych obiektów latających. Czy to możliwe, że w bliskim sąsiedztwie Buenos Aires stacjonują prawdziwi kosmici? Głosy w tej sprawie są podzielone. Na uwagę zasługuje jednak fakt, że eksperci, po tym, jak światło dzienne ujrzało zdjęcie z Google Maps, zapowiedzieli eksplorację terenu. Obecnie trwa już zbieranie funduszy koniecznych, by przeprowadzić badania.

Wyspa ma kształt niemal idealnego koła i otoczona jest wyjątkowo czystą wodą z wąskiej cieśniny, która również ma nienaturalnie symetryczny kształt. Co więcej, obiekt nie tylko się przemieszcza, ale na dodatek zdaje się kręcić wokół własnej osi.

Czy naukowcom uda się znaleźć na wyspie coś, co zadziwi świat?

źródło

 

Co o tym sądzicie?


Kosmici wrócą na Ziemię w ciągu 20 lat - twierdzi Daeniken

$
0
0

Kosmici wrócą na Ziemię w ciągu 20 lat - twierdzi Daeniken

 

Erich von Daeniken stwierdził, że "starożytni astronauci", znani z jego kontrowersyjnych teorii, powrócą na Ziemię i stanie się to już niedługo. Jego zdaniem znaki zwiastujące ich ponowne nadejście zapisane są w starożytnych tekstach, wskazują to też niektóre monumenty.

 

 

 

Daeniken jest autorem bardzo poczytnych książek o starożytnych astronautach. Jego zdaniem ludzka cywilizacja rozwinęła się w wyniku konktatu z obcą rasą, która przybyła na Ziemię w antycznych czasach. Mają to potwierdzać między innymi podobieństwa w religiach na całym świecie, a także w rysunkach naskalnych czy pomnikach. Choć nawet wśród zwolenników teorii o paleokontakcie Daeniken wzbudza spore kontrowersje, nie można odmówić mu udziału w rozpowszechnieniu tej tematyki szerszemu gronu czytelników.

 

Niedawno odbyła się uroczystość związana z 50-leciem najsłynniejszej książki Daenikena, "Rydwany bogów". To właśnie podczas "Erich Von Daeniken Legacy Night" Szwajcar wygłosił swoją teorię na temat rychłego powrotu starożytnych astronautów.

Zdaniem Daenikena Obcy powrócą w przeciągu 20 lat, bo ludzka rasa jest już na to "prawie gotowa". Kosmici mają tego świadomość, bo łączy ich z nami DNA. Ma to wynikać z faktu, że "córki człowiecze" krzyżowały się z przybyszami z kosmosu w starożytności, o czym świadczyć mają zapisy w Biblii. To również tam, jak i w innych religijnych podaniach zawarte są, zdaniem Daenikena, informacje o tym, że Obcy jeszcze tu wrócą.

A my prawdopodobnie jesteśmy już na to gotowi, jak twierdzi wielu czołowych ufologów. Przygotowały nas na to amerykańskie filmy o kontakcie z kosmitami, liczne obserwacje oraz wypowiedzi szanowanych naukowców, jak Stephen Hawking czy Seth Szostak z SETI. Obaj od lat wypowiadają się o istnieniu Obcych z taką pewnością, że wielu ludzi też uznało to już za fakt. Pozostaje więc tylko czekać na powrót starożytnych astronautów.

źródło

 

Wiem, że Daeniken, wzbudza różne emocje, jedni w to co mówi, wierzą, inni go krytykują. A jak Wy myślicie?  Jest to możliwe?

Kolejna egzoplaneta najlepszą kandydatką do poszukiwania oznak życia

$
0
0

Egzoplaneta krążąca wokół czerwonego karła odległego od nas o 40 lat świetlnych może być kolejną planetą ogłoszoną „najlepszą kandydatką do poszukiwań oznak życia poza Układem Słonecznym”. Międzynarodowy zespół astronomów pracujący na instrumencie HARPS w La Silla, jak i innych teleskopach rozsianych po całym świecie, odkrył „super-ziemię” krążącą w ekosferze gwiazdy LHS 1140. Owa planeta to glob nieznacznie większy i dużo masywniejszy od Ziemi, który najprawdopodobniej utrzymał prawie całą swoją atmosferę. Fakt ten, w połączeniu z informacją, że planeta przechodzi na tle tarczy swojej gwiazdy macierzystej sprawia, że jest to jeden z najbardziej obiecujących celów przyszłych badań atmosfer planetarnych. Wyniki obserwacji opublikowane zostaną jutro (20.04.2017) w periodyku Nature.

 

egzoplaneta1.jpg

pulskosmosu.pl

 

Nowo odkryta super-ziemia LHS 1140b krąży w ekosferze wokół czerwonego karła LHS 1140 w Gwiazdozbiorze Wieloryba (Cetus). Czerwone karły to gwiazdy znacznie mniejsze i chłodniejsze od Słońca. Choć LHS 1140b jest dziesięciokrotnie bliżej swojej gwiazdy niż Ziemia, otrzymuje od niej zaledwie połowę docierającego do Ziemi promieniowania. Spoglądając w stronę tego układu prosto z Ziemi obserwujemy orbitę planety niemal idealnie od strony krawędzi, a zatem na pewnym etapie swojej orbity planeta blokuje część światła emitowanego przez jej gwiazdę macierzystą.

 

„To najbardziej ekscytująca egzoplaneta w ostatniej dekadzie”, mówi główny autor opracowania Jason Dittmann z Harvard-Smithsonian Center for Astrophysics (CfA) w Cambridge. „Ciężko byłoby wymyślić lepszy cel do poszukiwania odpowiedzi na jedno z najważniejszych pytań nauki – czy istnieje życie poza Ziemią”.

 

egzoplaneta2.jpg

pulskosmosu.pl

 

„Obecna charakterystyka czerwonego karła jest wyjątkowo korzystna – LHS 1140 rotuje wolniej i emituje mniej wysoko-energetycznego promieniowania niż inne małomasywne gwiazdy tego typu”, tłumaczy Nicola AStudillo-Defru z Obserwatorium Genewskiego w Szwajcarii i członkini zespołu badawczego.

 

Aby na planecie mogło istnieć życie takie jakie znamy, na jej powierzchni musi być woda w stanie ciekłym, a sama planeta musi posiadać atmosferę. Wiadomo, że młode czerwone karły mogą emitować promieniowanie, które jest wystarczająco silne, aby wywiać atmosfery planet krążących wokół nich. W tym przypadku duże rozmiary planety oznaczają, że na jej powierzchni przez miliony lat mógł istnieć ocean magmy.  Taki gorący ocean mógł pompować parę wodną do atmosfery jeszcze długo po tym jak gwiazda macierzysta osiągnęła obecny, spokojny etap ewolucji, przez co na powierzchni planety mogła pojawić się woda w stanie ciekłym.

 

egzoplaneta3.jpg

pulskosmosu.pl

 

Pierwszego odkrycia dokonano za pomocą obiektu MEarth, który wykrył pierwsze spadki jasności gwiazdy wskazujące na obecność planety tranzytującej na tle gwiazdy. Wkrótce potem instrument HARPS wykonał dodatkowe obserwacje, które potwierdziły obecność super-ziemi. HARPS także umożliwił określenie okresu orbitalnego oraz wydedukowanie masy i gęstości planety.

 

Astronomowie szacują wiek planety na co najmniej pięć miliardów lat. Rozmiary planety aktualnie szacuje się na 1,4 rozmiarów Ziemi (średnica rzędu 18 000 km). Masa planety wynosząca około siedmiu mas Ziemi wskazuje na dużą gęstość oraz na fakt, że jest to prawdopodobnie planeta skalista z gęstym żelaznym jądrem.

 

LHS 1140 może okazać się najlepszą kandydatką do przyszłych badań mających na celu charakteryzację jej atmosfery, o ile taka istnieje. Dwóch członków zespołu: Xavier Delfosse oraz Xavier Bonfils z CNRS i IPAG w Grenoble uważa, że „układ LHS 1140 może się okazać nawet lepszym celem badań planet w ekosferach niż Proxima b czy TRAPPIST-1. To naprawdę niesamowity rok pod względem odkryć planet pozasłonecznych!”.

 

W szczególności nadchodzące obserwacje za pomocą Kosmicznego Teleskopu Hubble’a pozwolą dokładnie oszacować ilość wysoko-energetycznego promieniowania docierającego do LHS 1140b, dzięki czemu będzie można dokładniej ustalić możliwość istnienia na planecie warunków sprzyjających do powstania życia.

 

 

Patrząc bardziej perspektywicznie – kiedy do użytku wejdą nowe teleskopy takie jak E-ELT, będziemy w stanie szczegółowo badać atmosfery planet pozasłonecznych, a LHS 1140b jest doskonałą kandydatką do takich badań.

 

 

Autor: Radosław Kosarzycki

Źródło: pulskosmosu.pl

Czy Kościół Katolicki naprawdę wie o co Bogu chodzi.

$
0
0

Biskupi wypowiadają się bardzo często w imieniu Boga. Ustalają święta, stwierdzają co jest grzechem a co nie, wyznaczają jak mamy
się zachowywać, jak myśleć, co oglądać i jeść. Czy biskupi naprawdę wiedzą to od Boga, czy Bóg im mówi co mają robić czy też sami wszystko wymyślają.

 

http://gry.interia.pl/newsy/news-katolicki-portal-udostepnil-liste-antychrzescijanskich-gier,nId,2384230

 

 

 

 

ps. Na liście nie znalazłam "Czarodziejek z księżyca" czy jest to przeoczenie, czy Bogu ten serial się jednak spodobał.

Co może znaczyć ten pentakl?

$
0
0

Moja przyjaciółka w sklepie z rzeczami używanymi znalazła taką szkatułkę z pentaklem lub białym pentagramem. Czy ktoś ma pomysł co to może być? Wygląda na starą, ale możliwe, że tylko jest tak specjalnie zrobiona, tego nie wiem. 18034009_1159481014160383_85877712586596

Telepatia

$
0
0

Obecnie doswiadczam telepatii. 

Osoby z ktorymi mam polaczenie telepatyczne twierdza ze wyznaja Buddyzm i to dzieki tybetanskim zdolnoscia parapsychicznym...czytaja moje mysli.

 

Jak sie tego nauczyc? Poniewaz telepatia jest wykozystywana przeciwko mnie.

 

Mam polaczenie telepatyczne z piecioma osobami, czytaja moje mysli oraz slysze glosy komentujace moje zachowanie,

moje mysli oraz wyobrazenia. Doslownie wszytsko o czym mysle.

 

Jak moge nauczyc sie kontrolowac i zatrzymac to zjawisko ?
Poprostu moje mysli trafiaja do drugiej osoby.

To jest nie do wytrzymania gdy od dwoch miesiecy slysze glosy osob ktorych znalem.

Przyznali sie do tego ze robia to z zemsty.

Bylem manipulowany.
Chcialbym poznac telepatie bardziej.

Jak moge sie od nich odciac?

Czytalem juz chyba wszytsko i nigdzie nie ma odpowiedzi.

Nie wiem...czy to ma cos wspolnego z czakra trzeciego oka?

 

Z gory dziekuje za odpowiedzi.

UFO otwiera portal i znika.

Dziwne zjawiska na przestrzeni kilku lat.

$
0
0
Witam. Zarejestrowalem sie tu specjalnie po to aby opisac wydarzenia ktore dotknely mnie jak i moja byla kobiete na przestrzeni 2-3 lat. Byc moze ktos z Was bedzie w stanie to w jakikolwiek sposob wytlumaczyc.
Zaczne jednak od tego, ze naleze do osob raczej racjonalnych i ciezko przekonac mnie do duchow, UFO i roznych takich bez przekonujacych dowodow. Jednak wydarzenia z lat 2012 - 2015 nie daja mi spokoju bo za kazdym razem, najczesciej w postaci snu wraca do mnie to co wowczas sie dzialo.
Z moja byla kobieta zaczelismy sie spotykac na krotko przed smiercia mojego ojca czyli w 2010 roku (wspominam o nim gdyz jego osoba pojawi sie w tej historii). Zmarl dokladnie 1 wrzesnia 2010 roku. No ale do rzeczy. W lipcu 2012 roku podjelismy decyzje o przeprowadzeniu sie do jej mieszkania (wczesniej przez ok pol roku je remontowalismy z perspektywa zamieszkania razem) w Katowicach ktore odziedziczyla po swoich dziadkach ze strony ojca. I od samego poczatku wszystko bylo jak najbardziej w porzadku. Natomiast trzaski mebli w kuchni (pod szafkami byly zamontowane jarzeniowki, gdy kladlismy sie spac i je wylaczalismy za normalne uwazalem stuki i trzaski powodowane zjawiskiem rozszerzania lub kurczenia sie materialow z powodu ciepla, jednak gdy teraz o tym mysle i przeprowadzalem pewne "eksperymenty", juz tak oczywiste to dla mnie nie jest), stukoty i rozne taki dochodzace z kuchni bagatelizowalem. Bagatelizowalem rowniez fakt gapienia sie kota w roznych miejscach w mieszkaniu w jeden punkt, a mialo to miejsce kiedy kotek stal sie juz dorosly i bylo to w granicy luty/marzec 2013. Czesto tez kot chowal sie pod komode gdzie musial sie niezle natrudzic zeby tam wejsc. Nadal jednak uwzam, ze wchodzenie kotow w rozne szpary i ciasne miejsca to takie normalne kocie sprawy.
Eskalacja "dziwnych sytuacji" nastapila na przestrzeni kwiecien - czerwiec 2013. Zaczelo sie od przerazliwego pisku naszego psa, ktora bedac w kuchni nagle z przerazliwym piskiem uciekla pod szafke w przedpokoju (czesto tam uciekala gdy cos nabroila itp, tam zapewne czula sie bezpiecznie). Gdy sprawdzilem co sie z nia stalo odkrylem ze jej siersc jest mokra i ciepla zarazem. Sprawdzajac kuchnie zobaczylem pekniety dzbanek na herbate (typowy dzbanek z Ikei, sadze ze nie jeden z Was albo go ma, albo u kogos widzial) ktora to herbate w nim pare minut temu parzylem. Pomyslalem wowczas iz pekl najpewniej od temperatury, moze mial wade, moze szklo mialo defekt, moze mikropekniecie etc...choc jak na dzbanek na herbate i tak bylo to dla mnie dosc dziwne. Z poczatkiem maja odkrylismy z moja kobieta, iz najpewniej kiedy wychodzila do pracy (ona wychodzila przed 7, ja zwykle pracowalem na 6) nie zamknela drzwi wejsciowych. Zapas kluczy mieli jej rodzice ale pytajac ich czy byli u nas odpowiedzieli, ze nie bylo ich tam. Sytuacja powtorzyla sie jakis tydzien lub dwa tygodnie pozniej, po czym zapadla decyzja o wymianie drzwi. Tak dla swietego spokoju. Zamontowalismy takze alarm. Zwykly prosty alarm ktory darl sie czasem w nieboglosy kiedy wylaczajac jego zabezpieczenie zrobilismy cos nie tak. Z czasem potrafil sie sam wlaczyc wiec ostatecznie go usunelismy bo byl na tyle irytujacy. Wracajac na moment do sytuacji z nie zamknietymi drzwiami, sprawdzilismy czy czegos nie zabraklo w mieszkaniu, jednak wszystko bylo ok. Juz po czasie wymiany drzwi zauwazylismy ze nie ma w regale jednej charakterystycznej filizanki. Sluzyla albo na kluczyk do piwnicy albo na drobniaki.
I jak gdyby nigdy nic, wszystkie dziwne sytuacje nagle ustaly. Jednak po jednej rozmowie z moja kobieta w mojej glowie pojawil sie pewnego rodzaju strach. Opowiedziala mi iz rozmawiala o tym z mama a rozmowa dotyczyla jednej sytuacji z pewnej nocy.
Nasza sypialnia znajdowala sie w bezposrednim towarzystwie przedpokoju przy drzwiach wejsciowych. W przedpokoju natomiast jeszcze na dlugo przed wprowadzeniem sie moja kobieta zamontowala sobie przypodlogowe swiatelka ledowe. Zamontowala tam lampki w kolorze czerwonym. Lubilem zostawiac je zapalone na noc, gdyz dobrze mi sie przy nich zasypialo, a drzwi od sypialni zawsze zostawialysmy otwarte.
Jednej nocy, gdzies w srodku nocy, jak opowiadala, przebudzila sie. Dodala tez, ze byla bardzo mocno zaspana i jak sama przyznala (ona jest jeszcze bardziej racjonalna niz ja) nie jest pewna czy to co zobaczyla bylo efektem jeszcze snu (przyznala ze nie pamieta dokladnie co jej sie snilo) czy to co widziala bylo faktem. Po mojej stronie lozka na jego brzegu siedziala kobieta w koszuli nocnej. Mowila ze widziala ja dokladnie dzieki tamtym czerwonym lampkom. Zbagatelizowala to jednak i polozyla sie dalej spac. Jak mowilem, prawdopodobnie w sennym amoku uznala ze to chyba byl sen. Jednak ta sytuacja miala miejsce przed tym dzbankiem i drzwiami. Powiedziala mi o tym bo uznala ze moze ma to wszystko jakis wspolny mianownik. Jej mama powiedziala jej, zeby natychmiast mnie obudzila gdyby znowu cos podobnego mialo miejsce.
Z tym ze od lipca 2013 nic dziwnego sie nie wydarzylo.
W sierpniu stracilem prace i zaczelo byc krucho z finansami, ale jakos dawalismy rade. We wrzesniu moja wyplata z nowej pracy byla bardzo krucha a ja mialem swoje potrzeby (jestem palaczem). Wtedy wlasnie moja kobieta zapytala mnie czy bralem cos z jej szuflady. Dodala ze miala tam funty w starym portfelu po wizycie w anglii sprzed kilku lat. Nigdy ich nie zamienila a czemu to juz jej sprawa jak mowila. Ja jednak nie mialem pojecia o funtach. Wiedzialem o tamtym portfelu ale nie znalem jego zawartosci jednak nigdy bym jej niczego nie podebral. Bylo by to zreszta glupie bo nie mialem az takich potrzeb finansowych.
Pazdziernik. Pukanie do drzwi. Otwieram a za drzwiami sasiad z koperta i slowem "to chyba do was". Przez folie na kopercie widoczny byl jej dowod osobisty. Zapytalem sasiada gdzie to znalazl, odpowiedzial ze na skrzynce pocztowej lezala ta koperta. W kopercie byly jeszcze jej karty kredytowe itp, zadnej jednak gotowki. Portfel w ktorym sie znajdowaly nie byl tez jakis szczegolnie drogi a jak sama mowila, gotowki w srodku miala moze pare zlotych. Ta sytuacja mocno nadszarpnela nasze relacje. Mialem wrazenie ze pojawila sie jakas nieufnosc miedzy nami. Staralismy sie jednak nie zwariowac, choc sytuacja z portfelem wywolala jej paniczny placz. Jak mowila, placila jeszcze za zakupy karta z tego portfela na chwile przed wejsciem do domu. W sklepie dobrze nas znali, wiec wykluczam ze zostawila portfel w sklepie. Jedyne co przyszlo mi do glowy to, ze musial jej gdzies jakos wypasc po drodze do domu. Tylko po co komu portfel z paroma zlotymi kiedy 95% jego zawartosci do niej wrocila?
W lutym 2014 dostalem premie w kopercie. Cala ta premie chcialem jej oddac, bo przez pewien czas mocno mnie wspierala finansowo. Wrocilem do domu, koperte zostawilem na stole wyszedlem z psem, odebralem kobiete z pracy, wrocilismy do domu, koperta byla pusta. Drzwi zamkniete. Czasu od odlozenia koperty do powrotu do domu minelo moze 1,5 godziny. Pojawily sie wowczas juz jakies podejrzenia czy moze ze mna jest cos nie tak? Albo z nia? I znow podejrzliwe mysli, zachowania spojrzenia etc. I znow spokoj na dluzszy czas. Latem 2014 wracajac z wakacji zauwazylismy ze nasze zdjecie lezy na szafce. Frontem do podstawy. Bylo to dziwne bo podporka ramki byla z tylu a zdjecie lezalo tak jakby ktos specjalnie je tak polozyl. W mieszkaniu nie bylo nikogo przez dwa tygodnie i nikt nie mial dostepu do mieszkania. Na wakacjach bylismy bowiem z jej rodzicami.
Nasz zwiazek ostatecznie zakonczyl sie w kwietniu 2015 w sytuacji kiedy doszlo miedzy nami do ogromnej awantury spowodowanej zniknieciem jej pierscionka ktory miala po zmarlej przed laty cioci. Wprost zapytala mnie wowczas "gdzie jest pierscionek i co z nim zrobiles?". Tego bylo zbyt wiele i zdecydowalem ze najlepszym wyjsciem jest rozstanie sie.

Po jakims czasie moja byla wspominala ze odkad sie wyprowadzilem nic z podobnych sytuacji sie nie wydarzylo. Kot zachowuje sie normalnie, nic nie znika, nic nie ginie, drzwi sa zawsze zamkniete.

Zawsze ginelo lub znikalo cos mniej lub bardziej drogocennego. Oskarzanie mnie o kradziez ze wzgledu na moje przejsciowe klopoty finansowe bylo racjonalne ale tak samo w takim razie ja moge oskarzac o kradziez jej ojca. Facet jest tak naprawde na utrzymaniu jej matki. Ma klopot z narkotykami i choc leczy sie to co miesiac przepieprza rente na dragi, znikajac przy tym na dzien lub dwa. Komplet zapasowych kluczy zawsze jest u jej rodzicow, jednak daleki jestem od mysli ze on to wszystko robil.

I to tyle z tej historii. Moglbym ja teraz totalnie zakonczyc ale dodam jeden jeszcze watek.

Co jakis czas, dosyc rzadko ale jednak, sni mi sie moj ojciec. Czesto w towarzystwie osoby lub postaci ktora ciezko mi jakkolwiek opisac, poza tym ze nie ma twarzy i zwykle jest ubrana na czarno z czarnymi gestymi wlosami. Kilka razy w trakcie takiego snu czuje paralizijacy strach. Raz zdaje sie, ze sie wybudzalem i beda w polsnie - polswiadomosci czulem jak wlosy jeza mi sie na glowie. Innym razem obudzilem sie w okolicach "nad ranem" twarza do sciany. Noc byla ciepla, ja bylem przykryty lecz czulem ogromny chlod. Pamietam ze bardzo balem sie wowczas obrocic w druga strone. Wszystkie te sny mam od momentu kiedy wyprowadzilem sie od mojej bylej.

To tyle. Jesli ktos dotarl do tego momentu, chyle czola ;)
Jesli natomiast ktos z Was jest w stanie jakos naprowadzic mnie na to co moglo mi/nam sie przytrafic, bede bardzo wdzieczny.

Wysłane z mojego HUAWEI P7-L10 przy użyciu Tapatalka

Wykopano skamieniałe jaja dinozaura

$
0
0

W mieście Foshan na południowym wschodzie Chin w prowincji Guangdong dokonano niezwykłego odkrycia. Znaleziono pięć jaj należących do dinozaurów roślinożernych. Jaja mają 70 milionów lat

 

 

 

1.jpg

 

 

- Znaleźliśmy pięć jaj, trzy z nich były zniszczone, ale nadal widoczne. Pozostałe odcisnęły się w skale. Jaja są okrągłe i należą do dinozaurów roślinożernych - powiedział archeolog Qiu Licheng.

 

 

Skamieniałe jaja pochodzą z okresu kredy i mają około 70 milionów lat. Zostały znalezione na głębokości ośmiu metrów w czerwonym piaskowcu.

- To odkrycie jest bardzo ważne dla naszych badań. Cała tutejsza okolica jest wyjątkowa z dwóch powodów. Występuje tu wiele minerałów, a także liczne skamieniałości, takie jak właśnie jaja dinozaurów z okresu kredy, czy zachowane w skałach szczątki ryb, pochodzące z paleogenu - powiedział szef biura geologów w Foshan Liu Jianxiong.
Teraz jaja będą badane w lokalnym muzeum.

 

 

2.jpg

 

 

Ustalenie co mogło było się z nich wykluć na pewno nie będzie łatwe. O ile w ogóle możliwe.

Nie po raz pierwszy w tym regionie w ręce archeologów wpadają interesujące znaleziska. Ostatnio na skamieniałe gniazdo dinozaura natrafiono w latach 80-tych ubiegłego wieku. W okresie Kredy obszar był jedną z wielu kotlin na obszarze obecnej prowincji Goangdong, co sprzyjało rozwojowi prehistorycznej fauny i flory.

 

 

 

źródło

 

Żołnierz, działacz, kibic, zbrodniarz. Twarze Żeljko Rażnatovicia

$
0
0

201412872927851734_20-590x410.jpg

 

Jest początek 2000 roku, Belgrad. Czterech elegancko ubranych mężczyzn wchodzi do hotelu InterContinental. Nie przyszli tam jednak szukać noclegu, ale faceta, którego otrzymali rozkaz zabić – z karabinów maszynowych wypuszczają dokładnie 38 pocisków, trzy z nich sięgają celu. Był nim Żeljko Rażnatović, znany jako „Arkan”.

 

Lista jego osiągnięć jest długa. Napady na bank, kradzieże, wymuszenia – to z czasów, gdy był zwykłym kryminalistą. Potem setki obitych twarzy w okresie intensywnego „kibicowania” Crvenej Zveździe Belgrad. Mordy wojenne – te w obronie uciśnionych Serbów, ale i bezwzględne masakry na cywilach, jak choćby w Vukovarze w okresie, gdy stał się liderem „Tygrysów”, bojówki w okresie wojny bałkańskiej. No i wreszcie ostatni okres, ostatnie osiągnięcia. To wlaśnie „Arkan” doprowadził prowincjonalny klub, FK Obilić do mistrzostwa Jugosławii, do gier w pucharach z Bayernem i Atletico Madryt.

Co łączy wszystkie te okresy? Zachowanie samego Rażnatovicia. Brutalność, siła i odwaga – niezależnie czy podczas obrabiania banków, czy ostrzeliwania wrogich wojsk. W identyczny sposób – głównie zastraszaniem – wygrywał też dla swojego klubu mecze…

 

***

 

Nieważne jak ambitną osobą może być piłkarz, ale gdy na szali znajdują się trzy punkty i zdrowie, lub nawet życie, to każdy sięgnie po to drugie. A taki wybór wtedy, pod koniec XX wieku na Bałkanach, oferował rywalom Obilicia legendarny Serb. Gracze dostawali w listach naboje jako sygnał ostrzegawczy. Odbierali telefony, w których informowano ich, że „nieznani sprawcy” przestrzelą im kolana. Co bardziej opornych zamykano w garażach, jeszcze innych wożono po mieście w bagażniku. Po co? By nie odważyli się przeciwstawić drużynie Arkana. I rzeczywiście, nikt nie był na tyle głupi, by umierać za futbol – sezon 97/98 przyniósł mistrzostwo beniaminkowi, który jeszcze rok wcześniej był drużyną amatorską.

Rażnatović cieszył się bowiem szacunkiem, z którego korzystał, by wzbudzać lęk. W lidze miał wpływ na wszystko: trenerów, sędziów, piłkarzy – jeśli jego zespół przegrywał, lub nawet remisował, po prostu wpadał do szatni rywali w przerwie i szybko wyjaśniał sprawę. Wprawdzie nie przychodził z karabinami, ale każdy miał świadomość, co to jest za człowiek. Gdzie przebiegała granica między respektem a zwyczajnym strachem?

– To się udzielało drużynom, które grały przeciwko Obiliciowi – mówił o Arkanie Aleksandar Vuković. Nikt nie chciał go spotkać, doszło nawet do tego, że w jednym z meczów piłkarze Crveny Zvezdy zamiast zejść w przerwie do szatni, zostali na boisku by uniknąć tej konfrontacji.

 

– Piłka przestała być grą, a zaczęła być odbierana jak wojna – wspominał Perica Ognjenović, niegdyś piłkarz Zvezdy, potem Realu Madryt. – Najlepiej zabijcie nas wszystkich – krzyczeli zawodnicy Vojvodiny Nowy Sad, po jednym ze spotkań.

Arkan zaszachował całą ligę, trzymał ją w garści. Ale wymagał posłuszeństwa nie tylko od rywali, także swoim zawodnikom wpajał twarde reguły. Piłkarze nie mogli tknąć alkoholu, papierosy były surowo zabronione, nawet taka bzdura jak kolczyk w uchu nie podlegała jakiejkolwiek dyskusji. – W klubie panował absolutny porządek, zupełnie jak w wojsku – mówił… Dragomir Okuka. Tak, to on był trenerem, gdy Obilić sięgało po mistrzostwo. A piłkarze – chętnie, czy niechętnie – przystawali na te zasady. Raz, że też czuli respekt wobec szefa, a dwa, ten płacił im naprawdę dobrze.

***

Lepiej żyć jeden dzień jak lew, niż 100 lat jak robak
~ Arkan.

 

***

Rażnatović to syn oficera jugosłowiańskich sił powietrznych, który walczył choćby w Belgradzie w czasie II Wojny Światowej. Ale Arkan nie chciał spełnić życzenia ojca i tak jak on wstąpić do wojska – miał inny plan na życie.

Wyjechał do zachodniej Europy i został zwyczajnym przestępcą, napadał głównie na banki. Goran Vuković, podobny jemu, powiedział kiedyś: z nas wszystkich, on okradł najwięcej banków. Wchodził do nich jakby to były sklepy samoobsługowe – nie miał sobie w tym równych. Złodzieja łapano i zamykano wielokrotnie, ale ten mało sobie z tego robił: uciekał Holendrom, Belgom i Niemcom. Bilet na Bałkany zapewniły mu dopiero paryskie władze, podpisując decyzję o deportacji.

 

Po powrocie do kraju, Rażnatović zaczął kręcić się wokół serbskiego futbolu. Dołączył do kibiców Crvenej Zvezdy, którzy szybko nabrali do niego szacunku i zaczęli traktować jak lidera. Bo zresztą Arkan znaczy właśnie lider. Żeljko sprawnie wspinał się wewnątrz tamtejszej hierarchii, gdy był coraz wyżej, wymagał coraz więcej – zmuszał resztę fanów do zdrowszego trybu życia, do poświęcenia się sztukom walki. Wprowadził wojskowy sznyt. – Byli głośni, lubili żartować, ale skończyłem z tym. Kazałem im ściąć włosy, regularnie się golić, przestać pić. Było tak, jak zawsze powinno być – wspominał. To on zmienił przydomek całej grupy – z Cyganów stali się Bohaterami. Znaczenie Arkana dostrzegł też sam klub i mianował go szefem ochrony.

 

Ale on nie lubił bronić, on wolał atakować, nawet gdy nie mógł się tym zająć osobiście. Mecz Dinamo Zagrzeb – Crvena Zvezda w 1990 nie miał żadnego znaczenia sportowego, tytuł mistrzowski już dawno zapewniła sobie ekipa z Belgradu – chodziło o politykę. Napięcie między Chorwatami a Serbami było ogromne, a wywieszane transparenty, typu „Zagrzeb jest serbski”, „Zabić Tudmana”(lider Chorwatów, dążący do uniezależnienia jego kraju od Jugosławii), tylko podgrzewały atmosferę. Naturalnie, że doszło do zadymy – główne role grali w niej właśnie Bohaterowie Arkana (choć on sam nie brał udziału, zajmował się ochroną sztabu szkoleniowego) i Bad Blue Boys, czyli ekipa z Zagrzebia. Nie wiadomo jakim cudem, ale nikt nie zginął, choć rannych zostało około 130 osób. Do historii przeszedł obrazek, kiedy Zvonimir Boban, później piłkarz Milanu i brązowy medalista Mistrzostw Świata, uderzył policjanta walczącego z chorwackimi kibicami. Zamieszki na stadionie Maksimir w Zagrzebiu były iskrą, która zapaliła lont pod wojną domowa w Jugosławii.

 

boban-kick.jpg

 

Boban rozpoczyna wojnę

 

W wojnie udział brał i Rażnatović. Żal mu było marnować to, co do tej pory zbudował – miał za sobą przecież dziesiątki wyszkolonych mężczyzn, gotowych do działania na każde jego skinienie. Bohaterów przekształcił więc w Tygrysy, jednostkę militarną walczącą w Chorwacji i Bośni. Faceci, którzy do tej pory okładali się kastetami, pałkami i nożami, teraz do ręki dostali karabiny. I z tej zmiany oręża zrobili, niestety, użytek. Mordy Arkana wyszły na jaw między innymi dzięki Ronowi Havivovi, który obserwował jego grupę i dokumentował wszystko na zdjęciach. To on widział i uwiecznił dramatyczne sceny, kiedy Tygrysy rozstrzeliwują wyciągniętego chwilę wcześniej z meczetu mężczyznę. Gdy zapłakana kobieta wybiega i chwyta zmarłego męża za rękę, czeka ją ten sam los.

 

ronhaviv005balkan-2.JPG

 

Wdowa opłakująca męża. Za sprawą Tygrysów, zaraz podzieli jego los.

 

Tygrysy nie znały litości. Wypędzali Bośniaków i Chorwatów z tych terenów, które po wojnie miały stać się własnością Serbii. Plądrowali domy w poszukiwaniu kosztowności. Wieść głosiła, że oddziały Arkana poznawano po czarnych paznokciach, brudnych od kopania w ziemi – bo w niej ukrywano choćby biżuterię. To Arkan i jego ludzie mieli grać główną rolę w masakrze w Vukovarze. Zginęło wtedy ponad 200 chorwackich cywilów, którzy szukali schronienia przed bombami w szpitalu.

Co ciekawe, dla części Serbów Arkan to wciąż bohater narodowy. Do dziś, gdy przyjdzie komuś odwiedzić choćby stolicę, co jakiś czas natrafi się na jego mural, plakat, czy inną formę upamiętnienia. Walczył w końcu o swój kraj, o swoje państwo. Metody? Wszystkie strony w tamtym konflikcie dopuszczały się czynów haniebnych – usłyszycie od serbskich nacjonalistów. – Nie nienawidziłem Chorwatów. Po prostu do nich strzelałem – mówił.

***

Jeśli ktoś wygrał na tej tragicznej wojnie, to na pewno był to Arkan. Splądrowane kosztowności, handel bronią, paliwem, ropą i hazard – to wszystko przyniosło mu spory majątek. Majątek, który chciał zainwestować w Zvezdę. Dokładniej – marzył o zakupie całego klubu. Działacze jednak odmówili mu tej przyjemności i szczęścia musiał szukać gdzie indziej. Przed Obiliciem na krótko bawił się w zespół z Kosowa, FK Prisztina. Ale tam wsławił się jedynie tym, że wygonił z niego wszystkich Albańczyków. Padło więc na Obilicia – przede wszystkim dlatego, że jego nazwa pochodziła od wielkiego serbskiego bohatera, którego sztylet miał dosięgnąć sułtana Murada podczas bitwy na Kosowym Polu, powstrzymując w ten sposób szarżujące na zachód imperium. Arkan widział samego siebie jako kolejnego z bohaterów wojennych, jako kolejnego Obilicia. Klub dopełniał jego wizerunku.

Arkan ogółem lubił swoją popularność, dbał o to, by nie schodzić z czołówek gazet i ust swoich rodaków. Dlatego nie poślubił też kogoś przypadkowego – przed ołtarzem sakramentalne tak powiedział Cecie, wtedy wschodzącej gwieździe serbskiej muzyki pop. Ceca w przyszłości miała odegrać ważną rolę – to ona przejęła FK Obilić, gdy klub dostał się do pucharów. UEFA nie pozwoliła sobie na to, by na czele jakiejkolwiek drużyny stał człowiek oskarżany o zbrodnie wojenne. No, przynajmniej żeby nie stał oficjalnie.

Przygoda zespołu z Europą była krótka. Tutaj już trzeba było pokazać umiejętności, a tych po prostu brakowało – nikt nie mógł już liczyć na szefa. W meczu z Bayernem, w Monachium, do przerwy było 0:0 i pewnie u siebie w kraju Arkan zrobiłby porządek. Ale tam? Miał wejść do szatni i grozić Kahnowi, Matthaeusowi i Elberowi? Bądźmy poważni. Skończyło się 4:0. W spotkaniach z Atletico Madryt nie było lepiej, Obilić nie zdobył nawet bramki, i odpadł po 0:3 w dwumeczu.

Po tych spotkaniach zespoły z rodzimej ligi zrozumiały, że Arkanowi można się postawić – zaczęły się jednoczyć, jego groźby nie robiły już takiego wrażenia. Nieformalny właściciel czuł się zniechęcony, z klubu odchodziły największe gwiazdy, między innymi Nikola Lazetić. W 2000 roku dopadł go taki sam los, jak ten, który zgotował setkom – dosięgły go trzy kule. Ceca wspomina tylko, że zmarł w jej ramionach, w drodze do szpitala. Zginął, bo wiedział za dużo – gdyby w końcu dopadł go haski trybunał, jego zeznania pogrążyłyby wielu.

Żona natomiast została sama z klubem, który nie bardzo ją interesował. Przez kilka lat zrobiła więc tyle ile mogła – zdefraudowała parę milionów euro, natomiast w 2003 roku policja z jej willi wyniosła pokaźny sprzęt, między innymi karabiny snajperskie. Za całokształt dokonań groziło jej siedem lat więzienia, ale znajomości, które zostawił mąż, sprawiły że odsiadka skończyła się na roku aresztu domowego i 1,5 mln euro grzywny. Co z Obiliciem? Rok temu zajęli ósme miejsce w międzymiejskiej lidze Belgradu.

 

arkan1_716042S1.jpg

 

*

Milos Obilić był serbskim bohaterem, który zatrutym sztyletem zabił tureckiego sułtana Murada, w czasie bitwy na Kosowym Polu. Arkan chciał zatruć futbol, ale ten znów się obronił.

 

Źródło: http://weszlo.com/2016/02/18/zolnierz-dzialacz-kibic-zbrodniarz-twarze-zeljko-raznatovicia/

 

Tak ode mnie: zbrodniarz, nie zbrodniarz wiem jedno - ŚLĄSK JEST POLSKI A KOSOWO SERBSKIE

Stworzenia, które mogą istnieć!

$
0
0

Cześć! dziś chciałbym się podzielić całkiem interesującym materiałem na temat kreatur, widywanych rzekomo przez ludzi. Jak myślicie?

czy coś w tym jest? sekret? Zastanawia mnie fakt istnienia różnych legend tworzonych na przestrzeni wieków często właśnie owianych tajemnicą. Zapraszam do obejrzenia materiału:

 

Breakthrough Listen - pierwsze wyniki

$
0
0

Opublikowano pierwsze wyniki poszukiwania obcych cywilizacji w ramach programu Breakthrough Listen. Udało się zarejestrować 11 ciekawych sygnałów, które skierowano do dalszej analizy.

 

2017_04_22_bl-1.jpg

Pierwsze wyniki w ramach Breakthrough Listen / kosmonauta.net

 

W lipcu 2015 informowaliśmy o rozpoczęciu programu o nazwie Breakthrough Initiatives. Inicjatywa ma na celu poszukiwanie obcych cywilizacji we Wszechświecie, w ramach której przeprowadzone będą dwa projekty: Breakthrough Listen oraz Breakthrough Message.

 

Nasłuch w ramach  Breakthrough Listen rozpoczął się w połowie grudnia 2015 roku. Projekt wykorzystuje dwa dwa potężne radioteleskopy – stumetrowy Green Bank Telescope (GBT) w USA oraz 64 metrowy Parkes Telescope w Australii. Celem Breakthrough Listen jest wykonanie najdokładniejszego z dotychczasowych przeglądów nieba na różnych pasmach radiowych. Skan w zakresie od 1 do 10 GHz ma objąć 10 razy większy obszar nieba i być ponad 50 razy bardziej czuły od poprzednich nasłuchów radiowych, przeprowadzonych w ramach projektu SETI.

 

Nasłuch nieba jest następujący: zwykle w tygodniu dla tej inicjatywy przeznaczanych jest kilkanaście godzin czasu pracy radioteleskopów, zazwyczaj w „paczkach” po kilka godzin.

 

Pierwsze wyniki Breakthrough Listen

 

Po szesnastu miesiącach nasłuchu ogłoszono pierwsze wyniki programu Breakthrough Listen. Uzyskane rezultaty dotyczą danych na paśmie L (1,1 do 1,9 GHz). Wyselekcjonowane gwiazdy były nasłuchiwane trzy razy przez czas 5 minut, przeplatanych 5 minutowym nasłuchem dla drugorzędnych celów. Taka procedura pozwoliła na analizę sygnału odebranego od wyselekcjonowanych gwiazd bliskich Ziemi. Następnie poszukiwane były sygnały wyraźnie wyróżniające się względem poziomu szumów (stosunek „Signal to Noise Ratio”, SNR). Łącznie zarejestrowano jedenaście takich sygnałów. Maksymalna wartość SNR w tych sygnałach zawiera się w zakresie od ok. 25 do prawie 3400. Lista sygnałów i ich sygnatura jest dostępna pod tym linkiem: https://seti.berkeley.edu/lband2017/index.html.

 

Dalsza analiza tych 11 sygnałów wyraźnie sugeruje jednak ich ziemskie, a nie poza-ziemskie pochodzenie. Jest to najczęstszy wynik nasłuchu radiowego i zwykle ma związek z pobliskimi naziemnymi nadajnikami radiowymi lub przelatującymi satelitami.

 

Program Breakthrough Initiatives ma trwać dziesięć lat. Łącznie w ramach Breakthrough Listen prawdopodobnie zostanie zebranych przynajmniej kilkaset sygnałów wyraźnie silniejszych od poziomu szumu. Oczywiście, jest bardzo mało prawdopodobne, by którykolwiek z tych sygnałów pochodził od innej cywilizacji, jednakże taka możliwość rozpala wyobraźnię naukowców na całym świecie i jest jedną z przyczyn realizacji programu.

 

 

Autor: Krzysztof Kanawka

Źródło: kosmonauta.pl

Szczątki drzewa (skamieniały pień) na Marsie (odkrycie Curiosity)?

$
0
0

Należący do NASA marsjański łazik Curiosity znowu przesłał na Ziemię kontrowersyjne zdjęcie. Wygląda na to, że udało mu się sfotografować pionowo stojący obiekt o wysokości około metra, który wygląda jak skamieniały pień drzewa.

 

Zaskakującą fotografię wykonano 25 marca 2017 r. Opinie na temat uchwyconego na niej obiektu są bardzo różne. Niektórzy uważają, że to szczątki prawdziwego drzewa, które kiedyś rosło na Marsie. Z drugiej strony może być to formacja utworzone przez lawę. Możliwe jest też wytłumaczenie zakładające, że mamy do czynienia z pareidolią, czyli doszukiwania się znajomych kształtów w przypadkowych obiektach. Trzeba jednak przyznać, że to rzeczywiście formacja ta wygląda bardzo podobnie do pnia.

 

Jak myślicie?

 

Żródło: http://nt.interia.pl/raporty/raport-niewyjasnione/strona-glowna/news-na-marsie-odkryto-cos-co-wyglada-na-skamienialy-pien-drzewa,nId,2386049

 

Drzewo marsjańskie.jpg

 

 

Jose Antonio Primo de Rivera - założyciel Falangi Hiszpańskiej

$
0
0

ja.jpg

 

JOSE ANTONIO PRIMO DE RIVERA Y SAENZ DE HEREDIA adwokat i polityk hiszpański, gorący patriota, założyciel Falangi hiszpańskiej. Był synem Miguela Primo de Rivera y Orbaneja, hiszpańskiego gene­rała. W młodym wieku, posiadając ugruntowaną pozycję materialną i znakomitą perspektywę pracy w sądowni­ctwie, opuścił dostatnie życie, by oddać się polityce. Od tej pory jego jedyną troską było uwolnienie Hiszpanii od niebezpieczeństwa upadku i rozkładu, jaki groził jej ze strony doktryn przesiąkniętych demagogią i separa­tyzmem. Dnia 29 października 1933 roku, podczas wiecu zorganizowanego w teatrze „Comedia” w Madrycie, Jose Antonio określił Falangę, jako ruch oparty na miłości do ludu, na sprawiedliwości społecznej i na religijności Ojczyzny. (Po tym wydarzeniu znacznie wzrosła liczba Jego zwolenników).

 

Choć nie był zwolennikiem parlamentu, przyjął man­dat poselski, aby skutecznie propagować swoją doktrynę. Odkąd został posłem, sprzeciwiał się podejmowaniu uchwał, które mogły prowadzić do rozczłonkowania Hiszpanii. Nie zgadzał się szczególnie na wprowadzenie osobnej konstytucji do Katalonii, co byłoby sprzeczne z tezą o jedności całej Hiszpanii. Działalność polityczna Jose Antonio zamyka się w trzyletnim okresie—od 1933 do 1936 roku. Przez tak krótki okres działalności zdołał doprowadzić do połączenia Falangi z J.O.N.S. (Juntas de Ofensiva Nationalsindicalista), założoną przez Ramiro Ledesmę Ramosa w roku 1931. (18 kwietnia 1937 roku, pod władzą generała Franco, nastąpiło zjednoczenie wszys­tkich trzech formacji tworzących hiszpański ruch narodo­wy, w organizację pod nazwą Falangę Espanola Tradicionalista y de la JONS).

 

pobrane.jpg

 

Jose Antonio Primo de Rivera został aresztowany 14 marca 1936 r. W dniu 5 czerwca przeniesiony z więzienia w Madrycie do Alicante, osądzony na procesie 13 listopada, w pięć dni później skazany na śmierć, zginął rozstrzelany dnia 20 listopada 1936 roku, w wieku trzydziestu trzech lat” — taką notę biograficzną współtwórcy ruchu nacjonalis­tycznego na Półwyspie Iberyjskim podaje encyklopedia hiszpańska.

 

„…Jesteście wolni i możecie pracować, gdzie chcecie. Nikt nie może was zmuszać, abyście zaakceptowali takie, czy inne warunki. Ale w takim razie: jeśli my jesteśmy bogaci, oferujemy warunki, które nam odpowiadają; wy, wolni mieszkańcy, jeśli chcecie, wcale nie musicie ich przyjmować; ale wy, biedni mieszkańcy, jeśli nie zgodzicie się na warunki, jakie my wam narzucamy, to umrzecie z głodu, jako ludzie wolni, otoczeni największym szacun­kiem.” — w tak ironiczny sposób, podczas zorganizowa­nego przed ponad 60 laty wiecu w Madrycie, skomen­tował Jose Antonio stosunek państwa do biedniejszych warstw społeczeństwa hiszpańskiego. Był to także, jeden z najprościej przeprowadzonych wywodów wyjaśniają­cych pojawienie się i sukcesy ruchu socjalistycznego.

 

„Dlatego musiał się (socjalizm) narodzić. Robotnicy musieli bronić się przed systemem, który obiecywał wiele praw, ale nie zapewniał godziwego życia. Ale — ostrzegał Jose Antonio — socjalizm, a zwłaszcza ten socjalizm, który stworzyli w gabinetach niewzruszeni w obojętności apostołowie socjalizmu, którym zawierzyli robotnicy… (socjalizm ten) nie widzi w historii niczego, poza grą gospodarczych resortów; znosi się wszystko, co duchowe: religia to opium dla ludu, Ojczyzna, to mit wykorzy­stywania biednych. To wszystko twierdzi socjalizm. Nie ma niczego poza produkcją i organizacją gospodarki. Robotnicy muszą więc dobrze popracować nad swą duszą, by nie pozostał w niej najmniejszy cień wartości du­chowych”. Te prawdy, wyrażane w prostych słowach, zjednywały mu wielu zwolenników.

 

Bardzo wcześnie, jak na mieszkańca tak odległego od komunistycznej Rosji kraju, dostrzegł niebezpieczeństwo sowieckie. Trzy lata przed faktycznym powstaniem „Fa­langi”, zdolny był do tego typu oświadczeń:

 

,,Hiszpania ma przed sobą do wyboru jedną z dróg: razem z rewolucjonistami lub przeciwko nim, lecz, aby nie było nieporozumień: rewolucja dzisiaj nie ogranicza­łaby się do obalenia monarchii, lecz naruszyłaby same korzenie społeczeństwa. Byłaby to rewolucja w stylu mo­skiewskim, która zlikwidowałaby instytucję rodziny, re­ligię, patriotyzm i sprowadziłaby na ludzi materialistyczne upodlenie, jednocześnie prowadząc do zubożenia wszystkich”.

 

pobrane.png

 

flaga Falangi Hiszpańskiej

 

Podobnie, jak nie mógł przyjąć idei socjalizmu, Jose Antonio odrzucił i poddał krytyce istniejący wówczas kapitalizm. „Kiedy mówimy o kapitalizmie… nie mówi­my o własności. Własność prywatna jest przeciwień­stwem kapitalizmu; własność jest bezpośrednim wzię­ciem w opiekę rzeczy należących do człowieka. Kapi­talizm zastępował tę własność przez dominację zdobyczy technicznych”. Niebezpieczeństwo takiego kapitalizmu wyjaśniał na przykładzie grupy chłopów, którzy zamiast oddawać mleko mleczarniom, tworzą własne przedsię­biorstwo, by bezpośrednio otrzymywać zyski. W chwili, gdy osiągają sukces, wielkie przedsiębiorstwo, mogące pozwolić sobie na stratę (czasową) kilku tysięcy dolarów, obniża cenę sprzedaży i tym samym rujnuje całą prowincję, by potem powrócić do praktyk monopolistycznego ustalenia cen — tym razem na pożądanym przez nie poziomie. Podobnie zdecydowanie wypowiadał się Primo de Rivera przeciwko tak modnym w jego kraju separatyzmom. Sam pochodząc z Andaluzji, dostrzegł potrzebę jedności, jako warunek istnienia silnej i wielkiej Hisz­panii. Stanowisko takie nie oznaczało, iż nie dostrzegał różnic w rozwoju poszczególnych prowincji. ,,Dziwi mnie, że jeszcze po trzech latach, ogromna większość współrodaków, którzy nas sądzą, nie próbowała nas zrozumieć, a wręcz nie przyjmowała do wiadomości, ani nie akceptowała żadnych na nasz temat informacji” — pi­sał Jose Antonio w swoim Testamencie, w przeddzień wykonania na nim wyroku śmierci. Poprzedniego dnia wyjaśniał po raz ostatni przed sądzącym go trybunałem „ludowym” czym jest Falanga: „zauważyłem jeszcze raz, jak wiele twarzy, z początku nieprzyjaznych, powoli rozjaśniało się najpierw małym zdziwieniem, potem sympatią.” Wyrażał nadzieję, że jego krew będzie ostatnią przelaną w wyniku wewnętrznych sporów. Nie wiedział, że wojna narodowa potrwa jeszcze trzy lata. Testament, który pozostawił, przesiąknięty jest zarów­no wiarą w Boga, jak i duchem przebaczenia, a pierwszy, z czterech punktów „klauzuli”, wyraża życzenie po­chowania go ,,według rytu religii rzymsko-katolickiej, w ziemi pobłogosławionej, pod znakiem Krzyża Świętego”.

 

Jego doczesne szczątki ostatecznie złożone zostały w Valle de los Caidos (Dolinie Poległych) pod Madrytem, w miejscu, gdzie spoczywają ludzie najbardziej zasłużeni dla narodu hiszpańskiego.

 

Źródło: http://www.nacjonalista.pl/2010/11/22/slawomir-bardski-jose-antonio-primo-de-rivera/

 

Postanowiłem przybliżyć sylwetkę Primo de Rivery, gdyż niewiele osób wie o tym że ktoś taki chodził po ziemi, a szkoda bo dla ruchów narodowych w Hiszpanii jest męczennikiem Krucjaty Antykomunistycznej, ciekawostką jest też fakt że zginął tego samego dnia co Caudillo Hiszpanii - Generał Franco, tyle że ich śmierć dzieli parę dekad.

Upadek Griseldy Blanco - królowej kokainy

$
0
0

120904084636-griselda-blanco-story-top.jpg

 

Jak to możliwe, że w kolumbijskim maczystowskim społeczeństwie to kobieta była zdolna do zbudowania przemytniczego imperium?

 

W kolumbijskim Medellin wrześniowe popołudnia bywają bardzo upalne. Wycierając pot z twarzy, starsza pani weszła do sklepu mięsnego w dzielnicy Belén. Przez pół godziny wybierała towar. Potem przysiadła na taborecie, którego zawsze użyczali jej ekspedienci i czekała na spakowanie zakupów. Przed sklep podjechało dwóch mężczyzn na motocyklu. Jeden z nich wszedł do środka i nie zdejmując kasku, wyciągnął rewolwer, po czym wpakował jej dwie kule w głowę. Kiedy padła na posadzkę, spokojnym krokiem wyszedł na ulicę i odjechał.

 

Tak 3 września zginęła 69-letnia Griselda Blanco - Kolumbijka, która w latach 70. i 80. dosłownie zasypała kokainą Stany Zjednoczone. Za sprawą krwawej łaźni, jaką zafundowała Miami, przez dekady to miasto nazywano ''stolicą zbrodni''. Gdyby nie jej metody, twórcy filmu ''Człowiek z blizną'' albo serialu ''Policjanci z Miami'' nie mieliby źródła inspiracji.

 

Najpierw zabijała, potem myślała

 

Po raz pierwszy zabiła jako 11-latka. Razem z grupą dzieciaków porwała dla okupu dziesięcioletniego chłopca z bogatej rodziny. ''Bliscy ofiary nie zareagowali na czas. Griselda przystawiła broń do głowy chłopca i nacisnęła spust. To była pierwsza z długiej listy jej ofiar'' - pisał Ethan Brown w czasopiśmie ''Don Juan''.

 

- El Mono, który zabijał na jej zlecenie, opowiadał mi, że poznał ją w 1976 roku. Miał wtedy 17 lat i uczestniczył w imprezie w jednej z willi Blanco. W pewnym momencie na środek salonu wprowadzono czterech chłopaków, których podejrzewała o zdradę. Zastrzelono ich na oczach gości, a ciała wywieziono na wysypisko śmieci - opowiada José Guarnizo, szef działu śledczego prestiżowego kolumbijskiego dziennika ''El Colombiano''. Służący zmyli krew, muzycy zaczęli grać, kieliszki znów były pełne, a Griselda wzniosła toast i krzyknęła: ''Niech trwa zabawa!''.

 

10-griselda-blanco-1456257993.jpg

 

- Najpierw zabijała, potem myślała - ciągnie Guarnizo, który pisze o niej książkę. - A jeśli pojawiały się jakieś wątpliwości co do winy ofiary, wzdychała: ''No cóż, umarł sobie...''.

 

Zafascynowana filmem Francisa Forda Coppoli kazała nazywać się matką chrzestną, a najmłodszego syna nazwała Michael Corleone. - W tamtych czasach rzeczywiście była matką chrzestną handlu kokainą - wspominał Jorge ''Rivi'' Ayala w filmie dokumentalnym ''Cocaine Cowboys'' o wojnie narkotykowej w Miami, którą rozpętała Griselda. Rivi był jej cynglem i najbardziej zaufanym człowiekiem. Kiedy w połowie lat 80. policja rozbiła jej gang, zaczął sypać. Przyznał się do 29 zabójstw na jej zlecenie. Opowiadał o stylu, w jakim eliminowała konkurentów: - Do mojego domu wchodzi Griselda, jakby była u siebie. Żona akurat usmażyła rybę. Je i opowiada, jak porąbali człowieka na kawałki. Ona go zastrzeliła, a Cumbamba pociął, wsadził ciało do pudełka i owinął jak prezent - z kokardką i karteczką. Zostawili je kilka przecznic stąd. Pytam, czy zawsze tak robią, a ona na to, że lubi ciąć ludzi na kawałki i wyrzucać.

 

Miała obsesję na punkcie swoich dzieci i nie wahała się wydać wyroku na zabójcę, który dla niej pracował, kiedy ten obraził jej syna. Chucho Castro był idolem 18-letniego Osvaldita, który już wtedy uczył się kokainowego biznesu i sprzedawał 400 kg kokainy miesięcznie. W 1982 roku Osvaldo bawił się w klubie z kumplami i dziewczyną. Chucho mieszkał niedaleko, więc chłopak pomyślał, że prześpi się u niego. Nad ranem z piskiem opon wjechał na trawnik, pod same drzwi. Zdenerwowany Chucho kazał mu iść precz. Osvaldo zagroził mu, że powie matce, jak go traktuje. - Walę twoją matkę, możesz jej to powtórzyć - powiedział Kolumbijczyk i kopnął Osvalda w tyłek. Kilka dni później na rozkaz Griseldy Rivi i inny sicario pojechali zapolować na Chucha.

 

Kiedy zrównali się z jego samochodem, Rivi zaczął strzelać. Mimo przebitych opon Chucho uciekł na autostradę i zgubił pościg. - Na drugi dzień Griselda mówi, że synek Chucho nie żyje. Spał na siedzeniu pasażera. Zabłąkane kule przeszły przez szybę i trafiły dwulatka w głowę - wspominał Ayala.

 

To była jej najmłodsza ofiara. - Griselda powiedziała: ''Przynajmniej ma za swoje''. Nawet nie było jej przykro - mówił Rivi.

 

Produkt epoki przemocy

 

Pablo Escobar, słynny kokainowy baron kartelu z Medellin, którego Griselda uczyła przemytniczego fachu, kiedy ten był jeszcze zwykłym złodziejem samochodów, uznał, że działania Griseldy psują wszystkim biznes. Poprosił ją, żeby unikała niewinnych ofiar. Odpowiedziała mu: ''Pieprzę ich. Będę robić, co mi się podoba''.

 

Lubiła prowadzić wojnę. - Codziennie mówiła: musimy rozwalić tego, musimy zdjąć tamtego. Sprawiało jej to przyjemność - opowiadał Rivi. Z tą diagnozą zgadza się kolumbijska pisarka Susana Castellanos, która historią Griseldy zamyka swoją książkę ''Perwersyjne kobiety w dziejach'': ''Z 40 kobiet, które opisałam, tylko trzy - Elżbieta Batory, Ilse Koch i Griselda Blanco - naprawdę czerpały przyjemność z torturowania lub mordowania. Reszta robiła to z powodów politycznych, na przykład żeby zapewnić sobie sukcesję tronu''.

 

Castellanos nie potrafi wyjaśnić, jak to możliwe, że w kolumbijskim maczystowskim społeczeństwie to kobieta była zdolna do zbudowania przemytniczego imperium. - Griselda jest produktem epoki La Violencia. Wychowała się wśród codziennych masakr. Trupy leżały na każdej ulicy. Ulubioną zabawą dzieci w tamtym czasie było kopanie dołów, do których wrzucały zwłoki, a potem je zasypywały - tłumaczy José Guarnizo.

 

La Violencia, czyli Przemoc, to jeden z wielu czarnych okresów w historii Kolumbii. Ta wojna domowa w latach 1948-58 między zwolennikami Partii Konserwatywnej i Partii Liberalnej pochłonęła ponad 200 tys. ofiar i zmusiła 2 mln Kolumbijczyków do emigracji.

 

0702_farc_g.jpg_1858568678.jpg

 

Od biustonoszy do kontenerów

 

273541_100001809840543_530899_n1.jpg

 

W takiej Kolumbii, w małej mieścinie niedaleko Kartageny 15 lutego 1943 roku urodziła się Griselda Blanco. Jej ojcem był bogaty latyfundysta senor Blanco, u którego jej matka Ana Lucia Restrepo pracowała jako służąca. Kiedy Blanco dowiedział się o ciąży, wyrzucił ją. - Ana i Griselda włóczyły się po biednych dzielnicach Medellin. Obie zostały prostytutkami, a Griselda wkrótce zaczęła zarabiać na życie także jako kieszonkowiec - mówi Susana Castellanos.

 

Trudno wyobrazić sobie biedę, w jakiej się wychowała. Razem z rodzeństwem mieszkała w blaszaku postawionym na gołej ziemi wśród tysięcy podobnych ruder. Jej matkę codziennie odwiedzali różni mężczyźni, którzy dobierali się też do Griseldy. - Pewnego dnia jeden z kochanków matki próbował ją zgwałcić. Kopniakami i paznokciami zdołała się obronić, a kiedy opowiedziała matce, co się stało, ta pobiła ją, twierdząc, że chciała odebrać jej klienta - opowiada Castellanos.

 

14-letnia Griselda uciekła wtedy z domu i poznała swojego pierwszego męża Carlosa Trujillo. - To był drobny przestępca, specjalista od fałszowania amerykańskich wiz i przemytu ludzi do USA - mówi José Guarnizo. Zamieszkali w nowojorskim Queens. Owocem ich związku byli trzej synowie: Dixon, Uber i Osvaldo. Griselda bardzo przytyła po urodzeniu Osvalda, ale wciąż pozostawała atrakcyjna. Mężczyźni uwielbiali ją, mimo że była jąkałą. Tej wadzie wymowy zawdzięcza jeden z pseudonimów - ''La Gaga'', czyli ''Jąkała''.

 

W 1968 roku Griselda wdała się w romans z przyjacielem Carlosa Albertem Bravo. - Pochodził z zamożnej, szanowanej rodziny z Medellin. Był zainteresowany biznesem z przyszłością - przemytem koki do USA. Trudno powiedzieć, czy Griselda była zafascynowana bardziej nim, czy zyskami z jego interesu - tłumaczy Guarnizo.

 

Dwa lata później jej mąż odkrył ich romans i brutalnie pobił Griseldę. Rok później zmarł na marskość wątroby w nowojorskim szpitalu. Griselda z trudem cedziła słowa, ale decyzje w biznesie podejmowała bez zająknienia - natychmiast wsiadła w samolot lecący do Medellin i poślubiła Bravo.

 

Po zmarłym mężu przejęła interes fałszywych wiz i zaczęła wykorzystywać emigrantów do przemytu kokainy. - W dzielnicy był szewc zwany Tono. Matka chrzestna kazała mu przerabiać buty tak, żeby w obcasach można było chować narkotyki - opowiada Guarnizo. Producenci bielizny szyli dla Blanco specjalne biustonosze i majtki, w których kobiety mogły przemycać towar.

 

Razem z Bravo zgromadzili 26 tys. dol. - oszałamiającą sumę jak na kolumbijskie warunki. Ale ich apetyt szybko rósł. Szmugiel w stanikach zamienili na regularne loty samolotami, którymi sprowadzali kokainę kontenerami.

 

- Już w 1972 roku Blanco i Bravo byli dostawcami dla najważniejszych włoskich rodzin mafijnych z Nowego Jorku. Sprowadzali tonę miesięcznie, zarabiali 10 mln dol. tygodniowo - mówi Billy Corben.

 

Griselda, która do 13. roku życia chodziła boso, teraz mogła wybierać z trzystu par butów, siedząc w garderobie swojego kilkusetmetrowego apartamentu w Nowym Jorku. W garażu stały najdroższe samochody świata. Ze swojej kolekcji drogiej biżuterii najbardziej szczyciła się pierścionkiem z brylantem, który kiedyś należał do Evity Perón. - Herbatę piła z porcelanowego serwisu Elżbiety II, który skradziono podczas podróży brytyjskiej królowej do Kanady. Często latała do Brazylii, gdzie robiła sobie operacje plastyczne, które kosztowały wtedy fortunę - wylicza Susana Castellanos.

 

Czarna wdowa

 

Firma Blanco-Bravo, której klientami były między innymi gwiazdy kina i sportu, rozrosła się do takich rozmiarów, że agencja antynarkotykowa DEA wzięła ją pod lupę. Nazwisko matki chrzestnej po raz pierwszy pojawia się w jej raportach w 1973 roku. Dwa lata później DEA ma już wystarczająco wiele dowodów, żeby zacząć - wówczas największy w USA - rajd antynarkotykowy.

 

Aresztowano ponad 30 osób, ale Griselda zapadła się pod ziemię. Operacji nadano kryptonim ''Banshee'' zapożyczony z irlandzkiej mitologii. Oznacza kobiecą zjawę zwiastującą bliską śmierć kogoś z rodziny.

 

Tego samego roku Griselda pojawiła się w Bogocie. Na płycie lotniska czekał na nią sznur czarnych limuzyn. Mierząca 150 cm, ważąca 75 kg kobieta o szerokiej, owalnej twarzy, która zupełnie nie pasowała do stereotypu seksownej kokainowej femme fatale wysiadła ze swojego odrzutowca i kazała zawieźć się prosto do Alberta Bravo.

 

W tym momencie ich imperium obracało tonami kokainy i zatrudniało ponad półtora tysiąca dilerów. Ale im bardziej Griselda i Bravo się bogacili, tym częściej kłócili się o pieniądze. - Obwiniała go o złe zarządzanie biznesem. Poza tym miała do niego żal, że pochodzący z elitarnych kręgów Bravo nie chciał przedstawić jej swojej rodzinie ani możnym przyjaciołom - tłumaczy Susana Castellanos.

 

Miłość Alberta i Griseldy gasła. Nie pomogły nawet gesty Bravo, który na gwiazdkę podarował jej pozłacany, inkrustowany diamentami i szmaragdami pistolet maszynowy Uzi.

 

Griselda zabiła w końcu męża na parkingu dyskoteki. Od tej chwili przylgnął do niej kolejny przydomek - ''Czarna Wdowa''.

 

Nie musząc dzielić się z nikim zyskami, w 1978 roku postanowiła przenieść biznes do Miami. Na krótko przed odlotem poślubiła swojego kochanka Daria Sepulvedę, który razem z dwoma braćmi żył z napadów na banki. Urodził im się wtedy Michael Corleone.

 

- Z Dariem Griselda też nie mogła się dogadać. Szczególnie w kwestii edukacji Michaela. On chciał, żeby poszedł do dobrej szkoły, ona, która nie chodziła nigdy do żadnej szkoły, nie uważała tego za konieczne. W końcu ojciec porwał syna do Kolumbii. Któregoś dnia policja zastrzeliła Daria w Medellin, kiedy ten odwoził syna do szkoły. Griselda szybko sprowadziła chłopca do Miami. Można się tylko domyślać, jaką łapówkę musiała zapłacić policji - mówi Castellanos.

 

Koniec fiesty

 

Griselda_Blanco_Medellin.jpg

 

W lipcowe popołudnie 1979 roku kokainowy mafioso i dłużnik Griseldy Germán Jiménez wraz ze wspólnikiem szukali drogiej whisky w centrum handlowym Dadeland Mall w Miami. Zanim kupili alkohol, pod sklep podjechała biała furgonetka, z której trzech cyngli Griseldy otworzyło do nich ogień. Jiménez i jego kumpel zostali dosłownie rozerwani na strzępy.

 

- Policja była w szoku. Wszędzie leżało szkło i łuski nabojów. Na parkingu stały podziurawione auta, z baków lało się paliwo. To w wojnie kokainowej była pierwsza strzelanina w biały dzień, w miejscu pełnym niewinnych ludzi. Wystrzelili 86 serii - opowiada Billy Corben.

 

Policja znalazła furgonetkę porzuconą na tyłach sklepu. Dziennikarze nazwali białego forda ''wozem bojowym''. - Boki były wzmocnione stalowymi płytami o grubości prawie cala. Wóz miał otwory strzelnicze, a w środku znaleziono arsenał - kilkanaście rodzajów broni - mówi reżyser.

 

Samochód miał z boku napis: ''Imprezy Happy Time''. Ale żądza krwi matki chrzestnej doprowadziła do końca fiesty. Policja, która do tego czasu nie zamknęła żadnej sprawy związanej z kokainowymi porachunkami, zdała sobie sprawę, z czym ma do czynienia. - Miami to był raj. Słońce, plaże, piękne kobiety, oaza spokojnej starości dla emerytów. Wraz z przybyciem Griseldy na Florydę rozpoczęła się era kokainowych kowbojów - tłumaczy José Guarnizo.

 

Miami na początku lat 80. uznano za najniebezpieczniejsze miejsce świata. W 1976 roku zginęły tam 104 osoby, pięć lat później - 621. - W kostnicach nie było miejsc, więc policja wypożyczała chłodnie od Burger Kinga - opisuje Billy Corben. Za większością tych morderstw stała Blanco i to za jej sprawą rząd federalny zrozumiał, że Miami zaczęło przypominać Dziki Zachód.

 

Pod koniec 1981 roku wiceprezydent George Bush polecił stworzyć CENTAC 26 - specjalną jednostkę do walki z narkoprzemytem. Zaczęły się masowe aresztowania, wojsko dostało pozwolenie na strzelanie do samolotów i łodzi przemycających kokainę. Na efekty nie trzeba było długo czekać - w ciągu dwóch lat liczba przestępstw spadła o połowę, a ilość konfiskowanej kokainy wzrosła o 2500 proc.

 

Matka chrzestna zaczęła tracić samokontrolę. Łamała podstawową zasadę biznesu: trzymaj nos z dala od towaru, którym handlujesz. Jej paranoję pogłębiał też alkohol. - Potrafiła zamykać się na wiele dni w swoim pałacu w Biscayne Bay, którego pilnował owczarek niemiecki. Wołała na niego Hitler - mówi Castellanos.

 

Trzymała gotówkę w pięciu ogromnych pokojach. - Często tam siadała i godzinami banknot po banknocie liczyła swoje miliony, bo chciała dokładnie wiedzieć, jak jest bogata - tłumaczy José Guarnizo.

 

Czuła na karku oddech agentów DEA i przeniosła się do Kalifornii. Pablo Escobar, który kontrolował kokainę wchodzącą przez Miami, był wściekły, że jej metody sprowokowały władze do działania. Uznał przeprowadzkę Blanco za okazję, żeby podciąć jej skrzydła, i przestał wysyłać matce chrzestnej towar. Ale Griselda miała inny pomysł na zaopatrzenie. Zaprzyjaźniła się z Martą Ochoą - siostrzenicą Fabia Ochoi, drugiego bossa kartelu z Medellin. Od Ochoi dostała tyle kokainy, ile chciała, ale znów grała według własnych reguł.

 

- Postanowiła, że nie zapłaci za półtorej tony, które wzięła. Wtedy rodzina Ochoa całkowicie wstrzymała dostawy do USA. Chcieli wyjaśnić sprawę. Griselda, która sparaliżowała rynek, wymyśliła, że zabije Martę Ochoę i powie, że dała jej pieniądze, a siostrzenica najwyraźniej oszukała wuja - opowiada Susana Castellanos. Kilka dni później zwłoki kobiety znaleziono w zaroślach przy szosie. To był początek końca królowej kokainy. Teraz jej głowy chciały i policja, i kartele.

 

Egzekucji nie będzie

 

Griselda wyszła na werandę swojego niewielkiego domu w kalifornijskim Irvine i pocałowała ukochanego Michaela Corleone w czoło, a potem wróciła do środka. Niania właśnie zabierała chłopca na spacer. Był słoneczny poranek 17 lutego 1985 roku i te gesty matczynej czułości obserwował razem z oddziałem swoich ludzi agent Bob Palombo, który od dziesięciu lat polował na Kolumbijkę. Otoczyli dom. Palombo zapukał do drzwi. Otworzyła Ana, matka Griseldy. Wszedł na drugie piętro i zobaczył ją siedzącą w piżamie na łóżku. ''Czytała sobie Biblię. Czegoś takiego się nie spodziewałem. Spojrzała na mnie zaskoczona. »Griselda, w końcu się poznaliśmy «, powiedziałem do niej'' - wspominał Palombo w wywiadzie dla ''Miami Herald''. Zaskoczenie Griseldy musiało być jeszcze większe, kiedy agent kazał jej wstać i pocałował ją w policzek: ''Wiele lat temu obiecałem swoim ludziom, że to zrobię''. Griselda nie wypowiedziała ani słowa.

 

Palombo i amerykańska opinia publiczna byli pewni, że Blanco usmaży się na krześle elektrycznym: oskarżono ją o 40 zabójstw (podejrzewana była o ponad 200) i przemyt ton kokainy. Ale stało się coś, czego nikt się nie spodziewał. - Wyszło na jaw, że Rivi, główny świadek oskarżenia, uprawiał seks przez telefon z sekretarką głównego prokuratora. Wiarygodność świadka runęła jak domek z kart - tłumaczy José Guarnizo.

 

Sprawa skończyła się umową z obrońcami: matka chrzestna przyznała się do przemytu i została skazana na... 19 lat. ''Czuliśmy się zdradzeni przez system'' - żalił się Palombo.

 

Królowa wraca do domu

 

W czerwcu 2004 roku Griselda Blanco wyszła na wolność i natychmiast deportowano ją do Kolumbii. Z najbliższej rodziny pozostało jej tylko dwóch synów - Dixon, który mieszka gdzieś w Kolumbii, i rezydujący w Miami Michael Corleone. Osvaldo i Uber zostali zastrzeleni przez ludzi Pabla Escobara w 1992 roku.

 

- Wszyscy byli pewni, że jej śmierć to kwestia dni - mówi Susana Castellanos. Ale królowa koki żyła jeszcze osiem lat. - Niewiele osób wiedziało, że wróciła. Paradoksalnie, była bardziej znana w USA niż w kraju - tłumaczy pisarka.

 

Griselda wróciła do rodzinnej dzielnicy Antioquia na obrzeżach Medellin, która wciąż jest dystryktem biedoty i gangów narkotykowych. - Mieszkańcy mówili mi, że mieszkała tam przez pierwsze cztery lata. Ale z czasem czuła się coraz pewniej i już w 2008 roku zamieszkała w okazałym domu w willowej dzielnicy i jeździła po Medellin czarną mazdą 6 - opowiada José Guarnizo.

 

Ponieważ w skorumpowanej Kolumbii kartoteka policyjna Blanco była czysta jak kokaina, którą handlowała, zachowała cztery inne domy, za których wynajem miała 11 tys. dol. miesięcznie. Dwa razy w tygodniu chodziła do fryzjera. Była uzależniona od salonu piękności.

 

Dlaczego zginęła akurat teraz? I kto kazał ją zabić? Policyjne śledztwo trwa. - Osoby z jej otoczenia mówią, że to mogła być zemsta jakiegoś starego, zubożałego gangstera. Zabójstwo Griseldy nie kosztowało dużo: nie było wielkiej akcji, komanda uzbrojonych strzelców - mówi Guarnizo.

 

Dla agenta Palombo okoliczności jej śmierci są symboliczne: - Rzeźnik zginął w rzeźni z ręki zabójcy na motorze. To metoda, którą ona sama wymyśliła. Dla mnie to poetycka sprawiedliwość.

 

Pochowano ją na cmentarzu Jardines Montesacro w Medellin. Dwa autokary dowiozły na pogrzeb chłopaków z Antioquii - dzielnicy, w której stała się prostytutką, kieszonkowcem, przemytniczką i morderczynią, ale też ulubienicą biednych dzieci, które obsypywała prezentami na Gwiazdkę. - Żałobnicy przekazywali sobie butelkę spirytusu i płakali: ''Ciociu, nie odchodź!'' - opisuje José Guarnizo, jeden z dwóch dziennikarzy, którym pozwolono być na ceremonii.

 

W sumie żegnało ją ponad sto osób, wśród nich jej syn Dixon, siostra, wnuki i siostrzeńcy. Michael Corleone nie mógł przylecieć z Miami, bo od maja przebywa w areszcie domowym za handel kokainą.

 

Nad jej grobem, który leży tylko 120 metrów od miejsca pochówku Pabla Escobara, orkiestra mariachis zagrała kawałek ''Wieczna miłość''. ''Zmuszam swoją pamięć, żeby cię zapomniała, bo ciągle myślę o wczorajszym dniu.'' - śpiewali.

 

Ale o Griseldzie Blanco świat szybko nie zapomni. Oprócz serialu HBO w produkcji są trzy filmy fabularne o matce chrzestnej. Jeden reżyseruje Mark Wahlberg, który w wywiadzie dla MTV News wyznał, że Jennifer Lopez ''oszalała'' na punkcie tej roli. Produkcją innego kieruje Drena De Niro, córka słynnego aktora. - Życie tej kobiety jest interesujące pod każdym względem. Będziemy z nią konsultować scenariusz - mówiła na antenie kolumbijskiego W Radio w kwietniu 2011 roku.

 

Griseldy Blanco nikt już jednak nie zapyta o jej historię, o to, czy kiedykolwiek bała się śmierci, ani o to, do czego potrzebna jej była góra mięsa (za równowartość ponad 500 zł) którą kupiła krótko przed tym, zanim dopadła ją przeszłość.

 

e8e9774abaa5aff0f144082fc10147fe.jpg

 

Źródło: http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,53662,12869258,Upadek_Griseldy_Blanco___krolowej_kokainy.html?disableRedirects=true

 

Parę zdjęć dodałem bo sam artykuł opatrzony był zaledwie jednym. Powiem szczerze że zdziwiłem się brakiem jakiejkolwiek wzmianki na forum o Griseldzie, postać dość medialna i ciekawa więc wrzucam. RIP


Diabelska Dziura – brama do środka Ziemi?

$
0
0

Diabelska Dziura – brama do środka Ziemi?

W lasach pasma Manastash w stanie Waszyngton ma znajdować się bezdenna Diabelska Dziura. Jej głębokości nigdy nie udało się ustalić. Choć miejscowi od setek lat wykorzystywali ją jako śmietnik, nie zdołali jej zasypać, a wielu było przekonanych, że na jej dnie śpi licho.

 

536eadb11bb5e.gif

Na początku kwietnia br. Michele Thompson z Tonopah (Arizona) poinformowała lokalne media, że podczas spaceru z synkiem Hectorem natknęła się na wielką dziurę w ziemi. Nie było to naturalne zapadlisko – otwór był niemal doskonale okrągły, a jego ściany wybetonowano. Ciekawski Hector wrzucił do dziury kilka kamieni. Nim uderzyły w dno, przeleciały dobrych kilka metrów.

 

Spuszczona na dno 9-metrowego otworu kamera pokazała stertę śmieci, w tym stare wiadro. Choć pani Thompson uznała, że to dawna studnia, której wieko ukradli złomiarze, eksperci wykluczyli taką możliwość. Właściciel terenu, którym była państwowa agencja obiecał zbadać sprawę, jednak kilka dni później Thompson odkryła, że dziurę potajemnie zasypano.

 

Informacja o tym wywołała falę komentarzy w internecie. Pojawiły się też teorie spiskowe – jak to w Stanach, gdzie miejskie legendy o tajemnicach skrywanych przez rząd często żyją własnym życiem. Przy okazji przypomniano sobie podobną, choć bardziej niesamowitą historię sprzed lat. Chodziło o tzw. Diabelską Dziurę z lasów pasma Manastash na północnym zachodzie kraju.

 

Dziwna historia Mela Watersa

 

Wśród łagodnych stoków gór Manastash w okolicach miasta Ellensburg (Waszyngton) leżeć ma tajemnicza "anomalia geologiczna" będąca obiektem licznych kontrowersji i teorii spiskowych. Dla miejscowych Diabelska Dziura była przede wszystkim śmietnikiem. Mimo że od setek lat wrzucali tam najrozmaitsze odpadki, nie zdołali jej zasypać. Powstał wniosek, że dziura musi być rekordowo głęboka. Choć spychano doń ciężkie przedmioty i kamienie, nikt nie słyszał, by uderzały o dno – twierdzili okoliczni mieszkańcy.

W 2008 r. lokalny uzdrowiciel Czerwony Jeleń (właśc. Gerald Osborne) powiedział w audycji radiowej, że odwiedził to miejsce jako dziecko na początku lat 60., dodając, że Indianie wiedzieli o dziurze od dawien dawna, a pogłoski mówiły, że ma ona ok. 25 km (!) głębokości.

 

Diabelska Dziura, tak jak otwór znaleziony w Tonopah, nie wydawała się naturalnym zapadliskiem. Mierząc 3,5 m średnicy, do głębokości 15 m miała ściany obmurowane cegłą. W 1993 r. działkę leśną, na której znajdował się otwór zakupił Mel Waters. Słysząc dziwne historie, zastanawiał się, czy jest w nich przysłowiowe ziarnko prawdy.

– Podczas spędzonych tam lat sami wrzucaliśmy do dziury co popadnie, każdy rodzaj odpadów. Wszystko, czego chcieliśmy się pozbyć, lądowało w dole. Zresztą każdy tam przychodził i coś wrzucał – mówił.

 

Ogarnięty coraz większą ciekawością mężczyzna w 1996 r. podjął pierwszą próbę zmierzenia głębokości dziury. W tym celu spuścił doń jednofuntowy odważnik uwiązany na mocnej żyłce. Rolka żyłki skończyła się, ale ciężarek nie sięgnął dna. Wiele miesięcy później, podczas ostatniej próby, spuścił on do otworu superdługą żyłkę splecioną z 18 rolek po 1500 m każda. Dna i tak nie osiągnął.

 

Wkrótce okazało się, że nazwa "Diabelska Dziura" nie wzięła się znikąd. Na jej dnie rzeczywiście siedziało jakieś licho. Wyczuwały to zwierzęta i omijały dziwne miejsce. Psy Watersa nie chciały za nic w świecie zbliżyć się do jej krawędzi. Zauważył on nawet, że nad dziurą nigdy nie przelatują ptaki. Obsesyjnie szukając odpowiedzi, Mel zgłosił się w 1997 r. do popularnego za oceanem radiowca Arta Bella – autora nocnego programu "Coast to Coast" poświęconego zagadkom nauki i zjawiskom nadprzyrodzonym.

 

– Nigdy nie słyszałem, by w dziurze rozchodziło się echo. Słyszałem za to kiedyś, chociaż to pewnie legenda, że jakiś gość wrzucił do niej ciało swojego psa, a potem podczas polowania spotkał go żywego, poznając go po obroży – mówił.

Opowieść wywołała ogromne zainteresowanie, a Waters gościł w programie jeszcze kilkukrotnie. Zaciekawieni słuchacze zaczęli w końcu żądać odpowiedzi na pytanie, gdzie dokładnie znajduje się tajemnicza dziura.

 

Choć Waters mógł uczynić z niej dochodową lokalną atrakcję, jego historia przybrała nagle niespodziewany zwrot. Po emisji programu – jak twierdził – odwiedzili go dwaj smutni panowie, składając mu ofertę nie do odrzucenia – albo wyjedzie z kraju, zamilknie i przyjmie sowitą "rekompensatę", albo będą zmuszeni "wykryć" na jego posesji fabrykę amfetaminy.

 

Waters nie zastanawiał się. Wziął pieniądze, rzucił temat Diabelskiej Dziury i wyjechał do Australii, gdzie miał pracować w ośrodku zajmującym się ochroną wombatów. W 2000 r. postanowił jednak wrócić do kraju. Po wielu perypetiach i nieustannym nadzorze ze strony służb, dotarł w góry Manastash, gdzie dowiedział się, że… już tam nie mieszka. Sąsiad poinformował go, że posesja z przepaścią "przeszła w ręce rządu". Od tamtej pory nikt już nie słyszał o Diabelskiej Dziurze, choć wielu próbowało ją odnaleźć. Sugerowano, że została zapieczętowana bądź zasypana.

 

Zawiodły również próby znalezienia Watersa, po którym wszelki słuch zaginął. Według miejscowych urzędników taki człowiek nigdy nie posiadał ziemi w okolicach Ellensburga. Cała sprawa wydawała się więc mistyfikacją wykreowaną dla zwiększenia "słuchalności" audycji Arta Bella. Mimo to dziennikarskie śledztwo przeprowadzone przez gazetę Seattle Times wykazało, że wielu ludzi pamiętało zagubioną w lesie dziurę albo opowiadające o niej legendy.

 

– Była zbyt głęboka, by dojrzeć dno – wspominał 34-letni Jay Nickell, który dorastał w Ellensburgu.

Poproszony o komentarz w tej sprawie przedstawiciel Poligonu Yakima, który leży na północ od miasta, poinformował, że nic mu o tym nie wiadomo i nigdy nie słyszał o Watersie ani dziurze do piekła.
Co to mogło być? Brama do podziemnego świata? Wejście do bazy Obcych? Choć odpowiedzi poszukiwały dziesiątki osób, żadna nie dotarła do jakichkolwiek konkretnych informacji.

 

Siedlisko Diabła

 

Formacje podobne do Diabelskiej Dziury geolodzy nazywają lejami krasowymi (ang. sinkholes). Te rozpadliny, mierzące od kilkudziesięciu cm do nawet kilkuset metrów głębokości, powstają najczęściej wskutek rozpuszczenia przez wodę podpowierzchniowych warstw skał. Mogą one formować się stopniowo albo też "otwierać się" nagle, jak miało to miejsce w stolicy Gwatemali, gdzie w 2007 i 2010 r. potężne i głębokie na niemal 100 m leje pochłonęły fragmenty jezdni oraz budynki, powodując śmierć kilku osób.

 

Nie dziwi, że pojawiające się nagle czeluści budziły przed wiekami skojarzenia z piekłem. W samym USA kilka lejów nosi nazwy związane z Diabłem. Wiele (jak np. Diabla Dziura z Rocksprings w Teksasie) uznawanych jest też za miejsca święte przez rdzennych Amerykanów. Wypełnione wodą leje (tzw. cenotes) spełniały również ważną rolę w wierzeniach Majów, którzy uznawali je za wrota do podziemnej krainy zmarłych.

 

Lejem krasowym jest też prawdopodobnie jezioro Sobołcho, które tak jak Diabelska Dziura ma być według legend pozbawione dna. Leżący w Buriacji na Syberii 30-metrowej średnicy zbiornik zwany jest "Jeziorem Strachu", a miejscowi opowiadają o ludziach i zwierzętach, którzy przepadli w jego ciemnej i zimnej toni. Uczeni niejednokrotnie próbowali określić głębokość Sobołcho, ale ponoć nigdy im się to nie udało.

źródło

Nawiedzone miejsca w Kaliszu

$
0
0

Zakładam temat, głównie po to by skierować prośbę do mieszkańców Kalisza i okolic. Zamierzam napisać artykuł o nawiedzonych miejscach w mieście i jego okolicach, ew. dołączyć do tego trochę miejskich legend, nie koniecznie związanych z duchami. Zrobiłam już małe poszukiwania w internecie, ale mało tego jest, trochę o nawiedzonych zabytkach - to wszystko. A mnie (aby nie powielać wszystkiego co pisano przede mną ;) ), chodziłoby o mniej słynne opowieści - takie przekazywane przez znajomych znajomym. Np. takie osiedlowe historie, krążące po okolicy. Myślałam nawet by utworzyć coś w rodzaju mapki, do opracowanego tekstu, ale... brakuje mi informatorów, którzy podzieliliby się posiadanymi przez siebie opowieściami, miejskimi legendami.

 

Z góry dziękuję za odzew i pomoc :).

Co uważacie ?

$
0
0

Jak myślicie, czy gdy we śnie objawi nam się zmarła nam niedawno bliska osoba, to czy ona chce się z nami jakoś skontaktować, czy jest to spowodowane brakiem jej ?

Interesujące zdjęcie

$
0
0

Witam!

Ostatnio przeglądając fanpage GROM na facebooku znalazłem całkiem interesujące zdjęcie. Człowiek po prawej ma dziwne coś na twarzy. Nie są to gogle, ponieważ są za małe i nie mają pasków i jeden z "oczodołów" jest większy od drugiego . Cenzura wyglądałaby inaczej. Intrygująca jest ta dziurka na środku jego twarzy. Co uważacie o tym zdjęciu? Nie ingerowałem w tą fotografię. Link do zdjęcia: https://scontent-frt3-1.xx.fbcdn.net/v/t1.0-9/18157772_1670733622956256_1681273184660780440_n.jpg?oh=4be2b551c3e5458117358249ee4240a0&oe=59BE8A57

 

Co o tym sądzicie? Błąd aparatu, dziwna cenzura twarzy czy może coś innego? Nie jest to prowokacja, ponieważ zdjęcie zostało naprawdę zamieszczone na facebookowym fanpejdżu gromu.

Link do facebookowego zdjęcia: https://www.facebook.com/FanPageGrom/photos/a.870129459683347.1073741828.870096566353303/1670733622956256/?type=3&theater

Książka "Mastering Astral Projection" - Robert Bruce

$
0
0

Dobry, przeglądał ktoś może astraldynamics.com lub natknął się na dość ciekawą tytułową (i wewnątrz myślę też) książkę "Mastering Astral Projection" ? Problem w tym, że książka jest po angielsku a z angielskiego znam raptem "1000 podstawowych słówek". Stąd moje pytanie: Czy może ktoś byłby chętny przetłumaczeniem książki? Wiadomo że jest to wielki kolos, więc wymyśliłem że moglibyśmy zrobić forumowe testowanie tej książki pisząc o odczuciach po kolejnych dniach. Szczerze wydają się bardzo ciekawe cokolwiek włączę to się czegoś nauczę. Jedynie szczotkowanie i stymulacja ciała energetycznego wydaje mi się nudna, ale wiem że warto (w najlepsze dni robienia tego czułem się nie do opisania). Teraz pragnę wrócić do tej książki i chciałbym, że by ktoś spoza to spróbował (u mnie na początku oobe to był temat tabu, coś jak w bajkach i horrorach że nikt mi nie uwierzy, nie będę robił z siebie wariata etc.) no ale forum jest tematyczne, na szczęście temat przełamany w niektórych społecznościach więc myślę że inni również mogliby na tym skorzystać, szczególnie Ci co mają problemy a chcieliby spróbować (Brian Mercer był oporny w OOBE, Robert Bruce za to był jak ryba w wodzie interesując się od nastolatka i myślę że w czasach Monroe już wypytywał astralne inteligencje co dalej, jak to zdobyć, co trzeba zrobić). Co wy na to?
90-dni do mistrzostwa w astralnej projekcji brzmi ciekawie.

Viewing all 3197 articles
Browse latest View live