Quantcast
Channel: Paranormalne.pl - Forum
Viewing all 3197 articles
Browse latest View live

WOJNA W MINIATURZE –krótka historia gier strategicznych

$
0
0

Gry strategiczne to wciąż jeden z najpopularniejszych gatunków, szczególnie wśród użytkowników PC. Warto jednak wiedzieć, że zakusy na „zabawę w generałów” pojawiły się jeszcze w XIX wieku, a ich początkom towarzyszyła tragiczna śmierć pewnego pruskiego artylerzysty…

 

                      g8hktkqTURBXy8zNzEwYmQwOWM0N2U3YmNjNmU5YzBjNTMzMDI5MzY2Mi5qcGVnkpUDAADNAyDNAcKVAs0DtgDCww.jpg

                            Wojna w miniaturze - H.G. Wells w trakcie gry w Little Wars źródło: archive.org

 

Zabawy w wojnę towarzyszą ludzkości od setek, a nawet tysięcy lat, by wymienić, chociażby szalenie popularne w naszym kręgu kulturowym szachy, czy nieco bardziej zaawansowane, określane cesarską grą GO. Uczyły one jednak ogólnego myślenia o taktyce, nie mając bezpośredniego przełożenia na warunki panujące na rzeczywistych polach bitewnych. Nic więc dziwnego, że w pewnym momencie pojawił się ktoś, kto spróbował stworzyć wojenną symulację z prawdziwego zdarzenia.

 

Tym kimś był Georg Leopold Reiswitz - pruski rzemieślnik, żyjący na przełomie XVIIII i XIX wieku. Jego Kriegspiel był niezwykle zaawansowaną symulacją pola bitwy, opartą na misternych wyliczeniach. Gra okazała się dość dobra był zdobyć zainteresowanie synów Fryderyka III Wilhelma oraz samego władcy, który zgodził się widzieć z Reiswitzem, a nawet zagrać z nim w jego grę. Tą jednak skrytykowali generałowie, określając ją jako kolejną niepraktyczną„zabawkę”.

 

Dzieło Leopolda dokończył jego syn, modyfikując zasady gry i dodając dość istotny szczegół, jakim były mapy topograficzne terenów, na których rozgrywała się miniaturowa bitwa. Młody Reisewitz służył w Pruskiej armii jako artylerzysta, udało mu się więc zachęcić do zabawy swoich kolegów po fachu.

 

W przeciwieństwie do ojca zdołał on zdobyć uznanie pruskich generałów, a w końcu w 1824 roku wydał grę, korzystając ze wsparcia samego księcia Wilhellma. Kriegspiel stał się oficjalny narzędziem szkoleniowym pruskiej armii i trafił do garnizonów w całym kraju, sam twórca nie skorzystał jednak na tym sukcesie. Szykanowany przez zazdrosnych oficerów i zawiedziony niedostatecznym jego zdaniem awansem 32-latek zdecydował się popełnić samobójstwo.

 

Sama gra pozostała jednak szalenie popularna wśród pruskich wojskowych. Jej ogromnym fanem był Helmut von Moltke, twórca nowoczesnej operacji wojskowej (założył on jeden z pierwszych oficjalnych klubów miłośników gry). Kriegspiel został zauważony w całej Europie (pierwsza wersja gry trafiła nawet na dwór rosyjski), jednak z żaden z narodów nie docenił idei gry wojennej tak jak amerykanie, którzy niecały wiek później opracowywali już pierwsze systemy bitewne, potrzebne do symulacji walki na morzu.

 

Prawdziwy rozkwit zaawansowanych symulacji używanych przez wojskowych nastąpił w trakcie I i II wojny światowej. Podobno pozwoliły one Amerykanom niemal w 100 proc. przewidzieć rozwój wypadków w trakcie wojny na Pacyfiku.

 

A co z miejscem symulacji wojennych w kulturze popularnej? Pierwszym udokumentowanym piewcą "zabawy w wojnę", był znany brytyjski pisarz, a przy okazji zagorzały pacyfista H.G. Wells. To za jego sprawą w 1913 roku światło dzienne ujrzała niepozorna książeczka zatytułowana „Małe Wojny – gra dla chłopców od lat 12 do 115 oraz tych mądrzejszych dziewcząt, które lubią chłopięce zabawy i lektury”.

 

Szczególną popularność przysporzył grze fakt, że wykorzystywała ona łatwo dostępne drewniane figurki żołnieżyków.

Miały się one pojawić dopiero kilka lat po zakończeniu II wojny światowej. W 1953 roku 23-letni Charles S.Roberts stworzył Tactics – pierwszą nowoczesną planszową grę bitewną. Wydana własnym sumptem taktyczna planszówka okazała się ogromnym sukcesem, a założona przez Robertsa firma Avallon do dziś stanowi filię zabawkowego giganta, firmy Hasbro.

 

Prawdziwa popularność systemów bitewnych przyszła jednak, gdy zmagania przeniosły się do światów Fantasy. To właśnie strategie bitewne stały się zarzewiem dla powstania pierwszych systemów RPG, jak Dungeons & Dragons i to popularność tych ostatnich pozwoliła zaistnieć szelenie popularnym markom, takim jak Warhammer: Fantasy Battle.

 

Dziś figurowe gry bitewne to raczej nisza, jednak już pod koniec lat 80 na komputerach osobistych zaczęły się pojawiać pierwsze zaawansowane gry strategiczne. Dziś niemal każdy znajdzie strategię „skrojoną na miarę”, w zależności od tego, czy woli zmagania średniowiecznych rycerzy, czy drugowojenną symulację.

 

Gatunek ten ma się również bardzo dobrze w segmencie gier free-to-play.

Jakie gry strategiczne znajdziemy na Game Planet? Oprócz niezwykle popularnych strategi, jak Forge of Empire, Goodgame Empire, czy Travian, w swojej ofercie mamy też produkcje dla zaawansowanych i wymagających strategów. Wśród nich szczególnie wyróżniają się Supremacy 1914 i Call of War, pozwalające na planowanie szeroko zakrojonych operacji zbrojnych w trakcie I i II wojny światowej.

 

Może to czas, by zajrzeć na Game Planet i obudzić w sobie prawdziwego stratega?

 

game planet.png


Lód "lewitujący" nad powierzchnią jeziora.

$
0
0

a1740e230104d53e.jpg

foto: https://kontakt24.tvn24.pl/lod-lewitowal-nad-powierzchnia-jeziora-przykleil-sie-do-drzew,253699.html

 

Zasilone rzeką okresową "Suche Jezioro Żabostowskie" ukazało niesamowite zjawisko. Po opadnięciu wody, na drzewach utrzymał się "lewitujący" lód.[...]

 

W ostatnim czasie poziom wody w jeziorze Kopcze (gmina Kaczory w województwie wielkopolskim) znacząco się podniósł - wynosi obecnie około 4-5 metrów, podczas gdy średni stan to mniej więcej trzy metry. Około tygodnia temu ze zbiornika zaczęła wypływać niewielka rzeka. Jej obecna długość to 2,5 kilometra, a swój bieg kończy przy osadzie Żabostowo.

 

4ed28acecd1db89b.jpg

foto: https://kontakt24.tvn24.pl/lod-lewitowal-nad-powierzchnia-jeziora-przykleil-sie-do-drzew,253699.html

 

Woda z rzeczki zasiliła "Suche Jezioro Żabostowskie", które jest zbiornikiem o charakterze okresowym. Jej poziom doszedł tam do jednego metra - poinformował Andrzej Rybiński, Reporter 24. Co ciekawe, rzeka pojawia się na tyle rzadko (średnio raz na kilkanaście lat), że nie zaznacza się jej na mapach. Ostatnio pojawiła się w 2001 roku, a wcześniej w 1987 r.

 

05c2d0711223d42f.jpg

foto: https://kontakt24.tvn24.pl/lod-lewitowal-nad-powierzchnia-jeziora-przykleil-sie-do-drzew,253699.html

 

Woda nie miała innego wyjścia

 

Tak jak w całej Polsce, w gminie Kaczory temperatura w ostatnich dniach spadała poniżej zera stopni (w ciągu dnia wynosiła około -5 czy -6 stopni Celsjusza - informował Andrzej), więc powierzchnia "jeziora" zamarzła. Tymczasem woda z jeziora Kopcze wciąż płynęła i gromadziła się pod powierzchnią powstałej tafli lodu.

 

971103e960fa23bf.jpg

foto: https://kontakt24.tvn24.pl/lod-lewitowal-nad-powierzchnia-jeziora-przykleil-sie-do-drzew,253699.html

 

- Woda nie miała gdzie uciekać, więc wypłynęła ku górze - powiedział synoptyk TVN Meteo Artur Chrzanowski.

 

Zamarzając, lód się rozszerza, w efekcie czego płynąca pod jego powierzchnią woda ma mniej miejsca.

 

-  Nie mając jak uciec w bok, woda musiała wypchnąć zalegającą nad nią taflę - tłumaczył Chrzanowski.

 

cb10b2e993cd8164.jpg

foto: https://kontakt24.tvn24.pl/lod-lewitowal-nad-powierzchnia-jeziora-przykleil-sie-do-drzew,253699.html

 

Lód zawisł w powietrzu

 

Kilka dni później poziom rzeki opadł o 80 centymetrów. Lód, gruby na 20 cm, jednak pozostał. Na zdjęciach, które zrobił Rybiński i wysłał je na Kontakt 24, widać, jakby tafla "lewitowała". Utrzymała się na drzewach, a pod nią pozostała zupełnie pusta przestrzeń.

Jak mówił Chrzanowski, lód na ciekach i w zbiornikach wodnych przyrasta od dołu. W tych płytkich może zamarznąć cała woda, aż do dna. W głębokich zaś tafla utrzymuje się tylko na powierzchni.

 

413b9c6e537728a0.jpg

foto: https://kontakt24.tvn24.pl/lod-lewitowal-nad-powierzchnia-jeziora-przykleil-sie-do-drzew,253699.html

 

źródło

 

Żołnierze wyklęci

$
0
0

Wczoraj obchodzony był Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. W związku z tym zamieszczam wywiad z autorem niedawno wydanej książki 'Skaz na pancerzach' historyka P. Zachowicza.

 

Grzegorz Wysocki: Czy obchodzony 1 marca Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych to dla pana szczególny dzień w roku?

 

Piotr Zychowicz: To dla mnie bardzo ważny dzień i bardzo ważne święto. Tradycja Żołnierzy Wyklętych jest mi bowiem niezwykle bliska. Jestem dumny z tysięcy walk, które stoczyli z komuną. Z zasadzek, potyczek, rozbitych ubeckich posterunków i więzień. Chylę czoła przed ich bohaterstwem i poświęceniem, bo wielu z nich za walkę o wolność ojczyzny zapłaciło najwyższą cenę, cenę życia. Ta duma nie oznacza jednak, że mam cenzurować dzieje ojczyste i zamiatać pod dywan fakty nie pasujące do pięknej legendy.

 

No właśnie. W swoich „Skazach na pancerzach” skupił się pan na czarnych kartach historii żołnierzy wyklętych. Czy tym samym nie wpisał się pan w „retorykę zbrodniczej propagandy, która za wszelką cenę chciała zdeprecjonować niezłomnych”, jak panu zarzucił w najnowszym „Do Rzeczy” Tadeusz Płużański?

 

To, że komunistyczna propaganda przedstawiała wszystkich Żołnierzy Wyklętych jako bandytów, nie oznacza, że mamy robić teraz to samo. Tylko na opak. Czyli przedstawiać wszystkich Żołnierzy Wyklętych jako nieskazitelnych bohaterów. Czarną legendę zastępować białą legendą. W książce przedstawiam pełne oblicze tych dowódców podziemia, których działania wzbudzają największe emocje. Pokazuję zarówno blaski, jak i cienie ich życiorysów. Bo to byli ludzie z krwi i kości. Dokonywali rzeczy wielkich, ale dopuszczali się też czynów, których nie da się usprawiedliwić walką o niepodległy byt państwa polskiego. Tak było i tego nie zmienimy.

 

Skoro nie wpisuje się pan w „retorykę zbrodniczej propagandy”, to może przynajmniej w narrację tej strony dzisiejszej publicznej debaty, według której wszyscy wyklęci byli kryminalistami, mordercami, gwałcicielami i/lub grabieżcami? Ucieka pan z prawicy i flirtuje z „Gazetą Wyborczą”?

 

„Gazeta Wyborcza” kilka dni temu napisała, że jest moją książką przerażona. To chyba najlepsza odpowiedź na pańskie pytanie. Lewicowi czytelnicy „Skaz” zarzucają mi, że obszedłem się z Żołnierzami Wyklętymi zbyt łagodnie. A nacjonaliści, że zbyt ostro. To chyba najlepszy dowód na to, że książka jest wyważona i obiektywna. Bardzo wyraźnie podkreślam w niej, że zbrodni dopuszczali się niektórzy, a nie wszyscy żołnierze podziemia antykomunistycznego. Że czyny jednostek nie mogą świadczyć o zbiorowościach. Nie ma bowiem czegoś takiego jak wina kolektywna. Jest tylko wina indywidualna. Dlatego przez pryzmat zbrodni niektórych Wyklętych nie wolno oceniać wszystkich.

 

Czy rzeczywiście wierzy pan, że można dzisiaj uciec z obu skrajnych opowieści na temat wyklętych (ohydni kryminaliści vs. nieskazitelne anioły)? Może to z pańskiej strony tylko taka intelektualna prowokacja, bez wiary w rzeczywiste przezwyciężenie istniejących podziałów?

 

Nie tylko wierzę, że da się uciec, ale właśnie to zrobiłem. „Skazy na Pancerzach” to bowiem książka, która idzie pod prąd obu tych narracji. Dowodzę w niej, że Wyklęci nie byli ani aniołami, jak chcą tego brązownicy naszych dziejów, ani diabłami, jak chce tego lewica. Pisząc tę książkę, zdecydowałem się pójść swoją drogą. Na toczącą się obecnie plemienną wojnę o historię patrzę z awersją. Jej ofiarą pada bowiem prawda. Żyjemy w epoce skoszarowanego, kolektywnego myślenia. Ludzie zamiast samodzielnie wyciągać wnioski powtarzają przeczytane gdzieś hasła i frazesy. Wierzę jednak, że na tym nieciekawym świecie jest jeszcze trochę miejsca dla indywidualistów.

 

Już widać, że jedna strona uważa pana za zdrajcę, który niszczy „piękny mit niezłomnych”, a nawet kogoś, kto „zabija ich po raz kolejny” (Płużański), a druga – za prawicowego historyka, któremu trzeba oddać, że – choć błądzi – przynajmniej wyliczył wszystkie ohydne zbrodnie wyklętych?

 

Nie znam wypowiedzi, o których pan mówi. Ale jeżeli takie słowa ktoś wypowiedział, to jest to stawianie spraw na głowie. Według tej logiki czarną owcą nie jest żołnierz, który dopuścił się zabójstwa niewinnego cywila, ale publicysta, który ośmielił się o tym napisać po 70 latach. To nie jest zdrowa sytuacja. Legenda Wyklętych jest tak piękna, że obejdzie się bez patriotycznych pudrów i szminek. Jeżeli zaś chodzi o opinie prawej czy lewej strony, to muszę szczerze powiedzieć, że mało mnie one interesują. Ja nigdy – co widać po moich książkach - nie pisałem po to, by pozyskać tanią popularność.

 

Co najbardziej panem wstrząsnęło podczas prac nad „Skazami na pancerzach”? Te historie i postaci, o których pisze się od dawna – „Łupaszka”, „Bury”, „Ogień” etc. – czy zupełnie inne, wcześniej raczej mało znane?

 

Każda z tych historii była dla mnie ciężka, bo – tak jak wspominałem – Wyklęci to moi bohaterowie. Rogatywki, partyzanckie mundury, ryngrafy. To symbole bardzo bliskie mojemu sercu. Teraz czytałem dokumenty i mrożące krew w żyłach relacje świadków, w których ludzie w polskich mundurach dokonywali rzeczy strasznych.

 

Przecież mógł pan – jak coraz większa liczba „prawych” historyków czy publicystów historycznych – te „brudne czyny” pominąć, a nie właśnie na nie skierować swój reflektor.

 

Tak, miałem do wyboru dwie opcje. Mogłem przemilczeć to wszystko i napisać retuszowaną historię „ku pokrzepieniu serc”. Albo napisać prawdę. Wybrałem to drugie. Pochodzę bowiem z rodziny o długich wojskowych tradycjach. W domu wpojono mi, że wojnę prowadzi się przeciwko uzbrojonym mężczyznom, a nie kobietom i dzieciom. I tego staroświeckiego poglądu staram się trzymać.

 

Czy zdarzały się panu „odkrycia” na zasadzie, że ktoś, kto wydawał się panu wcześniej „anielskim” wyklętym, okazywał się jednak, eufemistycznie mówiąc, mało święty?

 

Nie, bo „Skazy na pancerzach” to nie jest historia pisana w stylu westernowym, czyli jednowymiarowa bajka o dobrych kowbojach i złych Indianach. To jest opowieść o ludziach, którzy mieli niezwykle pogmatwane i skomplikowane losy. Stawali przed potwornymi dylematami i wyborami. Dokonywali w swoim życiu rzeczy wspaniałych, ale również rzeczy strasznych. Taka jest bowiem ludzka natura i taka jest natura wojny. Nasi niepoprawni romantycy lubią sobie wyobrażać, że wojna wyciąga z ludzi to co najlepsze. To nieprawda. Wojna na ogół wyciąga z ludzi to co najgorsze. Wojna to czas wielkiej demoralizacji człowieka, upadku wartości. Życie ludzkie na wojnie jest tanie. I właśnie to starałem się pokazać. Jak wyszło – ocenią czytelnicy.

 

Wychodzi pan z założenia, że historia nigdy nie była czarno-biała, a wszelkie próby przycinania jej do ciasnych ram „polityki historycznej” czy „pedagogiki wstydu” są wielce ryzykowne. Rozumiem, że nie jest pan wielkim fanem pisowskiej „polityki historycznej”?

 

Narzekanie, że państwo prowadzi politykę historyczną przypomina narzekanie, że woda jest mokra. Wszystkie kraje to robią – Niemcy, Rosja, Ameryka, Izrael, Ukraina czy Austria. Robi to więc również Polska. Cóż to jednak jest „polityka historyczna”? To rodzaj państwowej kampanii PR-owskiej. Uprawiający ją urzędnicy i politycy uwypuklają jasne strony historii, a zamiatają pod dywan strony ciemne. W efekcie otrzymujemy obraz zniekształcony. A ja nie jestem ani politykiem ani dyplomatą. Jestem niezależnym autorem. Wolnym człowiekiem. Nie muszę więc uprawiać polityki historycznej, tylko mogę pisać jak było naprawdę.

 

Czytając wywiad z Bronisławem Komorowskim w „Gazecie Wyborczej”, co najmniej kilka razy odnosiłem wrażenie, że były prezydent i Piotr Zychowicz mają na temat wyklętych bardzo podobny pogląd. Cytuję: „Bo taka jest wojna. Wielkość i ludzka małość, rycerskość i heroizm, ale i okrutne wojenne prawo odwetu, ale także i często niepotrzebne okrucieństwo”. Albo: „Bo oni walczyli o wolną Polskę. Ale też nie sposób budować patriotyzmu na niewiedzy czy historii zmistyfikowanej. Obecne wybielanie niektórych postaci lub usprawiedliwienie samych zbrodni jest szaleństwem i głupotą. A przecież ta historia dlatego jest tak istotna, że ma w sobie rzeczy wspaniałe, heroiczne, ale i takie, które bolą”. Wypiera się pan tego mówienia jednogłosem z Bronisławem Komorowskim?

 

Ma pan nade mną tę przewagę, że czytał pan ów wywiad z prezydentem Komorowskim. Ja go niestety przegapiłem, a, co za tym idzie, nie mogę ocenić całości. Pod zacytowanymi przez pana fragmentami podpisuję się obydwoma rękami.

 

Z kolei autor wspomnianego wywiadu, Paweł Wroński, mówi w którymś momencie, że to, co rząd nazywa polityką historyczną, to w istocie „kult samobójczego antykomunizmu”. Biorąc pod uwagę pański krytyczny stosunek do polityki historycznej, i pod tymi słowami mógłby się pan podpisać?

 

Nie, z tą opinią się nie zgadzam. Olbrzymia część Żołnierzy Wyklętych nie miała bowiem wyboru – musiała iść do lasu. Wolała umrzeć z bronią w ręku walcząc z komuną niż dać się zgnoić i zakatować w ubeckich kazamatach. Mnie osobiście ta postawa imponuje. To była walka o godność i honor. A taką walkę – niezależnie od oceny szans jej powodzenia – należy traktować z szacunkiem.

 

I na koniec – jaką przyszłość przewiduje pan dla kultu czy mody na żołnierzy wyklętych?

 

Mam nadzieję, że ten kult będzie trwał dalej. Niegodne czyny dokonane przez Żołnierzy Wyklętych stanowiły bowiem margines ich działalności. Przez szeregi podziemia niepodległościowego przewinęło się 120 tysięcy ludzi. Przytłaczająca większość z nich nie ma niewinnej krwi na rękach. Z ich dokonać możemy być dumni. Możemy ich stawiać za wzór do naśladowania dla młodego pokolenia. Proszę pamiętać, że oni bili się o słuszną sprawę. O wolność jednostki i niepodległość Rzeczypospolitej. Rzucili wyzwanie ludobójczemu totalitarnemu systemowi, jakim był komunizm. Mam więc nadzieję, że Wyklęci będą bohaterami dla przyszłych pokoleń Polaków.

 

Piotr Zychowicz jest publicystą historycznym, redaktorem naczelnym „Historii Do Rzeczy”. Napisał szereg kontrowersyjnych i mocno dyskutowanych książek, m.in. „Pakt Ribbentrop-Beck”, „Obłęd ‘44” i „Żydzi”. Właśnie ukazała się najnowsza– „Skazy na pancerzach. Czarne karty epopei Żołnierzy Wyklętych”.

 

https://opinie.wp.pl/spor-o-wykletych-piotr-zychowicz-dokonywali-rzeczy-wielkich-ale-dopuszczali-sie-tez-czynow-ktorych-nie-da-sie-usprawiedliwic-6225644558743169a

 

A na koniec b. ładna piosenka Czerwonych Gitar. Ojciec Krzysztofa Klenczona, Czesław, był żołnierzem AK i uczestnikiem polskiego podziemia antykomunistycznego w okresie powojennym.

 

 

Zachęcam w tym temacie do pisania opinii i faktów nt. żołnierzy wyklętych. Może ktoś ma członków rodziny, którzy osobiście doświadczyli ich działań, wydarzeń bliskich lat powojennych.

 

Sorry Kolego, ale ten portal nazywa się PARANORMALNE, nie będziemy ciągnąć tego tematu dalej! Po pierwsze, badania nad "zasługami tej ekipy" nadal trwają, po drugie, ten temat wywoła niepotrzebne tutaj polityczne emocje! 

Zamykam!

ultimate

Epidemia opętań. Niektórzy egzorcyści się poddają

$
0
0

W wielu krajach wzrasta liczba osób poszukujących pomocy egzorcystów, dla których Watykan uruchomi niebawem dodatkowe "szkolenia". Sporo duchownych po konfrontacji z Szatanem rezygnuje bowiem z egzorcyzmowania, zwyczajnie się bojąc – mówi o. Cesare Truqui – uczeń słynnego Gabriele Amortha.

 

  • Watykan uruchomi szkolenia dla egzorcystów, by podnieść ich kwalifikacje. Przyczyną jest lawinowo wzrastająca liczba osób szukających u nich pomocy.
  • O. Cesare Truqui – uczeń słynnego egzorcysty Gabriele Amortha mówi, że wielu kapłanów nie wytrzymuje psychicznie konfrontacji ze złymi siłami lub zwyczajnie się ich boi.
  • Truqui – autor książki "Zawód: egzorcysta" twierdzi, że pośrednio za epidemię opętań odpowiedzialny jest … papież Franciszek.

Egzorcyści w wielu krajach mają ręce pełne roboty. We Włoszech każdego roku pomocy szuka u nich ok. 500 000 ludzi – pisze "La Stampa". By przygotować nowych duchownych do walki z Szatanem, Papieskie Ateneum Regina Apostolorum zorganizuje dla nich niebawem specjalne kursy. I choć egzorcyści twierdzą, że tylko niewielki procent ich "pacjentów" to ofiary demonicznego opętania, w takich przypadkach nie jest ich zdaniem zdolna pomóc ani medycyna, ani nauka.

 

2j1afea.jpg

 

Podczas egzorcyzmów mamy do czynienia ze złem wcielonym. Paweł VI wspominał o "szatańskich oparach" – formie zła, która działa i jest aktywna. Mówimy tu o obecności prawdziwych diabelskich istot. O ich tożsamości może nam powiedzieć tylko religia. Nauka nie ma tu wiele do zaoferowania – twierdzi o. Cesare Truqui – uczeń najsłynniejszego włoskiego egzorcysty o. Gabriele Amortha.

 

Coraz więcej ludzi uznaje, że opętał ich Szatan

 

Egzorcyści często spotykają się z różnego rodzaju zarzutami ze strony środowiska medycznego lub sceptyków. Częściowo sami są sobie winni – mówi o. Benigno Palilla, wskazując, że wielu księży jest słabo przygotowanych do potyczek z Szatanem i nie ma odpowiedniego przeszkolenia psychologicznego czy medycznego.

 

My księża często nie wiemy, jak radzić sobie z poszczególnymi przypadkami. W seminarium nic się nam o egzorcyzmowaniu nie mówi – dodaje Palilla, będący jednym z organizatorów niedawnej konferencji nt. sekt i satanizmu, jaka miała miejsce na Sycylii. – Egzorcyści-samoucy popełniają bardzo wiele błędów. Powiem wprost: nawet w tym zawodzie istnieje potrzeba odbycia stażu pod okiem kogoś bardziej doświadczonego.

 

Dlatego kurs organizowany przez Regina Apostolorum będzie podchodzić do tematu w sposób multidyscyplinarny, naświetlając nie tylko teologiczne, ale także socjologiczne czy prawne konsekwencje egzorcyzmów. To niezwykle ważne, by księża – pogromcy Szatana - byli specjalistami w swoim fachu, gdyż liczba osób szukających u nich pomocy wzrosła w samych Włoszech trzykrotnie na przestrzeni kilku lat.

 

Co więcej często słychać głosy, że wielu kapłanów, szczególnie młodych, nie wytrzymuje konfrontacji z siłami piekielnymi.

 

W świadomości ogółu egzorcysta to taki dobry czarodziej, który musi uporać się z Diabłem – mówi o. Truqui. – Prawdą jest natomiast, że wielu księży jest tym przerażonych i czasami po wzięciu udziału w egzorcyzmach rezygnują z ich kontynuowania, bojąc się, że ich także zaatakuje Zły.

 

Pochodzący z Meksyku o. Truqui pełni posługę w diecezji Chur w Szwajcarii. Jest uczniem zmarłego we wrześniu 2016 r. o. Gabriele Amortha – światowej sławy pogromcy Szatana. Jak wyjaśnia, jego zdaniem egzorcyści to nie cudotwórcy, choć są chronieni przez Boga, w imieniu którego działają. Duchowny dodaje, że nie dziwi się niedoświadczonym kolegom, bo choć podczas swojej posługi spotkał zaledwie kilka przypadków prawdziwego opętania demonicznego, zapadły mu one głęboko w pamięć.

 

2my492.jpg

 

Opętania demoniczne są rzadkie, lecz spektakularne

 

Truqui, który jest autorem wydanej w tym miesiącu książki "Zawód: egzorcysta" wspomina, że jeden z najtrudniejszych przypadków w jego karierze dotyczył "demona milczącego".

 

Jezus mówi w Ewangeliach, że trudno je przepędzić i można to zrobić tylko przez modlitwę i post. Milczący demon występuje bardzo rzadko. Spotkałem takiego tylko raz – wyjaśnił egzorcysta w wywiadzie z portalem Aleteia.org.

 

Inna wstrząsająca historia z jego archiwum dotyczyła opętania pewnego Francuza. Podczas egzorcyzmu zapytany o imię zły byt, odpowiedział, że nazywa się "Rex" (łac. król). Dopiero kiedy Truqui "przycisnął go", usłyszał: "Jestem Szatanem, królem tego świata". Duchowny widział na własne oczy inne nadnaturalne zjawiska towarzyszące opętaniom, jak mówienie nieznanymi językami czy manifestowanie nadludzkiej siły, jak w przypadku pewnej drobnej kobiety, której podczas egzorcyzmu nie było w stanie utrzymać trzech krzepkich mężczyzn.

 

Czasami Zły straszy i szantażuje kapłana, ażeby osiągnąć cel.

 

Pamiętam sprawę pragnącej się pobrać młodej pary. Wpierw jednak kobieta musiała poddać się egzorcyzmowi, by uwolnić się od złośliwego ducha. Ten rozwścieczył się i groził, że nie dopuści do małżeństwa i zabije ją. Oczywiście była to tylko groźba "Wielkiego Kłamcy" i nic takiego się nie stało – wspomina egzorcysta z Chur.

 

107kls1.jpg

 

Kolejna pamiętna historia dotyczyła niepraktykującej katoliczki z Rzymu, która zaczęła słyszeć głosy namawiające ją do zabicia syna i męża. Kobieta udała się do psychiatry, jednak po badaniach nie stwierdzono u niej żadnych zaburzeń – informuje Truqui. Pewnego dnia w jej domu doszło też do sytuacji rodem z horroru. Opętana odkryła bowiem, że wszystkie ubrania zostały zjedzone przez mole i to w ciągu jednego dnia! Po wizycie u Amortha uzyskała spokój i odzyskała wiarę.

 

Truqui wyjaśnia, że oczywiście nie wszyscy ludzie zgłaszający się do egzorcystów potrzebują ich pomocy. Często proszą o nią osoby wierzące, że ciąży na nich klątwa albo że ich problemy sercowe, małżeńskie czy zawodowe to wina Diabła albo demonów.

 

Wśród ludzi, którzy do mnie się zgłaszają wyróżniam trzy kategorie: naprawdę opętanych, nieopętanych oraz przypadki problematyczne. Pierwsze i drugie najłatwiej rozpoznać. Szybko można bowiem zorientować się, kto jest opętany, gdyż wykazuje wówczas charakterystyczne symptomy, np. wpada w trans w reakcji na modlitwę kapłana. Nie da się tego w żaden sposób symulować. Odnośnie drugiej kategorii mogę powiedzieć tyle, że jeśli ktoś ma doświadczenie jako spowiednik, od razu rozpozna ludzi wymagających pomocy psychologicznej. Istnieją jednakże trudne do jednoznacznej oceny przypadki osób zajmujących się ryzykownymi praktykami okultystycznymi.

 

To właśnie pociąg do magii i nauk tajemnych sprawia, że ludzie wpadają w szpony Złego – dodaje Truqui, wyjaśniając, że wbrew temu, co myślą niektórzy, opętani wiodą normalne życie, które raz na jakiś czas przerywają wzbudzające przerażenie ataki.

 

– Diabeł nie działa przez cały czas. Użyję takiego porównania – jeśli ktoś posiada auto, jest ono do jego dyspozycji i wykonuje jego polecenia. Można sobie nim podjechać do pracy, potem zaparkować. To samo dzieje się z opętanym. Są chwile, kiedy demon jest aktywny i przejmuje kontrolę nad człowiekiem, kiedy indziej jest uśpiony. To jak z samochodem – choć go posiadamy, nie używamy go przecież cały czas – mówi egzorcysta.

 

Co ciekawe, o. Truqui dodaje, że jednym z współodpowiedzialnych za epidemię opętań jest… papież Franciszek.

 

Ojciec św. nieustannie mówi o Diable, dzięki czemu znacznie umocnił społeczną świadomość w kwestii egzorcyzmów. Ale wszyscy ludzie z Ameryki Łacińskiej mają taką skłonność. Dla nich istnienie Diabła to element wiary – powiedział.

 

Jednak zdaniem meksykańskiego duchownego nawet kler i Stolica Apostolska nie są wolne od szatańskiej infiltracji:

Nie ma odpornych na jego działanie sfer. Nawet Watykan nie jest bezpieczny. Tam, gdzie ludzka istota, tam zawsze Szatan!

 

źródło

 

 

Zdjęcia pochodzą z Google.

 

Program "Brain-net" - czyli Interfejs "mózg-mózg" furtką do niewyobrażalnej technologii.

$
0
0

Cywilizacja Umysłów - morze ludzkich świadomości rozpływających się w globalnej chmurze danych, wymieniających między sobą całe zbiory różnych treści. Czy "Brain-Net" - rozbudowany interfejs "mózg-mózg", zostanie wcielony w życie jeszcze pod koniec tego stulecia? Pomyślcie. Zamiast pisać maile, rozmawiać telefonicznie, ludzie też będą wymieniać między sobą informacje, ale za pomocą sygnałów elektrycznych (fal mózgowych) - myśli, emocje i całość pola mentalnego. Stworzenie "Brain-netu" jest jak najbardziej realne, ale przebiegałoby etapami. Na początku trzeba by umieścić nanosondy w ważnych obszarach mózgu, takich jak lewy płat skroniowy, który zawiaduje mową oraz płat potyliczny, który zawiaduje wzrokiem. Następnie komputery poddawałyby analizie i dekodowały otrzymane sygnały. Tak otrzymane informacje dałoby się już wysłać przez Internet za pomocą światłowodów. Potem trudniejsze byłoby wprowadzenie ich z powrotem w mózg innej osoby, gdzie mogłyby być przetwarzane przez odbiornik, tak by trafiały w analogiczny sposób co u nadawacy informacji, do partii mózgu odpowiedzialnych za wzrok, słuch, może i nawet resztę zmysłów. To tak w telegraficznym skrócie.

 

A wy, co sądzicie o "Brain-Necie". Idealna forma planetarnej rozrywki, wymiany danych i coraz bardzie wygodnego życia?

 

 

Trzysta metrów, 14 pomieszczeń. W Rzymie odkryto „dom centuriona”

$
0
0

a292f39eb5ee54e1.jpg

Podczas budowy stacji metra w centrum Rzymu odkryto dobrze zachowane pozostałości domu centuriona (fot. PAP/EPA/Soprintendenza Speciale di Roma)

 

 

Podczas budowy stacji metra w centrum Rzymu odkryto dobrze zachowane pozostałości domu w pobliżu starożytnych koszar, należące najprawdopodobniej do wysokiego rangą dowódcy. O szczegółach pierwszego tego typu znaleziska w Wiecznym Mieście archeolodzy poinformowali w piątek.

 

Odkrycia dokonano na placu budowy blisko ulicy Amba Aradam, 12 metrów poniżej poziomu stacji o tej samej nazwie. Archeolodzy znaleźli tam mury domu z 14 pomieszczeniami o łącznej powierzchni około 300 metrów kwadratowych. Jak się przypuszcza, mieszkał tam dowódca koszar wojsk cesarza Hadriana.

 

– Wywnioskowaliśmy, że to musiał być dom dowódcy, bo żaden cywil nie mógłby zbudować swojego domu tuż obok koszar – powiedziała Rossella Rea z nadzoru nad zabytkami archeologicznymi Rzymu.

 

Zwróciła również uwagę na to, że nigdy wcześniej w stolicy Włoch nie znaleziono pozostałości takiego budynku.

 

Odkopane zostały dobrze zachowane mury, a także mozaiki i marmurowe posadzki w doskonałym stanie oraz dziedziniec domu – atrium z tradycyjnym basenem na wodę i fontannami.

 

Dowódca ten żył bardzo dobrze, biorąc pod uwagę otaczające go luksusy – ocenił szef urzędu nadzoru nad zabytkami archeologicznymi Francesco Prosperetti.

 

Odkopanie murów domu pozwoliło archeologom odkryć całą dzielnicę wojskową, prawdopodobnie z II wieku, gdzie znaleźli resztki uzbrojenia i magazyny na żywność. Być może, zdaniem naukowców, były to koszary „sił specjalnych” cesarzy.

 

Urząd nadzoru nad zabytkami archeologicznymi Rzymu ogłosił, że wszystkie elementy Domu Dowódcy, jak go nazwano, zostaną obecnie zdemontowane i przeniesione w inne miejsce do specjalnych kontenerów, by można było kontynuować prace przy budowie metra. Potem powrócą na swoje miejsce i zostaną wyeksponowane w specjalnym muzeum na stacji.

 

– To będzie najpiękniejsza na świecie stacja metra – zapowiadają władze Rzymu.

źródło

Las butów

$
0
0

Mężczyzna przez przypadek znalazł tajemniczy las pełen butów, o którym nikt wcześniej nie słyszał!

 
Nazywa się Patty Maher i jest fotografem z Ontario w Kanadzie. Ostatnio jechał na kilku drogach w pobliżu Orangeville Ontario, gdy zauważył miejsce przy drodze, gdzie były przywiązane buty do drzew. Podszedł, żeby to sprawdzić i zrobił te zdjęcia. „Tam są dosłownie setki butów – przybite do drzew, zawieszone na gałęziach lub po prostu umieszczone na ziemi u podnóża drzew.” – skomentował Patty.
 

2n24y8.jpg

 

2jcggon.jpg

 

„Pomyślałem, że może to był czyjś pomnik, kto zginął w wypadku samochodowym – ale okazuje się, że ten las butów jest całkowitą tajemnicą. Nikt nie wie, kto umieścił tam te buty i dlaczego.”
 
Najwcześniejsze zaobserwowanie tego zjawiska miało miejsce wiosną 1972 roku. Według policji nie ma zapisów o żadnych wypadkach, które zdarzyły się w tym miejscu, więc nie są to pamiątki – choć wydaje się, że w pewnym momencie ktoś stworzył pomnik na jednym z drzew. Istnieje również kilka plastikowych szkieletów, które zostały włożone do butów lub zawieszone obok – ale nie można stwierdzić, czy było to przypadkowe zdarzenie, czy też miało to jakieś znaczenie.
 
Istnieje wiele teorii na temat tego, czym jest ten las. Niektórzy uważają, że jest to realizacja artystyczna, podczas gdy inni uważają, że była to część ruchu „Walking Free”, który miał miejsce w latach 70-tych.
 
„Dla mnie chodzenie po zdjęciach tych butów inspirowało dziwne uczucie czci.” – opowiada Patty. „Zastanawiałem się nad właścicielami tych butów: kim są, czy nadal żyją, jakie są powody, dla których każdy porzucił je i dlaczego niektóre zostały przybite, inne powieszono, a niektórzy po prostu zostawili na ziemi.
 
Pomyślałem, że opublikuję to na wypadek, gdyby ktoś, kto to widzi, znałby historię która za tym stoi, lub ma inną teorię na temat tego, dlaczego tak jest. Czy kiedykolwiek spotkałeś się z czymś takim?”
 


e1dwtl.jpg

 

2pyavpv.jpg

 

2qlfn74.jpg

 

 

źródło

Neandertalczyk tworzył sztukę naskalną ponad 64 tys. lat temu

$
0
0

MTA4MHg0NjMhY3JvcHwweDQwN3gzMDAweDEyODY,

Fot. PAP/EPA/Daniel Perez

 

Neandertalczycy byli autorami części malowideł znanych z europejskich jaskiń - wynika z badań naukowców. Przedstawienia z trzech hiszpańskich jaskiń mają, ich zdaniem, więcej niż 64 tys. lat. Oznacza to, że powstały przed przybyciem człowieka współczesnego do Europy.

 

Zdaniem naukowców uzyskane przez nich rezultaty to pierwsze poważne dowody na to, że to już neandertalczyk był autorem naskalnych malowideł znanych z epoki lodowcowej na terenie Europy. Oznaczać to może, że nasi krewniacy posiadali bardzo podobny zmysł artystyczny - donoszą badacze na łamach "Science".

 

Badania wykonał zespół pod kierunkiem badaczy z University of Southampton (Wielka Brytania) i Max Planck Institute for Evolutionary Anthropology (Niemcy). Ich celem było określenie wieku malowideł z trzech jaskiń na terenie Hiszpanii. Okazało się, że mają co najmniej 64 tys. lat. Powstały zatem ok. 20 tys. lat przed przybyciem do Europy człowieka współczesnego z terenu Afryki.

 

"To jest niezwykle ekscytujące odkrycie, które każe nam sugerować, ze neandertalczycy byli bardziej wyrafinowani, niż do tej pory sądzono" - stwierdził współautor publikacji dr Chris Standish z University of Southampton.

 

W sumie naukowcy przeanalizowali ponad 60 próbek pobranych z jaskiń La Pasiega (północno-wschodnia Hiszpania), Maltravieso (zachodnia Hiszpania) i Ardales (południowo-zachodnia Hiszpania). We wszystkich malowidła wykonano m.in. czerwoną ochrą, czyli pigmentem uzyskanym z hematytu (minerału). Przedstawiają sylwetki zwierząt, figury geometryczne czy obrysy dłoni. Oprócz malowideł są też ryty naskalne.

 

Zdaniem badaczy ich wykonanie wymagało wyrafinowanego planowania - określenia miejsca wykonania przedstawień, dobrania źródła światła w czasie pracy wewnątrz jaskini czy znajomości mieszania pigmentu niezbędnego do malowania.

 

"Sztuka ta nie jest tylko jednorazowym przypadkiem. Mamy przykłady w trzech jaskiniach położonych 700 km od siebie i dowody na to, że to była długo trwająca tradycja. Jest całkiem możliwe, że podobna sztuka naskalna w innych jaskiniach znanych z Europy Zachodniej mogła być związana z neandertalczykami" - sugeruje współautor badań Paul Pettitt z Durham University w Wielkiej Brytanii.

 

Badacze zastosowali do określenia wieku malowideł metodę uranowo-torową, która opiera się na pomiarze rozpadu promieniotwórczego izotopów uranu i toru. Stosowana w tym celu do tej pory metoda radiowęglowa była mniej precyzyjna i wprowadzała badaczy w błąd.

 

Sugestie dotyczące tego, że swój udział w tworzeniu sztuki naskalnej w paleolitycznych jaskiniach mogli mieć neandertalczycy pojawiły się w "Science" już w 2012 r. Wówczas inna grupa badaczy określiła podobną metodą wiek ok. 50 malowideł europejskich jaskiń. Wiek części z nich określono wtedy na ponad 40 tys. lat. Obecne badania cofają ten wiek o 20 tys. lat. (PAP)

autor: Szymon Zdziebłowski

źródło

 


Profil internetowy jako część danych osobowych

$
0
0

Podstawą tego tematu jest film z youtube do którego link zamieszczam poniżej.

W lutym tego roku komisja europejska rozpoczęła prace nad ustawą włączającą nasz profil w sieciach społecznościowych, wszystkie zdjęcia i wszystkie komentarze umieszczone na dowolnej stronie internetowej do naszego dokumentu tożsamości.

Jako pierwszy ustawę tą wprowadzi Hiszpania 25 maja 2018 r.

Za napisanie programu, który znajdzie wszystkie nasze działania w internecie odpowiedzialna jest hiszpańska firma INDRA

 

 

tlumaczenie częściowe niepoprawione

 

00:10 Pozdrowienia poszukiwacze  tajemnic
00:13 I dziękuję za wizytę na granmisterio.org
00:19 Przygotowują dla nas coś specialnego
00:22 Szokującą ustawę, która
00:27 zmusi nas wszystkich do podania naszych danych
00:31 nie tylko danych osobowych, ale
00:33 Danych o wszystkim, co robiliśmy w Internecie
00:36 Fotografie, media społecznościowe
00:40 Wszystkie komentarze na forach i zostaniemy zakatalogowani
00:42 zgodnie z naszą ideologią
00:46 Widzicie, zanim w pełni wejdziemy w ten temat
00:48 musimy wspomnieć o kimś,
00:51 To George Orwell który
00:53 pozostawił nam wiele noweli i  pośród nich
00:56 słynny 1984
01:00 w tej powieści przedstawiono nam świat
01:02 dystopiczny, w którym społeczeństwo zostaje
01:06 Zniewolony i posporządkowane reżimowi, temu oku którew wiszi wszystko,
01:10 Wielkiemu bratu.
01:13 całe społeczeństwo było kontrolowane
01:16 Zbrodnią są także myśli ludzi jeśli były w opozycji do stanowiska rządzących
01:22 W skrócie, świat, człowiek  jest poddany całkowitej kontroli
01:27 Wiele osób przewidywało, że wizja świata z noweli 1984
01:30 Zostanie porzucona
01:38 I że ten klan rządzących światem będący ponad rządami narodowymi,
01:44 I pozostający w cieniu będzie próbował za wszelką cenę
01:47 ustanowić nowy porządek świata
01:51 zobaczymy to dzisiaj, ponieważ mówię wam
01:54 To co nadchodzi
01:56 w tym roku w maju a konkretnie 25 maja
01:59 Jest bardzo alarmujące i nakazuje nam być bardzo uważnym
02:02 Jeden z użytkowników granmisterio.org
02:06 wysłał mi e-mail w którym opisał
02:11 Ten szokujący temat, powiedział mi, że chciałbyś poznać moją
02:14 opinię, a później zobaczyć wideo
02:16 i tak się stało
02:19 Dziękuje mu za to  i wszystkim innym, którzy
02:21 Piszą do mnie ze swoimi obawami i
02:24 ciekawostki, ponieważ w ten sposób możemy
02:27 Poruszyć  wiele więcej tematów
02:31 ten temat jest związany z następującym
02:33  Skrótem P.N.R
02:37 Którego rozwinięcie to  Passenger Name Report
02:42 Jest to rodzaj inicjatywy
02:45 Która została rozpatrzona 10 lutego
02:49 w tym 2018 roku i pochodzi z Uni Europejskiej
02:53 Widzicie Passenger Name Report P.N.R.
02:57 Jest pewnym konstruktem naszego dowodu tożsamości
03:00 Który wszystkie osoby decydujące się na opuszczenie kraju i przechodzące
03:03 Kontrolę na lotniskach
03:05 Będą posiadały w sposób obowiązkowy
03:08 Co zawiera ten rodzaj dowodu tożsamości
03:15 Już wam mówię: zostajesz poddany obowiązkowej rejestracji
03:19 PESEL
03:21 twój fizyczny adres, twój adres elektroniczny
03:22 wszystkie komentarze, które napisałeś
03:26  na wszystkich forach internetowych
03:29 wszystkie sieci społecznościowe
03:31 wszystkie zdjęcia, komentarze
03:35 rachunki bankowe kart kredytowych
03:39 absolutnie wszystko, co dana osoba
03:41 wygenerowała w Internecie
03:44 Zostanei w sposób obowiązkowy zebrane w jednym dokumenci
03:47 Który zostanie przekazany do rządowej bazy danych
03:50 to nie jest science fiction ani
03:53 spekulacje lub cokolwiek
03:55 Widzicie w tej chwili na ekranie
03:56 raport wydany bardzo niedawno przez hiszpańskie ministerstwo
04:00 ponieważ to Hiszpania została wytypowana
04:02 jako poligon doświadczalny
04:06 Ustawa ta ma zostać uchwalona 25 maja 2018 r

6 okrutnych tortur stosowanych na ludziach oraz narzedzia

$
0
0

Witam.
W dzisiejszym poście opiszę 6 okrutnych tortur stosowanych na ludziach oraz narzędzi.

 

                                                                                    1. Żelazna trumna

Nazwa ta pochodzi od tego, że mało kto wychodził z żelaznej trumny żywy. Do tej klatki wsadzano ludzi za nawet zwykłą kradzież. Nadzy i ściśnięci w bardzo małej klatce nie dostawali jedzenia i przebywali w niej na różnej pogodzie. Gdy stawali się słabi z głodu do klatek gdzie siedział skazany przylatywały ptaki, które często żywiły się ich ciałami jeszcze, wtedy gdy żyli. 

                                                                                Slide1027.jpg

 

                                                                                    2. Łamanie kołem

Ofiarę nagą przywiązywano do drewnianych kawałków drewna z szeroko rozstawionymi kończynami. Następnie za pomocą maczugi lub koła od wozu łamano jej łydki, uda, ramiona itd. Jeśli skazany na tą torturę nie zasłużył na nią pozostawiano go przywiązanego, by znęcać się nad bezsilną ofiarą.

 

                                                                                    3. Szczurza tortura

Szczury zamykano w klatce na brzuchu skazanego. U góry umieszczali rozżarzone węgle. Gryzonie uciekały wydrapując drogę przez ciało ofiary.

 

                                                                                   4. Maska wstydu

Dawniej w Europie, a dokładniej w Niemczech stosowano narzędzie tortur, które nazywało się Maska wstydu. Zakładano je ofiarą skazanym za błahe wykroczenia. Skazani zakuci byli w dyby i wożeni po mieście w klatkach lub puszczani na wolność w maskach wstydu. Kłamcy nosili maski w taki sposób, że nie mogli nic mówić, natomiast plotkarze dostawali maski z długimi językami. Różne maski reprezentowały różne przewinienia.

                                                                          Maska-wstydu.jpg

 

                                                                       

                                                                                  5. Hiszpańskie buty

Brodequin to wynalezione we Francji narzędzie tortur. To narzędzie tortur nazywane jest też inaczej hiszpańskimi butami. Służyło to do miażdżenia nóg przesłuchiwanemu. Kat wbijał żelazne kliny w górnej części skrzyni w okolicach kolan, a później w kierunku stóp. Gdy kliny były wbijane głębiej łamane były kości. Kiedy skazany nie miał już sił i tracił przytomność kontynuowano torturę. Najbardziej znaną ofiarą tej tortury był ksiądz Urbain Grandier oskarżony o opętania.

 

                                                                                      6. Kocia łapa

Choć nazwa ta jest bardzo niewinna kryje się pod nią potworne narzędzie. Kocia łapka to grabki z żelaznymi zębami. Ofiarę wieszano za ręce i zdzierano skórę i mięśnie aż do kości.

                                                              polls_paw1_3208_811914_answer_5_xlarge.jpeg

KOBIETY HOMO SAPIENS NIE MOGŁY MIEĆ SYNÓW Z NEANDERTALCZYKAMI

$
0
0

Naukowcom w zasadzie udało się zajrzeć do łóżek naszym przodkom sprzed 50 tys. lat.

 

Po latach od zsekwencjonowania genomu neandertalczyka badacze przyjrzeli się bliżej chromosomowi Y – temu, który warunkuje płeć męską. I odkryli coś dziwnego. Mimo że istnieją dowody na to, że ludzie krzyżowali się z neandertalczykami wielokrotnie, to jednak nasz chromosom Y nie ma nic wspólnego z neandertalskim. Innymi słowy neandertalskie DNA z chromosomu Y z jakiegoś powodu nie przeniosło się do naszego DNA. Dlaczego?

Wcześniejsze badania pokazały, że DNA współczesnych Europejczyków i Azjatów zawiera od 1 do 3 proc. domieszki pochodzącej od neandertalczyków. To ślad po tym, że oba gatunki, zamieszkując te same ziemie na przestrzeni kilkudziesięciu tysięcy lat, wielokrotnie nawiązywały ze sobą kontakty seksualne. Tymczasem badania liczącego 49 tys. lat neandertalskiego DNA z jaskini El Sidrón w Hiszpanii dowodzą, że DNA z chromosomu Y neandertalczyków w najmniejszym nawet stopniu nie zostało przeniesione na ludzi współczesnych. To by sugerowało, że z jakiegoś powodu ludzkie kobiety i neandertalscy mężczyźni nie byli kompatybilni pod względem rozrodczym. Tylko z jakiego powodu?

Naukowcy znaleźli na to odpowiedź w DNA z jaskini El Sidrón. Chodzi o mutacje w trzech genach odporności, włączając w to gen odpowiedzialny za wytwarzanie antygenów, które mogą wywołać reakcję immunologiczną w organizmie ciężarnej kobiety prowadzącą do odrzucenia płodu i poronienia. Dotyczyło to wyłącznie męskich płodów zawierających „niekompatybilny” chromosom Y. Żeńskie płody były niezagrożone.

Tak więc mimo że do kontaktów seksualnych neandertalskich mężczyzn z ludzkimi kobietami dochodziło zapewne wielokrotnie, to z tych związków niezwykle rzadko mogły narodzić się zdrowe dzieci płci męskiej. To zapewne przyspieszyło wyginięcie neandertalczyków, zaś wkład neandertalskiego DNA u Homo sapiens był przekazywany zasadniczo tylko w linii żeńskiej.

Badania te zostały opublikowane w kwietniu 2016 roku. Trzy lata wcześniej odkryto szczątki dziecka będącego hybrydą ludzko-neandertalską, którego matka była neandertalką, zaś ojciec należał do gatunku Homo sapiens.

 

https://www.crazynauka.pl/kobiety-homo-sapiens-nie-mogly-miec-synow-z-neandertalczykami/

 

Mój komentarz

Czyli wychodzi na to że neandertaczycy mogli zniknąć bo... zbyt często krzyżowali się z odmiana Cro-Magnon. Neandertalczyk zył w małych grupach, wystarczyło że dochodziło do kontaktów z mężczyznami z Cro-Magnon i plemie- ród ginął. Mechanizm jest prosty: kobieta neandertalska zapłodniona przez Cromagnończyka mogła być w ciąży z z płodem żeńskim lub męskim. Gdy płód był męski to dochodziło do poronienia. Wbrew pozorom takie poronienie dość często mogło się skończyć śmiercią lub powikłaniami prowadzącymi do bezpłodności.Czyli matka wypadała z "puli rozrodczej".Jeszcze "ciekawiej" było gdy rodziła dziewczynkę ,hybrydę neandertal -cromagnon .

Taka hybryda po dorośnięciu wciąż nie mogła urodzić chłopca neandertalczykowi ale za to mogła łatwo urodzić kilka dziewczynek - hybryd i przekazywać gen kolejnym pokoleniom kobiet hybryd. Czyli pojawienie się nawet małego poczatkowo odsetka  hybryd mogło w czasie kilku pokoleń doprowadzić do wymarcia grupy neandertalskiej. Geny hybryd  mogły przetrwać do obecnych czasów tylko wtedy gdy grupa stale kontaktowała się z mężczyznami CroMagnon. W tedy "czyści" odmianowo (niechcę pisać "rasowo:, bo to strasznie brzmi)  neandertalczycy też wymierali "bezpłodnie", ale hybrydy neanderlczyk - cromagnon mogły bezpiecznie przekazywać dalej swój genom dzięki kontaktom z cromaniończykami(męski gen Y był dziedziczony od ojca).  Bez mężczyzn grupa neandertalczyków w paleolicie musiała przecież  wymrzeć. To tylko mężczyzna- łowca mógł dostarczać żywność w zimie gdy kobiety nie mogły znaleść pokarmu głownie roślinnego (owoce , orzechy itp).Czyli  tu mieliśmy gen defakto niszcący mężczyzn -łowców z odmiany neandertalskiej.

Warzywa słyszą

$
0
0

Naukowcy twierdzą, że warzywa mogą być w stanie wszystko słyszeć, w czasie, kiedy są zjadane

 

Skoro warzywa nie są świadome tego, że zostaną zjedzone, czy mają prawo czuć? Cóż, najwyraźniej naukowcy z Uniwersytetu Missouri zadali sobie to samo pytanie, a ich odkrycie jest zaskakujące.

Eksperci sugerują, że odkryli dowody, które potwierdzają, że rośliny mogą czuć, gdy są spożywane. Zasadniczo chodzi o to, że warzywa słyszą.
 

ztyedd.jpg

 

Zapytacie jak to możliwe?

 

To wszystko ma do czynienia z ekologicznymi wibracjami, które rośliny mogą odczuwać i reagować na nie. Badacze z Missouri dowiedli, że rośliny mogą identyfikować różne odgłosy i czasem nawet bronić się przed nimi.

 

Heidi Appel, która współpracowała przy badaniach, wyjaśnia, że rośliny różnie reagują na źródła dźwięku, w zależności od tego jaki wpływ mają na nie dane dźwięki.

 

    „Okazało się, że zmiany w wibracjach sygnału powodują zmiany w metabolizmie komórek roślinnych, tworząc związki chemiczne, które mogą być bardziej defensywne w celu odparcia ataku gąsienic”.

 

67pkyq.jpg

W tym celu naukowcy przeprowadzili eksperyment

 

Dźwięki żerujących gąsienic zostały nagrane i odtworzone jednej grupie roślin, podczas gdy druga nie miała styczności z dźwiękami oznaczającymi niebezpieczeństwo. Kolejnym krokiem było wypuszczenie gąsienic żywiących się badanymi roślinami. Wyniki były zaskakujące!

 

Grupa, która miała wcześniej styczność z żerującymi gąsienicami zaczęła produkować olej gorczycowy, którego gąsienice nie lubią.

 

2gw6d68.jpg

Rośliny wydają się wiedzieć, kiedy są atakowane lub zjadane

Dowody te wydają się potwierdzać, że rośliny są w stanie odpowiedzieć na atak, w podobny sposób jak zwierzęta, choć jeszcze wiele pozostaje do odkrycia, chociażby fakt, jak rośliny wykrywają wibracje.

 

Niezależnie od tego, jak zapatrujesz się na przedstawione dowody, to całkiem interesujące, że rośliny mogą próbować się bronić przed zjedzeniem – choć może to sprawi, że następnym razem poczujesz się winny, gdy je jesz!

 

źródło

 

Zdjęcia pochodzą z artykułu.

 

Katastrofa UFO na wyspie Georgia Południowa?

$
0
0

83326536afce0911.jpg

Obraz z satelity wzbudził podejrzenia YouTuberów (Google Earth)

 

Na wyspie Georgia Południowa, będącej brytyjskim terytorium zamorskim na południowym Oceanie Atlantyckim w okolicach koła podbiegunowego, internauci odkryli coś, co ma przypominać ślady rozbicia się statku kosmicznego. To tajemnicza trasa wydrążona w śniegu, zaczynająca się od góry i ciągnąca w linii prostej przez około kilometr.

 

[...] Teoria pojawiła się na nowym filmie kanału YouTube SecureTeam10. Korzystając z Google Maps i Google Earth, autor nagrania przeprowadza kilkunastominutową dyskusję na temat tego, jak przedmiot "w kształcie cygara" wylądował na jej terenach wyspy. Według autora, uszkodził przy tym jeden z jej szczytów.

 

29ec3e6cb79caff3.jpg

Google Earth

 

Obiekt, a może lawinę, możecie zobaczyć w Google Maps https://www.google.pl/maps/place/54%C2%B039'44.6%22S+36%C2%B011'42.5%22W/@-54.6626031,-36.1975752,1217m/data=!3m1!1e3!4m5!3m4!1s0x0:0x0!8m2!3d-54.6623889!4d-36.1951389

 

"To wydaje się być jakimś masywnym, długim obiektem, który w pewnym momencie podszedł do lądowania w śniegu, pozostawiając z sobą 1000-metrowy szlak" - mówi autor w swoim filmie.

 

Twórca nagrania nie przemyślał wielu spraw. Przede wszystkim, skoro statek kosmiczny potencjalnie uderzył w górę, to czemu zniszczenia były tak niewielkie? Powinien pozostawić pył i piach w większości okolicy. Czy można w ogóle sądzić, że jest to cokolwiek innego niż lawina?

 

źródło

 

 

Skurcze miokloniczne

$
0
0

Znasz to uczucie, kiedy zasypiasz i czujesz, jakbyś nagle spadał w przepaść? Wiemy, skąd się to bierze!

 

xql7p5.jpg

 
Leżysz wygodnie w łóżku, jest cieplutko i czujesz, że powoli zasypiasz, aż tu nagle Twoje ciało dziwnie podskakuje, co momentalnie Cię wybudza. Czasami takie szarpnięcia poprzedzone są doznaniem upadku, bądź potknięcia, nad którymi nie jesteśmy w stanie zapanować. Jak się okazuje, tego stanu, który określa się mianem “skurcze miokloniczne” (ang. “hypnic jerk”), doświadczyło aż 70% ludzkości. Ty również zaliczasz się do tej grupy?
 
Takie sytuacje pojawiają się w okresie pomiędzy czuwaniem, a zasypianiem, który nazywa się stanem hipnagogicznym. Jest to etap, podczas którego jawa i marzenia senne zlewają się w jedno i nie jesteśmy w stanie określić czy to, co przeżywamy dzieje się naprawdę, czy jest to tylko wytwór naszej bujnej wyobraźni.

 

s5zkhc.jpg

 

Hypnic jerk mogą być spowodowane przez mimowolne skurcze mięśni lub czynniki zewnętrzne, jak chociażby światło i dźwięk.

 

Nie powinniśmy się tym niepokoić, ponieważ jest to normalna reakcja mózgu w chwili kiedy mięśnie zaczynają się rozluźniać i relaksować. Szarpnięcia świadczą o tym, że nasz mózg czuwa i przygotowuje ciało do powstrzymania upadku, choć jego wykrycie jest błędne.

 

2rokykh.jpg

 

Znane są jednak przypadki, kiedy zaburzenia te mogą świadczyć o pewnych niepokojących problemach zdrowotnych. Jako najczęstszą przyczynę podaje się tutaj stres, lęk i szybkie tempo życia. Niepokój zakłóca sen, a przeprowadzone badania pokazują, że skurcze miokloniczne występują z różną częstotliwością, w zależności od poziomu stresu.

 

Inną przyczyną zaburzeń, o której należy wspomnieć jest narkolepsja. Tym samym maraton filmowy do późnych godzin nocnych nie jest najlepszym pomysłem, ponieważ może on powodować zmiany w neurotransmisji, co z kolei może stać się przyczyną pojawienia się hypnic jerk.

 

adlumd.jpg

 

W niektórych przypadkach, skurcze miokloniczne mogą być wywołane przez zespół niespokojnych nóg.

 

Stan ten objawia się nieprzyjemnymi doznaniami w nogach (m.in. uczucie wbijania igieł), co prowadzi do potrzeby poruszenia nogą, aby pozbyć się nieprzyjemnych doznań.

 

Chociaż w większości przypadków zespół niespokojnych nóg uważany jest za problem dziedziczny, może być również spowodowany nadużywaniem alkoholu, zbyt małą ilością snu, niewydolnością nerek i cukrzycą.

 

Należy wspomnieć również o zmianach w mózgu, a w szczególności w pobliżu układu piramidowego, który jest związany z ruchami naszego ciała. Zmiany chorobowe mogą doprowadzić do mimowolnego ruchu ciała, w chwili kiedy nasz organizm przechodzi w stan uśpienia.

 

Sen jest bardzo ważnym elementem naszego życia, dlatego też powinniśmy robić wszystko aby wysypiać się oraz by nasz nocny odpoczynek nie był zakłócany przez czynniki z zewnątrz. Jeśli chcemy uniknąć nieprzyjemnych szarpnięć, powinniśmy zrezygnować z używek, które spożywamy wieczorem – m.in. kofeiny.

 

źródło

 

Zdjęcia pochodzą z artykułu.

 

Tajemnicze dziecko w łóżeczku.

$
0
0

Rodzice zwrócili uwagę, że ich dziecko dziwnie się zachowuje. W jego pokoju umieścili kamerę.

 

Nie wszyscy uznają istnienie zjawisk paranormalnych. I nie ma w tym nic dziwnego, bo przecież nie każdy ma okazję doświadczyć czegoś niezwykłego.

 

Tej rodzinie z Devon było to jednak dane…

 

Coś dziwnego…

 

Laura Haigh i jej partner Dean Evans wychowują razem 4 dzieci. Ich najmłodszy synek ma 18 miesięcy i to przede wszystkim o nim jest ta historia. Mama czuła, że w ich domu dzieje się coś dziwnego i że ma to związek z najmłodszym dzieckiem dlatego też rodzice postanowili zamontować w pokoju chłopca kamerę.

 

n5606f.jpg

 

Miała rację

 

Gdy pewnej nocy zaczęli oglądać obraz przesyłany z kamerki, przestraszyli się nie na żarty. Obok ich syna spało jakieś drugie dziecko. Szybko udali się do jego pokoju, nie tracąc nadziei, że ten kształt to po prostu zwykły pluszak, z którym mały Sebastian czasem spał. Jednak niczego ani nikogo tam nie znaleźli…

 

xqfk1w.jpg

 

Skonsternowani wrócili więc do swojej sypialni i zobaczyli, że na monitorze nadal widać postać jakiegoś malucha, który śpi w łóżku z ich synkiem. Co więcej, widać było, że zmieniał on nawet pozycje w śnie.

 

Nie wiadomo nic…

 

Laura przyznaje, że nie potrafi wyjaśnić tej nietypowej sytuacji, ale wierzy, że jej synkowi nie dzieje się nic złego. W końcu Sebastian spał spokojnie, jak każdej nocy. Wyglądało to tak jakby w pewnej chwili jej synek, przytulał  nawet tę zagadkową postać.

Tata chłopca był jedną z  tych osób, które nie wierzą w istnienie takich rzeczy, ale teraz ma już wątpliwości. Później  nawet kilkakrotnie sprawdzał kamerkę, myśląc, iż może źle ją skonfigurował lub coś podobnego. Robił to wszystko, aby logicznie wytłumaczyć tę sytuację.

 

mnixk.jpg

 

Nie po raz pierwszy

 

Gdy mama zaczęła zastanawiać się nad tą sprawą dłużej, uświadomiła sobie, że już niejednokrotnie przyłapała malucha na tym, że macha do “pustej przestrzeni”. Laura zaznacza też, że nie jest to pierwsze zjawisko paranormalne, jakiego doznała w tym domu. Już wcześniej słyszała dziwne odgłosy, np. bieganie dzieci po piętrze, choć nikogo nie było w domu, czy też widziała poodwracane do góry nogami obrazki.

 

Niejednokrotnie zdarzało się nawet, że rzeczy znikały jej dosłownie spod ręki, aby za chwilkę znaleźć się w całkiem innym miejscu. Na zdjęciach z przeszłości zauważa też świetliste kule lub cienie.

 

2zfsaq8.jpg

 

Dom ma jakąś tajemnicę…

 

Laura jest więc pewna tego, że w ich domu COŚ jest, jednak według niej nie jest to złe. Synek ani przez moment nie wydawał się przestraszony, ani zaniepokojony.

 

Z kolei Dean, choć wcześniej sceptyczny, teraz zaczyna mieć wątpliwości. Jak sam twierdzi, to, co zobaczył, było czymś widzialnym. Czymś innym niż opowieści jego partnerki…

 

Wierzycie w takie rzeczy?

 

źródło

 

Zdjęcia pochodzą z artykułu.


Tajemnicza anomalia pod Afryką spowoduje przebiegunowanie Ziemi?

$
0
0

00078AZO3P94V2PE-C122-F4.jpg

od Afryką znajduje się struktura, która zaburza ziemskie pole magnetyczne /NASA

 

 

Tajemnicza anomalia pod Afryką radykalnie osłabia pole magnetyczne Ziemi. To zjawisko może być prekursorem dla przebiegunowania naszej planety.

 

 

Ziemskie pole magnetyczne chroni nas przed wiatrem słonecznym i promieniowaniem kosmicznym. Ale to niewidzialne pole siłowe systematycznie słabnie, co jest częścią wzorca trwającego ponad 1000 lat. Ostatecznie doprowadzi to do całkowitego przebiegunowania.

 

Ostatnie przebiegunowanie Ziemi miało miejsce ok. 780 000 lat temu, chociaż 40 000 lat temu było blisko, aby znowu się wydarzyło. Proces ten nie jest gwałtowny, przebiegunowanie może trwać tysiące lat. Region, który najbardziej nurtuje naukowców w kontekście przebiegunowania to anomalia południowoatlantycka (SAA). To ogromna przestrzeń rozciągająca się od Chile do Zimbabwe. Pole magnetyczne w obrębie tej anomalii jest tak słabe, że stanowi zagrożenie dla ziemskich satelitów, ponieważ promieniowanie, które przepuszcza może zakłócić ich działanie.

 

- Od pewnego czasu wiemy, że pole magnetyczne się zmienia, ale tak naprawdę nie wiedzieliśmy, czy w tym regionie to coś niezwykłego, czy też normalnego  - powiedział Vincent Hare, fizyk z Uniwersytetu Rochester.

 

Naukowcy nie wiedzą zbyt wiele o historii tego regionu magnetycznego Ziemi, ponieważ brakuje im danych archeomagnetycznych - fizycznych dowodów magnetyzmu przeszłości Ziemi zachowanych w reliktach archeologicznych.

 

Rytuały przeprowadzane przez starożytnych Afrykanów zamieszkujących dolinę rzeki Limpopo, terenów granicznych Zimbabwe, RPA i Botswany (które należą do anomalii południowoatlantyckiej) mogą rzucić nowe światło na przebiegunowanie Ziemi. W okresach suszy, ludy Bantu spalały swoje gliniane szałasy i magazyny zboża.

 

Podczas spalania gliny w wysokich temperaturach, dochodzi do stabilizacji minerałów magnetycznych, a gdy one ostygną zostają "zapisane" w nich dane o ziemskim polu magnetycznym. Analiza starożytnych artefaktów, które pochodzą z tych rytuałów, pozwala odczytać dane o polu magnetycznym na przestrzeni wielu stuleci. Symulacje komputerowe zasugerowały, że obszar rdzenia jądrowego pod Afryką Południową może wpływać na przyszłe zmiany ziemskiego pola magnetycznego.

 

Okazało się, że w latach 400-450, 700-750 i 1225-1550 w ziemskim polu magnetycznym miały miejsce podobne wahania jak teraz. Pod Afryką musi znajdować się coś, co wywiera potężny wpływ na nasze pole magnetyczne.

 

- Mamy coraz mocniejsze dowody na to, że pod Afryką istnieje coś niezwykłego, co może mieć istotny wpływ na globalne pole magnetyczne - powiedział John Tarduno, geofizyk biorący udział w badaniach.

 

Dane sejsmologiczne wykazały, że ok. 2900 km pod powierzchnią Afryki znajduje się gęstszy region jądra Ziemi zwany Large Low Shear Velocity Province (LLSVP - brak polskiego odpowiednika). Jest on praktycznie na granicy płynnego jądra zewnętrznego i płaszcza Ziemi. Struktura ta może lekko opadać na płynne jądro wewnętrzne, zakłócając w nim przepływ żelaza, a tym samym oddziałując na pole magnetyczne naszej planety.

 

Aby dowiedzieć się, co faktycznie dzieje się pod Afryką, potrzebne są kolejne badania. Naukowcy uspokajają, że jest jeszcze za wcześnie, by mówić o nadchodzącym pełnym przebiegunowaniu Ziemi.

źródło

Cylindry faraona - rozwiązanie zagadki.

$
0
0

Kiedyś gdzieś czytałem o cylindrach faraona i ostatnio przypomniałem sobie o nich gdy rozkminiałem szlaki metaboliczne w mózgu. Jeden z tych cylindrów wykonany był z cynku (cylinder księżyca) a drugi z miedzi (cylinder słońca). Miedź i cynk odgrywa kluczową rolę w produkcji neuroprzekaźników w mózgu a pierwiastki te mogą być wchłaniane przez skórę tak więc cylindry faraona mogą działać. Miedź uczestniczy w procesie produkcji dopaminy a cynk ma działanie sedatywne czyli uspokajające, więc nazwy cylindra księżyca i słońca nie są przypadkowe. W dzisiejszych czasach gdy mamy pod ręką suplementy takie cylindry są zbyteczne jednak wiedza starożytnych Egipcjan budzi u mnie zdumienie. Wysoki poziom miedzi i niski cynku wykrywany jest u pacjentów ze schizofrenią. Sam jestem schizofrenikiem i wiem, że to czego doświadczyłem w stanach choroby wykracza poza ludzkie rozumowanie.

Rosja: Policjanci wezwani do ataku "złego ducha" na syberyjskiej wsi

$
0
0

470231e3c0971680.jpg

Foto: Shutterstock

 

 

Mieszkańcy nawiedzonego domu we wsi Maraksa w obwodzie tomskim zadzwonili na policję, prosząc o pomoc w poradzeniu sobie z manifestacją niewidocznej siły, która rzucała przedmiotami i przewracała meble – informują rosyjskie media, dodając, że funkcjonariusze, przerażeni widokiem, wezwali na pomoc duchownego.

 

 

Jak informują rosyjskie media, w miejscowości Maraksa położonej w centralnej części obwodu tomskiego doszło do serii niewytłumaczalnych zdarzeń. Niewidzialna siła demoluje dom rodziny Żukowów i ciska przedmiotami. Przerażeni mieszkańcy wezwali na pomoc policjantów, a ci, widząc co się dzieje, mieli poprosić o wsparcie kapłanów z cerkwi prawosławnej.

 

To dzieło upadłego anioła – mówi duchowny

 

Maraksa, leżąca w środkowej części odludnego obwodu tomskiego, znalazła się na ustach całego kraju, kiedy 12 lutego br. do domu państwa Żukowów przybyła policja wezwana z powodu… ataku "złego ducha". Domownicy relacjonowali, że pod wpływem tajemniczej siły przedmioty wzbijały się w powietrze, a ciężkie meble samoczynnie się poruszały. Taki stan trwał kilka dni, ale gospodarze – małżeństwo emerytów, które przez lata prowadziło rodzinny dom dziecka, mieli nadzieję, że zjawiska ustaną.

 

– 11 lutego mama zadzwoniła do mnie, mówiąc, że w domu wszystko spada na ziemię – powiedziała córka Żukowów, Jekaterina. – Wspominała, że przewróciła się mniejsza szafka, duże trzęsły się, książki spadały z półek, a poduszki z tapczanu. Powiedziałam jej, żeby jak najszybciej opuściła dom razem z ojcem i Igorem – moim przyszywanym bratem. Z początku myślałam, że to wszystko wynik trzęsienia ziemi. Szybko do nich pojechałam – wspomina kobieta, mieszkanka sąsiedniego Kołpaszewa.

 

Na miejscu, ku swojemu zaskoczeniu, zastała policjantów. Wkrótce zjawiła się też jej siostra. Udawszy się do domu, cała grupa, łącznie z funkcjonariuszami, obserwowała działalność "intruza", który siał spustoszenie, koncentrując swe ataki na Igorze: "Jajko z kosza uniosło się i poleciało prosto w jego twarz. Kiedy poszedł do pokoju, ze ścian pospadały obrazki i zdjęcia. Poszedł do łazienki i spadł wieszak, a drzwi walnęły go w czoło" – relacjonowała Jekaterina portalowi "Sybir Realii".

 

Pierwsze oznaki "dziwności" u Żukowów pojawiły się dwa tygodnie wcześniej, choć nic nie zapowiadało, że przybiorą taką skalę. Zaczęło się niewinnie – od mrugających żarówek, skończyło na latających nożach. Nie dziwi, że policjanci, odbierając zgłoszenie, myśleli początkowo, że dotyczy ono kolejnego przypadku "białej gorączki". Raport na temat tamtych wydarzeń, udostępniony w sieci, mówi jednak sam za siebie.

 

92ddbc757607fee0.jpg

Nawiedzony dom we wsi Maraksa. Foto: siberiantimes.com

 

"W domu panował bałagan, wszędzie porozrzucane były przedmioty. Meble były poprzewracane. W kuchni w ścianę wbity był nóż. Mieszkańcy mówili, że od dwóch dni w ich domu działy się niewytłumaczalne rzeczy. W powietrzu latały sztućce. Na oczach funkcjonariusza z półki zawieszonej na ścianie wyfrunęła książka. Z pokoju, w którym nikogo nie było wyleciała laska. Dla zaobserwowanych fenomenów nie znaleziono wyjaśnień" – pisał mjr Artamonow z komisariatu w Kołpaszewie do szefa oddziału Ministerstwa Sytuacji Nadzwyczajnych w Tomsku.

 

Policjanci nie byli jednak w stanie pomóc rodzinie inaczej niż wezwaniem duchownego z pobliskiego Toguru, jaki sam stał się świadkiem dziwnych wydarzeń, kiedy przyjechał do Maraksy poświęcić "dom cudów". Inny miejscowy duchowny, jeromonach Symeon Kojnow, wypowiadający się o tym przypadku dla prasy, stwierdził, że bezsprzecznie jest to dzieło sił zła.

 

– Mówimy o nich "złe duchy" albo "upadli aniołowie". Ich działalność obliczona jest na agresję i zniszczenie. Każdy patrzy jednak na to, co się tam dzieje z innej perspektywy – uznał duchowny, dodając, że sprawa wywołała we wsi ogromne poruszenie.

 

W Rosji podobne zdarzenia mają miejsce regularnie

 

Córka Żukowów mówi, że wśród sąsiadów zaczęły krążyć przeróżne plotki podsycane doniesieniami mediów i portali internetowych. Jedni twierdzą, że rodzina chciała mieć swoje pięć minut sławy, inni że duch mieszkał tam od zawsze i dlatego poprzedni właściciele opuścili dom cztery lata temu.

 

Jekaterina wyjaśnia jednak, że cała sytuacja jest dla jej rodziców bardzo problematyczna. Oprócz pogłosek i niechcianej sławy, muszą zmagać się z wizytami dziennikarzy, filmowców i samozwańczych pogromców duchów. Żukowowie do tej pory cieszyli się dobrą opinią. Była nauczycielka i marynarz żeglugi rzecznej prowadzili rodzinny dom dziecka. Ich najmłodszym adoptowanym synem jest wspomniany Igor, wokół którego koncentrują się nadprzyrodzone zjawiska.

 

– Ludzie mówią, że przez nie odebrano rodzicom Igora, że trafił do "bidula" – mówi Jekaterina o plotkach. – Inni rozpowiadają, że byliśmy niechrzczeni. Z rodziców robi się dziwaków, nieotwierających nikomu drzwi. Mam nadzieję, że to wszystko wkrótce się skończy i ludzie przestaną mówić nieprawdziwe rzeczy na nasz temat. My niczego nie udajemy!

 

Na razie nic nie wiadomo o kolejnych zdarzeniach w nawiedzonym domu. Analiza doniesień wskazuje jednak, że jest to typowy przypadek aktywności poltergeista (od niem. "hałaśliwy duch").

 

Jest to częste zjawisko, szczególnie w Rosji. Tamtejsze media regularnie donoszą o przypadkach ataków "niewidzialnych sił" w domach lub mieszkaniach. Zwane w rosyjskim folklorze barabaszkami, poltergeisty od dekad stanowią przedmiot sporu wśród parapsychologów. Jedni tłumaczą je spontanicznymi, anomalnymi manifestacjami bioenergii przez dorastające dzieci (barabaszki najczęściej aktywują się wokół nastolatków, głównie dziewcząt). Według innych, istnieją dowody, że hałaśliwe duchy posiadają inteligencję i charakter, więc nie można wykluczyć, że to ludzie, którzy… nie wiedzą, że nie żyją.

 

Jedno z najgłośniejszych rosyjskich nawiedzeń z udziałem poltergeista miało miejsce również w obwodzie tomskim, w mieście Swietłyj, gdzie od 1998 r. rodzina Kisliakowów była terroryzowana przez niewidoczną siłę demolującą ich mieszkanie w bloku. Tamtejszy "duch" był niezwykle złośliwy i zgodnie z relacjami, rzucał przedmiotami w domowników, wzniecał pożary, a nawet zostawiał krótkie wiadomości (w jednej z nich przedstawił się jako "Fotyma"). Zniknął równie nagle, jak się pojawił w 2001 r.

 

W 2010 roku poltergeist zagnieździł się w bloku przy ul. Simonowa w Wołgogradzie, dając się we znaki państwu Starostnym, u których samoczynnie poruszały się, a nawet lewitowały sprzęty domowe. Wszystko trwało jedynie kilkanaście dni. Z kolei na początku 2011 r. policję do barabaszki wezwała rodzina ze wsi Starcewo (Kraj Krasnojarski), gdzie – jak odnotowali przedstawiciele grupy badawczej Kosmopoisk zajmującej się zjawiskami paranormalnymi – spadł żyrandol, przewracały się meble i pękło akwarium. Ciekawy przebieg miał inny przypadek z września 2011 r., gdzie trzy studentki, które wprowadziły się do kawalerki przy ul. Nowokszonowa w Irkucku, zaczęły miewać niepokojące sny, a następnie były nękane przez dziwne stukania i hałasy – mniej uciążliwe strony działalności poltergeista.

 

Wizyty służb mundurowych w mieszkaniach, gdzie działy się podobne rzeczy zdarzały się także w Polsce. Najsłynniejszy przypadek, badany m.in. przez lekarzy i fizyków, dotyczył Joasi Gajewskiej z Sosnowca, w sąsiedztwie której, począwszy od Wielkanocy 1983 r., dochodziło do samoczynnych przemieszczeń przedmiotów oraz innych niezwykłych wydarzeń, jakie ze szczegółami opisali w słynnej książce-reportażu "Nieuchwytna siła" Marek Rymuszko i Anna Ostrzycka.

źródło

 

 

Coś mi nie daje spokoju..

$
0
0

Witam! Od niedawna coś mnie prześladuje.Mianowice jest to prawdopodobnie demon, który nie daje mi w spokoju żyć. Około 2 tygodnie temu pierwszy raz zauważyłem, że coś się dzieje. o 3 w nocy coś białego "śmignęło" mi koło łóżka i widziałem to kątem oka. po chwili zobaczyłem że to 3:00 i wiedziałem już co się dzieje.Obróciłem się na drugi bok twarzą do ściany i zacząłem zmawiać modlitwę.Miałem zamknięte oczy i nagle zaczęło mną coś rzucać na łóżku. Po prostu w okolicach klatki piersiowej wyrwało mnie w górę. Przeszedł mnie ogromny chłód, byłem sparaliżowany, Leżałem tak około 15-20 minut cały w strachu gdy nagle usłyszałem dźwięk tuż obok mojego ucha. Dźwięk ten przypominał warczenie psa i chwilę potem poczułem ciepły oddech na mojej szyi. przez kolejne 10 minut zmawiałem modlitwy i w końcu zasnąłem. Około 3-4 dni później obudziłem się o 3 odczułem lekki chłód, rzuciło mną z 2 razy i poszedłem spać dalej (nie przejąłem się tym może dlatego, że byłem zaspany..) Dzisiejszej nocy również odczułem nagle niepokój gdy wybiła 3. Odczuwałem chłód i nie mogłem zasnąć. Gdy stwierdziłem, że pewnie umysł płata mi figle próbowałem spać, lecz nie mogłem. Gdy powoli wchodziłem w stan snu to coś nagle wyrwało mną do góry.od 3 do 4 siedziałem z zapalonym światłem i oglądałem telewizje...

Dlaczego takie rzeczy się dzieją? Mam kilka przypuszczeń :

- Sesje z tabliczką Ouija, wprawdzie nic się nie działo ale została zakończona ona źle.

- Czytanie Biblii szatana

- OOBE (podczas wychodzenia z ciała również podobnie mną rzucało)

 

Proszę o pomoc nie wiem co robić a to coś nie daje mi spokoju. Co zrobić, żeby się tego pozbyć?

Jezioro Bajkał zmieni się w ocean. Za jakiś czas.

$
0
0

information_items_7173.jpg

Uważa się, że brzegi jeziora oddalają się o około 2 milimetry rocznie. Zdjęcie: Sergey Bragin

 

Jezioro Bajkał o kształcie półksiężyca jest obecnie najgłębszym i najstarszym jeziorem na Ziemi.  Utworzyło się ono 25 milionów lat temu na pęknięciach tektonicznych. Zajmuje  obszar 31 722 kilometrów kwadratowych i zawiera 23 miliardy ton wody czyli 20% światowych niezamrożonych zasobów słodkiej wody.

 

Geolog, dr Siergiej Krivonogov, który koordynował nowe, ważne badania dotyczące regionu, stwierdził, że Bajkał jest oceanem embrionalnym.

 

Uważa się, że brzegi jeziora oddalają się od siebie o około 2 milimetry rocznie, podczas gdy otaczające góry rosną od 5 do 6 mm rocznie, czyli dość szybko w geologicznym rozumieniu tego słowa.

 

inside_baikal_above.jpg

Bajkał. Zdjęcie: Timur Dugarzhapov

 

Depresje w strefach trzęsień ziemi pogłębiają się gwałtownie o 4 mm rocznie.

 

Artykuł w specjalnym numerze czasopisma „Gondwana Research”. donosił: "W skorupie ziemskiej jest ogromna szczelina, dokładnie w centrum Eurazji, zwana strefa ryftu bajkalskiego."

 

"Ta szczelina rozszerza się stopniowo, i jeśli warunki geodynamiczne nie ulegną zmianie, największy kontynent podzieli się za 20 milionów lat, a nowy ocean pojawi się tam, gdzie teraz jest Bajkał".

 

inside_baikal_rift_map.jpg

Zdjęcie: Harmon D. Maher Jr

 

Eksperci twierdzą, że brakuje publikowanych prac naukowych na temat  strefy ryftu bajkalskiego. Ich zdaniem wcześniej nie przeprowadzono  pełnego przeglądu strefy ryftu. Geolodzy prowadzili jedynie badania poszczególnych odcinków, a uogólnione prace dotyczyły tylko centralnej strefy tego regionu, a mianowicie bezpośrednio samej depresji jeziora Bajkał.

 

Ponadto wiele materiałów powstało wyłącznie w języku rosyjskim, co powodowało, że liczni naukowcy  z innych państw nie mieli do nich dostępu.

 

Z zrekonstruowanego przez badaczy obrazu wynika, że w mezozoiku (około 100-70 mln lat temu) na tym miejscu istniał system basenów tektonicznych. Następnie pojawiła się tu strefa ryftu bajkalskiego

 

Bajkał jest centralną i najstarszą częścią tego ryftu. Przez dziesiątki milionów lat strefa ryftu bajkalskiego rozwijała się dosyć spokojnie, ale około 7-5 mln lat temu prędkość przesunięć tektonicznych nagle wzrosła. Gwałtownie nasiliły się ruchu tektoniczne.

 

Góry szybko rosły, doprowadzając do widocznego dziś alpejskiego krajobrazu.

 

Formacja alpejskiego krajobrazu została utrwalona przez długie okresy oblodzenia na półkuli północnej, z których pierwsza miała miejsce około 700 000 lat temu, a ostatnia z nich od 110 000 do 12 000 lat temu.

 

"Odtwarzając te procesy, możemy zrekonstruować harmonogram tektoniczny w rejonie ryflowania Baikału w ciągu ostatnich kilkudziesięciu milionów lat" - powiedział dr Krivonogov, który współpracował z dr Inną Safonova, ekspertem od magnetyzmu płaszczowego z Nowosybirskiego Uniwersytetu Państwowego.

 

inside_map_of_earthquakes.jpg

Zdjęcie: V. Sankov

 

"Wielu naukowców pracowało nad tym zagadnieniem" - kontynuował Krivonogov. "Mnie udało mi się połączyć i uogólnić te dane, dodając wyniki własnych badań. W rezultacie mój artykuł jest rodzajem przeglądu istniejących pomysłów dotyczących struktury i historii depresji w rejonie ryftowania Bajkału ".

 

Ludzie nadawali różne nazwy spektakularnemu jezioru, które miało także duchowe znaczenie dla wielu zamieszkujących tam grup.

Mongołowie nazywali ją Wielka Woda, podczas gdy Chińczycy określali mianem Morza Północnego. Rosyjscy pionierzy używali słowa Evenków "lamu", co oznacza morze. Ale tureckie słowo Baikal - Wspaniałe (Głębokie) Jezioro - ostatecznie zwyciężyło.

 

Jezioro jest wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO.

 

tłumaczenie i skróty: Nick

źródło

Viewing all 3197 articles
Browse latest View live