Quantcast
Channel: Paranormalne.pl - Forum
Viewing all 3197 articles
Browse latest View live

Sztuczna macica - przełom w dziedzinie ratowania wcześniaków?

$
0
0

Sztuczna macica z sukcesem zastąpiła tą prawdziwą dla małej owieczki – wkrótce testy na ludzkich płodach.

 

 

sztuczna%20macica%201.jpg

 

 

Zapewne wydaje Wam się, że na powyższym zdjęciu znajduje się naga owieczka, zamknięta w dziwnym worku wypełnionym płynem. Do tego wszystkiego do worka podłączone są jakieś podejrzane rurki. Istne „science fiction”! Pozory mogą jednak mylić.

Powyższe zdjęcie przedstawia bowiem jedno z największych osiągnięć naszych czasów.

 

Ten dziwny worek to to sztuczna macica, nazwana przez twórców „Biobag”. Na czym polega jej rola? Czy dzięki niej będziemy mogli w przyszłości wykluczyć kobiety z procesu noszenia rozwijającego się płodu w ciele?

 

Nie, powyższy eksperyment nie ma na celu wykluczenia kobiet. Ma on na celu ratowanie wcześniaków. O co więc tutaj chodzi? W dziecięcym szpitalu w Filadelfii od dłuższego czasu pracuje się nad projektem Biobag. Szefem całego przedsięwzięcia jest jeden z chirurgów prenatalnych – Alan Flake. Ostatnio udało mu się dokonać niezwykłego przełomu.

 

Aż osiem małych owieczek zostało umieszczonych w sztucznej macicy. Obserwowano ich rozwój łącznie przez cztery tygodnie. Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda dobrze. Ich płuca oraz mózgi rozwijają się prawidłowo, wełna powoli zaczęła pojawiać się na ich skórze, owieczki otworzyły również oczy, a nawet nauczyły się połykać.

 

Wszystkie osiem płodów zostało umieszczonych w sztucznej macicy od około 105 do 120 dnia swojego rozwoju. W tym miejscu warto wspomnieć, że ciąża u tych zwierząt trwa łącznie około 150 dni. Wychodzi więc na to, że okres od 105 do 120 dnia rozwoju płodu owcy, jest odpowiednikiem 22 do 24 tygodnia rozwoju płodu u człowieka. W tym miejscu warto z kolei wspomnieć, że prawidłowa ciąża ludzka powinna trwać około 40 tygodni.

 

 

 

 

Testowano więc bardzo ekstremalne przypadki przedwczesnego porodu – takie niestety również się zdarzają i stanowią bardzo poważny problem. Jest to jedna z podstawowych przyczyn śmierci wśród noworodków. W samych Stanach Zjednoczonych około 10% dzieci rodzi się za wcześnie. Oznacza to, że przychodzą one na świat jeszcze przed 37 tygodniem ciąży. Aż 6% tych przypadków to tzw. przypadki ekstremalne. W takich sytuacjach dziecko przychodzi na świat jeszcze przed 28 tygodniem ciąży.

 

Takie dzieci potrzebują intensywnej opieki i ciągłego monitorowania ich stanu zdrowia. Muszą one bowiem kontynuować swój normalny rozwój poza ciałem matki. Wymagają więc mechanicznej wentylacji, wszelkiego rodzaju leków oraz kroplówki, która będzie dostarczała im niezbędne do przetrwania składniki odżywcze. Nawet jeśli dziecko przeżyje ten okres, to w późniejszym życiu może ono spodziewać się różnego rodzaju problemów ze zdrowiem związanych tylko i wyłącznie z tym, że przyszło na świat za wcześnie.

 

 

sztuczna%20macica%202.jpg

 

 

Biobag ma eliminować te wszystkie problemy. Z dotychczasowych obserwacji owczych płodów jasno wynika, że rozwijają się one w sposób prawidłowy. Jeden z płodów został nawet wyciągnięty wcześniej, aby przeprowadzić na nim kilka testów, a ostatecznie uśpić i sprawdzić wszystkie jego organy wewnętrzne. Eksperci nie stwierdzili żadnych odchyłów od normy, jeśli chodzi o rozwój poszczególnych części ciała płodu.

 

Zadaniem sztucznej macicy jest imitowanie wszystkiego, co zapewnia płodowi prawdziwa macica. Mamy tutaj więc worek wypełniony sztucznymi płynami owodniowymi, kroplówkę dostarczającą wszystkie składniki odżywcze oraz specjalne urządzenie wypompowujące dwutlenek węgla z ciała płodu i dostarczające w zamian tlen.

 

Naukowcy optymistycznie patrzą w przyszłość. Ostatnie sukcesy upewniły ich w tym, że pierwsze testy na ludziach zaczną przeprowadzać za jakieś 3 lata. Owce bowiem nie są ludźmi, a ich płody rozwijają się w nieco inny sposób.

 

źródło

 

 


Facebook pracuje nad interfejsem, który pozwoli komunikować się z innymi za pomocą myśli

$
0
0

Facebook pracuje nad interfejsem, który pozwoli komunikować się z innymi za pomocą myśli

 

16317118248_b8f665e7f4_o_1.jpg?itok=s1d5

Flickr/DigitalRalph/CC BY 2.0

 

W niedalekiej przyszłości Facebook przestanie być zwyczajnym serwisem społecznościowym. Firma chce wprowadzić innowacje, które jeszcze niedawno wydawały się być domeną literatury fantastyki naukowej. Powołana przez Marka Zuckerberga grupa Building 8 pracuje nad interfejsem mózg-komputer, który jak sama nazwa wskazuje pozwoli połączyć nasz mózg z komputerem.

 

Na stronie na Facebooku można przeczytać, że korporacja poszukuje doświadczonego inżyniera, który będzie pracował nad 2-letnim projektem, w ramach którego powstanie specjalny interfejs. W pierwszej kolejności, korporacja chce zapewnić ludziom możliwość podłączenia swoich mózgów do komputerów oraz do platformy społecznościowej, a zatem również do internetu.

 

Nowa technologia zapewni nam nowe rozwiązania. Pojawi się między innymi możliwość zamieszczania komentarzy lub prowadzenia dyskusji z innymi użytkownikami wyłącznie z pomocą naszych myśli. Mowa o odczytywaniu bioelektrycznej aktywności mózgu, dlatego tradycyjna myszka i klawiatura staną się zbędne.

 

Niemal identyczny projekt rozwijany jest przez znanego miliardera Elona Muska. On również chce abyśmy mogli podłączyć nasze mózgi do komputerów i internetu, lecz jego celem jest możliwość rozwijania naszych umiejętności umysłowych i połączenia się ze sztuczną inteligencją. W tym celu powstała firma Neuralink.

 

Jednak nowa technologia wiąże się również z nowymi zagrożeniami. Możliwość odczytywania fal mózgowych każdej osoby sprawi, że ludzie staną się jeszcze bardziej narażeni na inwigilację. Facebook pracuje nad narzędziem, które zapewni korporacji wgląd w nasze umysły. To z pewnością posłuży korporacji do zamieszczania zindywidualizowanych reklam a w przyszłości być może pozwoli nawet zhakować i poznać nasze myśli.

źródło

Niesamowite budowle Ollantaytambo i Sacsayhuaman

$
0
0

Na terenie dzisiejszego Peru znajdują się niezwykłe budowle Ollantaytambo i Sacsayhuaman składające się z wielu kilkuset tonowych kamieni, dopasowanych do siebie niczym puzzle. Sposób łączenia kamieni, ich transport oraz wycinanie brył ze skały budzą najwyższe zdumienie. Czy dawni ludzie wznieśli te niesamowite budowle przy pomocy prymitywnych narzędzi czy też korzystali z zaawansowanej technologii podarowanej im przez bogów, tak jak opowiadali konkwistadorom?

 

 

Forteca Ollantaytambo znajduje się niedaleko od Cuzco i jest pełna ogromnych kamiennych murów oraz zdumiewających struktur wyrzeźbionych z andezytu. W Ollantaytambo znajduje się kilka wielkich murów składających się z kamieni o wadze nawet do 100 ton. Kamienie zostały w tajemniczy sposób przetransportowane na wzgórze a następnie obrabiane. Oprócz murów w Ollantaytambo są także struktury na których widać symetryczne cięcia, a z pobliskiej wielkiej skały wycięto bryły w kształcie graniastosłupa - jedną od samej góry, a drugą w środku skały. Patrząc na te niezwykłe struktury ma się wrażenie, że przy ich wzniesieniu użyto zaawansowanej technologii, którą dawno temu posiadali budowniczowie. 

 

Sacsayhuaman również znajduje się niedaleko na północ od Cuzco. Budowla składa się z trzech murów z megalitów, ustawionych jeden za drugim. Niezbędne do budowy kamienie transportowano z dalekich kamieniołomów, a wiele z nich waży nawet po 100-150 ton, w tym rekordowo duży kamień o wymiarach 9m x 5m x 4m waży aż 361 ton. Szokuje precyzja z jaką łączono ze sobą kamienie i dopasowywano je do siebie, a przecież dokonano tego bez dzisiejszych maszyn czy nawet zaprawy. Kiedy hiszpańscy konkwistadorzy ujrzeli Sacsayhuaman na własne oczy, nie mogli zrozumieć w jaki sposób ludzie byli w stanie stworzyć te budowle, więc ich autorstwo przypisywali 'demonom'.

 

Najczęściej przyjmuje się, że kamienne mury zbudowali Inkowie ok. tysiąca lat temu przy pomocy ramp i młotków. Sami Inkowie twierdzili jednak, że budowle wzniesiono jeszcze przed tym jak podbili te tereny i zaadaptowali je na własny użytek, dobudowując kolejne warstwy. Z dumą opowiadali Hiszpanom o tym jak potrafili zbudować inne konstrukcje, jednak w przypadku Sacsayhuman i Ollantaytambo stwierdzali, że budowle wznosili przy pomocy bogów. Hiszpański kronikarz Garcilaso de la Vega przytacza ciekawą opowieść zgodnie z którą jeden z inkaskich królów zapragnął dorównać budowniczym Sacsayhuaman i postanowił przetransportować jeden ogromny głaz z odległych kamieniołomów. Wedle relacji kamień ciągnęło 20 tysięcy Indian, którzy mieli do pokonania strome zbocza. W pewnym momencie głaz ześliznął się w przepaść i zmiażdżył wiele osób. Widać zatem, że sami Inkowie mieli problem z transportem 300-tonowych kamieni, a problematyczne pozostaje także ich łączenie oraz zupełnie niezrozumiałe wycinanie geometrycznych brył. Być może warto więc wspomnieć kto i w jaki sposób wg Inków wzniósł te niezwykłe budowle.

 

Wg inkaskich przekazów Sacsayhuaman i Ollantaytambo wznieśli ich dawni przodkowie bądź też pokrewny lud, jednak przy budowli korzystali z pomocy boga Wirakoczy. Ten tajemniczy nauczyciel zstąpił z nieba w błyszczącym obiekcie i użyczał Indianom niezwykły artefakt zwany złotym klinem, który podobno w magiczny sposób zmiękczał kamień. Ponadto Wirakocza użyczał urządzenie, które sprawiało, że wielkie megality poruszały się w powietrzu za pomocą dźwięcznych melodii. Co ciekawe, podobne relacje o kamiennych blokach poruszanych za pomocą dźwięku znajdziemy w dziesiątkach innych kultur na całym świecie. Czy to tylko mity i legendy czy też faktycznie dawni ludzie korzystali z technologii udostępnianej im przez nauczycieli z kosmosu?

Soczewki kontaktowe marki Sony zamienią nasze oko w kamerę

$
0
0

Soczewki kontaktowe marki Sony zamienią nasze oko w kamerę

 

7432642_s_2_0.jpg?itok=9l1TfGsC

Źródło: 123rf.com

Japońskie przedsiębiorstwo Sony otrzymało patent na wyjątkową soczewkę kontaktową. W rzeczywistości, jest to połączenie soczewki z kamerą. Niezwykłe urządzenie pozwoliłoby użytkownikowi robić zdjęcia i nagrywać filmy przy pomocy jednego mrugnięcia.

 

Patent opisuje soczewkę kontaktową, wyposażoną w inteligentne sensory, które podobno pozwolą odróżnić mrugnięcie mimowolne od celowego. Chodzi o to aby soczewka nie robiła przypadkiem zdjęć wbrew naszej woli. Jest to pierwszy patent na urządzenie, które potrafi zamienić ludzkie oko w kamerę - soczewki kontaktowe marki Google i Samsung posiadają już inne zastosowania.

 

524678.jpg?itok=G6Ksu-IN

United States Patent and Trademark Office

 

Urządzenie opatentowane przez Sony będzie posiadało czujniki piezoelektryczne, dzięki którym każdy ruch oka zostanie przekształcony w energię elektryczną. Będziemy mogli robić zdjęcia, nagrywać filmy i ewentualnie przesyłać je z pomocą Wi-Fi do komputera lub smartfona. Soczewki kontaktowe Sony mogą zawierać również funkcję powiększania obrazu, autofokus lub stabilizację obrazu.

 

Zatem firma z Japonii chce przekształcić nasze oczy w kamery. Jeszcze kilka lat i obecność urządzeń tego typu stanie się zupełnie normalna. Ciekawe jak będzie z ochroną naszej prywatności. Miejmy nadzieję, że te zaawansowane soczewki kontaktowe nie będą mogły wykonywać zdjęć i wysyłać ich przez internet bez naszej wiedzy.

 

źródło

Świdectwa historyczne o Jezusie z czasów, gdy żył

$
0
0

Czy takie istnieją? Jak wiadomo nawet Ewangelie zostały spisane dopiero wiele lat po śmierci Jezusa. Wydaje mi się dziwne, że np. żadna z ponad 5000 osób cudownie nakarmionych nigdy o tym nie napisała ani nie przekazała tego komu innemu, kto by to spisał.

Najbogatsi przygotowują się na koniec świata

$
0
0

Krążą pogłoski, że pod każdą posiadłością Billa Gatesa znajduje się bunkier. Współtwórca Microsoftu nie jest wyjątkiem. Wśród najbogatszych panuje trend na przygotowywanie schronów na wypadek nadejścia apokalipsy. "Skoro się szykują, coś musi być na rzeczy!" – sugerują zwolennicy teorii spiskowych.

 

Można się bać wojny jądrowej, upadku asteroidy, zmian klimatu, zabójczego wirusa, ataku zombie, wojny domowej czy po prostu rozpadu państw i społeczeństw po katastrofalnym kryzysie gospodarczym. Wariantów apokalipsy jest bardzo dużo. Większość ludzi nie zaprząta sobie tym głowy. Jest jednak pokaźna grupa osób, które chcą być gotowe na najgorsze.

 

 

1.jpg

 

 

– Zawsze mam w pogotowiu zatankowany do pełna helikopter, posiadam też podziemny bunkier z systemem filtrów powietrza. Wielu moich znajomych robi zapasy broni, przygotowują motocykle i gromadzą złote monety. W dzisiejszych czasach to nic dziwnego – powiedział tygodnikowi "The New Yorker" anonimowy biznesmen, prezes dużej firmy z branży inwestycyjnej.

Wśród amerykańskich elit finansowych od jakiegoś czasu szerzy się równie oryginalny, co niepokojący trend na urządzanie bunkrów, zakup posiadłości na odludziu, a nawet nabywanie polis na wypadek upadku cywilizacji. Od szeregowych, szarych preppersów kopiących schrony i gromadzących konserwy, bogatych wyróżnia skala przygotowań.

 

 

Steve Huffman – trzydziestokilkuletni twórca Reddita i przedsiębiorca z branży internetowej przyznaje, że od dawna gromadzi broń, amunicję i zapasy jedzenia, które pozwolą przetrwać na zgliszczach cywilizacji, jeśli dojdzie do "upadku struktur społecznych i rządu" – mówi. Takich ludzi jak on jest mnóstwo, choć nie zawsze się do tego przyznają. W sieci krąży plotka, że nawet Bill Gates ma pod każdą swoją posesją bunkier. Ot tak, na wszelki wypadek.

 

– Kiedy społeczeństwo traci spoiwo, zaczyna pogrążać się w chaosie – tłumaczy inny przedsiębiorca z branży internetowej, Antonio García Martínez, który zakupił działkę, przygotowując się do budowy schronu. – Wszyscy myślą, że jeden człowiek potrafi stawić czoło rabującemu tłumowi, ale to niemożliwe. Trzeba uformować milicję. W ogóle, żeby przeżyć apokalipsę trzeba bardzo wiele pracy – dodaje.

 

Podobnego zdania są firmy oferujące na sprzedaż bunkry na wypadek końca cywilizacji. W ostatnich latach zainteresowanie nimi gwałtownie wzrosło. Jak mówi Gary Lynch z teksańskiego przedsiębiorstwa Rising S Company produkującego metalowe schrony do wkopania w ziemię, w 2016 r. ilość zamówień wzrosła o 700 procent w stosunku do roku poprzedniego.

Choć jego firma produkuje schrony w różnych wersjach, w tym takie na kieszeń przeciętnego obywatela, pojawiły się również przedsiębiorstwa specjalizujące się w "arkach przetrwania" dla najbogatszych.

 

– Schron za czasów twojego dziadka czy ojca nie był zbyt ciekawym miejscem. Szare, metalowe budowle przypominały statki albo instalacje wojskowe. Tymczasem prawda jest taka, że ludzkość nie zdoła przetrwać zbyt długo w spartańskich warunkach – powiedział stacji CNN Robert Vicino z firmy Vivos specjalizującej się w bunkrach urządzanych "na bogato".

Aranżowane są one zwykle w byłych instalacjach wojskowych z czasów zimnej wojny i oprócz podstawowego wyposażenia (filtrów powietrza, własnego zasilania itd.) posiadają szereg udogodnień, a nawet podziemne ogródki. Apokaliptyczni deweloperzy planują jednak pójść o krok dalej i stworzyć mini-miasta z dostępem do usług medycznych i edukacji na wypadek, gdyby w schronie ludziom przyszło spędzić nieco więcej czasu.

 

Jedno z takich osiedli (z własnym kinem oraz szkołą) powstaje na obszarze byłego składu amunicji w górach Black Hills (Dakota). Najdroższa kwatera kosztuje tam ok. 200 tys. USD. Jeśli ktoś dysponuje większymi środkami, może wybrać ofertę specjalną firmy Vivos ̶ "współczesną Arkę Noego", czyli byłą niemiecką bazę wojskową wykutą w litej skale, która zawiera 34 komory. Każdy z nabywców może urządzić swoją przestrzeń tak, jak zechce, zupełnie jak swój jacht – mówi Vicino.

 

Apartamenty na wypadek końca świata oferuje również firma Survival Condo z Kolorado. Najdroższy z nich kosztuje ok. 4,5 mld USD. Nie trzeba jednak jechać do Ameryki, by natrafić na podobne oferty. W Europie takich miejsc również jest niemało. Przykładowo, w czeskim Vrátkowie znajduje się Oppidum – zbudowany w latach 80. potężny podziemny kompleks wojskowy przekształcony w luksusowy schron dla najbogatszych.

 

0.jpg

Przekrój przez schron w silosie / Źródło: Survival Condo Project

 

 

 

Coś się święci

 

Z jakichś powodów temat przygotowań do końca świata interesuje szczególnie biznesmenów z kalifornijskiej Doliny Krzemowej – informuje "The New Yorker". Reid Hoffman – współtwórca LinkedIn twierdzi, że co najmniej połowa tamtejszych milionerów wykupiła już… ubezpieczenie na wypadek apokalipsy.

 

Mniej zamożni spośród bogaczy również kombinują jak mogą.

 

– Takich ludzi w Dolinie jest wielu. Spotykamy się i rozmawiamy o planach, jakie mają inni, o gromadzeniu bitcoinów czy innej kryptowaluty. Zastanawiamy się, jak skombinować drugi paszport, jeśli jest on konieczny do nabycia domu zagranicą, gdzie można zbudować sobie bezpieczną przystań – mówi jeden z nich.

 

Ta dziwaczna tendencja do przygotowywania się na Armagedon nie umknęła uwadze internautów, którzy zaczęli uznawać, że elity muszą dysponować jakimiś niejawnymi informacjami o nadciągającej katastrofie. Socjolodzy i psycholodzy uspokajają jednak, twierdząc, że prepperyzm i surwiwalizm stały się w ostatnich latach modne głównie dzięki licznym filmom katastroficznym. Przykładowo w "Cloverfield Lane" bohater grany przez Johna Goodmana – miłośnik teorii spiskowych - buduje superbunkier, by przetrwać inwazję kosmitów. Z kolei w "Elizjum" najbogatsi uciekają nie pod ziemię, ale na orbitę, na pokład luksusowej stacji.

Ale moda na schrony to nie tylko kolejna fanaberia. Czasy są bowiem niepewne, a i natura może spłatać ludziom potężnego figla. W rozmowie z "The New Yorkerem" Yishan Wong – kolejny biznesmen z Doliny Krzemowej - wyjaśnił, że choć ludzie uznają globalny kataklizm lub upadek cywilizacji za coś nierealnego, specjaliści wolą dmuchać na zimne i inwestować niewielkie sumy w środki zapobiegawcze.

 

Ale w rzeczywistości strach amerykańskich biznesmenów ma całkiem realne oblicze. Od lat mówi się, że superwulkan pod Parkiem Narodowym Yellowstone jest na krawędzi erupcji. Katastrofy nikt nie jest w stanie przewidzieć – może do niej dojść zarówno za tydzień, jak i za tysiące lat. Jeśli jednak ona nastąpi, najbliższe sąsiedztwo parku przestanie istnieć, a duże połacie Stanów Zjednoczonych może zasypać pył wulkaniczny, który zamieni zbiorniki wodne w breje i sparaliżuje transport.

Drugie realne zagrożenie to przebiegający przez południową i zachodnią część Kalifornii uskok San Andreas, gdzie nacierają na siebie dwie płyty tektoniczne – północnoamerykańska i pacyficzna. Według danych z ub. roku ryzyko kolejnego potężnego trzęsienia ziemi w tamtym rejonie (porównywalnego do tego, które w 1906 r. zniszczyło San Francisco) wzrosło aż 300-krotnie w stosunku do minionych lat – przestrzegają uczeni.

 

Gdyby więc spełnił się któryś z czarnych scenariuszy, w wielu rejonach USA zapanowałby chaos podobny do tego, jaki w 2005 r. wybuchł w Nowym Orleanie po przejściu huraganu Katrina. Tak może się stać, ale nie musi. Rozważania na podobne tematy zawsze pociągają jednak za sobą teorie spiskowe. Przed kilkoma laty niezwykłą popularnością w sieci cieszył się temat przygotowań rządu Norwegii do ewakuacji wybranych obywateli w związku z pojawieniem się złowrogiego Nibiru. Choć okazało się to chwytliwą plotką, wiele osób nadal wierzy, że superkataklizm nadciąga, o czym wiedzą m.in. Amerykanie i Chińczycy w pośpiechu drążący podziemne bazy, w których schronienie znajdą nieliczni szczęśliwcy.

 

Apokaliptyczne nastroje podsycają również uczeni. W 2008 r. na Spitsbergenie otwarto wydrążony w górze bank nasion, który przetrwa ponoć wszystko. Niedawno w jego pobliżu utworzono bliźniaczą placówkę, której celem jest przechowywanie dorobku intelektualnego ludzkości na odpornych cyfrowych nośnikach. Wszystko to na wypadek, gdyby słynny Zegar Zagłady, o którym regularnie przypomina się w mediach wybił godzinę dwunastą równoznaczną z apokalipsą. Obecnie wskazuje 23:57 i 30 sekund.

 

 

 

2.jpg

Wejście do schronu w silosie rakietowym / Fot. Survival Condo Project

 

 

3.jpg

Schron w silosie rakietowym podczas budowy. Tuż pod powierzchnią dobudowano dużą przestrzeń wokół samej konstrukcji postawionej przez wojsko / Fot. Survival Condo Project

 

 

4.jpg

Relaks na basenie kilkadziesiąt metrów pod ziemią / Fot. Survival Condo Project

 

 

5.jpg

Życie pod ziemią mają umilać takie rozrywki / Fot. Survival Condo Project

 

 

6.jpg

Zapasowe generatory w schronie. Zapas paliwa ma starczyć na pieć lat / Fot. Survival Condo Project

 

 

7.jpg

Tutaj mają być uprawiane warzywa. Kilkadziesiąt metrów pod ziemią / Fot. Survival Condo Project

 

 

8.jpg

Kuchnia w schronie w silosie rakietowym w stanie Kansas / Fot. Survival Condo Project

 

 

9.jpg

Przestrzeń wspólna w schronie firmy Vivos w Indianie / Fot. © Copyright Terravivos.com

 

 

 

źródło1, źródło2

Cocooning: cały świat w czterech ścianach.

$
0
0

Wolisz obejrzeć film na DVD, niż wyjść do kina?

Zaprosić znajomych na obiad, zamiast umawiać się w restauracji?

Zrobić zakupy w sieci, bez konieczności wychodzenia do miasta?

Słuchać muzyki w słuchawkach, a nie na koncercie?

Pracować we własnym domu?

To oznacza, że uprawiasz klasyczny cocooning.

 

cocooning.jpg

fot. Shutterstock

 

Cocooning polega na izolowaniu się od otoczenia i budowaniu własnej, prywatnej przestrzeni, dającej poczucie komfortu i bezpieczeństwa. Prościej rzecz ujmując, cocooning to nowoczesne określenie świadomego domatorstwa. Zamykając się w wolnej od obcych wpływów strefie, kokoniarze wreszcie zyskują poczucie kontroli nad własnym życiem.

 

Termin cocooningu (dosłownie: kokoniarstwo, kokonizm) ukuła Faith Popcorn, konsultantka marketingowa i autorka wielu publikacji na temat aktualnych trendów społecznych. Popcorn uważała, że cocooning jest zjawiskiem istotnym przede wszystkim komercyjnie, wspierającym rozwój nowych technologii. Według niej przybierający na sile trend miał wpłynąć między innymi na wzrost popularności zakupów internetowych i pracy zdalnej.

 

Z przewidywaniami Popcorn polemizował William Sherden, autor literatury o tematyce biznesowej (w 1998 roku przedstawił statystyki, które świadczyły przeciwko tezie "samozwańczej" prognostyczki), a także publicysta Joe Soucheray, który już w 1994 roku uznał, że chociaż cocooning "uprawiają niektóre insekty, to istotom ludzkim się to nie zdarza".

 

Jednak wielu socjologów uważa, że cocooning jest zjawiskiem realnym.

Nawet sceptyczny wobec tej teorii Sherden przyznawał, że ludzie mają tendencję do wycofywania się z życia społecznego w obliczu trudności, strachu, stresu czy nawału pracy. Bodźcem może być zwykły szum informacyjny. Stąd życie w domowym "kokonie" wybierają najczęściej mieszkańcy dużych aglomeracji, którzy wcześniej intensywnie angażowali się w działalność na wielu różnych polach. Zmęczeni ciągłą aktywnością, teraz zamykają się w bezpiecznych czterech ścianach.

 

Chęć izolacji może też być zależna od bieżącej sytuacji społeczno-politycznej.

Pierwsze wzmianki o masowej niechęci do świata zewnętrznego pochodzą z okresu zimnej wojny. W Stanach Zjednoczonych zanotowano, że napięcia społeczne i polityczne doprowadziły do wzrostu liczby osób, które wolały spędzać wolny czas w zaciszu własnego domu. Tym bardziej, że w tamtych latach pojawiły się pierwsze gry video, a w kraju zapanowała moda na baseny w ogródkach. Na ulice wychodziło mniej ludzi.

 

Druga eksplozja cocooningu miała mieć miejsce po ataku terrorystycznym na WTC, choć oczywiście istnieją osoby, dla których ta teoria jest mocno naciągana.

Joe Queenan z "New York Times" pisał w 2001 roku, że "katastrofa, która miała miejsce 11 września, stała się pretekstem do popularyzowania quasi-naukowego bełkotu o psychicznym zdrowiu nacji". Dalej publicysta pisał, że jego ulubioną bajką jest ta o "okresie narodowego cocooningu, który potrwa od 3 miesięcy do dziesięciu lat". Ale Queenan uważał, że prawdziwy cocooning to zabijanie okien deskami i obsesyjne wypatrywanie Talibów.

 

Podczas gdy jedni istnienie cocooningu negują, drudzy wszędzie dostrzegają jego symptomy.

Powstało nawet pojęcie "cocooningu wędrującego", którego przykładem ma być izolowanie się od świata zewnętrznego za pomocą słuchawek, tabletów, spersonalizowanych smartphone'ów. Niektórzy badacze uważają, że przejawem cocooningu jest nawet nadmiernie ostrożne korzystanie z sieci, instalowanie kamer i alarmów, oraz poszukiwanie mieszkań na strzeżonych osiedlach ("cocooning uzbrojony").

 

O poziomie problemu i jego realnych konsekwencjach można oczywiście dyskutować, jednak dwie rzeczy są pewne: po pierwsze, naukowcy postrzegają "cocooning" jako naturalny skutek ewolucji życia społecznego. I po drugie, wzrost liczby domatorów wiąże się z odczuwaną presją bycia "hiperaktywnym" i "hiperskutecznym" (w pracy i poza nią).

W słynącej z kultu pracy Japonii już od pewnego czasu obserwuje się zjawisko hikikomori: młodzi potrafią nie opuszczać domu całymi latami, unikając przy tym jakiegokolwiek kontaktu z drugim człowiekiem. Według danych z 2010 roku w Japonii żyje obecnie jakieś 700 tysięcy osób, które wybrały życie w całkowitej izolacji. Część nie wychodzi na zewnątrz od ponad dwudziestu lat.

 

Cocoonzone.com to sklep internetowy dla kokoniarzy.

W atrakcyjnych cenach (i nie wychodząc z domu) można w nim nabyć sprzęt grający, telewizor, a nawet basen. Charakterystyczną kategorią produktów jest "kontrola komfortu", do której należą wentylatory i nawilżacze powietrza. Na stronie można przeczytać "szczerą" radę przedsiębiorców: "Jeżeli zamkniesz się w bezpiecznej skorupce własnego domu, nie będziesz już zależny od okrutnego, nieprzewidywalnego świata, od tych wszystkich nadużyć i zagrożeń: od hałasu zaczynając, a na przestępczości, recesji, terroryzmie i epidemiach kończąc".

 

źródło

Czy to możliwe że czakra dłoni może przybrać wizerunek na dłoni? Proszę o pomoc.

$
0
0

Może tu się czegoś dowiem. To się zaczęło 3 lata temu nie wiedziałem jeszcze co tą są czakry. Pewnego ranka wstałem rano i czułem  w sobie że coś jak by mówiło mi bym wyszedł na dwór. Gdy wyjrzałem na zewnątrz coś zauważyłem jak by postać kota ułożona z chmur miał skrzydła Anioła. Był on oddalony od słońca gdy wyszedłem bo zdziwiło mnie to chmura zaczęła opadać na dół widziałem mnóstwo energetycznych postaci. Kot też był potem energetyczny. Powstała telepatia i wyciągnąłem w jego strone dłoń prawą na dłoni został mi ślad kota ze skrzydłami zrobiły się jak by pręgi w kolorze żył. Tego samego ranka po chwili zobaczyłem ze słońca jak by ptaka czy coś takiego nie wiem miał coś w szponach wyglądało to jak klucz w postaci  podłużnej o miał dwa lub trzy krótkie na ukos on też jak by przemówił do mnie w telepatii na dłoni miałem drugi znak to coś jak by odcisk łapy. Gdy to ucichło w moim życiu zaczęły dziać się dziwne rzeczy widze energie, wyczuwam ją gdy się na niej skupie jest tak mocna jak bym miał naświetlone oczy. Znaki zniknęły pokazują się troszkę gdy do mojej głowy przychodzą wspomnienia o tym. To wszystko jest dziwne i teraz mam takie pytanie czy ktoś wie coś o tym. Czy moze to jakieś połączenie ze światem innym czy coś. Nie mam już 20 lat i nie wygląda to jak wiek dojrzewania sam nie wiem co to prosze o pomoc dodam jeszcze że bardzo szybko rozwijam się w czakrach i parapsychologicznie a zanim się to nie wydarzyło nie miałem z tym styczności

 

 

Proponuję używać przeglądarki która podkreśla błędy ortograficzne.

 

Alis


Tajemnicza śmierć Magdaleny Żuk (+27 l) w Hurghadzie (Egipt) - 30.04.17

$
0
0

Z góry przepraszam jeśli to nie jest włąsciwe miejsce dla tego watku ale sprawa jest HOT i nie mogę znaleźć tutaj dla tego tematu poprawnego miejsca - proszę więc Szanownych Modów o przekierowanie go na własciwe miejsce naszego forum.

 

Sprawa dot. śp. MAGDALENY ŻUK (+27 l). Pojechała sama na wypoczynek do Egiptu, do Hurghady. W ostatni piątek trafiła do tamtejszego szpitala z obrażeniami głowy, klatki piersiowej i nóg. Zmarła przedwczoraj, w niedzielę w wieku 27 l :( Są wersje, że wyskoczyła z okna szpitala mimo, ze w lecznicy była pod opieką lekarzy i przedstawiciela Biura Podróży RAINBOW (które to Biuro organizowało wyjazd) i stąd te obrażenia. Możliwe ale w piątek, na kilka godzin przed trafieniem do szpitala Madzia zadzwoniła do swojego chłopaka/partnera, który został w PL. Na nagraniu ( https://www.facebook.com/Bogatynia24/ ) słychać ogromne przerażenie dziewczyny. Chłopak wiele razy ją dopytuje (próbując uspokoić, używa nawet czułych słówek - jak do małej dziewczynki, dziecka: Madziu, Kochanie, Aniołku itp.) co się tam stało, mówi, że kolega już tam po Nią leci. Madzia jednak nie może (nie jest w stanie?) wykrztusić z siebie prawdy :( Mówi, że ,,oni* wożą mnie po hotelach, to nic nie da, nic nie da, nic nie da'' (że powie chłopakowi prawdę). Mówi też ,,ja już stąd nie wrócę" (co się niestety okazało prawdą). Na końcu nagrania pojawia się jakiś Arab mówiący po polsku z arabskim akcentem, mówi, że rozmowa nic nie da i się rozłącza. Nie wiadomo co się stało rozmowie a przed trafieniem Madzi do szpitala. Niektórzy komentujący mówią, że na nagraniu widać jakby była chora psychicznie i stąd zaburzenia kontaktu a potem skok z okna szpitala. Nie wiem. 

 

Temat poddaję pod Waszą dyskusję, może uda się nam dojść prawdy. 

 

Linki: 

- omówienie całości sprawy: http://www.fakt.pl/wydarzenia/polska/wroclaw/egipt-tajemnicza-smierc-polki-ze-zgorzelca-w-hurghadzie/n7fqty2 - nie wracajcie uwagi na to, że to Fakt, czytajcie treść arta no i komenty pod nim, to jest ważne a nie gdzie to zostało zamieszczone

- nagranie ostatniej rozmowy Madzi z chłopakiem/partnerem: https://www.facebook.com/Bogatynia24/ - wcześniej  było na YT ale zostało usunięte przez użytkownika - nie wiem czemu. 

 

-------------

* kim są ci ,,oni'' nikt poza śp. Madzią do dziś nie wie, nie powiedziała. 

ślad po ufo na niebie

$
0
0

siemacie ludzie

siedze sobie w Linz i przeglądam zdjecia z poprzedniego roku i natrafiłem na kilka ciekawostek wartych sprawdzenia przez specjalistów

mianowicie, w czerwcu 2016 roku podczas podróży byłem we wsi jastrząb (czy jakoś tak) na słowacji i zaobserwowałem cos ciekawego na niebie chodzi o ten szary punkt po lewej stronie zdjęcia (opóźnienie migawki mam ustawione na 0.3 sekundy)

DSCF1173.JPG
2 tydzień czerwca 2016 Słowacja, wieś Jastrząb

Dziwne dzwięki w opuszczonej kopalni

$
0
0

Pewien amerykański youtuber który eksploruje opuszczone kopalnie napotkał dziwne odgłosy podczas nagranie. Poniżej zamieszczam ten materiał, dzwięki zaczynaja się od 12:10. Jak dla mnie bardzo ciekawe i godne dyskusji.

 

Tajemniczy plakat

$
0
0

Witam, w okolicach lutego bieżącego roku natknąłem się na taki plakat/grafikę, mam pytanie czy ktoś wie co może oznaczać? Albo ktoś spotkał się z tym samym?

plakat.jpg

 

Mam nadzieję, że założyłem temat w odpowiednim miejscu, jeśli nie, prosiłbym moderatorów o przeniesienie do odpowiedniego działu.

Piąty Beatles

$
0
0

W szkole był najlepszym przyjacielem Johna Lennona. Uchodził za prawdziwego artystę, któremu obojętna jest sława. Być może trochę się dziś idealizuje Stewarta Sutcliffe’a.

 

                                     sutcliffe-beatles-622x415.jpg

                                     fot/digitaljournal.com

 

Z Lennonem Stu poznał się na Liverpool Art College. Lennon był przeciętnym studentem, zaś on jednym z najzdolniejszych. Obaj wynajmują wspólne mieszkanie, a gdy Stu kupuje gitarę basową, wraz z Paulem McCartneyem cała trójka zaczyna działać w grupie The Quarry Men. Wkrótce zmienią szyld.

 

Uważa się, że to Stu wraz z Lennonem wymyślili pisaną z błędem nazwę legendarnego zespołu. Nie „beetles”, czyli żuki, lecz „rzuki”, jeśli można uciec się do wolnego tłumaczenia. Gdy Beatlesi znaleźli się na początku swej drogi, Sutcliffe poznał w Hamburgu fotografkę Astrid Kircherr. To dzięki niej Beatlesi wpadną na pomysł charakterystycznych fryzur. Od tego momentu chłopcy z Liverpoolu pędzą do sławy niczym ekspres, ale dla tych którzy się wahają nie ma miejsce w tym pociągu, lecz jedynie w albumach z pożółkłymi fotografiami.

 

Historia Sutcliffe’a wzrusza tak bardzo dlatego, że jest on przedstawiony jako artysta większy o klasę od zapatrzonego w niego Lennona i wyjątkowo miałkiego McCartneya. Żyje jak chce, robi co chce. Maluje, gdy ma ochotę. Gdy mu się nie chce iść na koncert, zostaje w łóżku. Przyjaciół poróżni dziewczyna, podobnie jak później Lennona z McCartneyem Yoko Ono. Stojąc przed wyborem – normalne, nieszumne życie a zwariowana sława, człowiek często z przekory potrafi się zdecydować na to pierwsze. Sutcliffe wybrał to świadomie, nikt go nie wyrzucił z zespołu, co więcej, nie pokłócił się z Lennonem. To było latem 1961 r. A już kilka miesięcy później Stewart Sutcliffe nie żył. Doznał wylewu krwi do mózgu.

 

Astrid Kircherr żyje do dzisiaj. Była dziewczyną, w której kochali się Lennon i Sutcliffe i która wybrała tego drugiego. Miała niemieckiego chłopaka Klausa, od którego nie potrafiła się uwolnić. Kochała rzekomo tylko Sutcliffe’a, ale wspomina, że nie miało to podtekstu seksualnego, tylko zmysłowy, nadnaturalny. Żeby było ciekawiej, ów Klaus grał później na gitarze u Lennona na płycie Imagine!

 

Historia „piątego Beatlesa” jest żywa do dzisiaj. Prezentowane zdjęcie pochodzi ze sztuki wystawianej w Toronto na deskach Royal Alexandra Theatre. Widzimy na nim jak młody John Lennon uczy grać na gitarze Sutcliffe’a. Wówczas byli jak bracia.

 

autor Wojciech Boguch

 

logo_tunguska.png

Dlaczego warto robić remont w piwnicy?

$
0
0

Pomyśl sobie, że pewnego dnia schodzisz do piwnicy i zupełnie przez przypadek odkrywasz coś co nie mieści w głowie nawet archeologom!

Pewien człowiek mieszkający w Turcji, odkrył wielkie podziemne miasto. Odkrycia dokonano w 1963 roku w prowincji Nevşehir, znana również jako Kapadocja. Podczas remontu jego domu, robotnicy budowlani musieli rozkuć kawałek ściany w jego piwnicy. A to doprowadziło do odkrycia pokoju o którym nikt nie miał bladego pojęcia.

Gdy robotnicy weszli do środka, zdali sobie sprawę, że to nie jest tylko pokój, ale całe podziemne miasto!

 

W mieście Derinkuyu do tej pory odkryto aż 8 poziomów. Górne poziomy służyły jako pomieszczenia mieszkalne, natomiast pozostałe obszary obejmowały prasę do wina, klasztor i kościół

 

Był tam zainstalowany skomplikowany system wentylacyjny skonstruowany tak, że zarówno ludzie, jak i zwierzęta mogłyby tam przetrwać i mieć tlen. Archeolodzy szacują, że mogło żyć tutaj do 20 tysięcy ludzi! Uważają także, że dopiero odkryto jedną czwartą całego kompleksu.

 

Są przekonani, że istnieje jeszcze ponad 50 takich miast w Kapadocji. Derinkuyu wydaje się być związane z jednym z nich, podczas gdy sąsiednie miasta są połączone podziemnym tunelem.

 

Mówi się, że jedną z możliwości istnienia tego miasta jest to, że mogło ono służyć jako sanktuarium podczas prześladowań chrześcijan w Turcji. To wydaje się być potwierdzone przez bardzo ciężkie kamienne drzwi, które ciągną się w dół grobla.

 

Ale istnieją pewni archeolodzy, którzy mówią, że to miasto jest o wiele starsze. Twierdzą, że Derinkuyu zostało prawdopodobnie zbudowane prawie 4.000 lat temu przez Hetytów.

 

ukryte-miasto1.jpgukryte-miasto2.jpgukryte-miasto3.jpgukryte-miasto4.jpgukryte-miasto5.jpgukryte-miasto6.jpgukryte-miasto7.jpgukryte-miasto8.jpgukryte-miasto10.jpgukryte-miasto11.jpgukryte-miasto12.jpgukryte-miasto13x.jpg

 

Źródło

Sen z pewnymi informacjami.

$
0
0

Ostatnio przyśnił mi się dość długi sen. Był dziwny, ale to u mnie normalne. ;)

Pomijając wiele, pierwsze co dało się zapamiętać to "6", która wyskoczyła na tablicy w pewnej firmie przy sprzedaży moich (niestety używanych) mebli.

Z tego co pamiętam była to niby cena jednego z nich, chyba krzesła. Wcześniej, przy licytowanej szafie wyskoczyła liczba 3-cyfrowa (zapomniałem). Zbuntowałem się wtedy i razem z pewną grupką nieznanych mi tylko w rzeczywistości osób zaczęliśmy latać po budynku i nawet pływać gdy próbowali nas zalać w pewnym pokoju. Jak się okazało potrafiliśmy oddychać pod wodą. I tu z kolei dowiedziałem się że była to sprawka jakiejś magicznej gumy do żucia, która była w posiadaniu pewnej dziewczyny z naszej grupy (cały czas chowała się pod kapturem). :?:

Pod koniec snu gdy dzieliłem się tą wspomnianą gumą z roślinkami, usłyszałem jak ktoś mi powiedział:

-Ona jest MAGANURI.

Chodziło oczywiście o tą dziewczynę z magiczną gumą.

Gdy się obudziłem wpisałem to nazwisko (jeszcze nie wiedząc że to nazwisko) w wyszukiwarkę i otrzymałem pewne informacje.

Wcześniej oczywiście trafił mi się niezły paraliż, jakby kto na mnie siedział.

W przybliżeniu ok. 6 osób nosi to nazwisko. Najbardziej powszechne jest w Indiach.

Rzadkość i występowanie tego nazwiska podpowiada mi że dziewczyna z magiczną gumą może istnieć naprawdę.

Jeśli posiadacie jakiekolwiek informacje ( choćby w postaci waszego snu) albo i swoje zdanie na ten temat to zachęcam do podzielenia się. Każdy kto się udzieli, po odnalezieniu tajemniczej kobiety na pewno dostanie chociaż kawałek tego niezwykłego słodycza. :>


Skarb Skorzenego pod Samotnią

$
0
0

Czy człowiek, któremu przypisuje się brawurowe uwolnienie z internowania Mussoliniego, 13 lat później poszukiwał wrocławskiego złota koło schroniska PTTK Samotnia w Karkonoszach? Ta opowieść wydaje się niewiarygodna, ale nie jest zupełnie nieprawdopodobna. Rekonstruujemy sprawę krok po kroku.

 

                                                  pobrane.jpg

                                                  (bundesarchiv, Fot: nieznany)

 

Ta sensacyjna wiadomość obiegła świat 30 lat po przeprowadzeniu Operacji Dąb, w wyniku której Benito Mussolini został wyswobodzony z aresztu w hotelu narciarskim Campo Imperatore. Elektryzująca informacja żyła swoim życiem przez 2 tygodnie lutego 1974 r., po czym najprawdopodobniej zgasła (jak dziesiątki innych tego typu wydumanych przekazów o skarbach w zaminowanej sztolni).

 

Trudno wszak uwierzyć, że Otto Skorzeny, były oficer Waffen-SS, przyjechał do Polski Ludowej ledwie 11 lat po wojnie i to w pojedynkę, by na terenie Karkonoszy prowadzić prymitywne rozpoznanie terenu. Przyjrzyjmy się jednak dokumentom dotyczącym sprawy, odnalezionym podczas kwerendy w Instytucie Pamięci Narodowej.

 

List zza krat

 

Sprawa zaczęła się 28 stycznia 1974 r., gdy więzień Józef Piechocki, osadzony w Zakładzie Karnym w Wołowie, napisał list do Służby Bezpieczeństwa Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej we Wrocławiu:

 

POWIADOMIENIE
"Zaświadczam, że w związku z apelem w polskim radiu, odnośnie ukrytego skarbu (złota) w Karkonoszach przez oficerów niemieckich do specjalnych poruczeń, postanawiam udzielić prawdziwych informacji oraz wskazać miejsce, gdzie znajduje się powyższy skarb.
Moje powiadomienie proszę potraktować jako oświadczenie, że w razie kłamliwej informacji mogę być pociągnięty do odpowiedzialności. Dlatego też proszę o przywiezienie dokładnych map z lat 1956 i 1957. Jeżeli istnieje możliwość proszę o przybycie specjalisty od rysunków i szkiców. Inne szczegóły i sprawy będę uzgadniał bezpośrednio po przybyciu pracownika Służby Bezpieczeństwa".
Piechocki Józef

 

                                                      pobrane (1).jpg

                                                      fot/odkrywcy

 

List wpłynął do adresata 1 lutego 1974 r, a wrocławska bezpieka z miejsca nadała sprawie bieg. Na początku funkcjonariusze chcieli sprawdzić, kim jest nadawca. W tym celu mjr J. Szymański 7 lutego 1974 roku wysłał list do zastępcy komendanta powiatowego Służby Bezpieczeństwa w Wołowie:

 

"W załączeniu przesyłam list Józefa Piechockiego przebywającego w Zakładzie Karnym w Wołowie. Proszę o zebranie szczegółowych informacji o w/wymienionym więźniu, jego aktualnym zachowaniu się w zakładzie karnym, możliwościach agenturalnego zabezpieczenia go celem wysondowania reakcji i ewentualnych zamiarów np. ucieczki podczas akcji lokalnej. Następnie, po zorganizowaniu zabezpieczenia operacyjnego, proszę w oparciu o załączony list, przeprowadzić szczegółową rozmowę z więźniem na poruszony w liście temat".

 

Nie jest tajemnicą, że wśród funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa nie brakowało takich, którzy byli pasjonatami poszukiwania domniemanych skarbów, kosztowności czy dokumentów, rzekomo ukrytych przez Niemców na terenie późniejszych Ziem Odzyskanych. Niejednokrotnie też służby specjalne i wojsko były skore do wszczęcia różnego rodzaju poszukiwań i penetracji, w tym też obiektów podziemnych.

 

Jedną z najgłośniejszych tego rodzaju spraw skarbowych była akcja poszukiwania informacji na temat domniemanego ładunku złota z banków wrocławskich. Miał on być w pierwszym półroczu 1945 r. wywieziony z miasta przez Niemców i ukryty gdzieś na Śląsku. W czasach PRL realizowano na ten temat audycje radiowe i telewizyjne, także niektóre gazety publikowały artykuły wskazujące kolejne tropy. Jednym z rejonów, gdzie rzekomo miały dojechać bankowe samochody ciężarowe, były północne Karkonosze. W tym rejon, należącego później do Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego, schroniska Samotnia nad Wielkim Stawem.

 

Trudny świadek

 

SB weryfikację doniesienia wołowskiego więźnia rozpoczęła 11 lutego 1974 r. od wizyty w zakładzie karnym. Udał się tam niejaki plutonowy E. Machowski. Oto, co napisał przełożonym:

 

NOTATKA SŁUŻBOWA
"W dniu 11.02.1974 r. będąc w Zakładzie Karnym w Wołowie przeprowadziłem rozmowę z ob. Niedzielskim Marianem, który jest wychowawcą na pawilonie gdzie odbywa karę Ob. Piechocki Józef. Wychowawca stwierdził, że skazany Piechocki podczas odbywania kary wielokrotnie był karany dyscyplinarnie. W ostatnim okresie był 1 raz nagradzany talonem owocowym. Piechocki nie czynił prób ucieczki z Zakładu Karnego".
plut. E. Machowski

 

Pierwsze wrażenie nie było więc korzystne dla autora listu o karkonoskim skarbie. Niezdyscyplinowany więzień nie mógł budzić zaufania. Więcej szczegółów na temat osadzonego w zakładzie karnym w Wołowie zawarł plutonowy Machowski w kolejnej notatce dla przełożonych, sporządzonej 12 lutego 1974 r., czyli dzień po wizycie u wychowawcy z zakładu karnego:

 

NOTATKA SŁUŻBOWA
dot. Piechocki Józef
"W dniu 11. II. [19]74 r. będąc w Zakładzie Karnym w Wołowie uzyskałem następujące informacje o skazanym Piechockim Józefie:
Piechocki Józef s. Henryka i Janiny Obałek ur. 18.03.1946 r. w Białymstoku, obyw[atelstwo] polskie, narodowość polska, wykształcenie podstawowe. W[yżej]/w[ymieniony] był 6-krotnie karany za rozboje, pobicia, wyłudzanie pieniędzy. Pierwszy wyrok od 5.II.1963 r. do 14.VI.1964 r., następnie od listopada 1964 r. do chwili obecnej przebywa w Zakładzie Karnym. Koniec kary na 7.03.1977 r. Suma kary wynosi 12 lat i 100 dni. Uznany jest za niebezpiecznego więźnia. W aktach znajduje się bardzo dużo raportów karnych, ostatnio miał jedną nagrodę (talon owocowy). Zatrudniony jest w celi przy nawijaniu cewek [...] i lutowaniu. Siedzi w celi kilkuosobowej na pawilonie 2A. Piechocki Józef zameldowany jest na stałe Będzin ul. Zagórska 27.
W/g oświadczenia kierownika ochrony obecnie nie ma źródła informacji, które mogłoby zabezpieczyć Piechockiego Józefa".
plut. E.Machowski

 

Przywołany raport potwierdza wcześniejszą opinię na temat więźnia. Jednoznaczną. Czy z tak niebezpiecznym człowiekiem można było więc podjąć grę operacyjną? Bezpieka mimo wszystko uznała, że należy to zrobić. W końcu, trawestując przysłowie, nie święci garnki kradną, a tym bardziej garnki czy może raczej pojemniki ze złotem. Nie święci zazwyczaj też je odnajdują. Dlatego to 15 lutego 1974 r. znany nam już plutonowy Machowski odbył spotkanie z Józefem Piechockim. Jego efektem był kolejny ręcznie pisany meldunek dla przełożonych:

 

NOTATKA SŁUŻBOWA
"W dniu 15.02.1974 r. na terenie Zakładu Karnego w Wołowie przeprowadziłem rozmowę z Piechockim Józefem s.[ynem] Henryka – skazanym. W rozmowie Piechocki udzielił następujących informacji w związku z napisanym listem 28.I.1974 r. na temat ukrytego skarbu w Karkonoszach.
Do roku 1959 przebywał na stałe u dziadków w Kowarach. W r. 1956 lub 1957, idąc z Bierutowic czerwonym szlakiem na Śnieżkę przygodnie spotkał mężczyznę w wieku 45–50 lat. Jak na owe czasy mężczyzna ten miał bardzo dobry sprzęt turystyczny, aparat fotograficzny dobrej marki. Szli razem w kierunku Śnieżki. Mężczyzna chciał potwierdzić, czy Piechocki zna dobrze teren, pytał o okolice schroniska Samotni, pytał czy teren jest zabudowany, jak daleko do granicy, czy blisko jest wojsko, jaki duży jest ruch ludności. Po drodze robili zdjęcia. Chciał, aby go zaprowadzić w okolice Samotni, gdzie w dole ma być dużo skał. Po dojściu do tego miejsca mężczyzna Piechockiemu kazał pilnować, czy nikt nie idzie, a sam chodził między skałami, robił zdjęcia. Następnie doszli do kapliczki około 400–500 m od Samotni i tam zatrzymali się drugi raz. Mężczyzna sam wszedł do środka i kazał pilnować, następnie po kilkuminutowym pobycie w środku wyszedł i zaczął zrywać jakieś przewody, które były w ziemi. Następnie wyciągnął bardzo dokładną mapę terenu i z portfela szkic i porównywał. Na szkicu, który był zgodny z planem, były znaki strzałek i krzyżyki. Mówił, że jest oficerem. Dobrze mówił po polsku, lecz akcent miał niemiecki. Mówił także, że jest sławny i znają go nawet we Włoszech. Na twarzy miał bliznę. W/[edłu]g Piechockiego był to Skorzeny. Około 1 roku wstecz słyszał w radiu audycję w kilku odcinkach, w których mówili, że z Wrocławia miały być wywiezione skarby i schowane w Karkonoszach".

 

                                                    pobrane (2).jpg

                                                    fot/bundesarchiv

 

Turystyczno-topograficzne tropy

 

W tym miejscu odłóżmy na pewien czas notatkę plutonowego Machowskiego i spróbujmy zatrzymać się przy wiadomościach, usłyszanych przez niego od osadzonego w Wołowie mieszkańca Będzina. Czy w 1956 lub 1957 r. turysta spacerujący szlakiem karkonoskim z Karpacza w kierunku Samotni mógł mieć ze sobą aparat fotograficzny? Mógł, gdyż w tym czasie dozwolone już było fotografowanie w opisanej okolicy, czyli przy schronisku PTTK Samotnia. Zdecydowana większość restrykcyjnych, ba, wręcz drakońskich ograniczeń nałożonych na turystów zniesiona została jesienią 1956 r., a niektóre nieco wcześniej.

 

Druga kwestia jest nie mniej istotna. Tajemniczy mężczyzna, dysponujący bardzo dokładną mapą, pyta napotkanego człowieka, czy teren jest zabudowany. Czy jest możliwe, by w tamtym okresie turysta mógł tego nie wiedzieć? Nie mieć świadomości, jak daleko stąd do granicy? Ależ oczywiście. Meldunki Wojsk Ochrony Pogranicza z pierwszych kilku, czy też kilkunastu lat po drugiej wojnie światowej obfitują w relacje z zatrzymania osób, które rozpytywały okoliczną ludność, jak i którędy dojść do granicy. W tamtych czasach znajomość geografii Karkonoszy wśród Polaków stała nierzadko na niskim poziomie. Do tego dochodził brak map turystycznych, ate wydane tuż po wojnie były częstokroć słabej jakości. Przypominały raczej schematy niż mapy. Dopiero w 1964 r. wydano polskojęzyczną mapę Karkonoszy, na której szlaki turystyczne przedstawiono właściwymi kolorami.

 

Naturalnie istniały w tamtych czasach precyzyjne mapy topograficzne terenu używane przez wojsko. Takie mapy zachowały się w Archiwum Straży Granicznej w Szczecinie. Porównanie ich z ogólnodostępnymi mapami daje mnie więcej taki efekt, jak gdyby porównać „Płonącą żyrafę” Salvadora Dalego z rysunkiem wykonanym przez przedszkolaka z grupy pięciolatków.

 

Czy Józef Piechocki mógł spotkać w Karkonoszach człowieka posiadającego dokładną mapę? Mógł. Weźmy pod uwagę, że np. zimą 1955/1956 stacjonowali w Samotni geolodzy, prowadzący w okolicy poszukiwania. Być może szukali uranu, być może czegoś innego, ale na pewno ważnego dla gospodarki narodowej. Karkonoski Park Narodowy utworzony został wszak w styczniu 1959 roku, a więc parę lat później i rygory ochrony przyrody nie były wtedy przeszkodą do prowadzenia poszukiwań geologicznych. Pobyt geologów w Samotni tamtej zimy potwierdzają wzmianki w śląskiej prasie.

 

Czy w pobliżu Samotni mogły być zakopane podziemne kable? Mogły. Układali je w terenie wiele lat wcześniej Niemcy. Karkonoskie schroniska stanowiły inną klasę obiektów niż skromne, drewniane schroniska polskie w Karpatach, pozbawione prądu elektrycznego, centralnego ogrzewania czy telefonu. W Karkonoszach do schroniska można się było dodzwonić, a wieczór spędzić przy świetle żarówki.

 

Ale co innego się nie zgadza. Z Bierutowic w kierunku Śnieżki prowadził wtedy szlak niebieski. Polskiego czerwonego szlaku wcale tam nie było. Nie istniała też w okolicy Samotni jakakolwiek kapliczka. Zwłaszcza taka, do której można by było wejść. Poniżej Samotni, za jeziorem, stoi tylko Domek Myśliwski, ale odległy jest o ponad 600 m w linii prostej. W 1956 r. był on nieczynny, ale już w kolejnym został wydzierżawiony od Lasów Państwowych i zaczął funkcjonować jako prywatne schronisko turystyczne, nienależące do PTTK. Rozmiar, wystrój, wreszcie sama bryła Domku Myśliwskiego kompletnie nie przypomina jakiejkolwiek kapliczki. Widać więc już, mówiąc kolokwialnie, że cała opowieść kupy się nie trzyma.

 

                                                            pobrane (3).jpg

                                                            fot/bundesarchiv

 

Finał

 

I ostatnia kwestia. Czy Otto Skorzeny mógł w tym czasie przebywać w Karkonoszach? Wiadomo, że kilka lat po wojnie zamieszkał w Hiszpanii. Urodzony w 1908 r. niemiecki oficer miał w 1956 lub 1957 r. był przed "pięćdziesiątką" a więc pasowałby do przedziału wiekowego wskazanego przez wołowskiego więźnia.

 

Czy Skorzeny znał w tym czasie język polski w formie komunikatywnej, tego nie wiem. W każdym razie jego rodzina wywodziła się rzekomo z okolic Gniezna, gdzie przed pierwszą wojną światową żyli Polacy. Tylko czy Otto Skorzeny zaryzykowałby wyjazd z Hiszpanii do Polski Ludowej, by wśród karkonoskich skał szukać pojemników ze złotem? Na samą myśl o czymś takim na moich ustach pojawia się uśmiech.

 

Jeśli ktoś uwierzy historyjce będzińskiego więźnia, niech jedzie w Karkonosze i niech próbuje znaleźć opisane miejsce. Obawiam się jednak, że to beznadziejna sprawa. Tym bardziej, jeśli weźmiemy pod uwagę meldunek, na zakończenie którego funkcjonariusz badający sprawę Piechockiego przedstawił swoją opinię:

 

WNIOSKI:
"- Piechocki we wspominanych latach miał 10 lub 11 lat, trudno wierzyć, aby sam wybierał się na Śnieżkę.
- W rozmowie często się zacinał, robił wrażenie zmieszanego
- W rozmowie z wychowawcą tow. Niedzielskim, Piechocki przekazywał relację powyższą kilkakrotnie, zawsze coś zmieniając".

 

Na tym przypuszczalnie sprawę zakończono, w każdym razie w skarbowej teczce archiwalnej nie ma żadnych relacji z poszukiwań. W ten sposób, kolejny już raz kolorowy świat złudzeń w bezpośrednim zetknięciu z rzeczywistością okazał się o wiele mniej barwny, niż oczekiwał tego autor listu z więzienia.

 

autor: Tomasz Rzeczyczki

 

wp.png

Prośba o namiary na teksty o danej tematyce

$
0
0

Od dawna jestem ateistą, jednak dojrzale zacząłem się nad tym zastanawiać niedawno i zrobiłem sobie listę wątków, które chciałbym doczytać i rozwinąć. Proszę o namiary na artykuły, książki czy inne źródła rozwijające następujące tematy (lub pojedyncze z nich):

- Jezus jako uosobienie kultów solarnych
- porównanie wiary w Boga do wiary np. w Świętego Mikołaja czy kult jednostki w Korei Północnej
- wpajanie religii od małego
- różnorodoność religii na przestrzeni czasowej i miejsc (która jest prawdziwa? dlaczego takie rozbieżności?)
- podobieństwa między Biblią a mitami starożytnymi
- religie zakładają, że cały Wszechświat kręci się wokół człowieka
- brak źródeł o Jezusie pochodzących z czasów, kiedy żył (w tym relacji o cudach)
- fakty biblijne bez potwierdzenia historycznego (np. ogólnoświatowy potop lub rzeź niewiniątek)
- nauka wyjaśnia zjawiska, które dawniej przypisywano bogom (to, co nieznane i niewyjaśnione, często przypisujemy Bogu)
- kreacjonizm a ewolucja i Wielki Wybuch
- dusza a materialny mózg
- racjonalizacja cudów (uzdrowienia, bilokacja, wizje, opętania, nierozkładające się zwłoki, cud słońca w Fatimie...)
- zmiana sposobu interpretacji fragmentów Biblii z dosłownego na alegoryczny z uwagi na przytłaczające dowody naukowe
- żadna religia nie jest naszym naturalnym instynktem (skąd więc się religie wzięły? jakie korzyści daje nam wiara?)
- religie jako źródła władzy, głównie poprzez straszenie wiecznym piekłem jako kara za grzechy
- jak to możliwe, że miliardy ludzi wierzących miałoby się mylić?
- czy to możliwe, że ład w budowie Wszechświata oraz warunki do życia na Ziemi są kwestią przypadku?
- brak konkretnych, powtarzalnych dowodów na istnienie Boga oraz na kontakt z Nim i skutki tegoż kontaktu
- "udowodnij mi, że Bóg nie istnieje"
- odsetek ateistów w krajach wysoko rozwiniętych w porównaniu z krajami słabo rozwiniętymi
- absurdy i paradoksy natury i działań Boga

Jak Polki broniły się przed gwałtami czerwonoarmistów?

$
0
0

Jak-Polki-bronili-sie-przed-gwaltami-miniatura-kolor-340x340.jpg

 

„Oswobodziciele” ze wschodu bez skrępowania wyciągali ręce po wszystko, na co mieli ochotę. Za milczącym przyzwoleniem dowództwa napadali także na kobiety. Dla Polek wkroczenie radzieckiej armii oznaczało nieraz śmiertelne niebezpieczeństwo. Co robiły, by nie wpaść w łapy rozbestwionych żołnierzy?

 

Przemarsz Armii Czerwonej przez Polskę zwiastował koniec wojny, ale niektórzy żołnierze pozostawili po sobie wspomnienia niewiele lepsze, niż hitlerowcy. Bywali agresywni i uważali, że jako zwycięzcy mają prawo do wszystkiego. Także do kobiet. Pijani żołdacy gwałcili Polki na masową skalę. Nie oszczędzali nikogo. Zagrożone były małe dziewczynki, ciężarne i zakonnice. Bezpiecznie nie mogły czuć się nawet więźniarki wyzwolone z obozów koncentracyjnych i staruszki.

 

Do napaści mogło dojść wszędzie. W okolicach dworców kolejowych roiło się od żołnierzy polujących na ofiary. Masowe gwałty odbywały się na ulicach miast. Czerwonoarmiści rzucali się na przypadkowe Polki, które akurat przechodziły w pobliżu. Bezpieczeństwa nie gwarantował też własny dom. Żołnierze często kwaterowali w prywatnych gospodarstwach albo przychodzili tam jeść. Wiele kobiet zgwałcono więc w ich własnych sypialniach, kuchniach i na podwórzach. Nierzadko działo się to na oczach ich mężów i dzieci.

 

Chustka, popiół i sadza

 

Napadnięte przez Rosjan kobiety nie mogły liczyć na niczyją pomoc. Mężczyzna, który stanął w obronie żony, matki, córki lub siostry mógł zostać po prostu zastrzelony. Często, szczególnie w przypadku gwałtów zbiorowych, nawet milicja bała się interweniować. By uchronić się przed strasznym losem, Polki stosowały więc szereg mniej lub bardziej desperackich zabiegów.

 

Kobiety-600x453.jpg

 

Jednym z najczęściej stosowanych sposobów, by nie rzucać się w oczy żołnierzom, było postarzanie się. Polki próbowały też odstraszyć gwałcicieli, udając, że są chore na tyfus. Wiązały chustki na głowie, brudziły sobie twarz sadzą, wcierały w skórę popiół. Nakładały na siebie warstwy ubrań i owijały szalem. Wszystko po to, by wyglądać jak najmniej atrakcyjnie.  W miejscowości Rokitno matka ścięła córce długie blond włosy, bo zwracały one uwagę żołnierzy i groził jej gwałt. Dziewczynka miała zaledwie 11 lat!

 

Oszpecanie się czasami pomagało uchronić się przed atakiem. Większość czerwonoarmistów była jednak tak zdziczała i mało wybredna, że rzucała się na każdą napotkaną kobietę. A jeśli w pobliżu nie było przedstawicielek płci pięknej, to zabierali się za… zwierzęta. Do wyjątkowo odrażającego zdarzenia doszło we wsi Wysoki Małe – czerwonoarmista spółkował tam z kozą miejscowego rolnika – pisze Dariusz Kaliński w książce „Czerwona Zaraza. Jak naprawdę wyglądało wyzwolenie Polski?”.

 

„Polki powinny załatwiać potrzeby czerwonoarmistów”

 

Radzieccy dowódcy ignorowali problem gwałtów na Polkach. Żołnierze już dawno są bez kobiet. A z braku Niemek – Polki powinny załatwiać ich potrzeby – tak ich postawę podsumowują badacze historii wojsk ZSRR w Polsce. Faktycznie, czerwonoarmiści byli zachęcani do stosowania przemocy seksualnej przede wszystkim wobec Niemek. Chciano w ten sposób „łamać dumę rasowej niemieckiej kobiety”. Droga na Berlin prowadziła jednak przez Polskę i już tu pozwalano wojakom prawie na wszystko.

 

To milczące przyzwolenie na żołnierską samowolę było jednocześnie wyrokiem wydanym na Polki. Kobiety w całym kraju zostały zaszczute. Każde wyjście z domu wiązało się z wielkim zagrożeniem. Należało zachować szczególną ostrożność, by nie natknąć się na zgraję pijanych żołdaków. W niektórych regionach kraju samotny spacer mógł się skończyć tragicznie. Przestrzegano przed tym szczególnie mieszkanki województwa zachodniopomorskiego. Tak czasy przemarszu wspomina Anna Szatkowska,  córka Zofii Kossak-Szczuckiej: Trzeba wychodzić bardzo ostrożnie, zbadawszy najpierw sytuację. Aby pójść do miasta, czy na targ, musimy obchodzić okrężną, ruchliwą ulicą, gdzie jest bezpieczniej.

 

Gość w dom, wróg w dom

 

Spotkań z czerwonoarmistami nie zawsze jednak udawało się uniknąć. Wróg trafiał często bezpośrednio do domu ofiary. Polskie rodziny, z własnej woli lub przymusowo, udzielały przecież Sowietom gościny. Gdy pod dachem znajdował się choćby jeden żołnierz, kobiety dla własnego bezpieczeństwa szły spać w pełnym ubraniu. Nawet, jeśli nie zachowywał się agresywnie.

 

Czerwonoarmiści-600x740.jpg

 

Niektórym radzieckim „gościom” dało się, na szczęście, powiedzieć nie. Tak było w przypadku oficera, który wprosił się na nocleg do rodziny Marii Rutkowskiej.  Położono go w jednym w pokoju z dwiema młodymi kobietami. W środku nocy jedna z dziewcząt uciekła do pokoju rodziców i zostawiła otwarte drzwi, by można było słyszeć, co się dzieje w drugim pomieszczeniu.

 

Zaczął przemawiać słodkim głosem do Aliny, proponując naiwnie, że chce się tylko popieścić, pogłaskać i niczego więcej – wspomina Rutkowska. Odmowę  dziewczyny przyjął ze spokojem. Nie wszystkie kobiety miały jednak tyle szczęścia, by trafić na w miarę kulturalnego żołnierza, który nie zamierzał używać przemocy.

 

Większość czerwonoarmistów nie prosiła o zgodę, a ich „zaloty” były o wiele bardziej brutalne. W takich przypadkach najlepiej było wezwać pomoc. Przekonała się o tym na przykład Bierula Białynicka, sekretarka gimnazjum z województwa białostockiego. Jej historię opisał historyk Kristian Kowalski.

 

Wezwanie-pomocy-600x742.jpg

 

W domu Bieruli kwaterę otrzymał kapitan Armii Czerwonej. Już pierwszego wieczoru próbował ją zmusić do współżycia, grożąc rewolwerem. Szantażował też kobietę, że jeśli nie zgodzi się być jego kochanką, to przyprowadzi 20 żołdaków, którzy zabawią się z nią tak, jak oni to potrafią. Kobieta nie dała się jednak zastraszyć. Zaczęła głośno krzyczeć, czym obudziła swoją matkę i zaalarmowała sąsiadów. To powstrzymało Rosjanina.

 

Strychy pełne zastraszonych kobiet

 

Wieść o gwałtach niosła się przez całą Polskę. Wiedząc, czego mogą się spodziewać, kobiety na wieść o wkraczającej armii po prostu chowały się i barykadowały. Tak funkcjonowanie domowego schronienia relacjonuje mieszkaniec Bytowa, u którego ukryło się aż pięć dziewcząt: Zamknęły się w małym pokoiku u góry, do którego wiodły małe drzwiczki. Drzwiczki zastawiono dużą szafą, a moja mama przynosiła panienkom jedzenie i picie.

 

Pannom spod Bytowa udało się uniknąć gwałtu.  Żołnierze nie wykryli ich obecności, chociaż zaglądali nawet do szafy, która kamuflowała wejście do kryjówki.

 

Bywało i tak, że żołdacy dostrzegli miejsca, gdzie schowały się kobiety. Jedna z mieszkanek powiatu sławieńskiego wraz z siostrami skryła się przed Rosjanami na strychu. Pewnego wieczoru jeden z nich zawędrował na górę. Chcąc dostać się do zamkniętego pomieszczenia, próbował zbić szybkę w drzwiach. Skaleczył się jednak w rękę i zrezygnował z dalszych prób. Schowane kobiety odetchnęły z ulgą.

 

Skuteczną kryjówkę znalazła też Krystyna Wojciechowska, której relację przytacza w „Czerwonej zarazie” Dariusz Kaliński. Ukryła się ona w… gorzelni. W zimnym, pełnym szczurów pomieszczeniu  spędziła wiele godzin. Obserwowała przez okno, co dzieje się na podwórzu jej domu. Grasowało tam pięciu rozbestwionych Sowietów. Żołnierze pobili jej ojca i zgwałcili matkę.

 

Wezwanie-pomocy-600x742.jpg

 

Niestety, kryjówka nigdy nie dawała stuprocentowej pewności. Pijani żołnierze w amoku przeszukiwali cały dom. Wówczas kobietom pozostawała już tylko próba ucieczki. Niektórym się to udawało. Korzystały z zamieszania, które powstawało na skutek działań agresywnych żołdaków. Tak było w przypadku córki Marii S. z Torunia. Ona sama nie uniknęła gwałtu, jej wujka pobito, lecz dziewczynie udało się uciec: Córka moja, lat 17 w czasie strzelaniny ukryła się, wykorzystując moment, kiedy żołnierze zajęci byli mną, zbiegła przez okno. Po dokonaniu gwałtu na mnie zabrano mi wszystkie rzeczy i bieliznę.

 

Źródło: http://ciekawostkihistoryczne.pl/2017/05/04/jak-polki-bronily-sie-przed-gwaltami-czerwonoarmistow/4/

Stephen Hawking ostrzega: musimy opuścić Ziemię w ciągu 100 lat

$
0
0

Stephen Hawking ostrzega: musimy opuścić Ziemię w ciągu 100 lat

 

16043158229_343d3e754c_h.jpg?itok=3qdI_d

 

Wielki zwolennik podróży kosmicznych i kolonizacji obcych planet, astrofizyk Stephen Hawking przekonuje, że nasza cywilizacja powinna opuścić Ziemię. Zdaniem brytyjskiego naukowca, jeśli nie zdołamy tego zrobić to czeka nas zagłada.

 

 

Najnowsze ostrzeżenie Hawkinga pojawiło się wraz z promocją jego nowego programu dokumentalnego pod nazwą: "Expedition New Earth", który zostanie wyemitowany 15 czerwca w telewizji BBC. Słynny naukowiec będzie w nim przekonywał, że nasz czas na planecie Ziemia powoli dobiega końca. Zmiany klimatyczne, zagrożenia ze strony asteroid, epidemie oraz przeludnienie to czynniki, które zdaniem Hawkinga mogą zagrozić naszemu istnieniu.

 

Wraz z jego byłym uczniem Christophem Galfardem będą eksplorować różne pomysły, których wdrożenie w życie pozwoliłoby ludzkości stać się gatunkiem międzyplanetarnym. Będzie również mowa o przetrwaniu w obcych warunkach, pokonaniu chorób spowodowanych ekspozycją na promieniowanie kosmiczne oraz wykorzystaniu nauki i najnowszych technologii, np. drukarek 3D.

 

Stephen Hawking dał się poznać jako zwolennik podróży kosmicznych, który coraz częściej wskazuje na liczne zagrożenia czyhające na ludzkość we współczesnym świecie. Astrofizyk jest również bardzo ostrożnym zwolennikiem sztucznej inteligencji, która jak sam mówił może radykalnie odmienić nasze życie - na dobre, lub na złe.

źródło

Mordercy i muzyka. Niebezpieczne połączenie

$
0
0

Zdarzało się, że pchała ich do najgorszych zbrodni, ale czasem łagodziła ich brutalną naturę. W skrajnych przypadkach stawała się sposobem na spędzenie życia w więzieniu. Muzyka i słynni mordercy, wbrew pozorom, mają sporo powiązań.

 

00041QMZDCM71M04-C122-F4.jpg

Charles Manson (po środku) w trakcie procesu o zabójstwo Sharon Tate - fot. AP Photo /East News

Czytaj więcej na http://muzyka.interia.pl/artykuly/news-mordercy-i-muzyka-niebezpieczne-polaczenie,nId,1691748#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=chrome

 

Zabił przez Beatlesów

 

Za najsłynniejszego melomana wśród morderców niewątpliwie trzeba uznać Charlesa Mansona. Makabryczna zbrodnia, jakiej dokonał na żonie Romana Polańskiego, Sharon Tate, oraz jej czterech gościach, uzasadnił inspiracją piosenkami grupy The Beatles. Manson odczytywał je w osobliwy sposób. Dzięki tekstom Lennona i McCartneya miął przywoływać demony oraz lepiej indoktrynować członków swojej sekty.

Manson był tak wiarygodny, że prowadzący śledztwo zastanawiali się nawet nad powołaniem dwójki Beatlesów na świadków.
Po otrzymaniu wyroku dożywocia seryjny morderca zainteresował się tworzeniem własnej muzyki. 6 marca 1970 roku ukazała się jego debiutancka płyta "Lie: The Love and Terror Cult", która miała pomóc Mansonowi sfinansować prawników. Amerykanin w więzieniu nie rozwinął jednak talentu na tyle, by zawojować listy przebojów. Jego płyty odbierane były jedynie jako interesujący fakt z jego życia.
Sam Manson wielokrotnie inspirował innych wykonawców. Piosenki o jego życiu tworzyli członkowie Nine Inch Nails, System Of a Down, Limp Bizkit oraz Guns N' Roses. Marilyn Manson zapożyczył od mordercy pół pseudonimu, a głos zabójcy został wykorzystany w utworach grup Paradise Lost oraz Mount Sale.

 

Jazz ocalił kilka istnień

 

Na początku 20-lecia międzywojennego w Stanach Zjednoczonych szalał Kat z Nowego Orleanu, który latach 1918-1919 zamordował 12 osób. Zabójca nigdy nie został zidentyfikowany, mimo iż wysyłał policji listy. W jednym z nich napisał, że 19 marca 1919 roku, kwadrans po północy, wyruszy na łowy. Dał jednak potencjalnym ofiarom szansę na przeżycie. Stwierdził, że nie zabije nikogo w miejscu, gdzie usłyszy jazz.

Właśnie tej nocy Nowy Orlean na jeden dzień został najbardziej roztańczonym i rozśpiewanym miastem na świecie. Wszystkie sale, gdzie można było posłuchać jazzu, były wypełnione po brzegi, a ponadto zespoły grały na ulicach i w prywatnych domach. Szalony kat dotrzymał słowa - tej nocy nikt nie zginął.

 

Faworyci morderców

 

Masowi mordercy w większości przypadków nie są fanami muzyki popularnej. Wśród ulubionych zespołów zabójców możemy odnaleźć m.in. Slayera, Black Sabbath oraz GG Allina, jednak, jak pokazuje przypadek Charlesa Mansona lub Luki Magnotta, nie wszyscy muszą zasłuchiwać się w ciężkich brzmieniach.

Magnotta, który zabił studenta, poćwiartował jego ciało, a następnie wysyłał do czołowych polityków w Kanadzie, był fanem Madonny. W jednym z filmików na Youtube, który opublikował jeszcze przed popełnieniem zbrodni, Kanadyjczyk zasłuchiwał się w "La Isla Bonita" Madonny.

 

Fan na zabój

 

Richard Ramirez, znany lepiej jako Nocny Prześladowca, wpadł przez grupę AC/DC. Ten seryjny morderca był fanem australijskiej formacji w specyficzny sposób. Dokonywał on bowiem swoich morderstw w fanowskich koszulkach, a na jednym miejscu zbrodni znaleziono czapkę z napisem AC/DC. Oczywiście miłość do grupy nie była jedyną poszlaką, jaką kierowali się detektywi badający sprawę. Co ciekawe, Ramirez całą swoją sylwetkę seryjnego zabójcy oparł na utworze "Night Prowler". Z tego powodu formacja musiała tłumaczyć się, że w przeboju wcale nie chodzi o mordowanie pod osłoną nocy, a o nastolatka, który wkradał się nocą do swojej dziewczyny.

 

Seryjni zabójcy inspiracją

 

Niechlubna działalność słynnych morderców jest tak popularnym motywem, że bez problemu możemy wyszukać kilka tuzinów utworów, nawiązujących do tej tematyki. Takie przykłady odnajdziemy nawet u polskich wykonawców. Ted Bundy został tematem Acid Drinkers, Karol Kot motywem dla Świetlików, natomiast Joachim Knychała, znany lepiej jako Wampir z Bytomia, trafił do piosenki Kazika. Zresztą utwór Staszewskiego został skonstruowany w bardzo interesujący sposób, bo z perspektywy pierwszej osoby, czyli seryjnego mordercy. Jak się jednak okazało, fabuła z piosenki nie pokrywała się z rzeczywistością. Knychała nie obserwował wcześniej swoich ofiar, a napadał je zupełnie przypadkowo.

 

Źródło: http://muzyka.interia.pl/artykuly/news-mordercy-i-muzyka-niebezpieczne-polaczenie,nId,1691748

 

Wspomnę jeszcze o X-Raided, który na swojej płycie z 1992 roku opisał morderstwo i wsadzili go do puchy bo opis identycznie pokrywał się ze zbrodnią której dokonano i do dziś nagrywa płyty z więzienia na telefonie, oraz Syko Samie który zabił swoją dziewczynę i jej rodziców a następnie nagrał o tym numer i teraz z kryminału wypuszcza nowe kawałki w których dopowiada resztę szczegółów dotyczących owej zbrodni

 

 

Viewing all 3197 articles
Browse latest View live